Rozdział 24
Pov. Burn
Z wybuchem wyszedłem z jego pokoju i wszedłem do siebie. Siadam na łóżku dalej przeklinając wszystko co usłyszałem od tego idioty. Po kilku minutach najróżniejszych przezwisk i tłumaczenia samemu sobie co jest dobre, byłem spokojniejszy. Otworzyłem okno i nabrałem powietrza do płuc, patrząc w niebo pełne gwiazd. Zaczyna być coraz zimniej, a wiatr zaraz urwie mi głowę. Zamykam i wychodzę z pokoju. Teraz właśnie się zorientowałem, że nie było u mnie mrożonki. Co oznacza, że mi uciekł i jest u siebie. Oby nie było tam Ikru. Wchodzę do pokoju bez pukania. Widzę chłopaka przy oknie, wiatr rozwiewa jego włosy i firanki. Nic z siebie nie wydobyłem. Podziwiałem jego blask w oczach i ten piękny widok. Spojrzał na mnie ze spokojem.
-Koniec tej samowolki, idziesz ze mną- zamknął je i przeszedł obok mnie bez słowa-Będziesz mnie teraz ignorować?
-A co mam robić? Chcesz zacząć kłótnie?- spytał z drwiną
-A żebyś wiedział, że zaraz zacznę!- zamyka drzwi, otwieram je-Ty...!- przerywam-Spakowałeś wszystko?- zerka na mnie-Będziesz u mnie 2 tygodnie. W sumie pokój masz blisko, jak coś się przejdziesz te kilka metrów- wkładam ręce do kieszeni-Przy okazji, śpimy razem w jednym łóżku. Nie obchodzi mnie to czy tego chcesz czy nie. Będziesz się mnie słuchał, nawet łaskawie rozpisałem dla ciebie zasady. Są powieszone nad moim biurkiem. Jutro mamy trening o 8, nie zawadzaj. Grzecznie graj i będzie git, dobra?- kiwnął niechętnie głową na zgodę-I super- wchodzimy do środka-Wezmę pierwszy prysznic, ty mi nie uciekaj, chyba, że...- przypominam sobie co mówił Reize-Wspólnie ją weźmiemy~
-Odejdź, zgiń, przepadnij- siada na łóżku i zaczyna czytać jakąś mangę. Wzdycham i idę wziąć prysznic. Wychodzę czyściutki kilka minut później, siadam obok niego.
-Co tam czytasz?- zanim zdążyłem spojrzeć, schował przedmiot do torby. Wziął potrzebne rzeczy i wszedł do łazienki. Naburmuszam policzki, niby taki nie jestem, ale jednak. Wyjąłem co chwilę temu trzymał. O mało co nie wybuchłem śmiechem. Od kiedy podobają mu się romansidła? Opieram plecy o ścianę i zaczynam czytać. Ugh, nudne...odkładam na poprzednie miejsce. Pomyliłem się, jednak bardziej to kryminał. Kładę ręce za głowę, zamykając oczy. Słyszę otwieranie drzwi, później kroki, a następnie skrzyp łóżka. Co oznacza, że położył się obok mnie, otworzyłem jedno oko. Był odwrócony do mnie plecami. Dziś będzie noc, gdzie dam mu swobodę, zobaczę co zrobi. Udaję, że śpię. Po około 30 minutach poczułem ciepło na klatce, przebudzając mnie delikatnie. Zerkam tam, to chyba jego ręka. Zbliżył do mnie ciało, wtulając się we mnie. Starałem się być jak najspokojniejszy. Myślałem, że wyjdzie i pójdzie do siebie spać, a jednak wykorzystuje mnie jako pluszaka. Heh, niby mi się to nie podoba, ale z drugiej strony nie mam nic przeciwko, objąłem go po dłuższym zastanowieniu. Przynajmniej będę miał pewność, że mi nie ucieknie podczas mojego snu. Nie musiałem długo czekać, aby zasnąć.
Rano obudziły mnie dźwięki w pokoju, zauważam już przebranego chłopaka przy łóżku.
-Już nie śpisz?- rozciągam się z cichym pomrukiem niezadowolenia
-Jak widać, lepiej się pośpiesz, chyba nie chcesz spóźnić się na własny trening, prawda?- zadrwił. Usiadłem poprawiając sterczące włosy we wszystkie strony świata jak zawsze.
-Tak, tak, przy okazji. Nie musisz się...- przerwałem, nie powiem mu o przytulaniu, bo już tego nie zrobi-Jeśli boisz się spać sam, nie musisz chować przede mną misia- nie zrozumiał o co mi chodzi, ale to zirytował w typowy dla siebie sposób, sukces. Przebrałem się na jego oczach. Nie będę się krył we własnym pokoju, a ten jego rumieniec złości był piękny. Poszliśmy na śniadanie, chwilę poczekaliśmy po nim i ruszyliśmy w stronę boiska. Już kilku zawodników się rozgrzewało. Byli zdziwieni tym, że kostka lodu będzie z nami grać. Powiedziałem, że mają wytrzymać i koniec. Nie będę słuchał narzekań tej hałastry. Czas zobaczyć czy będzie taki dobry. Podbijam piłkę-Chodź na solo.
-Nie wolisz potrenować ze wszystkimi?- wciąż nie przerwał chłodnej postawy
-A co? Boisz się ze mną pograć?- podbiegł i zgrabnie odebrał mi piłkę
-Bać się? Za kogo ty mnie uważasz?
-Dobrze wiesz za kogo- zacząłem z nim grać. Nawet nie wiem kiedy zacząłem cieszyć się tak z zwykłej gry. Z nim to dopiero jest rywalizacja, pełno biegania, różnych dziwnych poz, technik. Nie ma nudy~
-Hej! Koniec czasu!- co? Spojrzałem zdziwiony na obrońcę mojej drużyny-Co tacy zdziwieni? Gracie już prawie 3 godziny i to bez przerwy! Dacie radę grać wieczorem?
-Oczywiście, masz jakieś wątpliwości?
-Nie- przewrócił oczami
-I świetnie, poczekaj mrożonko. Niedługo Cię pokonam.
-Chciałbyś, pomimo mojej kostki byliśmy na równi. Wiesz co to oznacza?- zrzędła mi mina
-Odpuścisz sobie dzisiejszy trening.
-Czemu?
-Bo jako kapitan tak mówię.
-Boisz się, że będę lepszy?
-Nie.
-A więc o co?
-Nie zadawaj pytań- odchodzę, złapał mnie za rękę, wyrwałem ją.
-Czemu przez tak banalne rzeczy zabraniasz mi grać?
-Bo tak!
-To nie odpowiedź. Bądź mężczyzną i normalnie odpowiedz- szarpnąłem go za koszulkę.
-A jak myślisz?! Nie chcę stracić porządnego rywala! Z kim będę grał jak nie z tobą?!- chociaż to nie jedyny powód...
-To cię nie tłumaczy.
-A jakiej odpowiedzi oczekujesz?!
-"Bo Cię kocham i martwię się o ciebie, misiu"- spojrzałem za siebie-Hej, znów się kłócicie?- zmarszczyłem brwi widząc zielono włosego.
-Właśnie nam przerwałeś.
-Jak mi przykro. Gran coś od ciebie chce, lepiej do niego idź. Ja mam popilnować Gazelle w tym czasie- minąłem go. Jakim prawem zawsze nam przeszkadzają? Pukam do drzwi jego pokoju. Słyszę" proszę", wchodzę.
-Czego chciałeś?
-Abyś zdał mi raport co robił Gazelle w nocy i powiedzieć, abyś codziennie mnie informował co robił- przewróciłem oczami.
-A sam nie mógłbyś go przypilnować?
-Jest twój i mam swoje sprawy na głowie.
-Ciekawe jakie- mój? Z resztą, każdy zaczyna robić jakieś głupie żarty. Zacząłem mówić mu co robiła mrożonka.
Pov. Reize
Usiadłem z szarowłosym na ławce.
-Kilkakrotnie chciałeś ze mną porozmawiać, na jaki temat?- przerwałem niezręczną ciszę.
-Na temat twojej miłości- podskoczyło mi ciśnienie.
-W jakim sensie?
-Czy ktoś Ci się podoba?- wali prosto z mostu. Po co chce to wiedzieć? W ogóle ze sobą nie gadamy, a tu nagle coś takiego. Prychnąłem odwracając wzrok.
-Co Cię to obchodzi?
-Szczerze nic- wzdycha znudzony
-To po co pytasz?
-Aby uzyskać odpowiedź- mądry się znalazł.
-Nie, nikt mi się nie podoba, zadowolony?
-Powiedzmy- wyprostował plecy, patrząc przed siebie.
-Uzyskałeś coś tą odpowiedzią?
-Nie to co chciał.
-A co chciał?- chwila, kto? Zerka na mnie oziębłym wzrokiem.
-Zależy Ci na odpowiedzi?
-A chcesz wiedzieć co myśli o tobie Burn?- podniósł jedną brew, jednak udało mi się go zaciekawić.
-Wiem co myśli, nie potrzebuję więcej.
-Skąd to wiesz?
-Nie ważne- stanąłem przed nim
-Hej, nie unikaj tematu.
-Odpowiem jak ty powiesz jakie masz ulubione słodycze, kwiaty, co lubisz- o co mu znów chodzi?
-Lubię mleczną czekoladę z carmelem, kwiaty...em...- nie znam się-Wszystkie. Lubię książki o fantasy, piłkę nożną, gwiazdy, czerwone włosy, turkusowe oczy, nie ziemski uśmiech, cudny zapach, delikatność, zarazem spokój i chłód- patrzę ślepo przed siebie. Szlag! Wróciłem na ziemię-Czyli lalki.
-Lalki?
-Jakiś problem?
-Nie- wzruszył ramionami
-Teraz ty mi odpowiedz, czemu unikasz tematu?
-Bo mnie krępuje i nie mam po co z tobą rozmawiać o tym zegarze wybuchowym.
-Ale chciałbyś.
-Kto wie.
-O czym gadacie?- wrócił czerwono włosy.
-O niczym, wracam do pokoju- minął mnie i sobie poszedł.
-O czym gadaliście?- powtórzył pytanie patrząc na mnie
-Nieistotne, jakieś niewarte uwagi rzeczy- poczułem dziwne odczucie, aby mu tego nie mówić.
-Jak chcesz, muszę iść do śnieżynki. Pewnie już tęskni~
-Ta, pa- macha i odbiega.
Gdyby byli bardziej otwarci na siebie, było by im łatwiej. Chociaż co do uczuć Gazelle nie jestem pewien. Jednak widzę ten błysk i zmianę nastroju, kiedy jest razem z tulipanem. To musi być znak. Wróciłem do swoich czterech ścian z myślą, czemu chciał wiedzieć te wszystkie rzeczy.
**********
Ilość słów: 1253
**********
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro