Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

***Jeśli będzie jakiś problem z rozdziałem, proszę mnie o tym informować. Następny będzie miał pewnie zmienioną czcionkę, każda postać będzie miała ją inną przy dialogach. Oby to pomogło w czytaniu***

Pov. Burn

Wróciliśmy do mojego pokoju.

-A więc na tobie nie chcieli położyć rąk?- spytałem ze śmiechem, usadzając swoją cudowną osobę na łóżku.

-Odpuść sobie- zdjął koszulkę, co skutkowało moim wzrokiem na jego nagiej i poranionej klatce-Są ciekawsze tematy do rozmowy- podszedł do mnie i usiadł mi na kolanach. Mam laga mózgu, położył mnie pod sobą. Zniżył swoją twarz do mojej z delikatnym uśmiechem sięgając po coś nad moją głową. Wstał z nową koszulką, pozostawiając mnie z dalszym lagiem. Świetnie, chodziło mu o o coś takiego, a nie ja. Nie musiał odstawiać takiego przedstawienia!

-Nie rób już tak więcej.

-Niby czego? Wziąłem tylko piżamę. Nie moja wina, że ty masz jakieś dziwne myśli. Takie rzeczy rób sobie z dziewczynami. Ja nie jestem od tego.

-Czemu cały czas powtarzasz coś o dziewczynach?

-W takich razie takie rzeczy tylko z chłopakami, ciekawie byś miał pod prysznicem. Lepiej?- drga mi brew

-Nie!

-Więc nie marudź- wziął jeszcze ręcznik i zamknął się w łazience, zostawiając mnie samego w pomieszczeniu. Przez te nerwy zapomniałem o jego stanie. Stanąłem pod drzwiami z zawahaniem, co występuje u mnie rzadko.

-Dasz radę się umyć? Może dziś sobie odpuść? Mam przynieść apteczkę?- drapię się po tyle głowy, niezbyt wiedząc jak się zachować.

-Nie udawaj zmartwionego, umiem sam o siebie zadbać.

-Wykorzystaj moje dobre intencje!- walnąłem pięścią w drzwi-Rób co chcesz! Idę spać!- a dokładniej mówiąc, wyszedłem z pokoju i wróciłem z apteczką. Położyłem ją na biurku, po czym wskoczyłem na łóżko z zamiarem zaśnięcia. Jak nie chce mojej pomocy, to niech później nie płacze. Nie jestem jego matką.

Usłyszałem ciche jęki bólu. Pewnie ma więcej ran niż po jakimkolwiek wcześniejszym treningu. Wystarczyło słowo, a bym mu pomógł! Wyszedł, udałem, że śpię. Usłyszałem metalowy dźwięk, oznaczający zabranie apteczki do łazienki przez chłopaka. Wyszedł z pół godziny później, kładąc się po swojej stronie łóżka. Kilka minut później poczułem wtulające się w moje plecy ciepło. Też chwilę odczekałem i złapałam go niepewnie za rękę, przeplatając palce. W tym momencie byłem spokojniejszy, cały stres i złość ze mnie zeszła, chociaż nadal chcę się zemścić za skrzywdzenie mojej własności. Idioci, nie docenili go. Nie jest taki słaby na jakiego wygląda. Tylko ja mam prawo go poniżać i robić co chcę. Ucałowałem go w dłoń. Jest mój. Będę musiał o niego zadbać. Z takimi myślami zasnąłem.

Otworzyłem oczy, widząc...nic nie widząc, jest ciemno. Zerknąłem na zegar, 2? Idę dalej spać.

-Nh- drgnąłem, czy ja właśnie słyszałem... zerknąłem na chłopaka za sobą. Śpi, odsłaniam okno, dzięki blasku księżyca mogłem zobaczyć jego rumieńce na twarzy i pocieranie o siebie ud. Teraz dotarło do mnie o co chodzi. Wyjąłem rękę w jego stronę niepewnie. Może lepiej go obudzić i kazać, aby poszdł do łazienki? Chociaż...ciekawie wygląda. Teraz mogę sobie popatrzyć na niego bez większych problemów, stop! Nie powinienem. Potrząsam nim.

-Wstawaj- mruknął coś przyciągając do siebie nogi. Em...-Hej, zaraz wywalę Cię z łóżka- złapał za moją rękę i przytulił do siebie.

-B-Burn...~- rumienie się, czemu mnie to pociąga?-Mh, nie~- szlag...

-Pobudka!- otworzył oczy-W końcu, idź do łazienki- drapie się po karku zmieszany, patrząc gdzieś w bok, byle nie na niego.

-Chodź do mnie- ha?! Przyciągnął mnie do siebie-Burn...- patrzy mi w oczy, puścił-Przepraszam, zaraz wracam.

-Chwila...- przegryzłem wargę, po co go zatrzymuję?!

-Jeśli chcesz coś powiedzieć, to szybko. Nie wytrzymam dłużej- zacisnął rękę na koszulce. Szlag! Przyciągam go do siebie

-Co Ci się śniło?

-N-Nie twoja sprawa.

-Szepnąłeś moją ksywkę. Czyżbym robił coś tam niegrzecznego?~- jak ja kocham widzieć jego emocje

-Z-Zamknij się- dostałem po głowie-Puszczaj, muszę iść. Ja...mh- wtula twarz w zakamarek mojej szyi. Wyprostowałem plecy czerwony. C-Co z nim? Tak na niego działa erekcja? Zacisnął palce na moich plecach-Nienawidzę tego.

-Bardziej niż mnie?

-Co to za pytanie? Nie porównuj się do czegoś takiego...

-Sorry, musiałem spytać- kładę go pod sobą, włożyłem rękę pod jego koszulkę. Zadrżał na to.

-Hej! Co ty robisz?!- podniósł ton głosu zaskoczony moim zbliżeniem

-Cii, spokojnie- szepnąłem mu do ucha-Zajmę się tym.

-C-Co? Masz gorączkę? Nie dotykaj mnie- przejechałem po jego klatce, stęknął cicho. Drugą zdejmuję mu spodnie. Złapałem za jego gorącego członka, nietypowe uczucie... przegryzł wargę. Stłumił wszystko w sobie.

-Nie ukrywaj tego. Jesteś uroczy bez tej maski- zaśmiałem się nerwowo. Po dłuższym zastanowieniu ucałowałem go w usta, zanim zaczął kłótnie. Pogłębiłem gest, zaczynając wykonywać ruchy ręką. Dzięki czemu zacząć cicho jęczeć w moich ustach. Odsunąłem twarz-Jesteś gorący, wiesz?~ Zobaczymy ile wytrzymasz- ktoś wbił do środka. Podbiegł do mnie z zamachnięciem, oberwałem w twarz z liścia. Złapałem tam z sykiem, czemu jestem w innej pozy... robię poker face, patrząc na złego chłopaka. Świetnie, a miałem taki fajny sen-Czemu mnie uderzyłeś?

-Jeszcze pytasz? Trzymaj ręce przy sobie- uderzył mnie poduszką. Czyli w czasie snu byłem niegrzeczny, ups...

-Nie moja wina, że miałem takie ciekawe sceny- uśmiechnąłem się pod nosem-Wybacz, już je pilnuję- poprawił spodnie. Wo, gdzie ja go tykałem?

-Co ty masz w głowie?- wstałem

-Nie istotne- odwróciłem wzrok. Teraz myślę trzeźwo i jest...dziwnie...czemu tak łatwo posunąłem się do czegoś takiego? Ugh, hormony? Durnoctwo-Ubieraj się, mamy trening- otwieram szafę, patrząc na godzinę. Wziął swoje ciuchy i wszedł do łazienki. Poprawiam włosy spięty, muszę skupić się na piłce, nie jestem mięczakiem, tym bardziej on nie może mnie takiego zobaczyć. Ubrałem strój drużyny-Gotowy? Co tak długo robisz w łazience?- wyszedł

-Już jestem, co jesteś tak niecierpliwy?- mijam go

-To ważne?- wychodzimy. Mówię zawodnikom co mają robić. Wykonują swoją pracę. Podbijam piłkę-Co powiesz na tor przeszkód?- rozłożyłem wszystko z uśmiechem.

-Z miłą chęcią, zobaczymy kto jest szybszy- czyta mi w myślach.

-Może spróbujesz pierwszy?

-Jak chcesz- wziął piłkę. Stanąłem na końcu z stoperem

-Już!- włączam, bez problemu wszystko ominął i po 6 sekundach stał przy mnie-No, mogło być lepiej.

-Jasne, twoja kolej. Pokaż na co Cię stać- wziął ode mnie stoper

-Patrz i podziwiaj na Boga piłki i seksapilu- stanąłem na początku. Ruszyłem słysząc jego krzyk. Spojrzałem w bok, pod koniec o mało co się nie wywaliłem.

-Jakoś nie zobaczyłem tego Boga, 7 sekund. Słabo- patrzę w tamtą stronę jeszcze raz-Co jest?

-Nic- rozciągam na szybko ciało- Spróbuję jeszcze raz- odchodzę od niego. Zaczynam kolejny raz, tym razem poszło mi sprawnie-I jak?

-Lepiej, co Cię wcześniej rozproszyło?

-Twoje piękne oczy~- zamilkł nie ogarniając co mi odbiło-Ha ha, piękna mina. Żartuję, nic z tych rzeczy, zapomnij o tamtym. To jeszcze nie koniec- wzruszył ramionami. Przebiegliśmy jeszcze kilka razy te same długości, z każdym razem coraz szybciej i sprawniej nam wychodziło. Siadam na ławce, popijając wodę. Zerkam na drużynę-Tak łatwo się zmęczyliście?- pytam chamsko
swojego przyjaciela

-Co się dziwisz? Takie ćwiczenia nam dajesz, że nie czuję nóg- zaśmiałem się na jego marudzenie

-Jestem dobrym kapitanem, dzięki mnie będziemy mistrzami- szaro włosy oszczędził komentarza. A byłem ciekawy co powie, pewnie coś w stylu" Nie bądź zbyt pewny siebie". Zabrakło mi upragnionej kłótni, burknąłem pod nosem.

-Co jest?

-Zagrajmy.

-Dobrze- poszliśmy grać. Mrożonka grzecznie patrzyła na nas w oddali. Po 20 minutach skończyliśmy-Jak zwykle nie masz sobie równych.

-Wiem, ty też nie straciłeś formy, oby tak dalej- schodzimy, przybijając sobię piątki. Poczułem szarpnięcie za rękaw.

-Nie dobrze mi, idę do łazienki- odszedł, co mu jest? Wyglądał bardziej na złego, niż osłabionego.

-Pójdę sprawdzić co z nim- tym bardziej, że tak ogólnie, on jako on nigdy by mnie nie powiadomił o czymś takim.

-Jasne- stanąłem przed drzwiami łazienki. Słyszę wodę z kranu, otwieram. Przywalił pięścią obok lustra, przeklinając pod nosem. Podchodzę, opieram rękę o zlew.

-Okresu dostałeś?

-Zamknij się. Nie mam ochoty słuchać twojego ochydnego głosu, gorszego nigdy nie słyszałem- spiorunował mnie wzrokiem, szybko powrócił do spokoju.

-Co to miało znaczyć? Jaki masz problem z moim głosem?

-Taki co słyszałeś, tak jak ty nie mam ochoty z tobą czasem przybywać- czasem?-Treningi wolał bym mieć z kimś innym.

-Tęsknisz za swobodą? Nie ma tak łatwo, wytrzymaj ze mną jeszcze kilka dni i wrócisz do swoich, dalej będziemy dzielić wspólnie łoże, ale jakoś da się z tym żyć- przeczesał grzywkę.

-Jesteś dobrym pieskiem Gran- drgnęła mi brew- Wystarczył jeden rozkaz, a ty przyjąłeś do siebie rywala.

-A żebyś wiedział, że nie jestem takich chujem za jakiego mnie masz! Wolałeś wylecieć? Wtedy nawet się nie starałeś obronić swojej dupy!- krzyknąłem zły- Marnuję swoje nerwy, czas, treningi i wszystko na czym mi zależy, tylko dla kogoś takiego jak ty! Nawet nie mam pewności kim dokładnie jesteś! Pod tą maską mógłbyś ukrywać zboka, mordercę, a nawet nie wiem kogo jeszcze! Gorzej trafić nie mogłem. Na szczęście niedługo będę mógł pozbyć się was obu- wkładam ręce do kieszeni.

-Też tak myślałem- minął mnie-Porozmawiam z Gran. W końcu nie jesteś jedynym, który mógłby mnie pilnować- ma rację, trzeba to w końcu zakończyć, zanim obaj siebie pozabijamy. Poszedł do czerwono włosego. A ja spotkałem zielono włosego. Będę musiał go trochę popytać, tym bardziej o jego dziwne zachowanie. Coś się musiało stać.



**********
5.08.2020r.

Ilość słów: 1485

**********

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro