Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Podobnie spędziliśmy następne dni. Wrócił do pełni sił, z jednej strony cieszę się, że znów mam swojego rywala, a z drugiej wiem, że nie zobaczę już jego prawdziwych reakcji. Wzdycham kopiąc z całej siły piłkę w stronę bramki. Ten gol zakończył nasz trening. Wziąłem swoje rzeczy i wszedłem do pokoju. Trochę brak mi jego obecności. Teraz nie mam co się nim opiekować, ale nadal myślę jakie zadanie zadał mu Gran. Nie daje mi to spokoju. I jeszcze jego rozpiski na temat tych bronzolet co mieliśmy w czasie naszych meczów. Coś z nimi musi być nie tak, ale co? Służą do czegoś jeszcze? Chyba nastał czas dowiedzenia się o co z nimi chodzi. Jedyną osobą od której jest możliwość dowiedzenia się czegoś jest Reize. Nie wiem czemu, tak po prostu czuję. W tej chwili powinien być w siłowni. Ruszyłem swoje boskie cztery litery i po chwili wbiłem tam z buta. Tch, na moje nieszczęście akurat był on z okresem. Świetnie i co ja mam im teraz powiedzieć? Patrzą na mnie uważnie, a ja stoję jak kółek. Rozglądam się jakbym kogoś szukał i wychodzę. Teraz wiadomo, że niby szukam Gazelle. Przewróciłem oczami i wbiłem do Reina. Patrzę na nią bez koszulki.

-Sorry- wychodzę, zapomniałem, że jest dziewczyną. Teraz będzie mi prawiła swoje morały i jaki to ja jestem zboczony. Otworzyła drzwi.

-Czego chciałeś?

-Musimy porozmawiać.

-Niby o czym?

-Jesteś najbliżej Gran- nie licząc Reize-Dlatego możesz wiedzieć co zaplanował dla Diamond Dust jako karę i bronzoletach, które mieliśmy w czasie gry- patrzy na mnie chłodno. Czy każdy jest tu bezduszną marionetką?

-Nie ma po co mówić mi o takich rzeczach. Nic nie wiem, jeśli jesteś ciekawski zapytaj jego- gdyby to było takie łatwe. Odchodzę machając niedbale. Wbiłem do swojego pokoju. Jak na zawołanie, którego nie chciałem, siedziała na moim łóżku Ikru. Kto by się spodziewał? Nie ja.

-Co tu robisz?- wstała i do mnie podeszła z poważnym wyrazem twarzy-Widziałeś projekty pana pomidora, prawda?

-Co Cię to obchodzi?

-Znam ich projekty, rozplanowałam je razem z nim- teraz to mnie zdziwiła-Masz jakieś pytania co do nich?

-Owszem, coś z nimi jest nie tak.

-A dokładniej?

-No nie wiem- drapie się po głowie-Czemu miały w sobie te igiełki?

-Ładują się krwią. Tak też sprawdzaliśmy czy wszystko dobrze z waszym zdrowiem na podstawie wyników krwi.

-W takim razie czemu pozowoliliście grać Gazelle? Nie wykryto nic?!

-Wykryto, jednak on sam tego chciał. Podjął ryzyko i tak czy siak przegrał- po prostu zabiję!

-Czyli to przez nią coś z nim było?!

-Nie koniecznie, bardziej zaszła pomyłka. Nic więcej nie wiem, wszystkie plany i resztę zapisek ma Gran- przytula się do mnie-Podawałam mu leki dzięki czemu nic mu nie będzie. Chociaż trudno było przez to, że cały czas przy nim byłeś- a więc mu pomogła. Przynajmnjej tyle dobrego.

-Dobrze, dzięki za pomoc. Czemu nie powiedziałaś nic wcześniej o nich?

-Nie miałam po co, nic za bardzo nie wiem. Bardziej zajęłam się programowaniem i takie tam- wzruszyła ramionami. Wzdycham, odsuwając ją od siebie.

-Spoko- łapie za serce, czując przeszywające całe ciało ból. Co jest? Opieram się o szafkę, cicho dysząc.

-Burn!? Co Ci jest?- pyta zmartwiona.

-Gazelle...- szybko wybiegłem. Wbiłem do jego pokoju, rozejrzałem haotycznie. Nie ma go! W łazience też! Wchodzę na boisko gdzie zawsze ma treningi. Dalej nic! Siłownia, stołówka, pokoje jego zawodników, nie ma! Zaciskam bardziej palce przerażony i wkurwiony na siebie. Jak coś mu się stanie, nie daruję temu śmieciu. Zabiję go. Przywalam w ścianę pięścią-KURWA!- krzyknąłem na cały głos. Szczerze nigdy nie przeklinam, ale teraz mój wkurw sięgnął zenitu. Muszę jak najszybciej go odzyskać.

-Burn?- spojrzałem za siebie z furią-Co Ci? Dziewczyna dała Ci kosza?- pyta lekko niepewnie. Szybko go do siebie przyciągnąłem i objąłem. Zesztywniał nie widząc co zrobić.

-Nigdy więcej tak nie rób- szepnąłem zaciskając bardziej objęcia. Jeszcze nigdy się tak o niego nie bałem. Czułem jakbym stracił najważniejszą osobę w moim życiu, nigdy więcej nie chcę tego czuć, ani doznawać-Idiota, gdzie ty się szwędasz?- nie pojmuję co ze mną jest, ja z resztą za bardzo też.

-Nie będę pytać co z tobą jest nie tak. Bo w sumie zawsze taki jesteś. Byłem u Gran, a co?- szybko go odsunąłem, trzymając za ramiona

-Co z nim robiłeś?!

-A co Cię to obchodzi? Puszczaj- próbował się wyrwać, ale ja jeszcze bardziej zacisnąłem palce, pewnie będzie miał siniaki, bo widziałem przez chwilę jego skrzywienie z bólu. Przywaliłem go o ścianę.

-Gadaj w tej chwili!- patrzy mi w oczy chłodno.

-W takim razie...po co chcesz wiedzieć?- przywalam pięścią obok jego głowy. Patrzy mi w oczy-To nie jest twoja sprawa...jednak jak tak Ci zależy to. Miałem do wyboru kilka rzeczy. Wybrałem, że będę musiał...

-Gazelle- słyszę głos obok nas. Od razu zamilkł. Patrzę tam zły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro