Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

「Magnetyzm」

Dla BezpanskiLiterat

Poranki mają to do siebie, że nikt nie ma ochoty wstawać z łóżka.

Dziś, ku wielkiemu szczęściu, żaden z nas nie musiał się ruszać z ciepłej kołdry i kojącego nerwy uścisku. Niegdyś tylko o sobie słyszeliśmy, dziś nie możemy bez siebie żyć. Obudziliśmy się niemal równocześnie, spoglądając pd razu sobie w oczy.

- Dzień dobry, Tygrysku. - odezwał się Chuuya, ze śmiechem patrząc na moje rumieniące się policzki. - Jak ci się spało?

- D-dobrze... A tobie?

- Wyśmienicie. - westchnął, a następnie przysunął się bliżej i lekko ucałował moje usta. - Będziesz się tak rumienił do końca świata?

- I dzień dłużej. - dodałem z uśmiechem, nieco śmielej. - Kocham cię. - rzuciłem cicho, wtulając się w niego.

Słyszałem, jak się śmieje, ale rozumiał mnie jak nikt inny, dobrze wiedział, jak potrzebuję po prostu bliskości drugiej osoby. Tkwiliśmy w tym przytulasie dłuższą chwilę, aż zegar z salonu wybił pełną godzinę. O naszym wspólnym mieszkaniu nie wiedział nikt. Jakimś cudem udało mi się i nikt w Agencji nie miał pojęcia, gdzie wyniosłem się po przeprowadzce. I bardzo dobrze.

Wzdrygnąłem się i pisnąłem, gdy poczułem łaskotki na brzuchu. Spojrzałem oskarżycielsko na Chuuyę, ale co miałem zrobić? Uwielbiam przecież, gdy się uśmiecha.

- To jest kara za to, że przestajesz mnie słuchać. - odrzekł ochoczo.

- Kara? - pytam cicho. - Wiesz, ty też powinieneś pewną dostać. - odpowiadam po namyśle.

- Czyżby? - prycha i spogląda na mnie.

Nie jestem taki otwarty i nie potrafię od razu zrobić tego, co zamierzam. Rudzielec często się z tej mojej przypadłości śmieje, jakby to naprawdę było takie zabawne. Wzdycham cicho i znów go całuję, tym razem w policzek. Słyszę chichot, ale na ten moment to ignoruję. Zsuwam się ustami nieco niżej, trafiając na szyję i szukając tego jednego miejsca. Tym razem z ust Chuuyi ucieka westchnienie, a ja już wiem, że znalazłem to miejsce.

- Mmm... Tygrysku, kiedy ty się nauczyłeś robić maliny? - pyta mnie, wzdychając. - Poza tym, co ci takiego zrobiłem, że robisz ją tak wysoko? Ciężko to będzie zasłonić...

Wtedy to ja się śmieję. Spoglądam na swoje "dzieło", a później na niego.

- Gdy ty ostatnio zostawiłeś mi pamiątkę na szyi, wszyscy się mnie wypytywali, któż to zrobił. Może u ciebie tak nie będzie, ale zemsta musi być. - odpowiedziałem spokojnie.

- A kto ci się tak przyglądał? - pyta, przejeżdżając palcami po śladzie. - Dazai?

- Między innymi. - wzdycham, po czym wsuwam dłoń w te rude włosy i je przeczesuję. - Takie piękne... - mruczę cicho.

- Jeśli Dazai się do ciebie przyczepi, dam mu w zęby niezależnie od relacji między wami, rozumiesz? Poza tym dziękuję za komplement. - uśmiecha się tak... bezczelnie.

Przez moment wydaje mi się, że zaraz znów ten wolny poranek skończy się jak ostatnio, na sprzeczce, kończącej się seksem, ale tak nie jest. Po prostu... nie zareagowałem na zaczepkę, a spowrotem wtuliłem się w niego, szczególnie gdy usłyszałem deszcz na dworze.

- Powiedziałem wtedy Dazaiowi, że kot mnie ugryzł. Ostatnio twierdziłeś, że by w to uwierzył.

- Nie wszystko, co mówię o tej makreli ma sens, skoro on sam go nie ma, Tygrysku. Tak w ogóle to co się tak do mnie dziś tulisz?

- Bo jesteśmy przeciwnymi biegunami magnesu, a przeciwieństwa się przyciągają.

- Potrafisz mnie rozwalić jednym zdaniem. Jak ty to robisz?

Uśmiechnąłem się i nie odpowiedziałem.

- Chodźmy jeszcze spać, Chuu. - zaproponowałem po jakimś czasie. - Mamy cały dzień wolnego.

Nie odpowiedział, tylko bez słowa przykrył nas dwóch kołdrą. W końcu obaj byliśmy nieco zmęczeni po wczorajszym maratonie...

Ale jakimś trafem się nam udało. Obejrzeliśmy w jedno popołudnie trzy części Króla Lwa. Było naprawdę fajnie, razem sobie śpiewaliśmy piosenki i zjedliśmy mnóstwo popcornu.

Życie jest piękne, gdy masz z kim je przeżyć.

Wyszło mi krócej niż zamierzałam, ale nie lubię na siłę przedłużać, więc oto jest. Tadam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro