Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 69 ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Pov. Burn

Prawie, że nie słyszalnie mruknął mi krzywo do ucha, doprowadzając mnie do coraz większego obłędu. Moje ciało i myśli instynktownie zaczęły kompletnie inaczej funkcjonować. Po prostu każąc mi go sobie przywłaszczyć, w każdy możliwy sposób. Nawet w taki, który nie został wcześniej odkryty przez świat. Musnąłem wargami jego skroń, czulej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Wplotłem palce w jego włosy, przeczesując grzywkę do tyłu. Przeszyłem go wzrokiem, dając nim znak, że go pragnę i nic mnie nie jest w stanie w tej chwili powstrzymać przed uczynieniem go swoim. Jego lekko nieobecny wzrok powrócił do normalności, tak jak i ogólnie mimika twarzy, wracając całkowicie do charakterystycznego chłodu. Dosłownie zasłonił mi prawie, że całą twarz dłonią, odsuwając mnie beżdzielnie od siebie.

-Hej- mruknąłem niezadowolony-O, nie- bardziej wsunąłem dłoń pod jego spodnie, widząc, jak chciał mi ją stamtąd zabrać-Co dotknąłem, to moje. Jeśli nie znasz tego przysłowia, to sobie go dodaj do słownika. Jeszcze podziękujesz.

-Nagumo, na za dużo sobie pozwalasz- wytarł spływającą ślinę ze swojej brody, powoli normując swój wcześniej brakujący oddech.

-A oświecisz mnie czemu? Jeszcze kilka sekund temu sam mnie do siebie przyciągnąłeś i o mało co ci dziecka nie zrobiłem- oberwałem z łokcia za ten tekst, którego nie zamierzałem odwoływać.

-Jesteśmy w miejscu publicznym. Ktoś jeszcze nam wejdzie i zobaczy coś co nie powinien- usiadłem po turecku, drapiąc się po karku.

-A więc mówisz, że nie chodzi ci o bycie nie gotowym, a o miejsce, tak?- obejrzał mnie ze zmarszczonymi brwiami-Nie patrz tak na mnie. Próbuję cię właśnie zrozumieć.

-Nawet nie próbuj się do mnie zbliżyć swoim penisem, idioto. Teraz nic nie wiadomo co nasz mózg zrobi. Możemy się nawzajem skrzywdzić i to w nie odwracalny sposób. Mógłbyś łaskawie nie pożerać mnie wzrokiem? Mówię właśnie o poważnych sprawach.

-Po pierwsze, pożeram twoje usta, czyli oglądam ich ruch, a wtedy wiem, że coś tam do mnie brzęczysz. Po drugie, dobrze znam ryzyko. Nie musisz mi mówić jak dziecku, że sex teraz be- oparłem plecy o ścianę ciężko. Z kilka sekund już luźniej, oglądając prostokątne kształty światła na podłodze, które akurat skupiły na sobie moją uwagę w pół mroku.

-I nie będziesz mi robił teraz wyrzutów?

-Nigdy bym ci nie robił przez to fochów- spojrzałem mu w oczy z chwilowym politowaniem, uspokoiłem się całkowicie-Nie jesteś moją zabawką, ani ja zwierzakiem. Umiem się kontrolować, śnieżko.

-Mam taką nadzieję- mruknął ciszej

-Nie musisz wątpić w mój szacunek do ciebie. Zbieramy się?

-Ta...- opadł na mnie

-Su- drgnąłem, dotykając jego pleców -Hej~ lecisz na mnie? Już, zaraz znajdziemy się w łóżku ~- odsunąłem go delikatnie, szybko popadając w zmartwienie. Obejrzałem jego dłoń-Fuck- zapomniałem o czymś takim...-Chodź- powoli go uniosłem jak pannę młodą, ukrywając przy tym lekkie problemy. Kiedy jest tak luźno, to jest jeszcze cięższy...to nie tak, że to dla mnie za dużo i jestem słaby, to akurat na pewno nie. Pewnie grawitacja za mocno oddziałowuje na nas-Wytrzymaj, opatrzę ci to- szybkim krokiem wbiłem z buta do pomieszczenia, gdzie zobaczyłem zakochaną parkę. Obejrzałem ich naprawdę spokojną pozycję, a bardziej...obrazek przedstawiający kochających się małżonków, którzy siedzą w spokoju i cieszą się swoim towarzystwem ...-Alleluja, nic dziwnego nie robicie - burknąłem, układając chłopaka na łóżku.

-C, mogłeś sobie to odpuścić. Co mu jest?- zielono włosy podszedł do nas.

-Rękę sobie roztrzaskał, co innego?- szperam po szafkach w lekkiej desperacji, próbując znaleźć coś przydatnego.

-Zajmę się nim. Akurat wiem jak się tym zająć - wyjął jakieś opakowanie z innej szuflady.

-Tylko ostrożnie - przytaknął, siadając przy nim. Stanąłem niedaleko, oglądając jego poczynania. Co jakiś czas zerkałem na czerwono włosego, który też oglądał co robi jego chłopak.

-Nie jestem ze szkła, poradzę sobie- burknął, zamykając oczy

-Wiemy, wytrzymaj to... zobaczę czy nic nie złamałeś, ale wygląda to bardziej jak...

-Nie mów, a rób...póki jestem przytomny.

-Jasne- zajął się zatrzymywaniem krwotoku-Uwolniłeś się, naprawdę tylko w taki sposób da się to zrobić?

-Hm?- uniosłem wzrok, skupiając się też na jego wypowiedzi. Chłopak wbił swój lodowaty wzrok przed siebie, nie dając nam znaku czy ma zamiar nam odpowiedzieć.

-Nie mnie pytajcie. Ja postąpiłem w taki sposób, ale nie musi to oznaczać tego, że reszta powinna pójść moimi śladami. Plus najpierw się zastanów czy w ogóle twój chłopak ci pozwoli na coś tak ryzykownego. Teraz nawet nie jestem pewien jakie skutki, po zdjęciu tego, mnie czekają. Może nagle moja głowa wybuchnie?

-Nawet tak nie mów!- wtrąciłem się krzykiem-Nie po to cię teraz ratujemy, abyś poszedł wąchać kwiatki od spodu, kumasz?

-Ech, nigdzie się przecież nie wybieram, idioto.

-No i tak ma pozostać.

|Time skip|

Po kilku ustaleniach między drużynami, jakimiś zmianami planów i durnymi papierami, o których nie będę mówić, bo nudy. Przygarnąłem chłopaka do swojego pokoju, aby mieć na niego oko. W razie czego bym mógł niezwłocznie powiadomić kogoś z zewnątrz, aby mu pomoc. Przez kilka pierwszych godzin nic do siebie nie mówiliśmy. Również wolałem użyć rozsądku i nie zaczynać tematu, kiedy on nie jest w pełni sił. Obciążanie go nie zawsze jest moim hobby. Nakarmiłem go przed snem i sam się ułożyłem obok niego.

-Na pewno nie potrzebujesz czegoś jeszcze?

-Nie jestem w ciąży.

-A mógłbyś być, wiesz?- uniósł jedną brew, zastanawiając się czy kontynuować rozmowę czy lepiej zrezygnować. Odwrócił się do mnie tyłem -Ten ruch wyglądał, jakbyś chciał siebie ode mnie oddzielić - zbliżyłem go za biodro do siebie, obejmując go szczelnie ramionami -Nie pozwolę ci na to~- szepnąłem mu do ucha-Jakby coś się działo, od razu mnie budź.

-Dobrze, śpij już- mruknął spięty

-Dobranoc.

-Branoc- zamknął oczy, próbując zasnąć.

Jutro z nim będę musiał porozmawiać lub chociaż w najbliższym czasie. Pogładziłem ledwo co jego palce u uszkodzonej dłoni. Nie mogę pozwolić na kolejną pomyłkę. Teraz liczy się tylko jego bezpieczeństwo i rozwiązanie tych tajemnic. Ucałowałem tył głowy, powoli przysypiając za pomocą jego zapachu.

Uchyliłem oko, czując na sobie promienie słońca i jakieś krzyki. Uch, muszę iść na trening, ale...ktoś już próbował rozwalić mi drzwi z drużyny. Wstałem, biorąc swoją bluzę-Czego?- otworzyłem wkurzony

-Ile jeszcze mamy czekać?! Jeszcze chwila i poszukamy innego kapitana na twoje miejsce!

-Ha?! Grozisz mi? Nie umiecie zacząć samodzielnie rozgrzewki?! Co wy jesteście?! Ech...- spojrzałem za siebie w niezadowoleniu. Pomimo mojego krzyku w dalszym ciągu śpi...musi być wykończony...za dwie godziny bym do niego wrócił...przez okno nikt nie będzie w stanie się dostać, pozostają drzwi...wziąłem torbę na bark-Spokojnie, kochanie. Zaraz do ciebie wrócę. Tylko ogarnę to przedszkole- ucałowałem jego czoło, przeczesując jego włosy za ucho.

-Pff- spojrzałem morderczo na zawodnika

-Jakiś problem?!

-Heh, chodźmy już na ten trening- wyszedł, fuknąłem pod nosem. Zamknąłem za sobą drzwi na klucz. Pobiegłem na boisko. Tym szybciej zacznę, tym szybciej do niego wrócę.

Pov. Gazelle

Uniosłem się na łokciu, obejrzałem się po pokoju z lekko rozmazanym obrazem. Przetarłem oczy palcami, siadając normalnie. Ktoś wbił z hukiem, od razu rzuciły mi się w oczy czerwone włosy.

-Bu...- zmarszczyłem brwi, kiedy obraz mi się wyostrzył-Kim jesteś?- spojrzał na mnie z uniesioną brwią, później na zgniecioną kartkę i kluczyk w dłoni. Cofnął się o krok, aby chyba zerknąć na numerek wywieszony na drzwiach-Odpowiesz mi w końcu?- wstałem na równe nogi z lekkim niepokojem. On nie należy do jakiejkolwiek drużyny, pierwszy raz gościa widzę na oczy.

-Ech- podrapał się po karku z kapryśnym wyrazem twarzy- Kto pyta?- drgnęła mi brew. Czy to jest jakaś kolejna wersja Nagumo? Nie wytrzymam z jego kopią. Nie, nie powinienem nawet tak myśleć. Chyba on nie jest zwidą.

-Nie jesteś na swoim terenie. Czego tutaj szukasz?- obejrzał mnie, dość szybko zmieniając swoją postawę. Wyprostował plecy, opierając się ramieniem o framugę drzwi-Nie ryj się, tylko odpowiadaj.

-Czemu się tak wkurzasz, księżniczko?- księż...minąłem go całkowicie obojętniejąc-Hej, nie ignoruj mnie- złapał mnie za schowaną w kieszeni rękę, syknąłem, zaciskając powieki-Hm?- spojrzał na swoją dłoń, gdzie było odrobinę mojej krwi-Ha? Krew? - obejrzał moją dłoń-To chore! Co ci się z nią stało?

-Nie twoja sprawa, ten pokój nie należy do ciebie. Lepiej idź znaleźć tego, kto dał ci te klucze.

-Nie bądź taki oziębły~ Możemy sobie nawzajem pomóc- odszedłem, już go całkowicie ignorując. Stanął obok mnie-Mnie się nie ignoruje.

-Odejdź śmiertelniku, nigdy mi nie dorośniesz do pięt.

-Hej! Ty!- został szarpnięty za ramię, zanim by mi odpowiedział

-Przepraszam bardzo, ale chyba coś Ci się pomyliło. Podbijasz do mojego wroga- odciągnął go ode mnie, po czym się na mnie zawiesił

-Wróg? W łóżku?

-Chcesz w mordę?! Chyba się o to prosisz!- zbliżył się do niego agresywnie

-Wyluzuj~Nie wnikam co was łączy. Tak czy siak nie byłbyś przeszkodą, jeśli odbiorę sobie go za cel, to go zdobędę- zaśmiał się, święcie pewny swoich słów.

-Zabiję!- szarpnął za jego koszulkę-Tylko się do niego zbliż! Jest tylko i wyłącznie mój! Nigdy by nie spojrzał na kogoś takiego, jak ty!

-Mówisz?~ Z chęcią przyjmę to wyzwanie- widać było, jak świetnie się teraz bawi, wkurzając mojego chłopaka.

-Uspokójcie się natychmiast, wciąż nie wyjaśniliśmy sobie kim jesteś.

-Ha?! Nie zaprzeczyłeś, Gazelle- warknął zły

-A więc masz ksywkę Gazelle? Zobaczymy w czasie meczu czy to do ciebie pasuje.

-Meczu?

-Teraz nie obchodzi mnie kim on jest, gadaj, że jesteś mój- obejrzałem chłopaka z politowaniem. Skrzyżowałem ręce na klatce, wzdychając.

-Jestem twoim chłopakiem, to oczywiste. Nigdy bym nie spojrzał na jakiegoś robaka, który nawet się nie umie przedstawić.

-Heh, lubię takie zdobycze- ten debil... nazwał mnie zdobyczą?

-Nie zagalopuj się, o co chodziło Ci z tym meczem?- ukryłem poważne zirytowanie

-Jeszcze się nie domyśleliście? Nie mówcie, że sami idioci będą mnie otaczać...

-Zważaj na słowa, tylko wrogów sobie narobisz.

-Nie przyszedłem tutaj, aby szukać przyjaciół, tylko żeby stać się jeszcze lepszym. O ile w ogóle jest to jeszcze możliwe~ Heh, nie patrzcie tak na mnie. Moja ksywka, tak jak imię zależy od tego jaką technikę używam.

-Od techniki?

-Owszem, może i wy macie tą jedną określoną dziedzinę mocy, ale ja mam dwie, a nawet jak będę chciał, to dodam do tego zmierzch. Więc jak na razie możecie mnie nazywać...- zatrzymał się na chwilę, rozmyślając-Aby ułatwić waszym małym móżdżkom nazywajcie mnie po prostu Yugure. Dobrze sobie to zapamiętajcie. Właśnie przez niego zaczną was nachodzić koszmary w nocy- on jest kompletnie świrnięty. Z dwoma idiotami to ja nie wytrzymam.

-Dobra, więc jak już wiemy jak się nazywamy- zacząłem, zanim by napastnik wyskoczył z krzykiem-Domyślam się, że jesteś nowym zawodnikiem, którejś z drużyny. Którego pokoju szukałeś?

-4- oboje zmarszczyliśmy brwi z zaniepokojeniem

-Ha ha ha! Naprawdę się zaniepokoiliście! To przeurocze, pewnie dziwi was czemu wybrałem, aż tak...hm, jak to nazwać? Nieszczęsną? Pechową liczbę?~ Akurat ta cyfra idealnie mnie opisuje- przysłonił uśmieszek. Coraz bardziej zaczynam się obawiać tego jegomościa.... On może oznaczać tylko kłopoty.




**********
Ilość słów: 1759

28.03.2023r.

**********

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro