Rozdział 37
Pov. Burn
Rozwaliłem drzwi od pokoju. Mój wzrok natychmiast padł na chłopaka, który chwilę temu wstał, widząc jego nieprzytomną twarz. Szarpnąłem go za koszulkę, podnosząc do siadu.
-Pieprzyłeś się z innym, ponieważ nie było mnie na noc?! Kim ty jesteś?!
-O co Ci znowu chodzi?! Nic nie zrobiłem- odepchnął od siebie moją dłoń
-Zrobiłeś!- pokazuję mu zdjęcie, patrzy na to niezadowolony, jednak szybko się uspokoił.
-Znów Gran Cię nabrał...nic nie zrobiliśmy. A nawet jeśli, to sam to zrobiłeś z Ikru, nie masz powodu, aby się tak zachowywać.
-...Wcale nie, nie pobyłem u niej zbyt długo. Chwilę siedzieliśmy rozmawiając. Coś tam chciała, ale nie pozwoliłem na to- patrzy mi uważnie w oczy
-Nic więcej? O czym rozmawialiście?- drapię się po karku
-Że mnie kocha...nie pamiętam szczegółów. Z resztą to nie ma znaczenia. Czemu o to pytasz skoro mnie nienawidzisz?- wstał i się do mnie przytulił
-Jesteś idiotą, chyba będę musiał do ciebie mówić jak do dziecka.
-Ha?! O co Ci chodzi?!- napiąłem mięśnie zdziwiony
-Nie odchodź i już do niej nie idź. Bądź ze mną, Burn- szepnął mi do ucha, serce mi zabiło na te słowa, jak nigdym
-Mógłbyś częściej to mówić.
-Chciałbyś.
-Chcę, jestem w stanie tylko przyjmować twoje słowa, nie twoją mimikę twarzy. Chyba, że w końcu zaczniesz coś pokazywać- zacisnął palce na mojej koszulce.
-Ciekawe masz marzenia.
-Każdy jakieś ma~- moja ręka wylądowała na jego pośladku-Ty również je masz. Przy okazji mógłbyś robić więcej przysiadów- spina mięśnie, dostaję solidnie w policzek.
-Nie dotykaj mnie tam.
-Nie obiecuję- nie żałuję, gdyby teraz nie był czujny, wykorzystał bym jeszcze raz chwilę jego nie uwagi. Siada z powrotem na łóżku.
-Jak zwykle- wzdycha, po chwili delikatnie podniósł kącik ust.
- Ha! Widziałem to!
-Czym się tak ekscytujesz? To tylko uśmiech.
-Twój uśmiech jest wyjątkowy- odwraca wzrok z lekkim rumieńcem. Zaśmiałem się na ten piękny widok- Pójdziesz do mnie księżniczko? Czy mam walczyć o Ciebie z Gran?
-Bardzo zabawne- nawet nie zwróciłem uwagi, kiedy mnie minął i stał już pod drzwiami.
-Ładnie to tak zostawiać swojego mężczyznę?- otwieram je przed nim, przechodzi skrępowany.
-Musisz to robić?
-Owszem, będę walczyć o twoje uczucia i emocje.
-Idiota.
-Twój idiota- czemu mówię teraz takie głupstwa? Adrenalina? Turkusowo oki specjalnie to zrobił. Zadbał o to, abym do niego przyszedł jak najszybciej przez to głupie kłamstwo. Ma szczęście, że jednak go nie tknął. Kładę rękę na jego policzku. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, aby mógł mieć bliższy kontakt z kimś innym niż ze mną. Przesuwam kciukiem po jego dolnej wardze, patrząc głęboko w oczy.
-Burn?- zbliżam powoli twarz.
-Masz czarujące oczy, wiesz?- wcześniej już to wiedziałem, ale teraz są po prostu jak kosmos, nie mogę oddychać i jestem zagubiony, nie jestem w stanie znaleźć drogi powrotnej, zatracam się w tym.
-Co? Jesteś czymś nafaszerowany? Dała Ci coś? Idź spać, maniaczysz.
-Czemu tak uważasz? Może serio tak myślę?- podnoszę jego brodę, tak, aby na mnie spojrzał-Nie lubię jak odwracasz wzrok. Patrz tylko na mnie.
-Nie rób tak.
-Czemu?- zaciska palce na mojej klatce zawstydzony-Jesteś uroczy~ czasem serio przypominasz dziewczynę- zmarszczył brwi. Odsuwa mnie od siebie.
-A ty zbyt przystojny, tracę przy tobie głowę- właśnie mam laga, czy on...nie, przesłyszało mi się. Po prostu języka w gębie mi zabrakło.
-To...- przerwał nam Desarm.
-Tu jesteście, musimy się ewakuować!- krzyknął
-Co się stało?
-Pożar! Musimy wyjść w tej chwili!- spojrzeliśmy po sobie, bez pytań wybiegamy, mijamy pokoje w ogniu i jakimś cudem bezpiecznie wyszliśmy na zewnątrz.
-Kapitanowie! Sprawdźcie czy wszyscy są z waszych drużyn!- krzyknął do wszystkich kapitan Genesis.
-Idź ich sprawdzić, mam Cię na oku- mówię do chłopaka i odchodzę. Kiwnął głową, sprawdziłem czy wszyscy są obecni i bezpieczni. Wzdycham z ulgą, opieram ręce o biodra. Zerkam w stronę szaro włosego. Też skończył swój obowiązek.
-Wszyscy są?- zerkam na przywódcę
-Tak.
-Dobrze.
-Powiesz w końcu co się dokładnie stało? Jakim cudem wybuch pożar?
-Nie wiem, jak na razie nic nie wiadomo. Tylko to, że drugie piętro jest całkowicie spalone na popiół- drugie piętro? Czyli cała drużyna Diamond Dust, na szczęście mieli od godziny trening, dlatego nikt tam nie powinien w tym czasie być. Szczęście w nieszczęściu.
-Oi! Gazelle!- podszedł do nas
-No?
-Wszyscy u ciebie cali?
-...Ledwo uniknęli ognia.
-Co?- opadają mi ręce-Przecież o tej godzinie twoja drużyna miała mieć trening.
-Miała, powiedzieli, że dostali zmianę godzin i trening mieli zacząć popołudniu, co oznacza, że wszyscy byli w pokojach.
-Jak to zmianę?- turkusowo oki zmarszczył brwi-Nic mi o tym nie wiadomo, tylko ja mogę je zmienić lub ojciec, ale...bez powiadomienia mnie nie zrobiłby tego... Pójdę popytać o szczegóły- machnął ręką, odchodząc od nas.
-Jak zwykle coś idzie nie tak- przywalam w murek zły-Najpierw ty, później stracenie wszystkiego, psychofanka, a teraz pożar? Co będzie następne? - spytałem bardziej siebie niż chłopaka obok-Tego już nie można tolerować i traktować za normalne. My albo policja musi znaleźć sprawcę, zanim coś komuś naprawdę się stanie!
-Burn, spokojnie...
-Jak mam być spokojny?! Co gdyby jednak nie udało się komuś wyjść z budynku na czas?! Co gdybyś ty tam był?! Nie mam ochoty tracić szczęścia i celu w życiu w taki sposób!- drugi raz cegły dostały ode mnie z pięści, zostawiając na nich plamy krwi. Nabieram powietrza, ledwo co się uspokajając.
-Lepiej?
-Ta...- przeczesałem włosy do tyłu, prostując plecy- Najważniejsze, że wszyscy są cali.
-Tak, teraz trzeba poczekać na policję i straż pożarną- opiera plecy obok mnie, głaszczę go. Ale ma miękkie włosy...taki piesek albo nawet puszysty kotek- Skończyłeś?
-Nie- robię mu burze na głowie z dumnym uśmiechem-Wyglądasz lepiej niż niektórzy modele i aktorzy. A to wszystko moja zasługa- zaciska palce na swojej grzywce zły-No co?
-Obym przypadkiem gdzie indziej nie zrobił Ci burzy, której nie będziesz mógł opanować- otwieram szerzej oczy, po chwili rumienię-O czym ty...- milknie zawstydzony-Nie to miałem na myśli- odwraca się do mnie plecami.
-Sorry, sorry, samo tak wyszło, a o czym pomyślałeś?
-A jak myślisz? Nie czas na takie rozmowy, trzeba...- milknie z miną jakbym zobaczył ducha-Zdjęcia...- szepnął do siebie
-Co?
-Nie, nic- powrócił do spokoju
-Przecież widzę, że coś jest nie tak. Nie rób ze mnie idioty.
-Nie robię, jesteś nim.
-Ha?! Mógłbyś nie...!- masuję skroń-Tak źle ze mną jeszcze nie jest. Jeśli nie chcesz, nie mów, ale...wiedz, że jak masz kłopot, problem lub cokolwiek, możesz do mnie przyjść, pomogę Ci- już gdzieś słyszałem ten tekst
-Sam sobie poradzę, ty lepiej uspokój swoją fankę, zaraz zabije mnie wzrokiem- pokazał na stojącą niedaleko dziewczynę. Ma rację, przez ułamek sekundy wyglądała, jakby miała mu coś zaraz zrobić.
-Daj chwilę, nigdzie nie odchodź. Mam Cię na oku~- odchodzę tyłem, aby mieć na niego oko-Hej, coś nie tak?
-Nie, cieszę się, że nic Ci nie jest- przytula się do mnie
-Ta...powiesz jak uniknęłaś ognia?
-Podejrzewasz mnie o coś?
-Nie- trochę-Pytam, też się o ciebie martwiłem- całuje ją w dłoń-A więc? Powiesz? Może gdzieś jesteś ranna?
-Nie, nie, wszystko ze mną dobrze. Akurat przyszłam do koleżanki z drużyny, obok nas wybuch pożar. Wszystkich na czas powiadomiliśmy i uciekliśmy- a więc jest szansa, że to ona to podłożyła. Ale to nie ma sensu, czemu to zrobiła? O ile mi wiadomo nie ma żadnych spin z kimkolwiek z drużyny, a Gazelle był ze mną...to nie miało sensu. Czyli tym razem może być niewinna.
-Dobrze, że nic Ci nie jest.
-Mhm, tak się przestraszyłam. Oby szybko złapali tą osobę- patrzy w stronę Reize marszcząc brwi-Tch.
-Co jest?
-Nic, nic- więc to o niego chodziło? Nie...nie możliwe. On taki nie jest i miał wtedy trening...chyba, że były jakieś następne zmiany, o których nie wiedzieliśmy.
-Podejrzewasz kogoś?
-Wolę nikogo w to nie wplątywać. Policja musi to sprawdzić i znaleźć sprawcę. Ja tu nie mam nic do gadania- robi mi jakieś fryzury z łagodnym uśmiechem.
-Skończyłaś?
-Chodzi Ci o moją wypowiedź czy o fryzurę?
-Sam nie wiem- wzdycham, odsuwam jej ręce od moich włosów-Muszę iść pilnować sama wiesz kogo, pogadamy później- machnąłem ręką znudzony. Staję spowrotem obok niego-Teraz trzeba znaleźć rozwiązanie, aby wszyscy byli bezpieczni.
-Jest na to sposób.
-Jaki?- zaczął tłumaczyć co ma na myśli. Szczerze bez szczegół, ale jednak.
**********
16.08.2020r.
Ilość słów: 1353
**********
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro