「Idealny dzień」
A/N: dla odasakitty, słówko: małżeństwo
Odasaku został brutalnie wyrwany z zamyśleń przez jeden z bardziej denerwujących dzwonków telefonu. Momentalnie chwycił go, nie musząc nawet sprawdzać numeru, bo tylko na pewne konkretne osoby ustawiał inne dzwonki niż te, które z radością wybierał mu Dazai.
Przysunął urządzenie do ucha. Słysząc przez dłuższą chwilę jedynie nieco zniekształcony odgłos czyjegoś oddechu, zaniechał odezwania się. Wiedział, jak rozmawiać z tą konkretną osobą po drugiej stronie. Minęło chyba pół minuty nim w ogóle się odezwała.
- Odasaku... j-jakie kwiaty powinniśmy kupić? Atsushi znów od dwóch godzin nie może się zdecydować. - rzekł w końcu.
- Hmm... - Odasaku rozejrzał się wokół, upewniając się, że Dazaia nie ma w pobliżu. - Konwalie. Konwalie będą najlepsze, Akutagawa.
- Dobrze. - mruknął cicho.
Zdawałoby się, że rozmowa się zakończyła, ale Odasaku zdawał sobie sprawę, że chłopak Atsushiego zawsze pierwszy kończy rozmowę, burcząc nagle 'do widzenia'. Wobec tego poczekał jeszcze chwilę.
- Odasaku...
- Tak? - odezwał się ciepło.
- Czy podarowanie Atsushiemu... bransoletki byłoby głupie, czy raczej by mu się spodobała?
W tym pytaniu nie było nic dziwnego, bo od jakiegoś czasu w sumie dla każdego zarówno Dazai jak i Odasaku byli jak rodzina, którą można fachowo spytać p różne rzeczy.
Nic też dziwnego, że Akutagawa woli zwierzać się Odasaku, aniżeli wiecznie rozbawionemu Dazaiowi. Starszy mężczyzna zamyślił się na chwilę, ale szybko odnalazł potrzebne słowa.
- Na pewno mu się spodoba, Akutagawa. Będzie szczęśliwy, że o nim myślisz.
- Naprawdę? - bąknął z niedowierzaniem Aku.
- Naprawdę.
- Dziękuję. D-do widzenia.
- Miłego dnia. - zaśmiał się rudzielec, w sumie nie bedąc pewien, czy Akutagawa to usłyszał.
Tak zaczynał się czas, w którym Odasaku otrzymywał takie telefony od kilku znajomych. Jaki to czas? Moment na dzień przed ich rocznicą ślubu. To już chyba siódma.
Dazai nie miał pojęcia, ile wkładu własnego w tą małą okazję miał jego mąż, ale nie musiał wiedzieć. Cieszyło go to, jak miło mógł spędzić z ukochanym wyjątkowy czas, a to przecież było najważniejsze.
Kolejny telefon. Odasaku odebrał spokojnie.
- Halo? - nieśmiało odezwał się Poe, a rudowłosy intuicyjnie wiedział, że pewnie pisarz się trzęsie.
- Coś się stało?
- Niezbyt, po prostu chciałem się upewnić, czy to na pewno miała być "Maska Czerwonego Moru".
- Tak, dokładnie ta. To na pewno nie jest dla ciebie za duży problem? Takie bieganie za wydawcą o jedną sztukę kolekcjonerską co roku...
- Nie, to nic. Sam wymyśliłem taki kiepski prezent, przepraszam.
- Nie przepraszaj. Pamiętasz? Pisarz musi mieć do siebie szacunek, a na twoje książki zawsze jest miejsce na półce.
- A-ha. Dobrze. Jeszcze Ranpo przelotem pytał, czy może być kolacja w tej szkockiej knajpce w centrum.
- Też dobry pomysł. Powiedz mu tylko, żeby tak nie latał po mieście.
- Wiem przecież! On się znowu przeziębi... ale słuchać mnie nie chce. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Następne telefony były podobne - Yosano z Kyouką upewniały się o zapachu świeczek, które chciały im kupić, a Kunikida w jakiś nadprzyrodzony sposób wiedział, co w domu uległo zepsuciu i nadawało się do wymiany.
Ostatnią rzeczą, jaką zajął się Odasaku zanim zabrał się za dokończenie własnego prezentu, było odpisanie na teoretycznie anonimowego smsa.
Owa wiadomość jak co rok była jedynie rocznikiem. Chuuya nigdy się nie przyznawał Dazaiowi, że podarowuje im butelkę dobrego wina, które sobie popijają podczas uroczej kolacji. Odasaku odpisał jedynie 'OK' po czym wyciszył telefon i przysiadł przy biurku. Jego prezent był zrobiony zaledwie w połowie.
Tymczasem Dazai chodził po ich drobnym ogródku jak w skowronkach. Właśnie zajmował się układaniem bukietu z kwitnących teraz forsycji. Sam uroczy krzaczek dostali na pierwszą rocznicę i od tamtego czasu brunet uwielbiał obserwować owo złote kwiecie.
Następnego dnia otrzymali swoje prezenty i najserdeczniejsze życzenia od kolejnych osób. Ostatecznie Yosano i Kyouka podarowały świeczki o zapachu kawy, Kunikida młynek do przypraw, Akutagawa i Atsushi bukiet konwalii, Poe swoją książkę z dedykacją dla nich, a Ranpo rezerwację na kolację. Poza tym na uboczu stało wino od Chuuyi.
Z bukietem konwalii zaczął chodzić wdzięczny za wszystko Dazai, zaś Odasaku, ukradkiem spoglądając na swych przyjaciół trzymał w dłoni bukiet świeżych forsycji.
Po krótkiej kawie i herbacie zebrani poszli do swoich domów, a jubilaci wyszykowali się na kolację.
Knajpka, do której trafili była przytulna i przymknęła oko na wniesienie własnego alkoholu. Gdy wspólnie jedli i rozmawiali o różnych sprawach, naprawdę miło mijał im czas.
Później Odasaku zaprezentował swój własny prezent, nad którym od jakiegoś czasu pracował. Było to krótkie opowiadanie. O nich, o miłości, o wszystkim... co w sumie już mieli. Poza dzieciakami, które mogły żyć jedynie w tej bajce.
Dazai załkał cicho, popijając wino. Chwilę później znów tulił się do swego męża.
- Ale na razie zostawmy ten temat, dobrze? Wróćmy do domu, zobaczymy, czy zapach tych świeczek rozniesie się po mieszkaniu.
- Dobrze.
Wzięli swe rzeczy i wrócili do domu, trzymając się za ręce. Na dworze była piękna pogoda, jakby specjalnie dla nich.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro