Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

*** Trzeci rozdział jednego dnia! Szaleję! Obym dalej trzymała passę***

Pov. Ikru

Zostałam powiadomiona około 20, że muszę pilnie iść do Gran. Skończyłam zmywać krew z rąk i wyszłam z łazienki. Patrzę w telefon znudzona. Gdyby nie byli tacy słabi, jeszcze by żyli. Sami sobie są winni. Mieli takie łatwe zadanie. Przegrali z młodszymi i to w taki sposób. Beznadzieja, wszystko usuwam ze swojej komórki. Chowam do kieszeni, pukając do jego drzwi. Weszłam, słysząc jego pozwolenie.

-Wzywałeś.

-Owszem- oho, widać jego wkurw, nie da się tego nie zauważyć. Jego dupcia, prawie straciła cnotę, jest świadomy tego co prawie stracił. A tak chciałam zobaczyć jak płacze, wyrywa się, jęczy i spływa krew po jego udach. Całą zabawę mi odebrano-Może wiesz albo jeszcze nie, ale dzisiaj miało miejsce pewna sytuacja. Dwóch zawodników dostało powiadomienie na pewne spotkanie nie z tymi osobami co mieli i prawie wydarzyła się tragedia. Wiesz do czego dążę?

-Nie, rozwiniesz swoją myśl?

-Tak jak mówiłem, poszli na wyznaczone spotkanie, do dwóch różnych miejsc. Jeden z nich został związany i przytrzymywany, a drugi miał posłużyć jako zabawka przez kopię tego pierwszego. Pytanie tylko, kto wysłał do nich tych ludzi i kto wysłał te wiadomości. Wiesz może?- spojrzałam w bok udając zastanowienie.

-Nie koniecznie...nic się im nie stało? Wszystko z nimi dobrze?- spytałam z udawanym zmartwieniem

-Nie, obaj są w szpitalu. Przez co będę musiał ogłosić do dwóch drużyn tym czasowych nowych kapitanów- co? Jak to? Próbuje mnie nabrać?

-Rozumiem...czyli to byli kapitanowie. Chwila! Coś się stało z Burn?!- podbiegam do niego i szarpnęłam za jego koszulkę-Co mu jest?! Gdzie on jest?! Odpowiadaj!- panikuję jak nie wiadomo co. Odsunął mnie od siebie.

-To inna sytuacja, z godzinę temu został ranny. Najprawdopodobniej to Ci sami goście. Też leży w szpitalu, w tej chwili go operują- zacisnęłam pięści w furii. Jakim prawem mnie okłamuje?! A jak nie, to...B-Burn... muszę go znaleźć... muszę być pewna, że nic mu nie jest. Wychodzę z pokoju-Nie pozwoliłem Ci wyjść- zignorowałam go. Wbiegłam do pokoju mojego ukochanego, dostając ataku serca. G-Gdzie on jest? Rozwalam drzwi od łazienki. Zostawiam na policzku krwawe ślady, zrobione paznokciami.

-Odpowiadaj, gdzie on jest?- spojrzałam za siebie

-Mówiłem, został ranny. Jest w szpitalu- spuściłam wzrok

-Rozumiem, ty to zrobiłeś?- wzięłam nożyczki z biurka. Przyglądał mi się uważnie-Powtórzę, ty go skrzywdziłeś? Zrobiłeś coś mojemu ukochanemu?- zmniejszyłam dzielącą nas odległość. Rozcięłam mu policzek zwinnym ruchem, tch. Mogłam się po nim spodziewać tego refleksu-Gadaj gdzie jest Burn!- złapał mnie za rękę ubezwładniając. Miotałam się we wszystkie strony, próbując go jakoś zranić. Jednak zablokował mi rękę, w której trzymałam ostre narzędzie-Puszczaj!- usłyszałam coś w oddali. Jakoś wyszarpałam swoją rękę i rozerwałam sobie koszulkę, leżę bezwładnie. Ktoś stanął w drzwiach.

-Gran? Co ty...robisz?- zrzędła mu mina. Idealnie.

-Nie widzisz?! Zabierz go ode mnie! Czemu wszyscy chcą ode mnie tylko jednego?!

-To nie...- odsunął go ode mnie. Poprawiłam od razu ciuch.

-Wytłumaczcie mi co tu się wydarzyło- spytał czarnooki

-Nie widać? Chciał mnie powstrzymać od tego, abym Ci nie powiedziała czegoś co się dowiedziałam!

-Co takiego?

-Nie słuchaj jej!

-To on zaplanował to wszystko! Chciał się ciebie pozbyć! Myśli, że jesteś bezwartościowym śmieciem! Gdybyś został zgwałcony, na pewno byś porzucił piłkę i już nie musiałby się z tobą użerać! Do tego mógłby się na spokojnie zająć Gazelle. Obaj to zaplanowali, zastanów się. Nigdy nie traktowali Cię poważnie, tym bardziej Burn- patrzę mu w oczy- Jesteś dla nich tylko ofermą. Jesteś tu tylko z ich litości- zauważyłam w jego oczach zwiątpienie w swojego " przyjaciela"-On nigdy Cię nie lubił. Najzwyklej w świecie chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.

-Gran...jeśli to prawda nie musiałeś mnie okłamywać przez te lata. Wystarczyło mi wprost powiedzieć prawdę- zacisnął palce, wstając-Nie będę już waszym ciężarem, H-Hiroto- tak trzymaj! Jestem z ciebie dumna! Tak łatwo nimi manipulować. Słodkie zwierzęta, które mogę wymienić na lepsze- Idź do Rean- ha? Ma czelność mi rozkazywać?-Jeśli jesteś nie winna, w tej chwili do niej idź- drgnęła mi brew.

-Dobrze- wyszłam z pomieszczenia i ruszyłam w stronę dziewczyny. Jakim prawem ma czelność rozstawiać mnie po kątach? Jeszcze bardziej zachciałam jego cierpienia.

Pov. Gran

-Reize- przeszył mnie zły wzrokiem. Moje serce... muszę mu jak najszybciej wytłumaczyć o co chodziło. Nie przeżyję, jeśli go stracę.

-Nawet się do mnie nie odzywaj.

-Nie mogę.

-Bo?- przyciągnąłem go do siebie, przyszpilając do podłogi. Nie wiem z iloma osobami skończę dziś na podłodze.

-Wszystko co mówiła jest nie prawdą. Jesteś dla mnie...- przerwałem

-Zabawką? Daruj sobie. Żałuję, że kiedykolwiek dobrze o tobie myślałem. Puszczaj mnie, wiesz co to przestrzeń osobista?

-Co do ciebie nie- nie spodobała mu się ta odpowiedź-Czemu tak łatwo jej uwierzyłeś?

-Bo to prawda? Od zawsze byłem z was najsłabszy. Nieważne co bym zrobił, nigdy mnie nie doceniliście. Nie mamy dobrych kontaktów. Mydlisz mi oczy, aby później w okrutny sposób mnie wykorzystać. Jesteś bezdusznym potworem- odwrócił wzrok bliski płaczu-Pomyśleć, że broniłem siebie tylko dlatego, bo chciałem mieć pierwszy raz z tobą- całe moje ciało przeszedł paraliż. Jak to ze mną? Mój Reize...chciał...czyli...

-Mido- spojrzał mi w oczy. Ułożyłem dłoń na jego policzku-Też tego chcę, kiedyś to ja będę twoim pierwszym we wszystkim. Nie pozwolę, aby ktoś inny Cię miał- przyłożyłem swoje czoło do jego-Nawet nie wiesz jak się bałem, kiedy usłyszałem, że jesteś zagrożony. Proszę...powiedz mi czemu tam poszedłeś? Co się stało? Jak oni wyglądali? To jest ważne, aby wiedzieć kto to wszystko zaplanował. Zaufaj mi ten jeden raz. Może nie jestem jakiś wiarygodny, ale obiecuję Ci...- wyjąłem coś z kieszeni i włożyłem mu na palec-Na ten pierścień oznaczający naszą wieloletnią znajomość, która oczywiście niedługo doda wiele lat, że odkryje kto jest winny i nigdy w życiu Cię nie opuszczę. Będę Cię bronić do śmierci i dwa dni dłużej, aby było wiadomo, że na pewno nic Ci nie jest- po jego policzkach spłynęły łzy.

-Spraw, aby ta obietnica się spełniła. W zamian, będę na ciebie czekać całym ciałem, sercem i duszą. Będę twój, dlatego...Ci zaufam. Daj z siebie wszystko- uśmiechnął się, kolejny raz doprowadzając moje serce do szybszego bicia. Tak pięknie wygląda, zaraz padnę na miejscu. Pocałowałem go w pierścień.

-Mamy obietnicę, nikt nie rozerwie tej więzi między nami. A teraz powiesz co się wydarzyło?- kiwnął głową na tak

-Jak romantycznie- patrzymy w stronę drzwi-Gratuluję, czekam na zaproszenie na ślub i chrzest dziecka. Będę wujkiem- skomentował czerwono włosy z drwiną

-Nie wymyślaj sobie- usiadł z burakiem-Poczekaj z 10 lat- co? Czy on właśnie potwierdził to, że my... gorąco! Potrzebuję wody!

-Nieźle, powodzenia na nowej drodze życia. Przykro mi, jednak koniec twoich romansów z przywódcą- skierował tą wypowiedź do osoby obok mnie, klepiąc go po barku.

-Jakoś nic mi to nie robi- oznajmił chłodno.

-Przyznaj, masz złamane serce- zaśmiał się.

-Myśl jak chcesz, lepiej wysłuchajmy jego wersji, później pokomentujesz, wujku- przewrócił oczami.

-Jasne- stanęliśmy normalnie- Więc dziewczyna z mojej drużyny powiedziała mi, że wkurzony Gran czeka na mnie na ulicy XX, niby chodziło o poważną rozmowę. Zdziwiło mnie to, że tak daleko i nie powiedział mi to osobiście, ale dobra. Wolałem nie mieć kłopotów, dlatego o ustalonej godzinie poszedłem tam. To był stary park, a bardziej łąka obok niego. Nikogo tam nie było. Ktoś za mną stanął. Złapali mnie w sidła. Było ich 4. Nie skupiałem się za bardzo na wyglądzie. Wszyscy byli wyżsi ode mnie z 10-15 cm. Czarne włosy. Jeden tylko był taki sam jak Gazelle. Przez co pomyślałem, że to on wszystko wymyślił i chce się mnie pozbyć, zacząć szantażować lub coś, abym popierał jego niewinność. Trochę mnie poturbowali, kiedy zaczęli mnie rozbierać- drgnęła mi brew, o patrzcie, z niewiadomych przyczyn scyzoryk otworzył mi się w kieszeni. Co za zbieg okoliczności- W ostatniej chwili kopnąłem jednego w bark, zyskałem chwilę i pokonałem resztę, wtedy przybiegł drugi Gazelle. Pomógł mi, wytłumaczył, że to on jest prawdziwy. Nagle znów złoczyńcy wstali, kazał mi uciekać. Tak zrobiłem, wiedziałem, że jak tak mówi, ma plan. Zamknąłem się w pokoju spanikowany. Obejrzałem ciało sprawdzając czy dalej będziesz chciał mnie dotknąć- nieważne co, całkowicie do mnie należy. Był, jest i będzie mój na wieki- Jakiś czas później wrócił do mnie razem z tulipanem. Trochę porzucałem rzeczami przy okazji. Resztę już znacie.

-Dzięki, będzie trzeba porozmawiać z tą dziewczyną. Możliwe, że powie nam kto jej to powiedział, a ty?- spojrzałem na szarowłosego.

-Też dziewczyna z jego drużyny mi to powiedziała.

-Rozumiem...jej zachowanie świadczy, że nie jest normalna i jest w stanie wszystko zrobić dla swojej miłości.

-Świetnie, mam psychofankę- dostał z łokcia.

-Aż dziwne, że wybrała kogoś takiego jak ty.

-Zazdrosny?

-Podziekuję, mam lepsze osoby do wyboru.

-Obraziłeś mój majestat! Niby co ze mną jest nie tak?!

-Czemu sugerujesz, że mówiłem o tobie? Jesteś chłopakiem, pierwszy punkt do mojego serca zaliczyłeś- zaniemówił, ja również. Nie wiedziałem, że coś takiego powie. Brawo, też powoli dąży do swojego celu. Ja już swój mam. Zerknąłem na zielono włosego z uśmiechem, później na pierścionek na jego palcu. Lepszego sobie nie mogłem wybrać-Chociaż nie patrz na to. Lepiej znajdź sobie normalną dziewczynę, która nie będzie dla ciebie zabijać.

-Sam sobie takiej nie wybrałem! Tch, jeszcze zobaczysz. Będę miał własny harem, wszystkie będą mnie podziwiać i będziemy chodzić patrzeć na foki i inne świetne rzeczy.

-Nie byliście razem w fokarium?- spytałem zaskoczony. Myślałem, że jednak się odważył i spędzili razem tamten dzień.

-Byliśmy, w końcu powierzyłeś nam takie zadanie. Do teraz nie wiem o co Ci chodziło, ale nie będę wnikać- zerknąłem w bok z cichym śmiechem. A więc w taki sposób go wyciągnął, sprytnie. Ładnie to tak mnie wykorzystywać? Cóż, mam dług za ocalenie mojej kruszynki.

-Spokojnie, jeszcze wiele mam zachcianek. O ile mi wiadomo Gazelle nie lubi za bardzo wysokości. Pójdziecie wspólnie do parku linowego. Pomożesz mu, w końcu większość czasu w czasie gry spędzasz w powietrzu. Żadnych ale. Macie to zrobić- widzę ich niezadowolenie. Szczerze nie wiem czy się boi. Wymyśliłem to na spontanie. Niech się cieszy, spędzą następny dzień wspólnie. Ja też muszę jakoś zaplanować naszą pierwszą randkę...ale to później! Trzeba się zająć tą sprawą! Najpierw obowiązki, później przyjemności-Wracajcie do siebie, Reize zostanie ze mną na wszelki wypadek. Powiadomcie zaufane osoby, że jeśli będą jakieś rozkazy, to tylko osobiście przez tą osobę, rozumiano?

-Tak jest- wyszli.

-Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy, zostaniesz u mnie na jakiś czas - kiwnął głową na zgodę i spakował rzeczy do torby treningowej. Wróciliśmy do mnie, gdzie czekała na mnie Reina, bardzo wkurzona Reina... źle to wróży.





**********
Ilość słów: 1721

**********

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro