Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Nie byłem taki chamski, jak miałem w planach i po 3 godzinach wróciłem do pokoju, gdzie na łóżku dalej leżał w spokoju chłopak, w pozycji w której go zostawiłem. Skoro wszystko mam już przemyślane, to czas się nim zająć odpowiednio~. W końcu trzeba pomagać słabszym. Podszedłem do jego łóżka z charakterystycznym uśmiechem.

-Witaj, jak się leżało? Wygodnie?- spytałem z drwiną.

-Wyjdź.

-Aż tak Ci wygodnie? Chcesz leżeć przez kolejne kilka godzin? Nie ma sprawy, nie musisz się nawet ze mną kłócić tym razem- wkładam ręce do kieszeni spodni

-Rozwiąż mnie- zignorował moją zaczepkę. Obejrzałem jego czerwone nadgarstki przelotnie. Rozwiązałem go po dłuższym zastanowieniu, trzymając za jego bark na wszelki, aby nie próbował wstać i wylecieć mi jakoś przez okno.

-A teraz masz ode mnie zadanie bojowe, rozbierz się- zmarszczył brwi, oglądając mnie jak jakiegoś idiotę

-Po co?

-Nie zadawaj pytań, po prostu to zrób. Jednak nie masz honoru?- wzdycha, widocznie już nie mając do mnie siły. Wow, serio nie ma zamiaru się ze mną kłócić? Podciągnął koszulkę, ukazując dość umięśniony brzuch. Podwinął jeszcze bardziej, ukazując całą klatkę. Przyznam, że dość seksownie to wygląda, nie jak u mnie, ale ma na czym oko zawiesić-Serio jesteś słaby- siadam, zdejmując ją z niego, po czym spodnie. Zerknąłem na jego twarz, która była w satysfakcjonujących odcieniach czerwieni. Teraz jest zbyt słaby, aby ukryć swoje emocje, co mnie trochę kręci~. Zamoczyłem wcześniej przygotowaną ścierkę w postawionej przy jego łóżku misce i zacząłem go starannie myć. Pod prysznicem by nie ustał, a w wannie się utopi, dlatego to się wydawało najrozsądniejszym wyborem.

-Burn...nie...- złapał za moją rękę, próbując ją od siebie odciągnąć.

-Też nie jestem z tego zadowolony, po prostu leż grzecznie. Zaraz skończę- przejechałem po jego klatce, zacisnął palce na pościeli, patrząc w bok.  Czemu to tak dziwnie wygląda? Skończyłem to szybko, abym przypadkiem za długo nie patrzył na jego ciało. Ubrałem na niego górną część piżamy-Zaraz wracam- wychodzę wkładając z powrotem ręce do kieszeni. Będzie miał u mnie dług i to nie byle jaki. Wziąłem tacę z byle jakim jedzeniem, który by dostarczył jakiejkolwiek potrzebne składniki do jego organizmu. Wróciłem do niego z nią, siadam przy łóżku-Dasz radę zjeść czy mam Cię nakarmić jak małe dziecko?

-Czemu to robisz? Masz ważniejsze sprawy do roboty, taki egoista jak ty...- przerwałem mu, podnoszę go do pół siadu, wkładam mu kanapkę do buzi.

-Cicho i jedz- obejrzał mnie, jak i kanapkę, sam pewnie się zastanawiając czy zacząć kłótnie czy nie. Chyba jednak wybrał spokój, gdyż zaczął jeść. Nie powiem, mądra decyzja, mnie się słucha.

-Mógłbyś już iść? Tak czy siak nie mogę wstać, więc pójdę spać.

-Niech będzie, jeszcze tu wrócę- podchodzę do drzwi-Bądź grzeczny.

-Tak, tak- wychodzę, czekałem chwilę przy drzwiach, sam nie wiem na co czekając. Może, aby mieć pewność, że na pewno pozostanie w pokoju. W końcu nigdy nie mogę mieć pewności, że naprawdę by się mnie posłuchał. A widząc, że się nie zanosi na jego wyjście, a cisza ze środka mnie w tym przekonaniu utwierdziła, więc mogłem pójść na swój trening, który minął jak zawsze. Trochę się wyżyłem na piłce, co nie było żadną nowością. Poszedłem do szatni, gdzie doszły mnie jakieś szepty. A dokładnie, niektórzy obrócili sobie za ciekawy dla nich temat o mnie i Ikru. Heh, w końcu jesteśmy w "związku". Po cholerę się w to wpakowałem? Gdzie ja wtedy miałem głowę? No tak, chciałem wkurzyć mrożonkę. A teraz to lepiej nie mówić przy nim o tym, bo padnie i nie wstanie. Wtedy to by się skończyła cała zabawa. 

-Ale też słyszałem, że kapitan Diamond Dust leci na nią. Właśnie teraz rozmawiają niby o jakiejś taktyce. Dość często się spotykają jak na członków drużyny- zażartowali sobie, grając mi tym skutecznie na nerwach. Pomasowałem drżącą brew. Założyłem bluzę naszej drużyny i wyszedłem z trzaskiem drzwi, nie chcąc słyszeć więcej takich głupstw.

-Nie! Kapitanie!- zatrzymał mnie krzyk przerażonej dziewczyny. Przyśpieszyłem krok, po chwili zobaczyłem, wybiegającą z jego pokoju właścicielkę krzyku w poszarpanych ciuchach. Szybko złapałem ją za rękę. Uderzyła mnie w policzek-A-Ach, Burn...przepraszam, myślałam, że to jest...

-Spokojnie- dotykam policzka zły-Zrobił Ci coś?- patrzę na jej pociętą koszulkę. Zabije gnoja. Tym razem mu nie uwierzę, jak tylko udaje z tą słabością, to pożałuje za wszystko. Zaprowadziłem ją do pokoju, niedługo później wbijając do niego. Akurat sprzątał porozwalane kartki z ziemi, odłożył nożyczki na biurko.

-Bu..- przygniotłem go do ziemi, przerywając mu

-Nie nabierzesz mnie! Masz się nie dobierać do mojej dziewczyny!- nawet się nie szarpał, patrzył mi spokojnie w oczy-Tch, serio dla ciebie gwałt to nic? 

-Nic nie zrobiłem.

-Nie wierzę już w ani jedno twoje słowo!

-Idiota, nie jest w moim guście, a co najważniejsze- spiął mięśnie, odwracając wzrok niezadowolony i z powoli pojawiającym się rumieńcem-J-Jestem inny niż reszta.

-Ha? Co masz na myśli?

-Nie moja wina, że jesteś debilem.

-Ha?! Po prostu gadaj wprost, a nie jakieś łamigłówki!- obejrzał mnie jeszcze bardziej skrępowany

-Naprawdę jesteś upośledzony umysłowo.

-Gadaj, póki daję ci szansę!

-Jestem gejem...dlatego nie interesują mnie dziewczyny. Zrozum, są obrzydliwe i bardziej wkurzające niż ty- zamilkłem, otwierając szerzej oczy. Chwilę tak siedziałem, próbując ogarnąć co powiedział i jak w ogóle powinienem zareagować.

-Niby czemu miałbym w coś takiego uwierzyć?

-...Spójrz na naszą pozycje, teraz na moją twarz- która jest coraz bardziej widocznie czerwona- Inne jak się tak zbliżały, widziałeś, że nic sobie z tego nie zrobiłem. Jesteś chłopakiem, więc...

-Zamknij się- zabieram z niego ręce obrzydzony-Do tak niskiego poziomu się zniżasz, abym Ci uwierzył?

-Myśl co chcesz, nawet możesz mnie pobić. Tylko trzymaj swoją panienkę daleko ode mnie. Sprawia mi same problemy, a ty naiwny wierzysz w każde jej słowo. Bo co? Jest dziewczyną? Myślałem, że mnie chodź trochę znasz i wiesz, że nigdy bym nic nie próbował z kimś. Nawet jak jestem wkurzony, umiem opanować emocje, tak jak i czyny.

-Tu już nie chodzi, o to co jej zrobiłeś. A o to, że jesteś gejem. Powiedz wprost, że po prostu jest w tobie coś zepsutego, a nie jakieś homo.

-Ech, powiedziałem swoje, a teraz zrób mi trochę miejsca- zamknął oczy, widocznie nie mając siły na dalszą dyskusję

-Nic jej nie zrobiłeś, prawda?- pytam spokojniej-Czemu w takim razie miała do ciebie przyjść?- spojrzał w bok, sięgam po jakąś kartkę. Czytam ją uważnie.

-Są to rady dla niej. Jest dość wolna i podejmuje złe decyzje w niektórych momentach. Jako kapitan muszę dbać o formę każdego zawodnika, a teraz zejdziesz? Słabo mi, jak chcesz być w moich rzygach, to siedź. Nie mam nic przeciwko.

-To dobrze, nie zejdę- patrzy na mnie jak na idiotę-Masz wygodną miednice- kolejny raz się zarumienił-Aż zabawne, jak łatwo można Cię zawstydzić.

-Nie mam na to wpływu, nie wykorzystuj mojej słabości.

-Ponieważ?- zbliżyłem do niego twarz z uśmieszkiem. Ujrzałem w jego oczach w pewnym rodzaju błysk. Złapał mnie za policzki.
.
.
.
Otworzyłem szerzej oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro