Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

「Dedukcja była błędna」

A/N: dla RustyCloud, słówko: choroba

Edgar, w przeciwieństwie do swego ukochanego, potrafił uwierzyć w pomyłkę. Z Ranpo bywało różnie, ale do jednego nigdy się nie przyznawał - rzadko kiedy udawało mu się cokolwiek wydedukować na temat samego siebie.

Łącznie z tym, czy się rozchoruje, co przez jego roztrzepanie stawało się coraz bardziej prawdopodobne. Tak jak teraz, gdy podczas chlodniejszych dni po prostu ubrał się za lekko i wrócił zaziębiony. Oczywiście twierdził, że to nieprzewidywalna wpadka, że to wina choroby zakaźnej i inne takie, ale Edgar był już do takich gadanin przyzwyczajony.

Najkrócej mówiąc, oddelegował swego chłopaka do łóżka i poszedł zaparzyć mu herbaty. Niestety, nie było tak łatwo i kilkakrotnie musiał na nowo tam zaciągać swojego detektywa. W końcu pod groźbą wyrzucenia do rzeki wszystkich zebranych w domu słodyczy, Ranpo skapitulował i został w łóżku. Przypilnować miał go Karl, co skończyło się tym, że szop zasnął detektywowi na brzuchu i nie miał zamiaru ruszać się ani o milimetr.

Edgar wiedział, jak zajmować się swoim chłopakiem. Razem z ziołową herbatką musiał przynosić mu coś słodkiego i pilnować, by zawartość kubka nie wylądowała w pobliskiej doniczce. Ranpo nie lubił chorować, a kurować się równie bardzo albo nawet bardziej. Nie mógł wtedy za bardzo pracować, a zagadki, jakiki mógł się wtedy raczyć, były tak trywialne, że bolała go od nich głowa.

- A mogę jeszcze trochę słodyczy?

- To co? Może do tego karocę zaprzężoną w białe rumaki?

- Nie, wystarczy mi mój książę prosto z bajki. - odparł dziecinnym głosem. - Ale jednej rzeczy mu brakuje.

- Co tym razem?

- Przyniósłbyś mi grzebień?

Edgar prychnął pod nosem, ale poszedł po wspomniany przedmiot. Podszedł spokojnie do Ranpo, a ten zabrał mu grzebyk i wsunął porządnie we włosy swego pisarza. Uśmiechnął się wtedy lekko i spojrzał na efekt swego działania z uwagą.

- Teraz widać ci oczy, a ja lubię na nie patrzeć.

Edgar zarumienił się lekko, uciekając twarzą w bok, ale jeszcze nie wyciągając nieszczęsnego grzebienia. Temu nie mógł zaprzeczyć, że lubił, gdy Ranpo ukradkiem powiedział mu jakiś komplement. W końcu usiadł na łóżku i spuścił wzrok, jeszcze bardziej się rumieniąc.

Ranpo spojrzał na swego chłopaka z uśmiechem, po czym położył mu rękę na policzku.

- Jest jakiś postęp, przestałeś zaprzeczać.

- Bardzo śmieszne.

- Ale za to jakie prawdziwe. - droczył się Ranpo. - Obrazisz się, jeśli teraz cię pocałuję?

- Ja nie choruję tak łatwo jak ty. - odparł krótko Edgar i musnął jego usta.

Detektyw nie przepadał za takimi lekkimi pieszczotami, więc tak jak zwykle przyciągnął do siebie swego pisarza i zainicjował nieco mocniejszy pocałunek.

Karl uniósł głowę, a widząc zaistniałą scenę, profilaktycznie schował się pod łóżkiem. Jakoś nie lubił widoku tego, co działo się z reguły zaraz po tym.

- Twój szop już jest pewien, że będziemy się kochać. Chyba nue będziemy mu psuć dedukcji, co?

Edgar przewrócił oczami, a z włosów wyleciał mu ten grzebyk.

- Tobie tylko jedno w głowie.

- Nie mi, Karlowi.

- No dobrze, możemy to zrobić, ale pod jednym małym warunkiem.

- Zamieniam się w słuch.

Edgar uśmiechnął się triumfalnie i położył dłoń ma policzku Ranpo.

- Przyznaj się, że dziś dedukcja cię zawiodła, bo jednak się pochorowałeś.

Detektyw nagle szeroko otworzył oczy i spojrzał z wyrzutem na Poe. Przygryzł wargę, sięgnął po zagubionego cukierka, którym od razu się zajął, a następnie zaczął kalkulować, czy to mu się w ogóle opłaca.

- Masz rację. - mruknął w końcu.

- Ale masz to porządnie powiedzieć, Ranpo.

- Uch... Dobra, moja dedukcja była błędna. Zadowolony?

- Jak nigdy. Czyli teraz jeszcze zadowolimy ciebie i będzie dobrze, tak?

Ranpo odpowiedział na to głupie, retoryczne pytanie kolejnym pocałunkiem. To nie chodziło o to, że nasz detektyw był jakiś niewyżyty, po prostu lubił ten czas i niejednokrotnie zdarzało się, że próbował go jak najbardziej przedłużyć. Ostatecznie przecież Edgar również to lubił.

Na ziemi powolutku pojawiały się ich ubrania, uprzednio z lekka składane.

- Możesz być moją zagadką? - zapytał Ranpo.

- Oczywiście. - uśmiechnął się Edgar, uwielbiając to jedno małe pytanie, od którego to wszystko się zaczęło. - A ty możesz być moją muzą?

- Bedę zaszczycony. - zamruczał Ranpo, jednak mówiąc to był myślami w kompletnie innym miejscu.

Paluszkami również sięgał w kompletnie inne miejsce. Gdy tylko Edgar jęknął głośniej, Karl zrozumiał, że najlepiej jednak uciec do innego pokoju i zabarykadować się w jakiejś szafce. Wybiegł spod łóżka jakby go diabli gonili.

No i miał rację, bo słysząc to wszystko nie trzeba patrzeć, by bardzo dobrze wiedzieć, co się tam dzieje.

Karl chyba będzie mieć traumę.

Edgar będzie całkiem zadowolony.

A Ranpo nauczy się, że warto się czasem pomylić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro