Rozdział 7
Nie musiałem go zbyt długo szukać. Wszedłem na boisko w czasie jego treningu. Dopiero zaczynali, zerknąłem na dziewczyny czy żadnej z nich nic nie jest.
-Co ty robisz? Nie widzisz, że mamy trening?- patrzy na mnie chłodno z skrzyżowanymi rękami na klatce.
-Jeszcze nie wiesz?!- podszedłem do niego, szarpnąłem mocno za koszulkę przyciągając do siebie-Za kogo ty się uważasz?!
-O co ci znów chodzi?- marszczy brwi.
-Nie udawaj idioty!!! Myślisz, że nie wiem?! Najpierw chciałeś omotać moją zawodniczkę, a później pewnie pobić lub zgwałcić!!- wszyscy na nas spojrzeli w szoku, jak i on. Szybko wrócił do swojej obojętnej maski.
-O czym ty mówisz?- zacisnął palce na mojej pięści. Szarpnąłem nim.
-Jesteś ukrytym sadystą? W piłce rób sobie co chcesz, ale nie masz prawa kogoś bić- to dziwne, że akurat ja o tym mówię.
-Nikogo nie uderzyłem. Niby kiedy to zrobiłem?
-Z pół godziny temu!
-Przykro mi, ale przez całą godzinę byłem z Icer i Gocker w szatni. Tam rozmawialiśmy. Nie miałbym jak kogoś uderzyć, tym bardziej dziewczyny. Co ty sobie ubzdurałeś?- zanim zdążyłem coś powiedzieć, przerwało mi przytulenie do mojego ramienia. Spojrzałem tam.
-Przestań!- krzyknęła dziewczyna
-Czemu miałbym to zrobić??
-Nie chcę, aby coś znów komuś zrobił...
-Zrobił Ci coś?- pokazuję na trzymanego przeze mnie chłopaka. Odsunęła za mnie, a więc jednak!!!
-Co ty próbujesz zrobić?- pyta ją.
-Nie zbliżaj się do mnie...- próbował coś na niej?
-Jesteś żałosna, lepiej go sobie odpuść.
-Niby czemu?- spytała z lekką złością
-No właśnie, mogę robić co chcę- złapałem ją w talii i pocałowałem. Oczywiście nie w usta, a bardziej w jej kącik. Odsunąłem od niej z dumnym uśmiechem, patrzyłem na jego szok-Co taki zdziwiony? Ty masz swój harem, a ja mam ją.
-Serio jesteś idiotą- syczy zły. Wyglądał jakby chciał mnie uderzyć, a...bardziej ją. Zasłoniłem dziewczynę swoim ciałem.
-Nie wtrącaj się w nasze życie. I jak usłyszę, że coś zrobiłeś którejś z dziewczyn, pożałujesz- odszedłem z nią.
Tak, to jest doskonały pomysł, dokładnie tak to zrobię. Tylko teraz muszę znaleźć tego idiotę. Przeszedłem już cały budynek, a go nie ma. Czyżby naprawdę coś zrobił? Policja go zabrała?? Przeczesuję włosy ręką.
Wbiłem z buta, bez pukania do pokoju Gran. Stanąłem w szoku.
Jakaś naga dziewczyna siedziała na jego kolanach. Pisnęła wtulając w niego. Nie widziałem jej twarzy, tylko długie zielone włosy. Zauważyłem wkurwiony wzrok Gran na sobie. Popełniłem błąd wchodząc bez pukania.
-Cóż...nie przeszkadzam- wychodzę szybko. Zasłaniam usta, to jego dziewczyna czy coś? Dziwna była ta sytuacja. Nie znam jej. Jednak... czuję, że czeka mnie z nim poważna rozmowa. Raczej nie wyjdę z tego żywy. Poszedłem szukać go dalej.
Po następnej godzinie, znudziło mnie to. Wzdychając zapukałem do drzwi jednej z zawodniczek mojej drużyny, otworzyła mi. A tam co?? Siedzi sobie spokojnie ten idiota, a na drugim kącie, przestraszona dziewczyna.
-Co tu robisz?!- podszedłem do dziewczyny, patrząc na lodówkę zły.
-Rozmawiamy o jej nowej technice, więcej nie powiem. W końcu jesteśmy przeciwnikamki- wstał kładąc ręce na biodrach.
-Uważaj, bo jeszcze Ci uwierzę- dziewczyna się do mnie przytula. Objąłem ją ramieniem.
-... Zbliżyliście się?- pyta Rean.
-A co jeśli tak? Przecież takie połączenie jest normalne i stosowne- mówię z wyrzutem.
-Insynuujesz mi coś?
-A co? Jak nie jesteś gwałcicielem to pedofil? Gej?
-Spokojnie, nie zaczynajcie kłótni- uspokaja nas dziewczyna wiedząc co by się za chwilę stało.
-Niby czemu? Tyle lat się znamy. Szkoda by było gdybym nie wiedział o nim takich rzeczy- skrzyżowałem z nim wrogie spojrzenie.
-Jednak nie musicie, lepiej ab...
-A co? Zmieniło by się coś w naszych " relacjach"? Nienawidzimy się, tak czy siak. Nie ważne z jakiej strony na to spojrzeć, taka prawda.
-Czyli serio jesteś kimś takim? Pieprzony zbok, obrzydliwe- syczę przez zęby. Patrzy na mnie w ciszy zły, uspokaja. Chciał wyjść, ale mu na to nie pozwoliłem. Złapałem go w ostatniej chwili za nadgarstek-Co tak uciekasz?- próbował zabrać rękę z mojego ucisku. Zacisnąłem bardziej palce. Wyrwał go zdzierając sobie trochę skórę. Ma ślady moich paznokci na skórze, a ja jego naskórek pod paznokciami. Przywaliłem ręką o drzwi, aby nie mógł wyjść.
-O co Ci znów chodzi? Nie mógłbyś w końcu odpuścić? Nie masz nic lepszego do roboty w życiu? Zajmij się lepiej swoją dziewczyną- ostatnie słowo wypowiedział dziwnym tonem.
-Gazelle...- rudowłosa chciała coś powiedzieć, ale przerwała od razu jak zobaczyła twarz mrożonki. Ja już nie mogłem jej dostrzec, zasłonił ją włosami i ustawił się bokiem do mnie. Przeczesał grzywkę wyrywając kilka włosów.
-Wypuść mnie w tej chwili- mówi już całkowicie zły. Ciekawe~
-A co jeśli nie?- zasłonił jedno oko ręką. Odwrócił do mnie, patrząc na mnie jednym szklanym okiem. Czy on...zaraz będzie płakać?
-Wypuść mnie... proszę- jego głos drżał. Nie wiedziałem co mam zrobić, przegiąłem na całej linii.
-Dziewczyny, wyjdźcie. Muszę z nim porozmawiać- wychodzą z niezadowoleniem.
-Czego ode mnie chcesz?- zamknąłem drzwi na klucz, włożyłem do kieszonki pod koszulką. Usiadłem przy biurku.
-Siadaj, czy tego chcesz, czy nie, będziemy rozmawiać.
-Nagle zachciało Ci się rozmowy? Nic Ci nie powiem. To nie twoja sprawa- znudzony na niego patrzyłem.
-Ciekawie teraz wyglądasz, wiesz?- wygląda jakby to go obrzydziło- Siadaj- wskazuję na łóżko. Siada.
-Mógłbyś mnie łaskawie wypuścić? Nazywasz mnie gwałcicielem i wszystkim innym. A sam przy tobie nie czuję się bezpiecznie. Dobrze, że nie jestem dziewczyną.
-Nawet gdybyś nią był, nigdy bym Cię nie tknął. Obrzydlistwo- rzucił we mnie poduszką-Hej! Co ty robisz!?- odrzucam do niego zły. Złapał ją, rzucił dwoma. Podszedłem i zacząłem go nimi bić. Odebrał mi jedną i też dostałem z kilka razy. Uśmiechnąłem się do siebie. Złapał mnie za koszulkę i przyciągnął do siebie, sam kładąc na plecach. Zamachnął i walnął mnie w twarz-Nie dar...- patrzymy sobie w oczy. Spojrzał w bok spinając mięśnie-Uśmiechnij się- położyłem rękę na jego policzku. Zadrżał na ten gest. Znów ma gorączkę?
-Czy jak to zrobię, puścisz mnie w końcu?
-Pomyślę nad tym.
-W takim razie zapomnij- skrzyżował ręce na klatce.
-Dobra, dobra, wypuszczę.
-Obiecujesz?
-Obiecuję- wzdycham, po chwili widzę jego łagodny uśmiech na twarzy. Przyśpieszyło mi serce, pasuje mu on. Czemu częściej się nie uśmiecha? Znów nałożył swoją obojętną maskę.
-A teraz mnie wypuść.
- Zdobądź klucz~
-Nie bądź dzieckiem, miałeś mnie wypuścić.
-Dobra, już- wyciągam, otwieram-Droga wolna.
-Jaki łaskawy jesteś- mówi z ironią-Pa- wychodzi szybkim krokiem. Wolałem z nim porozmawiać o tamtym, ale... źle myślałem. Nie wiem czemu przeszło mi przez myśl, że byłby kimś takim. Po prostu czuję, że on taki nie jest i już. Może jest słaby, oziębły, cichy, ale...nie skrzywdziłby nikogo. Trudno go zrozumieć, jednak uwierzę w to co powie. Nigdy mnie nie okłamał. Może i nie mówić mi prawdy, a o tym nie wiem. Po prostu...mu zaufam. Też wyszedłem z pomieszczenia.
Znalazłem niedaleko dziewczyny. Rozmawiałem z nimi z kilka minut. Każdy z nas wrócił do siebie. Będę musiał spytać Ikru o szczegóły tego " pobicia".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro