「Chuu, nie płacz」
Odasaku wiedział, że do tego dojdzie. Że pewnego dnia będzie musiał trzymać Chuuyę silnie za nadgarstki, nucąc mu kołysanki, próbując go uspokoić.
Rudzielec nie lubił kołysanek, ale gdy był naprawdę zdesperowany, to te zaczynały na niego działać.
Jego oddech zwolnił, unormował się. Przestał się rwać i rzucać, po czym opadł, opierając twarz na ramieniu Odasaku i siedząc mu na kolanach.
- Nie musisz umierać, Chuuya. To naprawdę nie była twoja wina, rozumiesz?
Rudzielec wiedział, że jego chłopak ma rację, ale miał uparcie swoje zdanie.
- Nie moje wina, ale moje ręce. Moja umiejętność. Moje ciało.
- Nad którym nie miałeś panowania. - ciągnął Odasaku.
Chuuya zaszlochał. W swoim dzieciństwie narobił wielu złych rzeczy, ale ta była tą jedną najgorszą.
Czytając książkę wśród swoich kolegów, natrafił na tak pamiętne słowa, które utkwiły mu w pamięci.
Coś go podkusiło, by powiedzieć je na głos, jakby miał je deklamować.
A wtedy... stał się zabójcą.
Zniszczył sierociniec, z którego pochodził. Nikt nie przeżył jego szaleństwa. W tamtym miejscu nadal jest tylko kupa gruzu.
Potrafił sobie wyobrazić swoich przerażonych kolegów, bo gdy używał tej umiejętności w mafii, nie raz zdawało mu się, że twarze jego teraźniejszych ofiar to twarze tamtych dzieci.
Jego przeciwnicy boją się zupełnie jak dzieci, co doprowadza go momentami do rozpaczy.
Odasaku przytulał go do siebie, przeczesując jego rude loki. Powoli kończyły mu się pomysły, jak odwrócić od takich ponurych myśli Chuuyę.
- Chuu, nie myśl o tym. Ja... ja też tak miałem. Pozwoliłem, by dzieciaki umarły, a mogłem do tego nie dopuścić... - zaczął, pamiętając, że Chuuya zawsze kłócił się z nim o tamte wydarzenia.
- Nie miałeś na to wpływu.
- Podobnie jak ty, ale nadal się kłócisz.
- Ale ja... ja jestem...
- Jesteś mordercą, który chce się zmienić, tak jak ja. Nie potrafię słuchać, jak oczerniasz się tymi słowami, które ignorujesz, gdy to ja mówię je o sobie.
Chuuya uniósł wzrok i lekko uśmiechnął się.
- Nawet jeśli znów upadniesz w mrok, ja ci podam rękę. Chuu... nie płacz już, dobrze?
- Dobrze. - westchnął cicho, niemal niesłyszalnie.
Spróbował być szczęśliwym.
~~~
W "Wierszach minionych dni" Chuuyi Nakahary, których fragmenty umieszczam na początku rozdziałów w Marzycielach, kilkukrotnie pojawiają się ni stąd ni zowąd wzmianki o martwych dzieciach. Stąd też wątek wymyślony przeze mnie, że Chuuya pozabijał je przy użyciu swej umiejętności.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro