「Głupi prezent」
A/N to taka krótka historyjka, wymyślona w chwilę, trudno nawet podciągnąć do rangi one-szota, miłej lektury c:
Zwierzątko.
Niby nic wielkiego, ale jak na złość był gołąb.
Kouyou naprawdę ma czasami niezrozumiałe pomysły.
Już wolałby pająka, mógłby go wrzucić Dazaiowi za koszulę. Ale nie, to czarny gołąbek, który nawet nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu przez dłużej niż dwie-trzy minuty.
Chuuya w sumie nie wiedział co gorsze, to jego gruchanie, latanie w tą i spowrotem, czy może gubienie piór.
Jednak nie miał odwagi, by zrobić przykrość Kouyou i po prostu wyrzucić ptaka z domu.
Cóż, przynajmniej Château wiedział, gdzie się paskudzić i nie zrzucał niczego ważnego.
Z każdym dniem Chuu nawet zaczynał lubić tego ptaka. Czasem nawet sądził, że lepiej się dogaduje z Château, niźli z kimś tam, z kim powinien porozmawiać.
Pewnego razu jednak ptak wyleciał przez okno nie wiadomo dokąd.
Chuu zmartwił się, nawet nie chodziło o Kouyou, tylko o to, że sam polubił swego "szlachetnego gołąbka", jak go czasem nazywał.
Spędził pół wolnego dnia na poszukiwaniu Château, jednak bez skutku. Ptak zaginął bez śladu, chociaż tu i tam znajdowały się jego pióra. Niestety nie wskazały one zbytnio czegokolwiek.
Zaszło słońce, a Chuuya zrezygnowany musiał wrócić do domu i przygotować się do jutrzejszej misji. Z Dazaiem.
Zaklął szpetnie, patrząc na widok za oknem i stukając w parapet. Wizja widzenia się z tym pajacem doprowadzała go do szewskiej pasji, szczególnie że nie miał przy sobie jedynego towarzysza, który zdawał się "rozumieć" problem Chuuyi.
Nawet nie miał ochoty otworzyć wina, bo nawet przy tym zwykł mu towarzyszyć Château. Po prostu na siłę położył się spać.
Obudził się rano, godzinę wcześniej niż zwykle. Znów spojrzał na puste miejsce, gdzie zwykle już pałętał się ptak.
Tym razem machnął ręką i przyszykował się do misji.
Na miejscu czekał na Dazaia w kiepskim humorze, a brunet jak zwykle tryskał pozytywną energią jak kucyk z MLP, drażniąc wszystkich wokoło.
Na dodatek miał świeżo przycięte włosy, wciąż jeszcze pachnące, jakby przed chwilą wyszedł od fryzjera, co w sumie mogło być prawdą.
I w tym momencie, gdy już się było pewnym, że żeby Chuu się rozweselił musiałby zatłuc Dazaia...
Trzepotanie.
Trzepotanie nad nimi.
Parę metrów ponad Dazaiem, z pełnym majestatem leciał sobie czarny gołąbek.
Chuuya od razu go poznał, ale brunet zignorował ptaka, kompletnie nie wiedząc, czemu miałby się przejmować.
A tymczasem ów ptak zleciał niżej i specjalnie bądź nie, narobił Dazaiowi na głowę. Mało tego, robiąc efektywne okręgi ponad jego głową, zleciał niziutko i wylądował Chuuyi na ramieniu.
Rudzielec triumfalnie się uśmiechnął, z dumą wręczył gołąbkowi garść ziarna, które na wszelki wypadek miał, zaśmiał się szyderczo i rzucił:
- Dazai, ładnie dziś wyglądasz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro