Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 38

Pov. Gran

Minęły 24 godziny od pożaru. Zwołałem wszystkich kapitanów drużyn na spotkanie w godzinach wieczornych. Na nim powiedziałem wszystkim moje plany. Gazelle już wcześniej wspominałem o tym, o dziwo Burn też wiedział. Pewnie mu powiedział. Dziś dopiąłem " wycieczkę" na ostatni guzik, dzięki czemu wszystko było jasne.

-Wszystko zrozumiałe? Jeśli tak, to idźcie do swoich podwładnych i powiedźcie co macie. Jutro o 6 wyjeżdżamy. To na razie wszystko- wyszli z pomieszczenia. Siadam na swoim miejscu w ciszy, opieram brodę o dłoń, patrząc w jeden punkt przed siebie z skupieniem.

-Gran...- podniosłem wzrok, słysząc głos czarnookiego

-Hm?- mruknąłem

-Już wcześniej planowałeś ten wyjazd z ojcem, prawda? Wszystkie drużyny jadą do jakiegoś ośrodka i tam wykonamy ostre treningi, aby się wzmocnić?- dobrze zrozumiał

-Tak, dzięki temu wszyscy zapomną o pożarze i skupią się na tym co mają- do tego jest problem z pokojami. Tak samo naszą siła jest zbyt mała, aby zadowolić osobę, której tak dużo zawdzięczamy.

-Rozumiem, będę już szedł- wyszedł, kilka minut później podążyłem za nim. Wszedłem do swojej jaskini, spakowałem ciuchy. Około północy jeszcze zawitałem u Ojca. Powiedział, że będziemy spać w domkach. Około od 5 do 10 osób na jeden budyneczek. Ciekawie...kapitanowie oczywiście są razem. Obym miał pokój z Reize. Wróciłem z powrotem do siebie. Kładę się na łóżku i zasypiam po godzinie starań.

Z samego rana dostałem plany w papierach dla każdej grupy z zasadami, obowiązkami i treningami. Są one stworzone na podstawie statystyk umiejętności każdego z osobna piłkarzy. Uśmiecham się widząc, że w czasie treningu na szybkość będę z Reize, ale do tego z... Reina, co już nie jest na moją korzyść. Wyszedłem z budynku, większość już stała na zbiórce. Poczekałem na resztę. Wyczytałem kto do jakiego autokaru ma wejść, łącznie były dwa pojazdy i jestem oddzielnie z nim...moja drużyna jedzie z Prominanse i kilkoma z Epsilon. Ukryłem w głębi siebie rozczarowanie. Dopilnowałem, aby każdy wsiadł tam gdzie miał. Na końcu dopiero ja mogłem siąść na swoim miejscu. Czytam wszystkie zasady kilka razy, aby nic nie ominąć i zapamiętać je. Pff, ha ha, żartuję. Wcale tak to nie wyglądało. W głupi sposób mój ojciec wymyślił, aby kapitanowie drużyn trzymało się razem. Dlatego my jedziemy autem, a zawodnicy autokarami. Nie wiem co ma w głowie, nie wnikam. Najważniejsze, że jestem z moim słodziakiem. Zerkam w lusterko, nie widzę go...tch. Dzięki temu, że wcześniej przeczytałem notatki, zacząłem je ogłaszać pasażerą pojazdu.

Pov. Burn

Najlepsze rozwiązanie tego wszystkiego, to...wyjazd! Ta, jasne, jakoś tego nie widzę...kto wymyślił ten pomysł?

Patrzę na widoki za oknem, nie słucham za bardzo co mówił turkusowo oki, a dokładnie ujmując co się wydzierał chłopak z przodu. Tylko ogarnąłem, że to jakieś zasady lub coś tam. Nie zbyt jestem tym zainteresowany, a brak zrozumienia przez ten hałas wokół nas nie pomaga.

-Macie jakieś pytania?!

-Nikt Cię nie słyszy-szaro włosy informuje go o tym bez emocji, krzyżując ręce na klatce.

-Ach- wyciąga mikrofon-Teraz lepiej!?- zatykamy uszy

-Oszalałeś?! Chcesz nas ogłuszyć?!- wydarłem się z pretensją

-Czyli słyszycie i zwróciliście na mnie uwagę, to dobrze. W końcu będziemy się integrować- uśmiecha się chamsko

-No chyba Cię coś boli.

-Na pewno mnie mniej, niż Cię uszy- pokazał kciuka w górę-Kontynuując...

Pov. Gran

Po kilku minutach po raz kolejny widzę u nich brak zainteresowania. A więc tak to będzie? Jak sobie życzą, wiem jak na to zaradzić. Naciskam haotycznie na udo mężczyzny, który prowadził, przez co zahamował.

-Hej!- patrzę na niezadowolenie wszystkich z tyłu-Chcesz nas zabić?!

-Ojej, ręką mi się wymknęła- siadam normalnie. Nie robiłbym tego gdyby, to nie było bardzo ważne. Jedziemy dalej. Kierowca poucza mnie, abym więcej tak nie robił. Patrzę w lusterko znurzony. Już ciekawszy jest fakt, że zostawiamy po sobie taki dym z piachu, że kierowca za nami pewnie nic nie widzi. Nie ma to jak bezczelnie specjalnie jechać szybciej na piaszczystych drogach tylko, aby utrudnić komuś życie. Do tego tak nami trząsło, że czuliśmy się jak na fotelu z masażem, co nie było takie złe. Wysiedliśmy po prawie dwóch godzinach przy domku, który był oddalony od reszty. Aby do nich dość trzeba przejść przez drogę 16 metrową, czyli bez problemu widzę dachy domów-A więc, na dole jest Desarm i Reize. Na drugim piętrze jestem ja, Burn i Gazelle- wysyłam szatynowi spojrzenie"Tknij go, a zabiję". Weszliśmy do swoich pokoi. Ja miałem oddzielony od tamtej dwójki. Wszystko włożyłem na swoje miejsce, 15 minut później zszedłem na dół. Mrurzę oczy, widząc coś z piekła rodem. Mhm, łóżka obok siebie. Super, świetnie, cudownie i zagraniczne. Będę musiał się z tym pogodzić. Co ja gadam? Jasne, że tego nie zrobię-Macie wolne do wieczora, idziemy biegać po 17 do 20 po okolicy. Przez ten czas róbcie co chcecie, ale nie naróbcie problemów! Głównie was się to tyczy!- spojrzałem na sufit.

-Zero wiary w nas! Jesteśmy przecież grzeczni- słyszę z góry, wszyscy znamy prawdę.

-Jeszcze, ten czas jest, aby zapoznać się z terenem- kontynuowałem- Powiedzieliście co mają robić wasi zawodnicy, prawda? To oni zaczną swój rozkład dnia za godzinę, aż do wieczora. Pójdę dać im listę, żeby nie było nieporozumień- wychodzę, za mną pobiegł mój skarbek-Coś nie tak?

-Nie, idę tak po prostu. Dasz im listę, a po tym będziesz obczajać teren, w takim razie zróbmy to razem- daje ręce za siebie.

-Z miłą chęcią- powiedziałem to ozięble, ale można było wyczuć radość i czułość w głębi.

Tak jak mówiłem, tak zrobiłem. Poszliśmy w teren spacerkiem, rozmawialiśmy na różne tematy w przyjemnej atmosferze. Jedyne czym się martwiłem, to czy jak wrócimy, to domek będzie cały.

Pov. Burn

Kładę rękę na jego udzie, stukam, patrząc na nie widoczne fale. Ledwo co je ma, przez te mięśnie. Teraz wiadomo czemu nie ma atrakcyjnych krągłości.

-Co ty robisz?

-Czekałem na twoje pytanie- podnoszę wzrok, napotykając od razu jego lekką irytację-Dobrze wiesz czego chcę, a ty musisz to zrobić ze mną- przewrócił oczami.

-Wystarczyło powiedzieć, a nie macać mi udo.

-Musiałem coś sprawdzić.

-Nie będę pytał co- wstał, zszedliśmy na dół, po czym wyszliśmy z budynku. Skręciliśmy w lewo i szliśmy ulicą, wokół były co jakiś czas domki, las i łąki. Ten gorąc jest przyjemny, przynajmniej się trochę opalę. Śnieżynce nie za bardzo przypadła do gustu ta pogoda. Fajnie popatrzeć na jego niezadowolenie. Po 3 godzinach doszliśmy do...niczego, szliśmy cały czas prosto mijając drzewa i wiele innych po nic- Wracajmy- kiwnąłem głową, tak jak powiedział, wróciliśmy. Przy domku rozejrzeliśmy się i poszliśmy inną drogą. Nie musieliśmy za długo iść, po 10 minutach byliśmy przy jeziorze-Coś czuję, że będziemy pływać i trenować z wodą.

-Odkrycie sezonu, umiesz pływać?

-No, a ty? Czekaj, będzie wszystko dobrze- hm?- Gówno nie tonie- drgnęła mi brew

-Byłem miły, ale się skończyło!

-Co teraz zrobisz?- wepchnąłem go do wody. Cały zmokł, zaśmiałem się, na co zmarszczył brwi. Jak słodko widzieć jego irytację.

-Coś nie tak?~ - kładę ręce na biodrach. Wstał w ciszy i się do mnie przytulił. Staję wryty, co on robi?!

-No coś ty~- odsuwa się. Teraz ogarnąłem, że specjalnie zamoczył moje ciuchy!

-Świetnie, obaj jesteśmy mokrzy- przewróciłem oczami

-Sam się o to prosiłeś. Nie musiałeś wpychać mnie do wody. Przynajmniej jest jeszcze słońce. Wracajmy do domu- przeszedł obok mnie, posyłając zadziorny uśmieszek. Nie daruję!

-Tylko z tego powodu mnie przytuliłeś? Ładnie to tak? A jak Cię pocałuje, to też mi oddasz?- spojrzał na mnie lekko czerwony i oburzony-No co?

-Sprawdź, a się przekonasz- dobrze usłyszałem? Stanąłem przed nim.

-Sam to zaproponowałeś, sprawdzę to- przyciągnąłem go do siebie. Też był zaskoczony tym co robię-Myślałeś, że się nie odwarzę, mrożonko? Teraz już nie będę zwlekać- zbliżyłem twarz do jego.

-Burn! Gazelle! Tu jesteście- odsuwam się od niego jak poparzony-Co wy...

-Nie ważne! Pali się?! Czemu przeszkadzacie?!- warknąłem zły na wszystko co istnieję.

-Spokojnie, nie wiedzieliśmy, że to dzisiaj nadejdzie ten dzień.

-Jaki dzień?! Odwaliło wam?! Tylko miałem go sprowokować!- patrzyli na mnie z politowaniem-No co?!

-Nie będziemy przeszkadzać, możesz kontynuować- odchodzą spacerkiem przy brzegu jeziora. Co to? Randka? Już się wczuli w klimat nasze zakochane gołąbki.

-Wracajmy- idę oburzony. Poczułem delikatne szarpnięcie za rękaw, jednak jak spojrzałem co to, nic mnie nie trzymało. Patrzę uważnie na chłopaka-Pff, nie mów, że miałeś jakieś nadzieję, że naprawdę to zrobię. Nie ma szans. Tak mnie nie pogięło.

-Nic nie mówię, dobrze wiem. Zrobiłbyś jeszcze gorsze rzeczy, gdyby nie chodziło o mnie- w jakiś sposób mnie to zabolało. Włożyłem ręce do kieszeni bluzy.

-Tylko ja wiem co bym zrobił w danej sytuacji- zaskoczyła go taka odpowiedź-Z resztą, jeśli będę chciał coś odwalić, to to zrobię i już. Nie będę specjalnie się powstrzymywać, bo...- źle to brzmi

-A jeśli dostałbyś ode mnie pozwolenie, aby zrobić coś głupiego? Zrobiłbyś to?

-Co Ci tak zależy?

-Bo zależy mi na tobie- o mało co nie wybuchem następną złością.

-Reize! Nie wtrącaj się! Skup się lepiej na swojej randce, a nie!

-To jest zwykły spacer!- dobry ma słuch

-Ta jasne, uważaj, bo jeszcze uwierzę!

-Ja mam przynajmniej udane spotkanie!

-Gdybym nie był z tą kostką lodu, też bym miał!- jak to musi dziwnie wyglądać, kiedy krzyczę do kogoś, kto jest w lesie, nawet nie widzę mojego rozmówcy. Nie uzyskując odpowiedzi, poszedłem przed siebie szybkim krokiem-Rusz się, nawet teraz obowiązuje mnie zasada pilnowania ciebie- mówię to z wyrzutem. Idzie obok mnie-Nie raczysz odpowiedzieć?

-A co mam powiedzieć?- czemu wyczułem w jego głosie lekki smutek? Chyba mi się tylko zdawało.

Wchodzimy do domku, zjedliśmy coś. W końcu nie po to jest kuchnia, aby sobie była. Przez następne godziny nie zamieniliśmy ze sobą, ani jednego słowa. Przebraliśmy strój na trening. Wyszliśmy z resztą. Zobaczymy jakie biegi nas czekają.


**********
24.08.2020r.

Ilość słów: 1591

**********

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro