Rozdział 32
Pov. Burn
Jakoś specjalnie mi się nie spieszyło do mrożonki. Dam mu chwilę dla siebie, aby się uspokoił, pobawił lub co tam będzie chciał. Nie obchodzi mnie to, dopóki będzie to w moim pokoju. Będzie problem jak ktoś by usłyszał krzyki i inne dźwięki, ech...nie pomyślałem o tym. Wyszedłem z szatni z niepodobnym do mnie spokojem, ktoś uwiesił mi się na szyi. Szlag...
-Hej, dawno nie rozmawialiśmy~
-Hej, skończyłaś trening?
-Tak, pół godziny temu. Świetnie grałeś, jak zawsze- obserwowała mnie?
-Dzięki, nie masz jakiegoś zajęcia?
-Próbujesz się mnie pozbyć?
-Ja? Nigdy w życiu, tak czy siak nie jest mi śpieszno do pokoju.
-Jest tam Gazelle?
-Tia, odbywa swoją karę.
-Robisz mu kary? Co zrobiłeś?
-Hm...lepiej, abyś nie wiedziała. Wiadomo tylko, że przez jakiś czas sobie nie pogra, nawet z łóżka nie wstanie- zaśmiałem się
-Nic mu nie zrobiłeś, prawda?
-Ja? Nie, ktoś inny- stanęła zdziwiona
-Mogę go zobaczyć?
-Nie boisz się? W końcu może Cię dopaść- chociaż nie jest w stanie nawet się ruszyć, więc nie ma co się bać. Szkoda, że nie mogłem popatrzeć na jego cierpienie. W końcu lubię patrzeć na jego emocje, a jego krzyki mogły być ciekawym zapyhaczem dnia~-Dajmy mu chwilę dla siebie.
-No dobrze- poszliśmy na siłownię, gdzie poprowadziliśmy rozmowę o byle czym. Wymyśliłem kilka jakiś komplementów i mogłem iść. Czas wrócić do mojej śnieżynki. Ciekawe jak bardzo się pogorszą między nami relacje~. Znienawidzi mnie bardziej niż wcześniej? Jakoś z tym przeżyję. Wszedłem do środka, od razu wbijając wzrok w leżącego chłopaka na porozwalanym łóżku. Usiadłem obok niego z uśmieszkiem, który bardzo szybko zniknął, kiedy spłynęła mu samotna łza po policzku. Ma mocno pogryzioną dolną wargę, musiało być ostro pod moją nieobecność. Potrząsnąłem nim zmartwiony.
-Wstawaj- co mu się śniło? Ten koszmar musiał być poważny-Gazelle- szturchnąłem mocniej. Otworzył oczy spłoszony, oberwałem z łokcia w nos. Tak mocno mnie strzelił, że poleciała krew-Co jest?! Oszalałeś?!- szlag, boli.
-To ty oszalałeś! Nienawi...- przerwał, rozejrzał się po pokoju, później obczaił swoje ciało. Jego wzrok złagodniał-Nieistotne, czemu mnie przykułeś? Masz mózg? Zostawiasz mnie bezbronnego w otwartym pokoju, a nawet jeśli, gdyby byłby pożar, umarłbym przez takiego idiotę jak ty.
-Wcale nie, nieważne co by się wydarzyło, wróciłbym po ciebie, a teraz opowiadaj czemu płakałeś- odwrócił wzrok.
-Uwolnij mnie, nie chcę być w takiej pozycji. To co zrobiłeś jest wbrew mojej woli i nielegalne.
-To wszystko co chcesz mi powiedzieć?- wziąłem chusteczkę, przykładając ją do obolałego nosa
-Tak.
-W takim razie zostaniesz jeszcze chwilę w takiej pozycji.
-Nienawidzę Cię.
-Nawzajem- wyrzuciłem papier do śmieci, kiedy przestało lecieć.
-Ile chcesz mnie tak trzymać?
-Aż Ci opadnie erekcja- patrzę na jego kroczę, znów bym dostał w nos, gdyby nie łańcuch.
-To nie było zabawne! Nie żartuj z takich rzeczy!- ach, krzyczy. Śmieję się, patrząc na jego wkurzoną i zawstydzoną twarz.
-Dobra, dobra, nie pusz się tak, kotku.
-Chyba za słabo dostałeś, przybliż się, poprawię.
-Nie ma szans- uśmiechnąłem się dumny, a myślami będąc gdzie indziej. Czemu tak bardzo poranił sobie nogi i nadgarstki? Do tego zareagował mocniej niż zazwyczaj, a łza świadczy, że powinienem się zmartwić-Dobra, wypuszczę Cię, pod jednym warunkiem.
-Lepiej nic nie mów, wolę leżeć- ale szybko zmienia zdanie.
-No weź~ To nic złego. Korona z głowy Ci nie spadnie. Nawet nie będziesz musiał się ruszać- zmarszczył podejrzliwe brwi
-A kysz demonie.
-Tylko powtórz coś za mną.
-Niech będzie- po dłuższym zastanowieniu się zgodził
-"Burn jest najseksowniejszym, najwspanialszym, wysportowanym i idealnym Bogiem wszystkiego" Powtórz- patrzy na mnie jak na największego idiotę świata.
-Współczuję, naprawdę musisz nie mieć przyjaciół.
-Hej! Po prostu to powiedz, takie trudne?
-Niekoniecznie lubię kłamać, a jak to powiem, to do piekła trafię.
-Wychodzę na czas nieokreślony- wstałem-Życzę miłego leżenia- widocznie spanikował.
-Dobra, powiem.
-Oho, słucham~- przegryzł wargę, złapałem go za brodę-Nie rób już tego.
-Jakbyś musiał powiedzieć coś takiego o mnie, też byś miał trudności.
-Gazelle to mądry, wysportowanym, opanowany, rozsądny chłopak. A ten twój spokój ma swój urok, twoja kolej- odwrócił wzrok. Ugh, tak się postarałem i zrobiłem z siebie barana, a on co? Nigdy więcej nie powtórzę tych obrzydliwych słów.
-"Burn jest najseksowniejszym, najwspanialszym, wysportowanym, idealnym Bogiem wszystkiego"- wymamrotał, a jednak to zrobił~
-Grzeczny chłopczyk, jak chcesz to potrafisz- zacząłem go rozkuwać, dostałem w policzek z otwartej dłoni, omal nie tracąc głowy.
-Nigdy więcej mnie nie związuj- wysyczał
-To ma jakiś związek z twoim koszmarem?
-To nie jest ważne, po prostu tego nie rób!- podniósł ton głosu.
-Dobra, sorry.
-Idę do łazienki- wstał, po chwili widziałem jak zniknął za drzwiami. Złapałem za głowę z mętlikiem. Jako karę tylko go przykułem, co z nim? Miał się uspokoić, nie jeszcze bardziej wkurzyć. Wykorzystałem wolny pokój i ubrałem piżamę, zamknąłem drzwi na klucz i schowałem go tam gdzie go nie znajdzie. Położyłem się wygodnie na łóżku, czekając, aż wyjdzie.
Pov. Gran
Jest za blisko! Co to za centymetr przy nim!? Jakim prawem oddycha tym samym powietrzem co mój mały aniołek?! Ja mu zaraz dam! Złapałem za serce, na ten obrzydliwy uśmiech i brudną łapę na jego barku. Po prostu będę musiał go odkazić jak wróci! Moje serce nie wytrzyma jak dalej będą ze sobą! A teraz stanęli na boisku przy rzece, omawiając coś. Chwila, chwila, wytęrzam wzrok. Czy on przez jedną setną sekundy spojrzał na usta zielono włosego? Myślał, że tego nie zobaczę? Dzwonię na policję, to już podchodzi pod kradzież cudzej własności. Byłem głupi, powinienem go podpisać. Do tego dać mu papiery do podpisania. Mojego męża, razem z moim nazwiskiem nikt nie ma prawa dotykać. Niech wiedzą z kim jest i do kogo należy. Moja paniką trwała z 2 godziny, przez które oni grali. Jeszcze nigdy w życiu nie obrażałem jednej osoby tyle razy w tak krótkim czasie. Niech zginie w piekle i już nigdy się nie spotyka z Reize. Pożegnali się i ruszyli w swoje strony. Przyśpieszyłem kroku, aby być od niego szybciej w budynku. Długo to nie potrwało. Usiadłem przy biurku z lekką ulgą. Na szczęście...przynajmniej nic ich bliższego nie łączy. Gdyby był pocałunek lub inna rzecz, to... nieświadomie, wyłamałem w dłoni długopis. Zasłoniłem twarz, uspokajając oddech. Wyprostowałem plecy, wytrącony z burzy myślowej. Spojrzałem na drzwi, w które ktoś popukał.
-Proszę- wszedł mój słodziak
-Przepraszam, jesteś zajęty?
-Nie, po prostu sobie siedzę i rozmyślam o strategii wygrania wojny.
-Wojny?
-Nic poważnego, chciałeś coś?- spojrzał mi poważnie w oczy, chce zerwać obietnicę?
-Chciałem Cię tylko zobaczyć i spytać czego chciałeś ode mnie wcześniej- zerknąłem kątem oka na zegar, nie będę go po nocach ciągnął do planetarium. Tak głupio to zabrzmiało, że nie wiem. Po prostu niech odpocznie po większym wysiłku fizycznym.
-Kiedy indziej Ci powiem, idź spać. Pewnie jesteś zmęczony po spotkaniu z kolegą.
-Trochę.
-Porozmawiamy jutro.
-Jesteś na mnie zły?
-Nie, czemu tak myślisz?
-Widzę to- podszedł bliżej-Jakbyś był czymś rozczarowany- wybrałem sobie bystrego pana mego serca.
-Jest późno, wracaj do siebie- odwrócił wzrok smutny-Znaczy, zostań. Kto powiedział, że mój pokój nie należy do ciebie?- zabłysły mu oczy.
-Zaraz wracam- wyszedł. Sprzątnąłem w tym czasie tusz i wszystkie rozwalone papiery. Ubrałem piżamę. Wszedł przebrany do spania. Pociągnąłem go na siebie. Położyłem nas na łóżku.
-Dobranoc.
-Branoc- wyszeptał czerwony, głaszcze go po głowie, zamykając oczy. Wczułem się w jego ciepło i bijące serce w rytmie mojej ulubionej melodii. Dzięki temu bez problemu zasnąłem, tak jak on.
**********
Ilość słów: 1207
7.08.2020r.
**********
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro