Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

*** Specjalnie dla moich ukochanych czytelników, udało mi się napisać jednego dnia dwa rozdziały. Mam nadzieję, że się spodoba***

Pov. Reize

Nie za bardzo spodobał mi się pomysł Burn, ale nic na to nie poradzę. Zemścimy się, dlatego pozbędę się skrupułów i wykonam część swego zadania. Wróciłem do siebie, przeszukując szafę. Wyjąłem to co miałem, wziąłem prysznic na rozluźnienie i poszedłem spać. Z samego rana ubrałem na siebie białą koszulkę i bardzo krótkie, obcisłe spodenki. Patrzę w lustro zmieszany. Jakoś wytrzymam, ale nie zmienia to faktu, że za dużo widać! Czuję się już w tej chwili upokorzony... robię to dla kogoś takiego. Dobra, raz się żyje! Poszedłem dość spięty do siłowni. Jak na razie zacząłem się rozciągać, aby nic sobie nie naciągnąć w czasie cięższych ćwiczeń. Oczekiwałem jego przyjścia. Jak zawsze, przyszedł kilka minut po mnie. Nie wiem czemu to robił, ma ustalone inne godziny do siłowni, ale wybrał ćwiczenie ze mną. Najpierw myślałem, że patrzy czy się nie obijam lub jak sobie radzę, ale traktuje mnie jak powietrze...czasem tylko da obraźliwy komentarz. Zrobiłem skłon, będę musiał po prostu zrobić co w planie i już. Zerkam na lustro za sobą, spalam buraka, widząc jak patrzy centralnie na mnie. Od razu wyprostowałem plecy. Chyba wystarczy rozgrzewki. Stanąłem trochę dalej tyłem do niego. Wolę, aby nie widział mojej wybitnie czerwonej twarzy. Kiedy miałem pewność, że nie patrzy, zerknąłem na niego, oglądając, jak leży na ławeczce prostej i podnosi sztangę z 24 kg. Wzdycham cicho, wsiadam na rowerek i zaczynam jechać. Uchylam tułów do przodu i co jakiś czas podnoszę biodra, przyśpieszając ruchy nogami do maximum. Robię tak z 30 minut, aż nie poczułem lekkich skurczów. Zszedłem, ledwo co nogi się pode mną nie załamały. O dziwo, naprawdę to powoduje bóle w dolnych partiach ciała. Czas na ręce i resztę ciała. Zaczynam robić różne ćwiczenia z karty pracy, którą kiedyś sobie stworzyłem. Wziąłem dużą piłkę i zacząłem robić przysiady, podciągać się, jakieś pompki i kilka innych rzeczy. Zostało ostatnie, patrzę na sztangę, biorę ją i zaczynam przy lustrach robić przysiady. Moje nogi odpoczęły przez ten czas, dlatego mogę dalej z nimi ćwiczyć. Zrobiłem kilka tur, stanąłem przy oknie, patrzę w niebo popijając wodę zmęczony. Zerkam na zegar wiszący na ścianie, jeszcze trochę i...

-Od kiedy ćwiczysz w takich spodenkach?- słyszę za sobą głos, spojrzałem tam z uśmiechem.

-Specjalnie dla ciebie je założyłem. Pasują mi?- robię jakąś pozę, umierając w środku.

-Nieźle~- złapał mnie w talii-Idziemy wziąć razem prysznic? Nie obiecuję, że będę miał ręce przy sobie- ugh, jakim cudem tak dobrze udaje?

-Hm?~ Dotykaj mnie ile chcesz, jestem cały twój. Dobrze o tym wiesz- zaśmiał się i klepnął mnie po tyłku. Pisnąłem cały czerwony, zmarszczyłem delikatnie brwi, szybko powróciłem do uśmiechu-Nie tutaj, łobuzie. Gran nas widzi.

-Niech patrzy i żałuje, że jesteś mój- wychodzimy-Sorry, ale musiałem- szepnął, drapiąc się po karku. Wróciliśmy do normalności.

-Rozumiem, jednak już tak nie rób. Ważne, że nabraliśmy Gran, został nam Gazelle- poprawiam cisnące spodenki.

-Tak, nie mogę się doczekać jego reakcji. Szef wyglądał jakby chciał nas zaraz zabić, ha ha. Piękny widok.

-Nawet- łapię za ramię, jakoś nie jestem zadowolony, robiąc coś takiego przed nim, ale...jestem zły, że wybrał ten dzban bez uczuć, niż mnie. W sensie, nie że coś!

-Nie myśl nad tym za dużo, nie warto. Na pewno zmądrzeje i weźmie się za ciebie- poklepał mnie krótko po plecach, chyba próbując dodać mi otuchy.

-Teraz nie brzmisz jak homofob.

-Bo nim nie jestem- wkłada ręce do kieszeni bluzy od dresów. Patrzę na niego zdziwiony -Sam nie wiem czemu się tak wkurzam. Obojętne mi to, czy dwóch facetów chce być razem czy nie. Mnie to nie dotyczy, jednak...nie wyobrażam sobie śnieżynki z kimś innym niż- przerwał-Nieważne. Teraz trzeba coś wymyślić dla naszego kochanego kapitana Diamond Dust~- chyba będzie lepiej, jak mu teraz odpuszczę dopytywania na jego temat

-Znów będę musiał coś dziwnego zakładać?- wchodzimy do mojego pokoju. Na spokojnie zdejmuję spodenki.

-Nie wiem, trzeba coś porządnego odwalić, aby naprawdę się na to nabrał. Gran też byśmy nie nabrali, gdybym Cię nie klepnął- podał przykład, opierając plecy o ścianę. Ubieram na siebie normalne sportowe spodnie. O wiele lepiej.

-Może...gdzie zazwyczaj jest około 19 w niedzielę?- rozmyśla, obserwując latającą muchę przy lampie.

-Biega wokół ośrodka. Robi kółka i takie tam. Nic specjalnego- wzruszył ramionami

-Ale za to mam plan- siadam przy biurku- Jest tam las. Kiedy zobaczymy, że jest blisko, wykrzyczę, że Cię kocham. Ty mnie przyszpilisz do drzewa i zbliżysz twarz, aby wyglądało, jakbyś mnie pocałował, może być?

-Dziwne fetysze, pewnie powiązane z Gran~- przestał podpierać ścianę -Powinno wystarczyć. Widzimy się o dziewiętnastej przed wejściem- macha niedbale ręką i wychodzi. Spuszczam wzrok smutno. Wyjmuję coś z półki i zaczynam coś gryzdać. Najpierw próbowałem jakieś taktyki, ale wyszło z tego to co zawsze. Odkładam rysunek przedstawiający mojego dawnego przyjaciela, za którym tak bardzo tęsknie.

Pov. Burn

Jeden plan wyszedł, czas na drugi. Wyszedłem na zewnątrz, nabierając świeżego powietrza w płuca. Nie daleko widziałem jak nasza zdobycz biega.

-Hej- stanęła obok mnie pistacja.

-Witaj- idziemy gdzieś tam na widoku-Zaraz nas zobaczy. Za 10 sekund zacznij wyznawać uczucia. Daj z siebie wszystko- uśmiecham się chamsko, naburmuszył policzki. Nabrał powietrza zestresowany.

-Kocham Cię, Burn! Od samego początku Cię podziwiałem i nie mogę przestać o tobie myśleć! Proszę, bądź ze mną!- niezły z niego aktor~ ten stres sam z siebie się z niego wylewa. Kątem oka widzę jak lodówka stanęła i się na nam przygląda. Złapałem chłopaka za ramiona i przyszpiliłem do drzewa, styknąłem nasze nosy. Chwilę odczekałem i się od niego odsunąłem.

-No i załatwione- łapię go za rękę i ciągnę za sobą. Dziś już mamy spokój, obaj nabrani i niech tak zostanie jak na razie. Podchodzimy do wejścia. Zatrzymały nas głosy Gran i Gazelle. Poszliśmy tam, kucamy w krzakach.

-To koniec, najwyraźniej związali się ze sobą.

-Co masz na myśli?

-Widziałeś jak chwilę temu Reize wyznał miłość tulipanowi, a później się pocałowali- mówi ze spokojem jak zawsze.

-Rozumiem, też ich widziałem rano w siłowni. Dziwne rzeczy robili i poszli pod prysznic- udało się, plan idealny. Wiedziałem, jestem świetny.

-Co chcesz z tym zrobić?

-Nic, przynajmniej nam już nie przeszkodzą- przyśpieszyło mi serce, jak to nie przeszkodzą?! Co jest kurna?! Nic im to nie dało?!

-Gran...- odsunęliśmy kilka liści z oczu i wtedy zobaczyliśmy, jak się do siebie przytulają.

-Mam dość- szepnął niższy chłopak i wybiegł z kryjówki, poszedłem w jego ślady. Wbiegł do swojego pokoju, a ja za nim. Wskoczył na łóżko, zatapiając twarz w poduszkę-Wiedziałem, że to nie wyjdzie!- ledwo co powstrzymywał się od płaczu. Usiadłem obok niego.

-Stary, wyluzuj. Wiem, że nie jest za ciekawie, ale trzeba się z tym pogodzić- dostaje poduszką w twarz

-Ty nikogo nie kochasz, więc nie wiesz jak to jest!

-Masz rację, nie wiem...może przejdziemy się po mieście?- nie jestem dobry w pocieszaniu

-Czemu to proponujesz?

-Bo mam nadzieję, że jak mi ktoś złamie serce, to ty będziesz mnie wspierać? Chociaż nie znam takiej, która by na mnie nie poleciała- przeczesuje włosy z uśmiechem

-Jak zwykle masz wysokie mniemanie o sobie- przeciera powieki

-Owszem, trzeba mieć o sobie dobre zdanie, a teraz rusz swoje cztery litery i idziemy- wstałem i wyszedłem z buta.

-Hej! Nie pozwalaj sobie!

-Tak, tak- ubrał na siebie bluzę i wyszliśmy gdzieś.

Będę musiał wszystko na spokojnie przemyśleć, ale najpierw muszę uspokoić tą beksę, zanim wpadnie mi w depresję. Dostałbym ochrzan, gdyby coś z nim było nie tak, wolę sobie tego oszczędzić. Mam czas, na pewno coś wymyślę, patrzę na niebo pełne gwiazd. Uda się...kiedyś.







**********
Ilość słów: 1251

25.07.2020r.

**********

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro