Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37

Pov. Burn

Rozwaliłem drzwi od pokoju. Mój wzrok natychmiast padł na chłopaka, który chwilę temu wstał, widząc jego nieprzytomną twarz. Szarpnąłem go za koszulkę, podnosząc do siadu.

-Pieprzyłeś się z innym, ponieważ nie było mnie na noc?! Kim ty jesteś?!

-O co Ci znowu chodzi?! Nic nie zrobiłem- odepchnął od siebie moją dłoń

-Zrobiłeś!- pokazuję mu zdjęcie, patrzy na to niezadowolony, jednak szybko się uspokoił.

-Znów Gran Cię nabrał...nic nie zrobiliśmy. A nawet jeśli, to sam to zrobiłeś z Ikru, nie masz powodu, aby się tak zachowywać.

-...Wcale nie, nie pobyłem u niej zbyt długo. Chwilę siedzieliśmy rozmawiając. Coś tam chciała, ale nie pozwoliłem na to- patrzy mi uważnie w oczy

-Nic więcej? O czym rozmawialiście?- drapię się po karku

-Że mnie kocha...nie pamiętam szczegółów. Z resztą to nie ma znaczenia. Czemu o to pytasz skoro mnie nienawidzisz?- wstał i się do mnie przytulił

-Jesteś idiotą, chyba będę musiał do ciebie mówić jak do dziecka.

-Ha?! O co Ci chodzi?!- napiąłem mięśnie zdziwiony

-Nie odchodź i już do niej nie idź. Bądź ze mną, Burn- szepnął mi do ucha, serce mi zabiło na te słowa, jak nigdym

-Mógłbyś częściej to mówić.

-Chciałbyś.

-Chcę, jestem w stanie tylko przyjmować twoje słowa, nie twoją mimikę twarzy. Chyba, że w końcu zaczniesz coś pokazywać- zacisnął palce na mojej koszulce.

-Ciekawe masz marzenia.

-Każdy jakieś ma~- moja ręka wylądowała na jego pośladku-Ty również je masz. Przy okazji mógłbyś robić więcej przysiadów- spina mięśnie, dostaję solidnie w policzek.

-Nie dotykaj mnie tam.

-Nie obiecuję- nie żałuję, gdyby teraz nie był czujny, wykorzystał bym jeszcze raz chwilę jego nie uwagi. Siada z powrotem na łóżku.

-Jak zwykle- wzdycha, po chwili delikatnie podniósł kącik ust.

- Ha! Widziałem to!

-Czym się tak ekscytujesz? To tylko uśmiech.

-Twój uśmiech jest wyjątkowy- odwraca wzrok z lekkim rumieńcem. Zaśmiałem się na ten piękny widok- Pójdziesz do mnie księżniczko? Czy mam walczyć o Ciebie z Gran?

-Bardzo zabawne- nawet nie zwróciłem uwagi, kiedy mnie minął i stał już pod drzwiami.

-Ładnie to tak zostawiać swojego mężczyznę?- otwieram je przed nim, przechodzi skrępowany.

-Musisz to robić?

-Owszem, będę walczyć o twoje uczucia i emocje.

-Idiota.

-Twój idiota- czemu mówię teraz takie głupstwa? Adrenalina? Turkusowo oki specjalnie to zrobił. Zadbał o to, abym do niego przyszedł jak najszybciej przez to głupie kłamstwo. Ma szczęście, że jednak go nie tknął. Kładę rękę na jego policzku. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, aby mógł mieć bliższy kontakt z kimś innym niż ze mną. Przesuwam kciukiem po jego dolnej wardze, patrząc głęboko w oczy.

-Burn?- zbliżam powoli twarz.

-Masz czarujące oczy, wiesz?- wcześniej już to wiedziałem, ale teraz są po prostu jak kosmos, nie mogę oddychać i jestem zagubiony, nie jestem w stanie znaleźć drogi powrotnej, zatracam się w tym.

-Co? Jesteś czymś nafaszerowany? Dała Ci coś? Idź spać, maniaczysz.

-Czemu tak uważasz? Może serio tak myślę?- podnoszę jego brodę, tak, aby na mnie spojrzał-Nie lubię jak odwracasz wzrok. Patrz tylko na mnie.

-Nie rób tak.

-Czemu?- zaciska palce na mojej klatce zawstydzony-Jesteś uroczy~ czasem serio przypominasz dziewczynę- zmarszczył brwi. Odsuwa mnie od siebie.

-A ty zbyt przystojny, tracę przy tobie głowę- właśnie mam laga, czy on...nie, przesłyszało mi się. Po prostu języka w gębie mi zabrakło.

-To...- przerwał nam Desarm.

-Tu jesteście, musimy się ewakuować!- krzyknął

-Co się stało?

-Pożar! Musimy wyjść w tej chwili!- spojrzeliśmy po sobie, bez pytań wybiegamy, mijamy pokoje w ogniu i jakimś cudem bezpiecznie wyszliśmy na zewnątrz.

-Kapitanowie! Sprawdźcie czy wszyscy są z waszych drużyn!- krzyknął do wszystkich kapitan Genesis.

-Idź ich sprawdzić, mam Cię na oku- mówię do chłopaka i odchodzę. Kiwnął głową, sprawdziłem czy wszyscy są obecni i bezpieczni. Wzdycham z ulgą, opieram ręce o biodra. Zerkam w stronę szaro włosego. Też skończył swój obowiązek.

-Wszyscy są?- zerkam na przywódcę

-Tak.

-Dobrze.

-Powiesz w końcu co się dokładnie stało? Jakim cudem wybuch pożar?

-Nie wiem, jak na razie nic nie wiadomo. Tylko to, że drugie piętro jest całkowicie spalone na popiół- drugie piętro? Czyli cała drużyna Diamond Dust, na szczęście mieli od godziny trening, dlatego nikt tam nie powinien w tym czasie być. Szczęście w nieszczęściu.

-Oi! Gazelle!- podszedł do nas

-No?

-Wszyscy u ciebie cali?

-...Ledwo uniknęli ognia.

-Co?- opadają mi ręce-Przecież o tej godzinie twoja drużyna miała mieć trening.

-Miała, powiedzieli, że dostali zmianę godzin i trening mieli zacząć popołudniu, co oznacza, że wszyscy byli w pokojach.

-Jak to zmianę?- turkusowo oki zmarszczył brwi-Nic mi o tym nie wiadomo, tylko ja mogę je zmienić lub ojciec, ale...bez powiadomienia mnie nie zrobiłby tego... Pójdę popytać o szczegóły- machnął ręką, odchodząc od nas.

-Jak zwykle coś idzie nie tak- przywalam w murek zły-Najpierw ty, później stracenie wszystkiego, psychofanka, a teraz pożar? Co będzie następne? - spytałem bardziej siebie niż chłopaka obok-Tego już nie można tolerować i traktować za normalne. My albo policja musi znaleźć sprawcę, zanim coś komuś naprawdę się stanie!

-Burn, spokojnie...

-Jak mam być spokojny?! Co gdyby jednak nie udało się komuś wyjść z budynku na czas?! Co gdybyś ty tam był?! Nie mam ochoty tracić szczęścia i celu w życiu w taki sposób!- drugi raz cegły dostały ode mnie z pięści, zostawiając na nich plamy krwi. Nabieram powietrza, ledwo co się uspokajając.

-Lepiej?

-Ta...- przeczesałem włosy do tyłu, prostując plecy- Najważniejsze, że wszyscy są cali.

-Tak, teraz trzeba poczekać na policję i straż pożarną- opiera plecy obok mnie, głaszczę go. Ale ma miękkie włosy...taki piesek albo nawet puszysty kotek- Skończyłeś?

-Nie- robię mu burze na głowie z dumnym uśmiechem-Wyglądasz lepiej niż niektórzy modele i aktorzy. A to wszystko moja zasługa- zaciska palce na swojej grzywce zły-No co?

-Obym przypadkiem gdzie indziej nie zrobił Ci burzy, której nie będziesz mógł opanować- otwieram szerzej oczy, po chwili rumienię-O czym ty...- milknie zawstydzony-Nie to miałem na myśli- odwraca się do mnie plecami.

-Sorry, sorry, samo tak wyszło, a o czym pomyślałeś?

-A jak myślisz? Nie czas na takie rozmowy, trzeba...- milknie z miną jakbym zobaczył ducha-Zdjęcia...- szepnął do siebie

-Co?

-Nie, nic- powrócił do spokoju

-Przecież widzę, że coś jest nie tak. Nie rób ze mnie idioty.

-Nie robię, jesteś nim.

-Ha?! Mógłbyś nie...!- masuję skroń-Tak źle ze mną jeszcze nie jest. Jeśli nie chcesz, nie mów, ale...wiedz, że jak masz kłopot, problem lub cokolwiek, możesz do mnie przyjść, pomogę Ci- już gdzieś słyszałem ten tekst

-Sam sobie poradzę, ty lepiej uspokój swoją fankę, zaraz zabije mnie wzrokiem- pokazał na stojącą niedaleko dziewczynę. Ma rację, przez ułamek sekundy wyglądała, jakby miała mu coś zaraz zrobić.

-Daj chwilę, nigdzie nie odchodź. Mam Cię na oku~- odchodzę tyłem, aby mieć na niego oko-Hej, coś nie tak?

-Nie, cieszę się, że nic Ci nie jest- przytula się do mnie

-Ta...powiesz jak uniknęłaś ognia?

-Podejrzewasz mnie o coś?

-Nie- trochę-Pytam, też się o ciebie martwiłem- całuje ją w dłoń-A więc? Powiesz? Może gdzieś jesteś ranna?

-Nie, nie, wszystko ze mną dobrze. Akurat przyszłam do koleżanki z drużyny, obok nas wybuch pożar. Wszystkich na czas powiadomiliśmy i uciekliśmy- a więc jest szansa, że to ona to podłożyła. Ale to nie ma sensu, czemu to zrobiła? O ile mi wiadomo nie ma żadnych spin z kimkolwiek z drużyny, a Gazelle był ze mną...to nie miało sensu. Czyli tym razem może być niewinna.

-Dobrze, że nic Ci nie jest.

-Mhm, tak się przestraszyłam. Oby szybko złapali tą osobę- patrzy w stronę Reize marszcząc brwi-Tch.

-Co jest?

-Nic, nic- więc to o niego chodziło? Nie...nie możliwe. On taki nie jest i miał wtedy trening...chyba, że były jakieś następne zmiany, o których nie wiedzieliśmy.

-Podejrzewasz kogoś?

-Wolę nikogo w to nie wplątywać. Policja musi to sprawdzić i znaleźć sprawcę. Ja tu nie mam nic do gadania- robi mi jakieś fryzury z łagodnym uśmiechem.

-Skończyłaś?

-Chodzi Ci o moją wypowiedź czy o fryzurę?

-Sam nie wiem- wzdycham, odsuwam jej ręce od moich włosów-Muszę iść pilnować sama wiesz kogo, pogadamy później- machnąłem ręką znudzony. Staję spowrotem obok niego-Teraz trzeba znaleźć rozwiązanie, aby wszyscy byli bezpieczni.

-Jest na to sposób.

-Jaki?- zaczął tłumaczyć co ma na myśli. Szczerze bez szczegół, ale jednak.




**********
16.08.2020r.

Ilość słów: 1353

**********

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro