Rozdział 18
Pov. Gran
Koniec gapienia się na słodziaka, teraz nadszedł czas do pracy. Wszedłem w ciemny korytarz, gdzie popukałem do pokoju Gazelle. Zmrużyłem oczy, dosłuchując się jakiejkolwiek odpowiedzi, która pokazywała się w postaci ciszy. To znak, że bez sprzeczności mogę wejść, tak by przynajmniej pomyślał kapitan Prominance. Z resztą, muszę wiedzieć jak coś się wydarzyło. Otworzyłem sprawnie drzwi, rozglądając się po pustym pomieszczeniu. Skoro go nie ma, to oznacza, że jest u Burn. Mogłem od razu tam iść.
Zapukałem do czerwono włosego, kolejny raz nie uzyskując odpowiedzi. O ile mi wiadomo, za niedługo mają trening, może są już w szatni...W takim razie później z nim porozmawiam. Miałem już odejść, ale zatrzymała mnie " kłótnia", dochodząca z pomieszczenia.
-Oddawaj moje ciuchy, Burn.
-Nie, co się wstydzisz? Ogarnia Cię panika, jakby nie wiadomo co się działo.
-Powiedziałem coś, czemu ty mnie nigdy nie słu...-przerwał mu jakiś hałas- Agh...B-Burn...nie- staję wryty, niedowierzając temu co właśnie jestem świadkiem. Na pewno to nie jest to co myślę. Krzyżuję ręce na klatce, ogarniając swój lekki rumieniec skrępowania na twarzy. Też bym chciał takie przygody z Reize...robię minę zbitego psa. Szybko zmieniłem w pomidora, widząc w myślach pół nagiego chłopaka pod sobą i jego zawstydzenie. Skąd u mnie takie wyobrażenia?! Nie czas na to.
-Nie zdejmuj tego! Co ty odwalasz?!
-Zdejmuję koszulkę, będzie wygodniej~ Popatrzysz przynajmniej na moje ciałko, śnieżynko.
-Gran- drgnąłem dostając lekkiego zawału, czując dotyk na swoim barku, spojrzałem za siebie.
-Co jest, Reina?
-Miałam coś przekazać od ciebie Burn, ale nie mogę. Jest teraz...trochę zajęty.
-Wiem, weszłaś do nich?
-Ta, ciekawe widoczki- zeznała z lekkim niesmakiem. Czyli jednak miałem rację! Słyszymy odkluczanie drzwi, oznaczający wyjście jednego z kochanków.
-O czym rozmawiacie? I to pod moimi drzwiami- dziewczyna zerka na jego gołą klatę.
-Nie wnikam co robisz z Gazelle, ale lepiej, aby szedł na trening. Wypuścisz go?- patrzy mi poważnie w oczy.
-Zapomniałem Ci o czymś powiedzieć- spoważniałem, kiedy zmienił temat.
-Co takiego?
-Po pierwsze- przewrócił oczami, dosłownie dając nam znać, że ma o wiele lepsze rzeczy do roboty i one właśnie siedzą za nim-Po drugie, powiedziałem, że nie pozwolę Ci dotknąć mojej własności. Dopilnowałem tego, a ty dopilnowałeś swojej?- spytał z drwiącym uśmiechem, powodując paraliż mego serca-W tej chwili jest z kimś sam na sam w szatni, radzę Ci do niego iść. Chociaż pewnie jest już za późno- zaśmiał się zwycięsko. Szybkim krokiem poszedłem w kierunku szatni. Kiedy już mnie nie wydzieli, pobiegłem najszybciej jak tylko mogłem, zostawiając za sobą widoczny kusz. Usłyszałem charakterystyczny dźwięk trzasku o szafki, wprawiając mnie w jeszcze większą furię. Wykopałem drzwi z nawiasów, nie myśląc nad konsekwencjami. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, od razu podbiegając do zielono włosego. Objąłem go z wielką ulgą.
-Nic Ci nie jest?- pytam z lekkim zmartwieniem, chociaż w środku mnie panował istny chaos.
-T-Tak? Coś się stało?- pyta niepewnie, odsuwam się. Uczucia przejęły nade mną górę, jak mam mu to teraz wytłumaczyć? Przywalam ręką obok jego głowy, rozwalając przy tym szafkę. Zmarszczył brwi, ukrywając strach, który tak czy siak był widoczny.
-Idziesz do mnie, w tej chwili. Jeśli usłyszę jakikolwiek sprzeciw, pożałujesz- wysyczałem przez zęby. Kiwnął niezadowolony na zgodę. Poszedł za mną. Teraz muszę wymyślić co robić dalej...
Pov. Burn
Wróciłem do pokoju, od razu mój wzrok utkwił na leżącym na podłodze chłopaku. Siadam mu na miednicy i siłą trzymam ręce nad jego głową.
-Co ty robisz? Co się z tobą dzieję?- pyta, patrząc mi w oczy
-Ze mną? Po prostu jesteś mój~- milczy-Jednak nie myśl, że jesteś ode mnie lepszy- dodałem cokolwiek
-Będę, bo taka prawda. Masz za wysokie ego.
-I kto to mówi, nie wygrałeś ze mną meczu.
-Nawet będąc chorym, miałeś ze mną trudności- zadrwił, na co zacisnąłem uścisk.
-Ach, tak?! Ubieraj się! Zamiast treningu czeka nas mecz!- wstaję z niego. Udowodnię mu, że nie ma szans, aby ktoś mnie pokonał. Wyjąłem z szuflady jego ciuchy i rzuciłem w niego.
-Musisz się na mnie patrzeć?
-Zabronisz mi?- podniosłem jedną brew, opierając ręce na biodrach. Ubrał je na siebie z spokojem. A więc powrócił dawna kostka lodu, świetnie.
-Otworzysz drzwi?- odkluczam je i wychodzę.
-Lepiej się przygotuj, będę na ciebie czekać. Lepiej nie uciekaj, zawsze Cię znajdę. Nieważne co- po tych groźbach, poszedłem powiadomić swoją drużynę o zmianie planów. Po kolei wbijałem do każdego z informacjami, gdzie i za ile mają się pojawić. Ubrałem na siebie strój swojej drużyny i wyszedłem.
Wszedłem na boisko, rozmawiając z zawodnikami, zaczynając w tym czasie rozgrzewkę. Podajemy do siebie piłkę, co jakiś czas używając technik. Widzę kontem oka jak zaczyna mrożonka. Po 15 minutach, obaj byliśmy gotowi. Stanęliśmy na przeciwko siebie-Może zagramy nie tylko o honor, a o coś jeszcze?- położyłem nogę na piłce z pewnym siebie uśmieszkiem.
-Co masz na myśli?- skrzyżował ręce
-Taka sama zasada jak z karą. Czyli przegrany zrobi wszystko co będzie chciał wygrany, pasuje?
-Czemu zawsze musisz wymyślać coś takiego?
-Bo zwykła wygrana jest nudna.
-Kto powiedział, że wygrasz?
-Ja- wskazuję na siebie, prostując plecy-A więc zgoda?- zerknął w bok
-Nie- teraz to mnie zdziwił, parsknąłem śmiechem.
-Boisz się?! No dawaj, przyznaj się, że jesteś ode mnie gorszy- nie ucieszyła go moja zaczepka-Złość piękności szkodzi.
-Czyli Ci już nic nie grozi. Lepiej teraz ustalmy co by musiał zrobić przegrany- zignorowałem obrazę na swoją boską osobę. Ważne, że się zgodził ~ nie ma wtedy za bardzo zabawy, ale dobra. Skoro chce ustalić jasno zasady, to będę łaskawy.
-Jak przegrasz, prześpisz się ze mną- Ci co usłyszeli moje słowa wbiło w ziemię, tak jak i go-Serio myślałeś, że bym chciał coś tak obrzydliwego?- uniosłem trochę głos rozbawiony. Poprawił grzywkę, powoli tracąc do mnie cierpliwość.
-Mów w końcu czego chcesz.
-Jeśli jesteś naprawdę gejem, powiesz mi, kto Ci się podoba. Twoja kolej- muszę wiedzieć, jeśli wygram, dowiem się, że kłamał i jest hetero. Przynajmniej...mam taką nadzieję? Nie, raczej w czymś innym.
-Jeśli to ja wygram- zbliżył do mnie twarz-Już nigdy nie będziesz rozmawiać z Ikru i z dwoma innymi dziewczynami- nie rozumiem jego działania. Czemu miałbym z nimi nie rozmawiać? Ukrywa coś? Jednak popełnia jakieś nieodpowiednie rzeczy? Zerkam na nic nie świadomą dziewczynę. Może jednak jest hetero i jedna z nich mu się podoba? Z resztą, na pewno wygram. Nie mogę tak nagle zrezygnować z zakładu.
-Umowa stoi- podaliśmy sobie dłonie. Zabrzmiał gwizdek, po którym od razu zmierzyliśmy ku sobie. Ledwo co po kilku próbach odebrałem mu piłkę, pobiegłem przed siebie. Ktoś inny zrobił wślizg i mi ją zabrał. Podał do napastnika, a tamten od razu do kapitana, który bez sekundy przerwy podał do kogoś przy bramce. Myślałem, że będzie strzelał. A jednak, w ostatniej chwili chłopak podał do mrożonki, a ten strzelił gola w czasie kiedy mój bramkarz był w zbyt dalekiej odległości, aby móc to obronić. Zacisnąłem palce w pięści. A więc tak się będą bawić? Nie dopuszczę do następnego strzału. Usłyszeliśmy gwizdek, a chwilę po nim znikąd pojawił się Gran na środku boiska.
-Koniec meczu.
-Nie decydujesz o tym! Jeszcze nie skończyliśmy!- podbiegam do niego podenerwowany. Przeszył mnie wzrokiem.
-Na dziś koniec- powtórzył stanowczo-Będziecie ten mecz kontynuować, kiedy indziej.
-Czemu?- krzyżuję ręce na klatce, starając się nie wybuchnąć.
-Chcesz równej gry, a Gazelle ma od tygodnia i dwóch dni problemy z kostką- słucham?! Czemu nic mi nie powiedział?! Teraz to już kompletnie jestem wkurzony. Szarpnąłem szaro włosego za włosy, przyciągając go tym do siebie.
-Czemu nic mi nie mówisz?! Co ty sobie myślisz?! Bawisz się mną?!- wydzieram się na niego, powoli tracąc rozsądek
-Mógłbyś łaskawie się tak nie denerwować? Mogę już normalnie grać- wyszarpał się z mojego ucisku
-Ta, jasne! Nie będę z tobą grać! Czekamy następne 2 tygodnie, dopóki nie będzie lepiej i czemu on wie o czymś takim, a ja nie?! Więc jednak się kochacie?!- zamilkł zdziwiony, spojrzał na chłopaka obok mnie, a więc jednak!-Jesteś obrzydliwy- syknąłem przez zęby nienawistnie. Czerwono włosy położył dłoń na moim barku.
-Spokojnie, nie gorączkuj się. Jesteś jak aktywny wulkan- odepchnąłem go od siebie.
-Nie dotykaj mnie- mówię jeszcze bardziej obrzydzony. Odszedłem wchodząc do tunelu, zobaczyłem odchodzącego Reize. Podbiegam do niego-Hej, kmiocie- przyśpieszył krok-Nie ignoruj mnie!- zanim pociągnąłem go za kitka, spojrzał na mnie załamany.
-Czego znów ode mnie chcesz?- pyta z pretensją. Czy on słyszał to co wykrzyczałem? No racja, myślałem, że Reize i Gran są razem lub coś tam ze sobą kombinują. Czyżby... został wykorzystany? Przeczesałem włosy.
-Słyszałeś tamto, prawda?
-I co z tego?
-To z tego, że obaj możemy się na nich zemścić.
-Nie bawią mnie twoje żarty- odchodzi, znów go doganiam.
-Kto powiedział, że to żart? Chcę się w jakiś sposób zemścić na nich, a ty mi w tym pomożesz. W końcu, jesteś zakochany w Gran, co nie?- spiął mięśnie delikatnie czerwony i zły-A więc zgoda? Połączymy siły?
-Niech będzie, ten jeden raz.
-I świetnie- podajemy sobie ręce
-Jaki masz plan?- idziemy dalej
-Ciekawy, bardzo ciekawy. Jutro z samego rana masz siłownie?- wchodzimy do mojego pokoju
-No, co z nią?- uśmiecham się, siadamy obok siebie. Zaczynam mu wszystko tłumaczyć.
**********
Ilość słów: 1491
25.07.2020r.
**********
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro