Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 41

Za dużą mam fantazję, trzeba wrócić do rzeczywistości. Przytomnieje i słucham dalszej wypowiedzi chłopaka. Wszystko już jest jasne, ale wciąż nie wiem kto mu się podoba. Unika tego tematu jak ognia. Podniosłem go z siebie i usadziłem obok. Wolę, aby nikt nas nie zobaczył w takiej pozycji.

-Jesteś zły?

-Trochę.

-A na co dokładnie?

-Serio pytasz? Wszyscy mnie okłamywali przez te wszystkie lata. Tak trudno powiedzieć, że jest jakaś dziewczyna, która ma obsesję na moim punkcie i przez to krzywdzi innych? Ile można? Tyle złego wam wyrządziła, a wy wciąż to samo...nie wierzę w waszą głupotę. Dobrze wiem, że jesteś z tych spokojniejszych i tych co nie mówią o swoich problemach, ale raz na jakiś czas mógłbyś się wysilić i coś powiedzieć.

-Po co?

-Lepszych pytań nie masz? Nie istotne. Idę się przejść, a ty razem ze mną. Bądź łaskawie cicho, chyba, że to będzie coś ważnego, rozumiano?

-Od kiedy to ty dajesz zasady?

-Od kiedy od moich decyzji, zależy życie innych- otwieram drzwi, zawiał wiatr, rozwiewając nasze włosy. Patrzę na zachodzące słońce przy koronach drzew. W tej chwili widok nad jeziorem musi być przepiękny. Znając życie, Gran i Reize wykorzystują czas na słodką randkę. Coś czuję, że naprawdę będą żyli ze sobą do końca życia i nawet adoptują dziecko. Heh, będę wujkiem. Ten maluch ma przechlapane ze mną. Wychodzimy na 20 minut. Chodziliśmy w tą i we w tę. Przynajmniej ułożyłem swoje myśli przez ten czas-Gazelle- zerka na mnie bez emocji-Wytłumacz mi coś- stanąłem, zrobił to samo-Ikru doszła do drużyny niedawno. Byliśmy w osobnych składach, nie gadaliśmy praktycznie ze sobą. Każdy dobrze wiedział, że jesteśmy wrogami. Nienawidziliśmy się, w takim razie...czemu Ikru była najbardziej o ciebie zazdrosna? Nawet kolegami nie można było nas nazwać. A ważniejsze w tej chwili...czemu patrzysz na mnie z taką nienawiścią? Wytłumacz mi to- syknąłem marszcząc brwi. Szybko do mnie podszedł i pchnął na ziemię-Agh, odbiło Ci?!- zamilkłem, widząc dziwny blask w jego pustych oczach. Ogarnia mnie lekka panika.

-Idiota, ktoś taki jak ty, nigdy nie zrozumie prawdziwego znaczenia miłości.

Pov. Gran

W najlepsze chodziliśmy po brzegu plaży, wykorzystując piękne widoki i ciszę. Jedynie co mi nie pasowało, to to, że chłopak był zamknięty gdzieś daleko w swoich myślach.

-Rezie, słuchasz mnie?- zero reakcji-Reize- podniosłem ton głosu powtarzając

-He? Przepraszam, mówiłeś coś?

-Nad czym tak myślisz?

-Nad niczym szczególnym- wypuszcza ciężko powietrze z płuc i patrzy na małe fale na jeziorze.

-Widzę, że coś Cię trapi.

-Może nie powinienem, ale mam w głowie teraz te wszystkie problemy, które nas spotkały do tej pory. Analizuję je. Przepraszam- znowu przeprasza?- Nie powinienen teraz zaprzątać sobie tym głowy. Mamy uroczy spacer- złapał mnie za rękę, przeplatam nasze palce.

-Nie martw się, też nad tym myślę. To wszystko jest skomplikowane- poprawiam włosy-Wszystko jest zagadką. Wiem tylko, że Ikru jest niebezpieczna, ale Gazelle też ma coś za uszami.

-W jakim sensie?

-Możliwe, że tego nie pamiętasz i lepiej, abyś nie pamiętał- stanął przede mną

-Tajemnice? Przede mną? Jak możesz?

-Ha ha, dobrze, dobrze. Nie złość się- czochram go po głowie-To były stare czasy. Wiadomo tylko, że dwie osoby " rywalizują" o względy tego jedynego. Co będzie później, zobaczymy za jakiś czas...o ile nikt nie zginie.

-To nie jest zabawne.

-Jestem poważny, wracajmy już.

-Może... pójdziemy trochę dalej?- pokazał na las palcem

-Reize...ale tak w lesie?- pytam zdziwiony. Podskoczył czerwony.

-Dobrze wiesz, że nie o to chodzi!- zaśmiałem się, widząc jego reakcję.

-Wiem, wiem- mijam go-Czeka nas dłuższy spacer. Widać, że masz silniejsze nogi niż wcześniej.

-Po coś je trenuję.

-Racja.

Pov. Burn

-Ktoś taki jak ty nigdy nie zrozumie znaczenia miłości- o czym on mówi?! Po chwili pada na kolana

-H-Hej...- szybko wstałem, łapiąc go. Powoli kładę na ziemię-Wstawaj! Nie słyszysz co mówię?! Odpowiedz coś!- potrząsam nim, przez ledwo widoczne promienie zachodu słońca, zobaczyłem, jak z nosa poleciała mu krew-Gazelle...- opadają mi ręce bezsilnie-P-Pomocy...- szepczę bezsilnie-POMOCY!- wydarłem się na całe gardło, aż echem odbijał się mój krzyk-NIECH KTOŚ MU POMOŻE! BŁAGAM!- sprawdzam jego oddech w nerwach, nie oddycha! Tak samo nie słyszę bicia jego serca! Szklą mi oczy, nie wiem co robić...-Nie możesz mnie zostawić...- zamknąłem jego ciało w swoich objęciach-Nie pozwolę Ci umrzeć. Za bardzo mi na tobie zależy- próbowałem przez jakiś czas uzyskać jakies reakcję pierwszą pomocą. Widząc, że nic to nie daje podniosłem go na pannę młodą i zacząłem biec najszybciej jak mogłem w stronę domków. Tam jest apteczna, Gran się bardziej zna na takich rzeczach! Pomóże mu! Musi!

Pov. Gran

Usłyszeliśmy niedaleko przerażający krzyk. Od razu rozpoznaliśmy do kogo on należy. Ruszyliśmy w tamtą stronę zmartwieni. Zauważyliśmy jak biegnie w naszą stronę czerwono włosy, trzymając w objęciach drugiego. Co się stało?!

-Pomóżcie! Nagle stracił przytomność! Chwilę temu wymiotował krwią! Próbowałem już pierwszej pomocy przez cały czas, ale nie daje oznak życia!- krzyknął przez napływające łzy do oczu

-Do domku!- krzyknąłem, pobiegliśmy tam. Położył go na dywaniku. Sprawdziłem wszystkie funkcje życiowe. Jest...sztywny? Jest sens wzywania pogotowia?

-Przeżyje? Powiedz coś!- wróciłem na ziemię, kiedy napastnik szarpnął mnie za bark-Co z nim!? Czemu nic nie mówisz?!- spuściłem głowę-Oi!




**********

19.09.2020r.

Ilość słów: 857

**********

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro