Rozdział XVI
Louis' Pov:
-Już późno, chodźmy do domu - mówię sennym głosem, po czym wstaję i klepię Harry'ego po ramieniu.
-Już, już wstaję.
-Chodźmy, też jestem już trochę śpiący - mówi Payne, który naprawdę wygląda na bardzo zmęczonego.
Wchodząc do domu zaczynam szukać klucza do pokoju. Sam nie wiem dlaczego go zamknąłem, przecież nic takiego tam nie ma i nie mam przed kim coś ukrywać. Śmieję się na moją głupotę.
-Jutro możemy iść na plażę jak chcecie - odzywa się Zayn, gdy wchodzimy do swojego pokoju. Nikt nie odpowiada, ponieważ jesteśmy zbyt zmęczeni.
-Następnym razem to ja zabieram klucz - chichocze cicho zielonooki - Ja juz pójdę spać, kąpiel wezmę rano - mówi i kładzie się w ubraniach na łóżko.
-Chociaż się rozbierz - przewracam oczami.
-Ty to zrób - mówi z chrypką i chodź jest ciemno mogę się założyć, że przegryza wargę oraz że jego policzki przybrały czerwonego koloru.
Podchodzę do niego przeczesując włosy, po czym zdejmuję bluzkę. Ja też umyję się rano. Wzdycham i odpinam guzik od jego spodni, a ten unosi tyłek do góry chcąc mi pomóc. Gdy leży już w samych bokserkach zaczynam podziwiać jego ciało. Jest idealny. Dotykam opuszkami palców jego tatuaż i uśmiecham się. Nie mija chwila, a loczek już śpi. Jedyne dobre to, że nie chrapie.
Moje myśli schodzą na temat ujawnienia się przed rodzicami i nie tylko. Myślę też, że moglibyśmy z Harrym zacząć się spotykać tak naprawdę. W końcu zaufał mi i przeżył ze mną swój pierwszy raz. Nie chcę tylko go całować, przytulać i ogólnie zachowywać się jak para. Ja chcę, żeby był mój. Żeby był moim chłopakiem oficjalnie, żebyśmy nie musieli się ukrywać. Bardzo przez ostatni czas się zmieniłem.
Zaczynam czuć do Harry'ego coś więcej, ale nie oszukując się, już dawno to czułem, tylko bałem się do tego przyznać. Nawet przed samym sobą. Nie wyobrażam sobie kogoś innego na miejscu zielonookiego. Muszę z nim rano porozmawiać. Z tą myślą zasypiam.
Idąc przez park z loczkiem zauważam zakapturzoną postać. Jak widzę, Harry też ją zauważył. Spinam się lekko i ściskam rękę zielonookiego.
-Zawróćmy - mówię obawiając się najgorszego.
-A gdzie to zakochańce sie wybierają? -młodszy nie zdąża odpowiedzieć, ponieważ przerywa mu Paul, który wyrósł przed nami jak spod ziemi.
-Zostaw nas - sycze próbując go wyminąć, niestety przeszkadza mi w tym przesuwając się bliżej.
-Ohh Harry, Harry, Harry, jesteś taki nieświadomy. Twój kochaś przez ostatni czas nie był taki grzeczny - nie dokańcza, ponieważ moja pięść spotyka się z jego szczęką. Oszołomiony chwieje się, a ja ciągnę mojego chłopaka w przeciwną stronę. Odwracam się chcąc sprawdzić, czy Paul jeszcze siedzi na chodniku. Nie zauważam go. Nad moim ciałem przejmuje kontrolę przerażenie. Odwracam głowę i w tym czasie zostaje szarpnięty przez Harry'ego. Z jego oczu spływają łzy, a ja nie mam pojęcia o co chodzi. Spoglądam w dół i zamieram. Młodszy przytrzymuje się za brzuch, z którego wydobywa się niewyobrażalna ilość krwi. Zaczynam głośno płakać bojąc się, że stracę loczka. Krzyczę wołając o pomoc. Próbuję mówić do Harry'ego jednocześnie dzwoniąc po karetkę. Płaczę, krzyczę i to jeszcze bardziej, gdy loczek zamyka oczy i przestaje oddychać.
Budzę się z krzykiem cały spocony i mokry od łez. To był tylko sen, to tyko sen - powtarzam sobie. Harry jest obok mnie i spokojnie śpi. No może juz nie śpi.
-Co się stało Lou - martwi się.
-Miałem okropny sen - wtulam się w jego ciało i zaczynam szlochać na wspomnienie mojej bezradności podczas, gdy Harry umierał.
-To tylko sen, już jest dobrze. Jestem obok - mówi zaspany.
-Która godzina?
-Dziewiąta, nie opłaca się już spać - całuje mój nos.
Pod prysznicem obmyślam plan, jak zacząć rozmowę z Harrym na temat tego co między nami jest i co chciałbym, żeby było. Mam nadzieję, że on również tego chce.
-To było dobre - odzywam się, gdy kończę jeść śniadanie przygotowane przez Horana.
-Kucharz Niall zawsze do usług - szczerzy się - może pójdziemy już na plażę? Szkoda dnia.
-Też tak myślę - mruczy Zayn, który jest już przygotowany do wyjścia. Temu to się dopiero spieszy.
Zgadzam się, ponieważ to w sumie jest mi na rękę. Im szybciej porozmawiam z Harrym, tym mniej będę się stresował.
Idziemy już piętnaście minut, a plaża miała być blisko. Po krótkiej chwili zauważam piasek, wiec myślę, że to dobry moment na rozmowę.
-Harry, możemy porozmawiać? - pytam trochę spiety.
-Jasne, stało się coś?
-Nie, chodźmy sie przejść - proponuję.
Idziemy po brzegu jeziora w ciszy, komfortowej ciszy. Muszę się trochę jeszcze pozbierać, żeby zacząć rozmowę i Harry chyba to rozumie, ponieważ nie naciska na mnie za co jestem mu wdzięczny.
-Posłuchaj, tak ostatnio się zastanawiałem - zaczynam - Ehh, myślałem nad tym co powiedziałeś - marszczy brwi w niezrozumieniu, ale czeka, aż będę kontynuował - i chciałbym czegoś więcej. Nie chcę tylko zachowywać się jak para. Ja...um...chcę, żebyś był tylko mój, kurde to trudniejsze niż myślałem. Chcę, żebyś był moim chłopakiem i żeby każdy o tym wiedział. Nawet rodzice - zatrzymuję się na chwilę i obracam młodszego twarzą do siebie, aby spojrzeć w jego piękne, zielone oczy - Więc Harry, zostaniesz moim chłopakiem? - śmieję się na rozładowanie napięcia, które we mnie rosło. Nie przypuszczałem, że kiedyś zapytam Harry'ego o chodzenie.
-Woah, Louis, zaskoczyłeś mnie. Nawet nie wiesz jak się cieszę. I tak, tak zostanę twoim chłopakiem! - pokonuje odległość między naszymi ciałami i namiętnie łączy nasze usta, napierając na mnie. Jego ręką zchodzi na moje podbrzusze i zaczyna je masować, ale szybko przestaję jakby przypomniał sobie, gdzie jesteśmy.
-Wracajmy już - szepcze między pocałunkami.
Całuje mnie ostatni raz i wracamy do chłopaków trzymając sie za ręce jak prawdziwa para. Zauważam grupkę naszych przyjaciół z pochmurnymi minami w przeciwieństwie do nas.
-Coś się stało? - pytam.
-Moja ciocia dzwoniła i powiedziała, że bardzo przeprasza, ale przyjechał do niej jej brat z córką i planowali już od dawna, że spędzą właśnie tutaj kilka dni - mówi drapiąc się po karku - sorry.
-Nic się nie stało. Rozumiemy, prawda? Dziś wyjeżdżamy?
-Jak chcecie, bo możemy jutro.
-Ja bym w sumie wolał dzisiaj. Poza tym to nie koniec wakacji, jeszcze trochę nam zostało, możemy pojechać pod namioty czy coś - pocieszam go. Przecież to nie jego wina. To nic takiego.
-To chodźmy się spakować - zaleca Liam.
Po chwili wzrok każdego po kolei ląduje na naszych splecionych dłoniach. Również spoglądam w to miejsce i uśmiecham się znacząco.
-Czy wy tak już oficjalnie? - pyta blondyn, który szczerzy się jeszcze bardziej niż ja.
-Tak - odpowiadam krótko dumny.
-Gratuluję! - przekazują nam wszyscy na co się śmieję, a Harry rumieni.
Zabieram czerwonego już loczka za sobą i prowadzę nas przez lasek w stronę domu. Po drodze juz planujemy następny wyjazd.
-Spotkamy się na dole o ósmej, mamy trochę czasu na spakowanie.
Znowu ten czas tak szybko mija. Kiwam głową i udaję się do pokoju wcześniej zabierając z łazienki żele do kąpieli.
-Jak myślisz Lou, jaka będzie relacja Anne i Toma, gdy się dowiedzą? - pyta Harry, który jest już spakowany.
-Nie mam pojęcia. Wydaje mi się raczej, że twoja mama nie będzie miała nic przeciw temu, ale gorzej z moim ojcem. Pamiętaj, że jesteśmy już dorośli i zawsze możemy się wyprowadzić. Zostało nam mało czasu do szkoły, wiec musimy im powiedzieć jak najszybciej.
-Mam nadzieję, że dobrze to przyjmą.
-Ja też Harry - uśmiecham się, po czym wstaję i zapinam walizkę. - Chodźmy na dół. Już jest po ósmej.
Schodząc do salonu, gdzie są już chłopacy mam złe przeczucie. Możliwe, że stresuje się konfrontacją z Anne i tatą.
-Gotowi?
-Jak zawsze.
Jedziemy już około godziny, więc jest jakoś przed dziesiątą. Zapomniałem napisać do taty, że wracamy już dzisiaj, dlatego robie to teraz. Ciekawe, czy w ogóle są w domu.
-Zayn zwolnij trochę - mówię podnosząc głowę z nad telefonu, gdy czuję, że co chwilę przyspiesza.
-Ktoś cały czas za nami jedzie. Nawet zajechali na stacje za nami - odwracam się szybko i zauważam czarny wóz, dokładnie taki sam co tego dnia, gdy wyjeżdżaliśmy nad jezioro.
-Zayn, ale jedziesz naprawdę szybko - nie odpowiada mi, ponieważ skupia uwagę na aucie, które jedzie teraz równo z nami. Cholera. Dlaczego musieliśmy wybrać skrót, przez który nikt nie jeździ. Czuję jak Niall pcha się na mnie przez to, że drugi samochód zaczyna uderzać w nasz próbując zepchnąć nas z ulicy.
-Boję się - szepcze loczek na co szybko go przytulam i każę zamknąć mu oczy. Gdy robi się bardziej niebezpiecznie zaczynam całować go delikatnie po twarzy chcąc odwrócić jego uwagę.
Spoglądam za okno i zauważam, że znowu się do nas zbliżają. Nie mija chwila, a Zayn traci kontrolę nad kierownicą. Po tym słyszę juz tylko krzyki i widzę ciemność.
_______________________
Ten rozdział bardzo mi sie podoba i zbliżamy się do wyjaśnienia sprawy z Paulem i innymi nie znajomymi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro