Blanket Kick (Suga) cz.2
P.W (punkt widzenia) Sugi
J-jinjja...
To nie może się dziać.
Ona odebrała telefon i teraz słyszę jej głos. Głos, wypowiadający moje imię.
Pierwsze, co poczułem to radość. Potem nadeszła euforia i wrażenie przebaczenia. Szybko wstałem z łóżka, z wielkim uśmiechem ulgi na mojej twarzy, i złapałem się jedną ręką za tył głowy, prawie wyrywając sobie włosy. Jednak nadeszło też zdziwienie, niedowierzanie i strach.
Gdyby była tylko zła, bądź przygnębiona nadal odrzucałaby moje mizerne prośby i przeprosiny. Pomimo mojej radości z usłyszenia jej głosu, wiedziałem, że coś jest nie tak.
- J-jagiya... Czy ty... Jak s-się... - zacząłem się jąkać, a raczej zapominać o co chciałem zapytać
Naprawdę nie wiem od czego zacząć i co mną teraz kieruje. Strach? Radość? Zdziwienie...? Czy może złość, za to, że nie powiedziała mi wcześniej i cały ten czas kłamała o swoim samopoczuciu i zdrowiu?
Nie bądź idiotą. Przecież ty ją kochasz.
Czyli jednak brak snu przez 48 godzin daje się we znaki, skoro mówię sam do siebie. Potrząsnąłem głową i wróciłem myślami do teraźniejszości.
- Yoongi, tak bardzo Cię przepraszam... - jej głos łamał się miejscami i wyraźnie płakała - Nie chciałam tego robić...
Nagle ogarnęła mnie panika. Nigdy nie widziałem jej płaczącej, a tym bardziej nie słyszałem jej głosu w tym stanie.
- _______, spokojnie! Czego robić? Gdzie jesteś?! - momentalnie zacząłem zbierać swoje rzeczy, gotowy do wyjścia i nagle uświadomiłem sobie - ....co z dzieckiem?
Przez pewien czas nie odpowiadała, próbując złapać oddech w przerwach od płaczu, jednak wykrztusiła krótkie zdanie
- P-przyjdź do sadu przy parku... Proszę Cię... - i zanim mogłem cokolwiek powiedzieć, rozłączyła się
Praktycznie nie myśląc, wystrzeliłem jak pocisk z budynku i zacząłem biec w kierunku sadu wiśni.
"Już nie biegaj tyle"
Rozpatrywałem każde moje słowo wypowiedziane do niej tamtego dnia, jak i to, co mówiła ona. Tak łatwo rozmawiała z tym chłopcem i wiedziała jak go uspokoić, w przeciwieństwie do mnie. Teraz dopiero rozumiem, że pewnie jej wewnętrzny instynkt, wraz z estrogenami, wzięły górę podczas tamtej sytuacji.
Zastanawiam się, czy w ogóle dobrowolnie chciała mi powiedzieć o ciąży. Nadal nie rozumiem jej strachu przed moją potencjalną reakcją - doskonale wiedziała, że może mi powierzyć swój każdy sekret, bądź problem.
Może dlatego, że tak często mówiłeś jej jak bardzo nie lubisz dzieci, kretynie?
Jednak teraz...
Jednak teraz, wiedząc o tym, że _____ nosi moje dziecko, zdaję sobie sprawę, że chcę być przykładnym ojcem. Chcę wychować z ______ owoc naszej miłości, nawet jeżeli oznacza to koniec mojej kariery.
Ledwo łapiąc oddech, dobiegłem do sadu okrytego białymi płatkami wiśni i zobaczyłem ją, siedzącą na ziemi. Nawet odległości kilku metrów mogłem zobaczyć jak się trzęsie i szlocha. Zrobiłem kilka kroków do przodu i w pewnym momencie płyta chodnikowa przesunęła się pod moim ciężarem, przez co wydała głośny jęk. ______ nagle się odwróciła, a ja z przerażeniem spojrzałem na nią.
Była blada jak ściana, a jej oczy podkrążone, spuchnięte i czerwone od płaczu. Wyraźnie nic nie jadła od tych kilku dni, co w jej stanie może być śmiertelne dla dziecka, a mnie przyprawiło o ogromne wyrzuty sumienia, że ja zostawiłem samą. Jej ubrania były te same jak wcześniej, tylko brudne i w paru miejscach lekko porwane.
Bezgłośny jęk uciekł z moich ust i upadłem na kolana przed nią. Tak szybko jak byłem skulony, objęła mnie i zaczęła płakać.
- P-przepraszam.... - wyszeptała, a ja mogłem poczuć jej płytki oddech na swojej szyi
- Za c~ - powoli zacząłem podnosić głowę, kiedy zobaczyłem bandaże wystające spod jej koszulki - ________.... Co ty zrobiłaś?!
Wyrwałem się z jej objęcia i popchnąłem ją na plecy, starając się podnieść jej bluzkę. Miotała swoimi rękoma, za wszelką cenę nie chcąc abym to zrobił. Przygwoździłem jej nadgarstki do ziemi swoimi dłońmi i zębami podtoczyłem jej koszulkę na wysokość siódmego żebra.
Moje oczy raptownie się rozszerzyły, a ja przestałem oddychać. Cała dolna partia jej torsu była zabandażowana, a w jednym miejscu można było zobaczyć przeciekającą krew. Szybko popatrzyłem, gdzie opatrunki mają największą grubość i było to podbrzusze. Nie żołądek, nie klatka piersiowa, a kobiecie łono. Mój wzrok powędrował do jej oczu, jednak były one ciasno zamknięte, a łzy spływały po jej policzkach.
- ________, CO TY ZROBIŁAŚ?! CZEMU ABORCJA!? - zacząłem krzyczeć, a gniew kierował moimi akcjami; chwyciłem jej ramiona i brutalnie ją podniosłem aby miała oczy na mojej wysokości - PATRZ SIĘ NA MNIE JAK DO CIEBIE MÓWIĘ! - zagrzmiałem i chwyciłem ją za szczękę, na co ona otworzyła oczy i spojrzała prosto w moje czarne źrenice
Spojrzałem w jej oczy i zobaczyłem strach.
Strach przede mną.
Teraz rozumiem jej obawy przed moją reakcją.
Puściłem jej ramiona i nagle pod moimi powiekami zaczęły się gromadzić łzy. Niekontrolowanie objąłem _______ i ukryłem swoją twarz w zgięciu jej szyi i barku.
Nastała kompletna cisza, jednak ja w głowie ciągle słyszałem swoje krzyki: "czemu", "to nie powinno mieć miejsca", "czemu opuściłeś ją", "to przez ciebie wasze dziecko nie żyje".
- N-nie chciałam tego robić... Teraz to tak boli.... - jej głos był kruchy, jakby miał zaraz się rozpaść na milion kawałków - W-wybacz mi.... - zaczęła krztusić się na własnych łzach
Oderwałem się i wytarłem kciukiem jej spływające łzy. Spojrzała na mnie i spod zrozpaczonej maski jej twarzy uciekł uśmiech. Opuściła głowę, opierając czoło na moim i mogłem zobaczyć na jej brzoskwiniowe usta układające się w uśmiech. Właśnie chciała coś powiedzieć, jednak objąłem jej policzek dłonią i wyszeptałem
- To ja przepraszam - podniosłem jej podbródek moimi dwoma palcami i zostawiłem na jej pięknych ustach pocałunek
Odwzajemniała go, jednak nagle rozdzieliła się i skuliła, łapiąc się za brzuch. Wiatr zawiał mocniej i bardzo dużo białych płatków wzniosło się do góry, na chwilę zasłaniając mi widok. Kiedy kwiaty opadły zobaczyłem, że ________ prawie leży i tylko opiera się na chyboczącym się ramieniu. Szybko przysunąłem się do niej i ułożyłem ja w swoim objęciu. Mówiła pod nosem "boli, tak bardzo boli" i nadal trzymała za brzuch, na co rozszerzyłem oczy i szybko odgarnąłem jej ręce.
Obraz, który miałem teraz przed oczami był widokiem moich koszmarów.
Miała na koszulce plamę krwi, a jej bandaż przeciekał.
- ______, _______ spójrz na mnie - lekko potrząsnąłem jej policzkiem, przez co uniosła powieki i spojrzała na mnie - W jakich warunkach oni ci to robili?
Zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu, opierając ją na mojej ręce. Wygląda, jakby traciła ostatki energii i wszelkie kolory na twarzy
- Powiedzieli....powiedzieli, że wszystko po zabiegu będzie dobrze... Zrobili to szybko... Dzisiaj wypuścili mnie do domu.... Nie pamiętam w jakich warunkach, Suga..... - wypowiadając ostatnie słowo wypuściła oddech, jakby wzdychała; uniosła rękę i otarła wierzch dłoni o moją skroń, a potem policzek - Dziękuję, Yoongi.... - wycedziła, a następnie jej ciało stało się bezwładne
Patrzyłem się z przerażeniem w jej oczy, które się nie ruszały, a ich uwaga była skupiona na moich.
- ______,przestań.... - kącik moich ust wygiął się do góry i lekko potrząsnąłem nią, jednak nie było odpowiedzi - _______? ________, nie! Nie nie nie! - kiedy zdałem sobie sprawę co właśnie się stało, moimi myślami zawładnęła zgroza
Przytuliłem to małe, kruche ciało do siebie i zacząłem płakać jak i zarazem krzyczeć. Nie mogę w to uwierzyć, że jednego dnia straciłem moją ukochaną, jak i nasze nienarodzone dziecko.
Nie chcę wierzyć w świat realny - nie chcę już więcej żyć na tak okrutnym świecie, bez żadnego celu. Nie bez _______.
Ona była moim życiem.
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
Nagle ocknąłem się ze snu, cały zdyszany i spocony. Było ciemno, ale spojrzałem na telefon, który wskazywał godzinę 3:21.
Zacząłem kopać swój koc i resztę pościeli. Szybko odwróciłem się i zobaczyłem _______ leżącą przy moim boku. Praktycznie nie myśląc, odkryłem kołdrę i odgarnąłem za dużą koszulkę _______ i spojrzałem na jej brzuch.
Zero wybrzuszeń.
Zero blizn.
Zero ran.
Zero krwi.
Dla pewności przyłożyłem głowę do jej podbrzusza i nasłuchiwałem jakichkolwiek odgłosów.
- Yoongi, kochanie, możesz mi wytłumaczyć co ty do cholery robisz? - gwałtownie spojrzałem do góry i zobaczyłem jej zaspaną, ale rumianą twarz która patrzyła się na zmianę na mnie i na moje ręce, które ciągle miałem na jej brzuchu
Wydałem ogromny wydech ulgi i nie wierząc własnym akcjom, przytuliłem moją zaskoczoną dziewczynę i następnie pocałowałem ją pasjonująco. Po dłuższym czasie pocałunku nagle oderwałem się i bez namysłu, patrząc prosto w jej pełne życia oczy, zapytałem
- ______, czy ty jesteś w ciąży? - szeroko otworzyła oczy i lekko się zaśmiała
- O czym ty śnisz, kochanie - zaczęła się śmiać, jednak ja nadal oczekiwałem odpowiedzi - Przecież dobrze wiesz, że jestem bezpłodna i nie mogę mieć dzieci! O czym ty tam marzyłeś śpiochu! - kamień spadł mi z serca, a ja uświadomiłem sobie, że to wszystko było moim koszmarem
Jak dobrze, że to było koszmarem.
~Maya
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro