「Sala Samobójców」
Stuk. Stuk. Stuk.
Okrążenie tego wielkiego stołu zawsze zajmuje dobre kilka minut, bo mężczyzna zatrzymuje się niemal przy każdym miejscu. W tej chwili nie słyszy ani słowa, ani skrzypnięcia, ani jednego dźwięku poza stukotem własnych butów i laski.
Stuk. Stuk. Stuk.
Przy pierwszym miejscu rozrzucone jest mnóstwo kartek. Na niektórych są skrupulatne notatki, na innych koślawo zapisane słowa, na jeszcze innych dziecięce rysunki. Mężczyzna bierze jedną z wolnych kartek i porzucone przez siedzącego pióro, po czym rysuje tam kwiat. Następnie uśmiecha się, słysząc cicho wypowiedziane własne imię i idzie dalej.
Stuk. Stuk. Stuk.
Słyszy szept, który go obraża i od razu widzi nadawcę owych słów. Na blacie stoją dwa kieliszki wina, jeden wpół wypity. Siedzący przy stole ma włosy koloru płomieni, z zaplecioną przez kogoś złośliwie kokardką. Rudzielec nie może jej dosięgnąć, więc wzdycha cicho i wraca do picia. Mężczyzna z laską bierze drugi kieliszek, stuka nim o pierwszy i bierze lekki łyk. Wino smakuje wspomnieniami, a rudzielec wymienia jego nazwę, która w tej sytuacji nie ma najmniejszego znaczenia. W końcu także szepcze imię mężczyzny z laską, próbując dosięgnąć jego płaszcza, może chcąc go zatrzymać. Niestety, mężczyzna z laską idzie dalej, ignorując nawoływanie rudzielca.
Stuk. Stuk. Stuk.
Na następnym miejscu jest krew. Ślady krwi, którą czasem wykasłuje siedzący przy stole chłopak. Jest wściekły, bezbronny i bezradny. Spoglądają swymi ciemnymi oczami na mężczyznę z laską, niemal błagalnie, chcąc go złapać w swoje osłabione ręce. Jest okropnie słaby i samotny. Źle mu, pozwala, by nieszczęsne łzy spływały mu na płaszcz. Jego wołanie nie jest szeptem, nie jest też imieniem, nigdy nie czuł się na tyle pewnie, by użyć tego imienia. Mężczyzna z laską na moment plącze palce w czarno-białych włosach i uśmiecha się, szybko jednak odchodzi.
Stuk. Stuk. Stuk.
Dokumenty na kolejnym miejscu ułożone są przerażająco symetrycznie, a pośród nich leży ten charakterystyczny notatnik. Postać przy stole nic nie mówi, choć ma chęć odebrać mężczyźnie z laską swoją własność, swoje ideały. Jedynie spogląda z żalem i wyciąga rękę w tamtą stronę. Na niej jednak ląduje notatnik, a mężczyzna dalej idzie, nie słuchając cichego nawoływania i wciąż echem niosącego się krzyku kaszlącego chłopaka.
Stuk. Stuk. Stuk.
Na dalszej części stołu rozrzucone są kartki, ktoś kto próbował sobie z nimi radzić, wzdychał z nieporadności, w końcu sporymi pazurami rozdzierając wszystko w strzępy. Gdy dostrzega mężczyznę z laską uśmiecha się, a gdy przybysz kładzie mu dłoń na głowie, ten już całkiem się uspokaja. Jednak też nie potrafi zatrzymać mężczyzny z laską.
Stuk. Stuk. Stuk.
Przedostatni z zebranych trzyma nogi na stole i zajada się cukierkami. Gdy wyciąga rękę za siebie, pewnie chwyta mężczyznę z laską i go zatrzymuje, by następnie odwrócić się i spojrzeć mu w oczy. Jego wzrok wyraża zdeterminowanie. Próbuje zrozumieć, co się kryje w oczach przybysza. Ten jednak ponownie mu ucieka, tuptając jeszcze dalej.
Stuk. Stuk. Stuk.
Ostatnia postać nigdy nie była znana mężczyźnie z laską. Ma wściekłe czerowne włosy i błyszcząco zielone oczy. Koło jej ręki jest piła łańcuchowa, a na widok mężczyzny z laską uśmiecha się, pokazując rząd białych zębów. Owa sytuacja wydaje się zabawna.
Mężczyzna z laską uśmiecha się, zrzuca z fotela postać, odrzuca piłę łańcuchową i słucha wszystkich głosów, które wołają go.
Wołają go do życia.
- Dazai... Osamu...
- Dazai!
- Dazai-san!
- Dazai...
- Dazai-san...
- Dazai?
Postać z czerwonymi włosami wciąż się paskudnie uśmiecha, ale po chwili znika.
W pomieszczeniu robi się jasno, a wszystko blaknie.
Dazai jednak wybrał...
...opuszczenie Sali Samobójców.
- Naprawdę nie wiesz, jak wiele osób się o ciebie martwiło. - wzdycha siedzący obok Ango, obojętnie patrząc w dal.
- Chyba wiem.
- Ciesz się, że skończyło się tylko na rozwalonej nodze.
- Cieszę się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro