Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 51

Pov. Gran

Podbiegamy do dwóch ciał zmartwieni.

-Przesadziliśmy, co jeśli zniszczyliśmy im psychikę?- patrzę na zielono włosego obok siebie.

-Nie powinno być tak źle, raczej obaj będą szczęśliwi z powodu ich żyć, jak i reszty...- jakoś mnie tym nie przekonał-Ty jakoś bardzien byłeś eszczęśliwy, kiedy dowiedziałeś się prawdy, a dopiero później krzyczałeś w furii- wzruszył ramionami. Objąłem go ramieniem, całując w policzek czuło.

-Teraz to na pewno nigdy Cię nie puszczę... nigdy- spoważniałem. Ja to co innego niż Burn. Nie wiem czy przypadkiem wszyscy teraz na serio nie umrzemy.

-Gran...nie mów teraz tego. Musimy ich wziąć do domku, zanim się przeziębią.

-Racja- wzięliśmy umarlaków na plecy i poszliśmy do siebie, mijając dziewczyny, które zadały milion pytań na sekundę. Odpowiedzieliśmy krótko i na temat. W końcu nas puściły, dzięki czemu mogliśmy wejść do budynku. Położyliśmy ich na  łóżkach-Chodźmy na dół- pociągnąłem go za rękę, ciągnąć za sobą-Chcę usłyszeć historię do końca...- szepnąłem drugą część bardziej do siebie. Usiedliśmy na kanapie, gdzie było widać Desarm na tarasie. Coś tam robił, co zbyt mnie nie interesowało.

Pov. Burn

Otwieram delikatnie oczy, oślepnąłem na kilka sekund. Złapałem w panice za głowę, wyrywając kilka włosów. Siadam rozglądając się wokół. Jakimś cudem umormowałem oddech, przeszywając wzrokiem szaro włosego, który leżał nieopodal mnie. Wstałem powoli, niedowierzając temu co widzę. Dotykam go delikatnie po ramieniu, jakby był najcieńszym szkłem na świecie.

-Gazelle...- czy to sen? Błagam, oby nie. Nie mówcie, że naprawdę straciłem śnieżynkę. Klęknąłem przy łóżku, chowając jego dłoń w swoich. Przykładam do nich czoło, przegryzając wargę-Błagam...żyj- szepczę kilka razy te same słowa z szklanymi oczami-Zrobię dla Ciebie wszystko, tylko otwórz oczy i powiedz, że wszystko dobrze.

-Myślisz, że byle co mnie zabije?- szybko podniosłem głowę z przyśpieszonym byciem serca.

-Gazelle...- szepczę z uśmiechem ulgi i miłości-Co to było?- miałem koszmar?

-Hej...- stanęli za mną czerwono włosy i zielono. Patrzymy na nich w nie małym szoku.

-Znowu jakiś sen? Czemu życie musi być tak zagmatwane?- pytam sam siebie z pretensją

-Nie, musimy wam powiedzieć prawdę. Teraz co się tu dzieje jest całkowicie prawdziwe. Wszyscy są żywi- siadam przy swoim ukochanym, czekając na wytłumaczenie-Więc...wszystko było iluzją- drapie się po karku niemrawo.

-Jak to było iluzją? Jeśli powiesz, że to przez jakieś grzybki, to...

-Nie, nie, to coś kompletnie innego- przerwał mi-Wysłuchajcie mnie uważnie. Najprawdopodobniej mi nie uwierzycie, ale spróbujcie to zrozumieć- już nie wierzę-Em... pamiętacie tego podejrzanego mężczyznę, który chodził po okolicy?- kiwnęliśmy głową na tak-To był duch- że co kurna?-Został zabity jakieś 40 lat temu, w domku obok nas, który jest w ruinie. Szuka swojej córki. Nie wiadomo czy dalej żyje czy nie. Spotkałem go przy jeziorze, wtedy właśnie wszystko mi powiedział. Miałem...malutki zawrót głowy- zerka na mnie, ach...już wiem o co chodzi. Nie powie co się dokładnie  z nim dzieje przy Gran. Myślałem, że już nie mają przed sobą tajemnic, a tu takie rzeczy. Nie ładnie, nie ładnie- Pomógł mi z tym i stworzył iluzję...przez moją złość. Wyciągnął moje obawy z serca. Chciałem wiedzieć czy Gran naprawdę mnie kocha i jak zareaguje na moje zaginięcie. Przeszedłem kilka kroków i nagle wy się pojawiliście. Gdyby mnie porwano lub coś, to by Gran miał nadzieję i by mnie szukali, dlatego nie miałbym pewności wszystkiego. Dlatego w wodzie znaleźliście moje nie martwe ciało. Od tej właśnie chwili wszystko było iluzją. Wszyscy w trójkę w nią popadli. Też was to wciągnęło i zaczęło sprawdzać, reakcję na moją śmierć i waszą. Wszystko naprawdę było dramatyczne...nie powiem, że nie przesadziłem i naprawdę mi przykro, że musieliście to przeżyć z tak błahego powodu. Jestem świadom, że mogło wam to całkowicie zniszczyć psychikę- zacisnąłem palce w pięści w furii. Stanąłem w mgnieniu oka przed nim, szarpnąłem agresywnie za jego koszulkę, o mało co jej nie rozrywając.

-Co ty sobie wyobrażasz?! Gówno mnie obchodzi twoja świadomość! Skoro wiedziałeś co może się stać, to czemu to zrobiłeś?! Wplątałeś w twoją paranoję osoby, które nie musiały cierpieć!- o mało co go nie uderzyłem. Poczułem ciepło na barku i ścisk na dłoni.

-Rozumiem twój gniew, ale...- siłą odsuwa moją rękę od niego-Nie dotykaj go- syknął przez zęby z powagą. Patrzymy sobie dłuższą chwilę w oczy.

-Czyli mam być spokojny, po tym jak o mało co nie padłem i przeżyłem jakąś makabryczną traumę?! Czy wy myślicie?! Skąd mam mieć pewność, że mówi prawdę?! Mógł to wszystko wymyśleć, aby tylko ukryć prawdziwy powód!

-Niby jaki by miał inny powód?

-Czy to nie oczywiste?!

-Burn.

-Czego?!- zerkam za siebie na szaro włosego.

-Uspokój już się- przeczesał grzywkę

-Sam jesteś zirytowany, dlaczego ja mam być spokojny?

-Dlatego bo krzyki w niczym nie pomogą- stanął przed kapitanem Gemini Strom-Coś jeszcze masz nam do powiedzenia?- pyta chłodniej niż zazwyczaj, co spowodowało dreszcze w moim ciele. Naprawdę dziwne uczucie...

-Wszystkie te iluzje miały swoją cenę.

-Cenę?! Czy ty naprawdę...!- szybko milknę. Siadam na łóżku, starając się ochłonąć.

-Będę musiał się dowiedzieć co się dzieje teraz z jego córką i czy w ogóle jeszcze żyję- no nie, strzelcie go lub mnie, bo nie wyrabiam.

-Niby jak chcesz to zrobić?

-Mam wskazówki. Wy nie musicie nic robić. Miałem wam tylko wytłumaczyć co się naprawdę stało. Wszyscy żyją i mają się dobrze, rozumiano?

-Tak- wypuściłem ciężko powietrze z płuc-Idę się przejść- zszedłem na dół, wkładając ręce do kieszeni. Wyszedłem z budynku, kierując się przed siebie. Po prostu chcę ułożyć wszystkie myśli w całość i... uspokoić serce z myślą, że moja śnieżynka jest cała... kopnąłem kamyk-Cholernie irytujące.

-Ale jeszcze nic nie zniszczyłeś. Widzę progres w twoim zachowaniu- stanąłem

-Po co za mną poszedłeś?

-A nie mogę?

-Możesz- wzruszam ramionami. Minął mnie.

-Najlepiej o tym nie myśleć, Burn. Cieszmy się z faktu, że naprawdę wszystko jest dobrze.

-Ty tak na poważnie? Czy ty udajesz czy serio tak bardzo Cię to nie ruszyło?- zmarszczyłem jeszcze bardziej brwi.

-Po prostu nie ma sensu wybuchać gniewem. Nic to nie da.

-Może Ci, ale w porównaniu do Ciebie, to się przejąłem. Kto normalny współpracuje z duchem? Przecież to oczywiste, że mogło nam coś się stać psychicznie, jak i fizycznie. To zbyt podejrzane.

-Wiem.

-Nie widać tego po Tobie- pchnął mnie na niedalekie drzewo-Co ty robisz?!zbliżył do mnie twarz, przywalając ręką obok mojej głowy-Do reszty Ci odbiło?- zacisnął drugą pięści na mojej koszulce, spuszczając głowę-Będziesz milczał? Nic nie zdziałasz, nie ważne co zrobisz- wtula twarz w zagłębieniu mojej szyi, zagłębiając swoje ciało w moim, co spowodowało u mnie nagły spokój i nie ogar. Niepewnie go objąłem.

-Poznałem słabość, w czasie " próby".

-Ha? O czym ty gadasz?

-Moją słabość- co? Nagle na wyznania mu się wzięło? Błądzę ręką po jego plecach, czekając na jego dalszą wypowiedź-Tą słabością jesteś ty. Nie umiem sobie poradzić z tym co się wydarzyło. Z każdą chwilą jesteś dla mnie coraz ważniejszy. W czasie kiedy Cię nie ma przy mnie, moje życie traci część mnie. Nie mam ochoty nawet oddychać, ani nic innego. Od zawsze ty byłeś moją motywacją do wszystkiego, a tu nagle... widziałem twoją śmierć. Nie zniosę tego. Cały czas mam ten straszny obraz przed oczami- wbił palce w moje łopatki-Jedynie co mi zostaje, to wszystko schować w sobie i nie reagować na to zbyt mocno. Powiedział, że to była iluzja, w takim razie...nie możesz cieszyć się, że obaj żyjemy?- zabiło mi szybciej serce. Nie dowierzam jego słowom. Nie sądziłem, że kiedyś on... będzie tak ze mną szczery.

-Cieszę się- podłamał mi się głos-Nigdy w życiu nie czułem takiej ulgi- odsunąłem go delikatnie, aby móc mu spojrzeć w oczy. Zaśmiałem się bezczelnie-Co to za szklane oczy?

-Nie jesteś lepszy- fuknął

-Może- stykam nasze czoła. Odczekałem jakąś chwilę w nerwach. Ucałowałem jego dolną wargę. Nie zostałem odtrącony, ani nic, co oznacza, że mam zgodę na kontynuowanie. Złączyłem nasze usta w czułym pocałunku. Zawiesił ręce na mojej szyi, a ja go objąłem w pasie, pogłębiając. Usłyszałem z jego strony cichy pomruk, co spowodowało tracenie kontroli pnam logicznym myśleniem. Włącza mi się instynkt. Kiedy miałem coś jeszcze zrobić, odsunął mnie.

-Nie przesadzajmy.

-Heh, wstydzisz się?~

-Nie, po prostu ktoś może zobaczyć.

-Ta, duchy.

-Bardzo zabawne- przewraca oczami.

-Ha ha, oczywiście. Wracamy?- patrzy mi w oczy znudzony, po chwili się uśmiechnął-No co...?

-Nic.

-Hej, rzadko co się uśmiechasz, a ty mi mówisz, że nic? Nie bądź taki. Dowiem się wcześniej czy później, czy tego chcesz czy nie.

-Powodzenia.

-Znasz mnie, jeszcze pożałujesz swojej decyzji milczenia.

-Mam uznać to za wyzwanie? Niby jak chcesz odkryć co sobie wtedy pomyślałem?- pyta odchodząc. Stanąłem obok niego.

-Wszystko jest możliwe. Jakoś za dużo wyborów nie mam- zaśmiał się cicho-Teraz było to spowodowane moją " głupotą", tak?

-Owszem.

-Heh- wie jak mi poprawić humor. Teraz mogę już przejrzyście przemyśleć i porozmawiać z resztą o tym co będzie dalej.




**********
25.01.2021r.

Ilość słów: 1455

**********

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro