Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

「40 lat minęło jak jeden dzień...」

Bunko zaczynała wątpić w sens swojego pomysłu, aby zabrać wuja na spacer. Prowadząc go za rękę, musiała iść naprawdę powoli, poza tym męczyła się z jego charakterkiem.

Nie mogła jednak powiedzieć, że go nie lubiła. Wujaszek może miewał napady dziwnych pytań, wariował na widok niektórych miejsc, ale poza tym był w sumie milszy od jej ojca. Oczywiście, nigdy nie powiedziała tego na głos.

Spojrzała na niego. Był już podstarzały, nieco zgarbiony, a jego włosy gdyby nie hennowa farba, nie wyglądałyby tak ładnie. Jednak czuła z nim pewną dobrą więź.

Uśmiechali się do siebie nawzajem.

- Wiem, że to pewnie dla ciebie dziwne, ale naprawdę chciałbym sprawdzić, czy nie ma w tym antykwariacie mojej książki. Pewnie w internecie są jej nowe wydania, ale chciałbym odzyskać ten egzemplarz, Bunko-chan.

- Rozumiem, wujku, nie musisz tłumaczyć. Spójrz, jesteśmy już niedaleko.

Antykwariat, do którego dotarli, wyglądał całkiem przyjaźnie. Dla Bunko to miejsce przypominało właśnie jej wujka - było takie poczciwe i ciepłe.

Gdy otworzyła drzwi, zagrała lekka melodia i na nieskazitelne, blond włosy dziewczyny spadło nieco kurzu. Poczekała tylko, aż wujaszek wejdzie i zamknęła drzwi.

Wewnątrz były dwie osoby - siedząca przy kasie skulona postać ze złożoną lilią z origami na siwiejących włosach oraz czarnowłosa dziewczyna zamiatająca półeczki.

Bunko uniosła wzrok sponad okularów i spróbowała cokolwiek dowiedzieć się o postaci siedzącej przy ladzie. Chyba był to starszy mężczyzna, siedział z otwartą książką na kolanach i grubymi okularami na nosie. Trudno było powiedzieć, czy spał czy czytał.

- W czym mogę pomóc? - zapytała serdecznie czarnowłosa dziewczyna.

- Mój wuj chciałby rozejrzeć się wśród książek. Sam będzie lepiej wiedział, czego gdzie szukać, więc proszę się nie fatygować. - wyjaśniła elokwentnie Bunko.

- Rozumiem. Rzadko miewamy klientów. - westchnęła z lekkim żalem. - Masz naprawdę ładne włosy. - wtrąciła po dłuższej chwili.

- Dziękuję.

Tymczasem wujaszek poszedł pomiędzy półki i zaczął przeglądać książki.

- Jak ci na imię?

- Bunko. A tobie?

- Hm, "dziecko literatury". Mi? Sumiko.

- Więc ty jesteś "jasno myślące dziecko". Ciekawe. Co ty robisz w takim miejscu?

- Pomagam tacie. - skinęła głową w stronę mężczyzny czytającego książkę. - Bardzo lubi to miejsce, a sam sobie średnio tu radzi. A ty?

- Chciałam się przenieść na własne śmieci, z dala od rodziny, przynajmniej na jakiś czas. Wobec tego tata poprosił mnie, bym zajmowała się naszym przyszywanym wujem.

Rozmowę przerwało im głośne skrzypnięcie jednej z półek. Ojciec Sumiko podniósł się z miejsca, odkładając książkę i poprawiając grube szkła. Następnie ruszył do owej półki niespiesznym krokiem.

Obie dziewczyny z zaciekawieniem podeszły z drugiej strony. Okularnik podszedł do owego farbowanego wujaszka, przyjrzał mu się uważnie, a następnie lekko uśmiechnął.

Wujaszek Bunko nie trzymał żadnej zwyczajnej książki. W jego dłoniach spoczywał nieco już zużyty poradnik samobójcy.

- Wiedziałem, że po nią kiedyś wrócisz, Dazai. - rzucił lekko mężczyzna w okularach.

- Od kiedy ją masz, Chuu? - odparł farbowany brunet, nawet nie unosząc wzroku.

- Odkąd zostawiłeś mnie wtedy, po walce z Lovecraftem. Zgubiłeś ją wtedy. A ja specjalnie prosiłem Sumi-chan, by nie naoliwiała tej jednej półki, bym usłyszał, gdy ktoś w niej grzebie. Wzrok jak widzisz, już nie ten. - zaśmiał się Chuuya.

- A wiesz, że to było czterdzieści lat temu?

- Tak.

- Przez czterdzieści lat trzymałeś tą jedną książkę?

- Tak, musiałem mieć pamiątkę po takiej makreli.

- Cicho bądź, ty ślimaku.

Sumiko i Bunko postanowiły wrócić na przód sklepu i zostawić tamtym trochę czasu.

- J-jak się nazywa ten twój tata?

- Nakahara Chuuya. Pewnie o nim słyszałaś, kiedyś był w Portowej Mafii, gdy jeszcze istniała.

- Trudno by było mu do niej należeć, gdyby nie istniała kiedyś. - odparła zgryźliwie blondynka. - Mój ojciec kiedyś walczył z Mafią.

- Był w Agencji Detektywistycznej?

- Aha.

- Niech zgadnę. Kunikida Doppo?

- Dokładnie. Po czym poznałaś?

- Po fryzurze. - zaśmiała się Sumiko. - Żartuję, po prostu jesteś podobna do niego, widziałam kiedyś zdjęcie członków Agencji w gazecie.

Bunko uśmiechnęła się lekko.

- A ja bym cię nie poznała.

- Pewnie dlatego, że tata mnie adoptował. Dał mi dom, nazwisko i chyba... wiarę w siebie.

Tymczasem na tyłach dało się słyszeć huk. Koleżaneczki przybiegły spowrotem, ze zdziwieniem obserwując, jak obaj panowie, mimo swoich lat na karku, okładają się książkami.

Oczywiście, uspokoili się na widok swych swego rodzaju opiekunek, ale piorunować się nawzajem spojrzeniem jeszcze nie skończyli.

- A mam takie dziwne pytanie... - zaczęła Bunko.

- Jakie? - zapytał Chuuya.

- Czy jak się jest obdarzonym... to dar kiedyś słabnie? Jakoś nie umiałam zapytać o to ojca.

Chuuya najspokojniej podreptał w stronę dziewczyn, złapał je obie za ramiona, by następnie użyć swego daru i unieść je na kilkanaście centymetrów nad ziemię.

Dazai za to sięgnął i położył dłoń na karku Chuuyi. Jego dar się dezaktywował i obie dziewczyny wylądowały na ziemi.

- Oto twoja odpowiedź.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro