「Tęsknota za wczorajszym dniem」
A/N: dla BezpanskiLiterat, słówko: skrzypce
Znów przygryzł wargę, znów wydaje mu się, że to nie ma sensu.
Ale jednak próbuje.
Na strunach pozostawionych skrzypiec znów pojawia się smyczek, sunąc w jedną stronę i drugą, po raz kolejny wyzwalając niezbyt przyjemny dla ucha dźwięk.
- Yhh... - jęczy pod nosem, ale próbuje dalej.
Wyznaczył sobie godzinę każdego dnia na ćwiczenia. Polubił w sumie ten czas - gdy zmaga się z instrumentem, jego myśli są takie proste, logiczne i choć bywają przykre, lubił to odczuwać. Spokój ducha.
Nie myślał wtedy o żadnym z tych dzisiejszych problemów, jedynym, którym się przejmkwał, była tęskonota za dniem, który chyba był wczoraj.
A może jednak nie? Przecież ćwiczy grę na tych durnych skrzypcach od kilku tygodni!
Jednak dla niego tamten dzień mógłby być wczoraj.
Gdyby to mogło być wczoraj.
Gdyby udało mu się zatrzymać Dazaia, przeprosić go, cokolwiek.
Może byłoby lepiej?
Może Dazai powiedziałby, że nic z tego nie będzie i Chuuya tak by się o niego nie martwił?
Nie, wtedy na pewno by został.
Ech, gdybać możemy bez końca, ale to nie rozwiąże problemu.
Chuuya uśmiechnął się lekko na wspomnienie każdej z melodii, jaką od czasu do czasu przygrywał Dazai.
Wtedy też czuł taki pokój duszy, wrażenie, że jest się na swoim miejscu.
Jednak wtedy czuł to bardziej.
Znów wrócił do gry.
Nauka wydawała mu się nie mieć końca, jednak stopniowo odkrywał kolejne dźwięki, budował z nich najprostsze fragmenty i niczym dziecko budujące z klocków, tworzył z nich coraz większe dzieła.
Mijał czas, ale tęsknota nadal gryzła go.
Szukał sobie innych zajęć, czegokolwiek, dzięki czemu zapomni o Dazaiu, jednak nie potrafił, bo nie potrafił oderwać się od tych skrzypiec.
"Kiedyś zagramy razem, Chuu"
"Te są dla ciebie, Chuu"
"Kocham cię"
Rudzielec potrafił roznieść w pył wszystko wokół siebie, a jednak skrzypce cały czas pozostawały nietknięte.
W sumie to po prostu nie zniszczone, ponieważ jeśli chodzi o granie... Chuuya od jakiegoś czasu siedzi przy nich półtorej godziny dziennie.
Każdego dnia.
Każdego dnia próbuje zagrać to, co mu leży na sercu.
Mając nadzieję, że ta pieprzona makrela to usłyszy.
Warknął pod nosem, ale nadal nie przestawał próbować.
Powoli odcinał się od świata, nie interesowało go to, co się dzieje wokół.
Poza momentami, gdy szedł jeść, wtedy wracał do rzeczywistości na kilka niedługich chwil.
Bo pracę wykonywał jak w amoku.
Nie myśląc o niczym.
Jakby w ciemnej, nieprzebytej próżni.
Wybrał sobie wyjątkowy dzień.
Ten jeden dzień, gdy spróbuje to wszystko skończyć. Zebrał się w sobie i ogarnął całe mieszkanie.
Tego jednego dnia pootwierał wszystkie okna, otworzył na oścież drzwi, stanął na środku mieszkania...
...i zaczął grać.
Z całego serca.
Z całej duszy.
Ze wszystkiego, co od kilku miesięcy się w nim gotowało.
Melodia płynąca spomiędzy jego palców była piękna.
On sam nie zauważał, że po policzkach spływają mu ciurkiem łzy.
Grał dla czterech wiatrów, nie robiąc przerwy od kilku minut.
I pewnie po jakimś czasie padłby ze zmęczenia, gdyby nie uścisk, który poczuł za sobą i usta, całujące go w policzek.
Jego melodia, zamiast się przerwać, zagrała wolniej i mniej dramatycznie. Chuuya był przygotowany, że będzie miał złudzenia, które zwykle po zmianie melodii uciekały.
Ten uścisk jednak ani trochę nie zelżał na sile.
Rudzielec skończył grać, odłożył skrzypce na bok, po czym odwrócił się.
Dazai tu był. Obok niego, wciąż go przytulał.
- To było piękne, Chuu.
Chuuya nie dał mu więcej rozgadywać się na temat gry, bo złączył swe usta z jego, wiedząc, że osiągnął ten spokój, którego mu brakowało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro