Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 49

Pov. Gran

Z samego rana po sprawdzeniu obecności dziewczyn, poszedłem do " siedziby" kapitanów. W środku siedział już Desarm. Nic nie powiedział przy moim wejściu, więc po po tym milczeniu wnioskuję, że nic złego się nie wydarzyło przez tą noc. Nigdzie nie widząc swojego ukochanego, zerkam przez okna zmartwiony. Gdzie jest reszta? Za godzinę zaczynamy trening. Powinni już dawno tu być.

-Siema- do budynku weszli Gazelle i Burn

-Widzieliście po drodze kapitana Gemini Storm?- spytałem od razu, ignorując wszystko co możliwe

-Twojej pistacji? Nie, ale dziewczyny są bezpieczne. Widzieliśmy jak wszystkie wychodziły.

-Bez niego?

-Najwyraźniej- wzrusza ramionami. Minąłem ich w wejściu i poszedłem od razu tam gdzie najwyraźniej jest. Przynajmniej mam taką nadz... przywaliłem w kogoś na zakręcie. Patrzę na ową postać.

-Reize! Martwiłem się, wszystko dobrze?- spiorunował mnie wzrokiem i minął bez słowa-Reize, co jest?- złapałem go za rękę. Długo jednak nie potrzymałem, gdyż odtrącił ją natychmiast.

-Masz czelność mnie jeszcze dotykać? Obrzydliwe- prychnął

-Co się stało? Czemu się tak zachowujesz?- pytam zmartwiony i zdziwiony jego nagłą zmianą charakteru. Wrócił do poprzedniego siebie?

-Nie musisz wiedzieć, szanowny afroncie- moje serce natychmiastowo przestało bić.

-Czemu mnie tak nazwałeś?

-Wolisz być impertynencki? Dużo słów do Ciebie pasuje.

-Ale czemu te?- zignorował moje pytanie-Teraz ty jesteś arogancki w stosunku do mnie. Powinieneś mieć do mnie szac...- przerwałem widząc jego gniew.

-Nigdy nie będę miał szacunku do kogoś takiego jak ty.

Pov. Burn

-Oho, słychać ich, aż tutaj- skomentowałem, jedząc kanapkę.

-Nie skupiaj się na tym. To nie Twoja sprawa- odpowiedział bez jakiegokolwiek zainteresowania

-Wiem, ale to chyba pierwszy raz, kiedy się kłócą. Nie mówiąc o tym, że to Reize jest zły na Gran. Myślisz, że coś się między nimi stało w nocy?

-Nie obchodzi mnie to. Nawet nie będę sobie tym zaprzątać głowy.

-No weź, widzę, że się zastanawiasz. Podziel się rozmyśleniami- chwilę pomyślał nad swoją wypowiedzią.

-Patrząc na słowa, którymi go nazwał, to pewnie był " zły", " niegrzeczny" wobec niego i bezczelny lub coś w tym stylu. Nie zbyt znam takie słowa.

-Tak czy siak dzięki za wyjaśnienie. W takim razie wnioskując po tym, to nasz kochany szefuńcio skrzywdził swoją kochankę w jakiś okrutny sposób. Ciekawe jak się dalej to między nimi potoczy.

-Znalazłeś sobie kolejną zabawę? Jesteś dzieciakiem czy idiotą?

-Między tym i tym nie ma zbyt wielkiej różnicy- stwierdziłem lekko obrażony.

-A więc jesteś tym i tym- złapałem za jego brodę jednym ruchem, zmuszając do tego, aby spojrzał mi w oczy.

-Gazelle, ładnie to tak mnie obrażać? Nie mów, że też będę miał teraz z tobą problemik, jak oni.

-Patrząc tak na mnie, to możesz dojść do wniosku, że długo nie pożyjesz.

-Jak na Ciebie patrzeć?~- zauważyłem w jego oczach niepewność i lekkie zniechęcenie. Dopiero ogarnąłem czemu tak właśnie patrzył. Zerkam na Desarm stojącego niedaleko nas. Odsuwam się, powstrzymując od chamskiego komentarza. Zepsuł mi całą zabawę swoją osobą. Miałem tyle możliwości, tyle tekstów, podrywów, ale nie. Świat musiał akurat kogoś dać do pokoju, w którym się znajdujemy.
Dołączyła do nas skłócona parka-I jak? Pogodzicie się?

-Lepiej się cieszcie, że nie jesteście jak on. Chociaż patrząc na naturę Burn, to wkrótce dojdzie do zdray- wstałem jak poparzony, słysząc jego oskarżenie.

-Przesadziłeś! Za kogo się uważasz?! Nie zdradził bym śnieżynki!- parsknął na to śmiechem

-Stają się rzeczy, w które nigdy byśmy nie uwierzyli, że się staną.

-Porozmawiajmy na spokojnie. O co tu chodzi? Stało się coś między wami?- Gazelle był osobą, która spróbowała załagodzić sytuację, między wszystkimi.

-Między nami nie- teraz to już nic nie ogarniam-Z resztą, z nami koniec. Nie mamy już po co ze sobą rozmawiać. Tym bardziej nie będę z tobą trenował- aj, czerwono włosego, aż wmurowało w ziemię.

-Nie lepiej to wszystko wyjaśnić? Jesteście zgraną parą.

-Byliśmy, teraz niech tworzy z kimś innym związek- wziął kartę pracy z stołu

-Reize...- na nic nie czekając wyszedł, pozostawiając za sobą długą ciszę.

-To...o co wam poszło?- pytam niepewnie z lekkim wyrzutem, widząc, że sam jest w nie małym szoku-Halo, mówię do Ciebie. Nie mów, że jesteś taki miękki- przegryzł wargę, z której zaczęła sączyć się krew-Hej! To Ci nie pomoże, spokojnie- czemu ja muszę się nim teraz zajmować?! Wzdycha ciężko.

-Nie wasza sprawa- oznajmił ozięble. Nie sądziłem, że będzie w stanie być tak spokojny po straceniu tak ważnej dla niego osoby-Dzisiaj trenujemy bez niego.

-Nie martwisz się? Co jeśli ktoś go dorwie? Ogólnie może mu się coś stać- podszedł do drzwi, nie odpowiadając mi na to pytanie-Co tak na mnie patrzysz? Jest jakiś nieznajomy gościu, który nie wiadomo co chce i nie wiadomo co może zrobić. Nawet jak coś się między wami stało, to powinieneś o niego dbać.

-Kiedy będziesz miał problemy z Gazelle, to powiem Ci to samo- wyszedł

-Też Ci to przypomnę- zadrwił szaro włosy.

-Tak, tak, ale czy nie mówiłem prawdy?

-Mówiłeś, mówiłeś. Lepiej chodźmy na trening, zanim zapuścimy korzenie- wstał z kanapy

-Racja- wstałem za nim. Wyszliśmy z budynku, kierując kroki na plażę. Tam oczywiście nastał moment rozłąki między legendarnym napastnikiem Prominance, a lodówką. Nawet poetycko się nie pożegnał, tylko pomachał ręką i odszedł. Bezduszny jak zawsze~ zobaczymy czy jak dostanie piłką w czasie ćwiczenia to poświęci mi więcej uwagi. Podbiłem okrągły przedmiot i poszedłem w swoją stronę. Zająłem się tym co miałem. Muszę w końcu wszystkich przewyższyć, a bez treningu nie osiągnę wyznaczonego celu. Co jakiś czas między przeszkodami zerkałem na boki, aby zobaczyć jak idzie innym. Gazelle jest zbyt daleko, ledwo co go widzę. Najbliżej jest Desarm, co mnie zbytnio nie obchodzi. Zerknąłem na szybko ostatnio raz na swój rozkład zadań. Jak widać, to skończyłem co miałem. Jedynie co pozostało mi do roboty, to...nabijanie się z niepowodzenia Gran. Nawet na linie w tej chwili nie umie ustać. Naprawdę nie jest to wielkim zaskoczeniem w tej sytuacji. Nie wiem czy byłbym w stanie go jakoś pocieszyć. Nie mówiąc o braku obecności Reize na treningu. Coś niespotykanego. Myślałem, że jednak przyjdzie, a jednak się pomyślałem.

-Też o tym myślisz?- szybko wróciłem na ziemię, widząc przed sobą ukochanego-Nie zamęczaj się tym tak. Jutro pewnie się pogodzą i zapomną o całej tej sprawie.

-Racja, oni to pokojowa para.

-Widzisz? A jak już naprawdę będzie wielka burza, to się najwyżej wtrącimy- opieram ręce o biodra-Chociaż pewnie tylko pogorszymy sytuację.

-Możliwe, jak na razie możemy iść na spacer- na spacer? Patrzę mu w oczy. Już wiem o co mu chodzi.

-Po lesie i blisko domków, tak?

-Tak- no i wszystko jasne. Nie ma tak zimnego serca, jak każdy myśli.

-Jak sobie życzysz- widzieliśmy jak gdzieś poszedł czerwono włosy. Trochę mu pomożemy. To, że jesteśmy wrogami, to nie znaczy, abyśmy całkowicie sobie nie pomagali w potrzebie- Wolę nie mieć później na sumieniu trupa- szepnąłem

-Nie zakładaj od razu najgorszych scenariuszy.

-Nie zakładam. Jestem gotowy na wszystko.

-Jak chcesz- zwrócił swój wzrok na krajobrazy, powodując tym u mnie zazdrość-Nie marszcz tak brwi i się rozglądaj za kapitanem Gemini Storm.

-Tak, tak- fuknąłem, wkładając ręce do kieszeni.

Przejście się po okolicy zajęło nam z dwie godziny. Poszliśmy nawet trochę dalej na wszelki, a chodzenie po lesie wcale nie było przyjemnym doznaniem, ale potraktowaliśmy to jako część treningu. Jak już o tym mówimy, to nastał czas na następną część ćwiczeń. Ech... mogliśmy jednak odpocząć. Wróciliśmy na plażę gdzie zaczęliśmy drugą kartę pracy.

Tak bardzo skupiliśmy się na zadaniach i wspólnym wkurzaniu, że nie zauważyliśmy kiedy nastał wieczór. Gran'a i reszty już nie było. Zerknąłem na chłopaka.

-Zmęczyła Cię ta rozgrzewka?- zadrwiłem

-Pytasz siebie? Możesz usiąść i odpocząć- mija mnie z chamskim uśmieszkiem. Przeszliśmy na drugą stronę. W pewnej chwili mrożonka nagle stanęła jak wryta.

-Gazelle? Co je...?- przerwałem, patrząc gdzie on w szoku. Robię krok w tył, nie umiejąc nic z siebie wydusić.

Pov. Gran

Poszedłem na plażę z bólem głowy. Nie wiem jakim cudem nie potrafię go znaleźć. Już wszędzie szukałem, a go wciąż nie ma. Usłyszałem dźwięk syren, który natychmiastowo spowodował przyśpieszenie moich kroków do maksimum. Zauważyłem grupkę mężczyzn wyciągających coś z jeziora.

-Nie idź tam!- zatrzymał mnie w ostatniej chwili czerwono włosy krzykiem

-Co robi tu policja i karetka?!- pytam w nerwach, które narastały we mnie z każdą sekundą.

-Uspokój się, będzie dobrze.

-Jak będzie dobrze?! Gdzie Reize?!- szarpnąłem go za koszulkę, przyciągając jego ciało do siebie. Poczułem nacisk na barku.

-Gran...nie możesz już nic zrobić- powiedział z skruchą kapitan Diamond Dust. Przyśpieszyło mi serce, widząc ich jednoznaczne spojrzenie po sobie.

-T-To...nie prawda- idę tam. Znowu mnie zatrzymali. Tym razem użyli więcej siły-Puszczajcie! Muszę do niego iść!

-Nie możesz! Specjalne jednostki już się nim zajmują. Nie przeszkadzaj im w pracy- stanąłem, spuszczając głowę. Patrzę w ziemię jakbym szukał jakiegoś wytłumaczenia tego wszystkiego. Przegryzłem dolną wargę, z której po raz kolejny tego samego dnia spłynęło kilka kropel krwi.

-Reize... popełnił samobójstwo? Czy został zabity?- pytam jakby to w ogóle miało zmienić moją negatywną dziurę w swoim sercu, która zaraz miała mnie pochłonąć i zniszczyć od środka.

-Tego jeszcze nie wiadomo. Znaleźliśmy go na brzegu. Nie było żadnej krwi, ale nie sądzimy, aby zjadł coś trującego i miał coś takiego w zanadrzu- wbijam paznokcie w dłoń, zostawiając ślady pół księżyca na skórze.

-Rozumiem- dalej mnie trzymają

-Wiem, że to jest dla Ciebie trudne, ale nie patrz tam. My musimy jechać złożyć zeznania, ale ty masz grzecznie na nas czekać, rozumiano? Nie rób nic głupiego- potrząsa mną-Nie słyszę odpowiedzi- wyrywam część ciała.

-W porządku, wracam- wymamrotałem jakimś cudem słyszalnie i odszedłem w swoją stronę jak jakaś zjawa, bez jakichkolwiek celów w życiu. Po kilku minutach, które dłużyły się nie miłosiernie, wszedłem do budynku. Siadam na ziemi przy kanapie. Chowam twarz w kolanach, wbijając palce w głowę. Szarpnąłem za włosy wyrywając ich kilka-To moja wina. To wszystko moja wina...co ja zrobiłem? Zostawiłem go samego? O to chodzi? A może coś na treningu? Przecież...jeszcze na naszym wczorajszym pożegnaniu było wszystko dobrze... powinienem od razu za nim wyjść? A może naprawdę zrobiłem coś złego przez co mnie zostawił? Gdzie popełniłem błąd? Spojrzałem w bok, słysząc jakiś dźwięk. Tch...uśmiecham się delikatnie, widząc bluzę Reize, którą jeszcze niedawno na nim widziałem.

Czemu się uśmiecham, chociaż widzę jakby wszystko było w ciemnościach? Czemu nie umiem wyrwać z siebie tego paraliżującego bólu i zapomnieć? Powiedzcie mi, co mam robić?





**********
Jak myślicie, co się stało Reize?

a) popełnił samobójstwo
b) to wszystko wina Ikru
c) ktoś inny go załatwił
d) kolejny zły sen
e) coś kompletnie innego

Jestem ciekawa ile osób zgadnie. O ile ktoś spróbuje coś wybrać 😁

21.12.2020r.

Ilość słów: 1732

**********

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro