「Klucz do skarbu」
Najgorsza jest bezsilność. Gdy kompletnie nie masz możliwości zrobić tego, co naprawdę powinieneś. Gdy wszystko idzie swym tokiem, a ty nie masz na to najmniejszego wpływu.
Atsushi zniknął. Jak kamień w wodę. A Chuuya nawet nie mógł go poszukać, bo był już w drodze na misję zagraniczną. Konkretniej, był już od dwóch godzin w powietrzu, więc nawet gdyby porwał samolot, zapewne nie wiedział, gdzie wylądować.
Jedyne, co teraz mógł robić rudzielec, to tylko coraz to straszniejsze domysły. Momentami uważał, że to Akutagawa go po prostu zabił, innym razem, że po prostu się zgubił, a czasami nawet, że znów został porwany jak rzecz na sprzedaż.
Otrząsnął się i wziął tabletkę na uspokojenie. A kiedyś nigdy bym nie pomyślał, że dostanę takiej paranoi przez tego jednego białego tygrysa.
Obrócił głowę na bok i usiłował zasnąć. Udało mu się to, na dodatek spał bez koszmarów. Budziła go stewardessa.
Postanowił uwierzyć, że wszystko będzie dobrze i po prostu zajął się misją.
~~~
Jakiś tam klub. Przygaszone światła. W innych okolicznościach zabrałby ze sobą Atsushiego i razem by spędzili wieczór.
Cholera, miałem o nim nie myśleć.
Chuuya napił się wina z wymuszonym spokojem. Na klubowej scenie pojawił się jakiś piosenkarz i zaczął występ, który w sumie kompletnie nie pasował do klimatu lokalu. [Media]
Chuuya zajrzał do papierów, gdzie miał zdjęcia osób, których miał odszukać.
Jednym z poszukiwanych obdarzonych był ten piosenkarz. Nazwisko trochę trudne dla Japończyka, więc Chuuya w myślach nazywał go po prostu John. Jego umiejętność to przyciąganie uwagi talentami. Niegdyś używał tego tylko do zabawiania dzieci, ale jak się okazuje, na dorosłych też działa.
Rudzielec rozejrzał się za pozostałymi poszukiwanymi. Niedaleko niego, przy barze siedział blondwłosy chłopak, zapracowany i siedzący nad papierami.
Ten zaś w papierach figurował jako Anonim. Od tak. Jego umiejętność, Kronika, związana była z dokumentacją i informacjami, ale nikt nie rozumiał, co konkrentnie daje. Anonim uśmiechnął się, czując na sobie spojrzenie Chuuyi.
Wtem rudowłosy zauważył coś naprawdę dziwnego. Zobaczył smugę przypominającą sylwetkę, która wyjęła z kieszeni pierwszego lepszego klienta portfel, a następnie niezauważona zaniosła łup do leżącego na uboczu plecaka.
Zdarzyło się to jeszcze kilkakrotnie, a nawet kilkunastokrotnie. W końcu piosenka się skończyła. Smuga zniknęła po przybyciudo trzeciego poszukiwanego.
Był to Adam z kolejnym niewymawialnym dla Chuuyi nazwiskiem. Smuga ponoć miała być duchem i elementem umiejętności Guślarz.
Tymczasem Anonim podszedł do Chuuyi, wyrywając go z przemyśleń i podając mu zawiniątko dokumentów.
- C-co to ma być?
- Raport który zwykle składasz po pozbyciu się celu. - odparł chłopak beznamiętnie, poprawiając okulary. - Szczerze to nie chcemy umierać, więc woleliśmy od razu zająć się wyjaśnieniem tych kilku-
- A kto mówił, że zamierzam was zabić? - Chuuya udał zaskoczonego.
- Mam swoje źródła, by wiedzieć, że przez przypadek mamy porachunki z Portową Mafią.
- I uważasz, że paroma podrobionymi papierami się ze mną dogadacie? - odparł zgryźliwie.
- Nie, mamy jeszcze to. Ostatnio odbiliśmy spory ładunek wam podprowadzony. - blondyn zamachał srebrnym kluczykiem przed nosem Chuuyi, po czym rzucił mu go w ręce. - To nam zapewnia nietykalność.
- Niby jak- - nim Chuyya dokończył zdanie, prąd w lokalu wysiadł, a trio się ulotniło.
Rudzielec dostrzegł przyczepioną do kluczyka kartkę z adresem, więc, chcąc nie chcąc, tam też się udał.
Był to magazyn. Kluczyk nie pasował do zamka, więc Chuuya wyłamał drzwi. W środku rzeczywiście znajdował się zaginiony ostatnio ładunek, a poza tym coś błyszczącego srebrno.
Chuuya podszedł tam i znalazł... klatkę? Tak, to była klatka, od środka zasłoniętą. To do kłódki od niej pasował kluczyk.
Rudzielec otworzył ją i znalazł nieprzytomnego Atsushiego.
Skąd ten głupi blondyn mógł to wiedzieć?
~~~
Atsushi otworzył oczy i poczuł przyjemne ciepło, za którym przecież tak tęsknił.
- Chuuya? T-to ty?
- Ja. I tylko ja, tygrysku. - odparł Chuuya.
Byli w hotelu, jeszcze za granicą. Atsushi opowiadał, jak to go porwali na sprzedaż, a Chuuya słuchał, ze spokojem pocieszając swego chłopaka.
- A jak mnie znalazłeś?
- To chyba cud. Taki jak ty sam. - odparował Chuuya. - Na szczęście dobrze się skończyło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro