Rozdział IX
Harry's Pov
W mojej głowie odbywa się wojna myśli za i przeciw. Wziąć czy nie wziąć. W końcu wygrywa jedna strona i decyduję, że wezmę.
Raz się żyje. Wykorzystam okazję, że Lou poszedł siku. Od jednego razu się nie uzależnię.
-Ma ktoś kartę? - pyta Stan, który zachowuje się jakby już coś brał.
-Ja mam - odzywa się blondynka. Chyba ma na imię Sky, nie pamiętam.
Gdy trzymam już kartę w ręce nie wiem za bardzo co robić, a chcę zrobić to jak najszybciej, żeby Lou nie zauważył. Moją dezorientację zauważa Sky pomagając mi.
Trochę się stresuje, gdy schylam się i zatykam jedną dziurkę od nosa. Kilkanaście sekund później i po wszystkim. Na razie nic nie czuje. Nie było takie złe.
Uśmiecham się zauważając Lou, który idzie w stronę stolika. Gdy tylko do mnie podchodzi wybucham śmiechem. Nie wiem czemu. Czuję jakby miało mnie zaraz rozsadzić. Chciałbym powiedzieć Stanowi, że jest strasznym chujem. To nie taki zły pomysł.
-Jesteś strasznym chujem Stan - podchodzę do niego i śmieje się jeszcze bardziej, a Louis patrzy na mnie jak na naćpanego. Chwila, ja jestem naćpany. - Ludzie, chyba się naćpałem! - po raz kolejny w tym dniu wybucham śmiechem, tym razem z kilkoma osobami.
-Wiem, ty też Harry - również się śmieje. Czuję się jakbym nawciągał się helu. Mam ochotę coś jeszcze wypić.
Z tą myślą udaje się do drugiego stołu. Gdy, już mam nalać sobie drinka, czyjaś dłoń mi na to nie pozwala.
-Wystarczy ci - mówi chłodnym głosem Lou - czy ty coś brałeś?
-Tak, kokainę - odpowiadam szczerze, ponieważ nie wolno kłamać. Nie chce iść do piekła. - Lou, ja nie chce iść do piekarnika -szepcze przerażony na co widzę u chłopaka cień uśmiechu -nie śmiej się ze mnie - Czuję oplatające mnie ramiona Lou.
-Będziemy dziś spać w samochodzie - patrzę na niego zdziwiony - nie pomyśleliśmy, mogliśmy przyjechać taksówką.
-A co z chłopakami? - pytam.
-Oni pojechali już do domu - ciągnie mnie za rękę prowadząc do samochodu.
Gdy jesteśmy już na miejscu, od razu wtulam się w chłopaka i chyba setny raz dzisiaj zaczynam się śmiać. Ja naprawdę nie wiem co mnie tak śmieszy. Czuję jak Lou kręci głową, po czym głaszcze mnie po plecach.
-Będzie niewygodnie, ale śpij już.
-Dobrze, tatusiu -uśmiecham się pod nosem gładząc go po brzuchu. Słyszę jak wciąga głośno powietrze.
-Harry - mruczy i mówi coś jeszcze, ale zasypiam.
Budzę się przez suszę w gardle i przeszywający ból w kręgosłupie. O głowie nie wspomnę. Podnoszę się i widzę śpiącego Louisa. Jest taki słodki.
-Przegiąłeś wczoraj - wypomina mi nagle otwierając oczy.
-Nic nie pamiętam - przyznaję. Mam nadzieję, że nic głupiego nie zrobiłem.
Rozmawiamy jeszcze chwile, a następnie żegnamy się z 'nowymi znajomymi' i odjeżdżamy. Jesteśmy w połowie drogi, gdy dostaje smsa.
Nick: Spotkamy się dzisiaj? Mam wolny cały dzień.
-Co się tak uśmiechasz - próbuje zajrzeć mi w telefon.
-Nick zapytał czy się spotkamy - szczerze się jeszcze bardziej. Muszę teraz wyglądać naprawdę głupio.
-Och...nie pójdziesz - oznajmia - jesteś mi dziś potrzebny - o co mu znowu chodzi?
-Znowu zaczynasz? Idę i koniec - buntuję się.
-Jestem od ciebie starszy, więc masz się mnie słuchać. Powiedziałem, że nigdzie nie idziesz to nigdzie nie idziesz - hamuje gwałtownie zatrzymując się na czerwonym świetle.
-A ja już powiedziałem, że idę. Nie będziesz mi rozkazywał.
-Harry, nie masz co się buntować. Nie zmienię zdania - prycha i ponownie rusza.
-Podaj jeden powód, który mnie przekona, czemu nie mogę iść - krzyżuję ręce na klatce piersiowej.
-Bo ja nie chcę, żebyś z nim gdzieś wychodził i jesteś mi potrzebny.
-Do czego jestem ci potrzebny?
-Umm...do...- jąka się -musisz mi pomóc w porządkach. Tak! Porządki! Mamy straszny bałagan - zmyśla.
-Okej.
-Okej?
-Masz rację, muszę Ci pomóc - mówię na co uśmiecha się zwycięsko.
Ty: Przyjdź do mnie o czwartej.
Skoro nie mogę iść z Nickiem, ponieważ 'mój tatuś" mi nie pozwala, to Nick przyjdzie do mnie. Czy Louis tego chce, czy nie.
Zbliża się czwarta, a Lou dalej nie wspomina nic o porządkach. Czy on myśli, że jestem głupi?
Przygotowuję jeszcze popcorn i inne przekąski, oraz uruchamiam laptopa. Pomyślałem, że może Nick będzie chciał zrobić sobie maraton filmowy. Zawsze tak robimy z Louisem w soboty. Z niebieskookim oglądałem już dziś, więc myślę, że się nie pogniewa.
Zbiegam po schodach, ponieważ usłyszałem dzwonek oznajmiający, że Nick przyszedł.
-Harry nigdzie nie idzie - słyszę, gdy jestem już blisko - możesz sobie iść - uśmiecha się fałszywie.
-On przyszedł do mnie, nie po mnie - widzę jak Lou zaciska pięści, ale nie zwracam na to uwagi. Biorę blondyna za rękę ciągnąć go na górę.
-Miałeś mi pomóc - mówi z bólem w głosie, gdy odchodzę. Przewracam oczami i idę dalej.
-Pomyślałem, że możemy zrobić sobie jakiś maraton filmowy, czy coś - uśmiecham się - myślę, że to dobry pomysł.
-Tak, tak - odpowiada i popycha mnie na szafkę - ale myślę, że mój jest lepszy - szepcze i łączy nasze usta w bardzo namiętnym pocałunku. Liże moją wargę oczekując dostępu do środka, który po chwili dostaje.
-Podskocz - sapie. Tak też robię. Chłopak od razu ściska moje pośladki na co głośno pojękuje. Chce ściągnąć moją koszulkę, ale przerywa mu Louis, który wchodzi do pokoju i patrzy na nas z niepokojem.
-Co to ma znaczyć? - odzywa się po chwili - Harry?
Nie wiem co odpowiedzieć, wiec spuszczam wzrok i bawię się palcami. Tak naprawdę, to nie wiem dlaczego pozwoliłem Nickowi na tak wiele.
-Nick, wyjdź stąd - syczy. Nie będę mu się teraz sprzeciwiał, nie mam ochoty. Nawet lepiej będzie jak blondyn wyjdzie, ponieważ będę czuł się trochę nieswojo.
-Długo będę czekał? - krzyczy.
-Nie krzycz na niego - odzywam się - nic złego nie zrobiliśmy.
-Harry, napiszę pod wieczór - uśmiecha się Nick chcąc rozluźnić atmosferę. Całuje mnie krótko w usta i wychodzi.
-Wyjaśnisz mi to?
-Co mam ci wyjaśniać? To moja sprawa z kim się całuje.
Prycha i wychodzi z mojego pokoju trzaskajac drzwiami. Jest zły, ale to ja powinienem być. Przecież to on robi jakiś cyrk.
Pięć dni. Minęło pięć dni, gdy Louis przestał się do mnie odzywać. Strasznie mi tego brakuje. Dziś też mają przyjechać "rodzice". Nie chcę, żeby już przyjechali. Czy to źle? Chciałbym pogadać jeszcze z Louisem.
Cały czas mnie ignoruje, a gdy spotykamy się z chlopakami jest dla mnie chamski i wypomina mi sytuacje z Nickiem.
Właśnie, Nick. Ostatni raz widzieliśmy się wczoraj. Był bardzo wyrozumiały, jeśli chodzi o sytuację z soboty.
Siedząc na łóżku i patrząc w sufit słyszę dźwięk mojego telefonu.
-Cześć Harry - to moja mama - Jak się macie? - po co pyta jak i tak dziś przyjeżdżają?
-Jest okej.
-Chciałam zapytam czy mielibyście coś przeciwko, gdybyśmy przedłużyli troszkę swoje 'wakacje'.
-Ymm, jasne, nie ma sprawy.
-A właśnie bym zapomniała. Czy to wy podrzuciliście pani Barbarze brudny dywan? - jak się dowiedziala? Pewnie pani Barbara musiała zadzwonić do niej.
-Mamo chyba coś przerywa shhhhh. Muszę kończyć. Kocham cię shhhhh.
Uff, niech Louis się tłumaczy. Ucieszyła mnie wiadomość od mamy. Podoba mi się ten pomysł. Spróbuję jeszcze pogadać z Lou.
-Louis - mówię, gdy zauważam chłopaka w salonie - mama dzwoniła i...
-Wiem - przerywa mi.
-A wiesz też, że nie masz o co się gniewać, prawda?
-Daj mi spokój - co za uparty człowiek.
Przybliżam się do niego i kładę głowę głowę na jego kolanach.
-Harry, chcę ci o czymś powiedzieć - wreszcie się odzywa. Podnoszę się siadając blisko Lou - nie wiem dlaczego tak reaguje, chyba jestem zazdrosny. Nie wiem też co czuje. Mam świadomość tego, że podoba ci się Nick, ale nie mogę znieść widoku was razem. Myślałem, że mi przejdzie i że jestem pewien swojej orientacji, ale nie. To się ciągnie już od dłuższego czasu. Harry, ja nie wiem już co robić - zaczyna płakać, a moje serce przyspiesza sto razy szybciej. Szybko go przytulam nie wiedząc jak się zachować. Nie spodziewałem nie tego - zachowywałem się jak dupek.
-Nie mów tak - kładę rękę na jego kolanie - Tylko lubię Nicka, nic więcej - spogląda na mnie z oczami pełnymi łez - Też jestem o ciebie zazdrosny - uśmiecham się chcąc poprawić mu humor.
-Nie wiem co robić, nic nie wiem - powtarza.
Bij się z myślami i wreszcie go całuje. Nie jest to taki pocałunek jak z Nickiem, tej jest delikatniejszy i pełen uczuć. Nie musiałem długo czekać, by poczuć koniuszek jego języka przejeżdżającego po mojej wardze. Niemal natychmiast rozchylilem wargi co Lou wykorzystał. Nawzajem badalismy swoje podniebienia. Gdy się od siebie oderwalismy chwyciłem zębami jego wargę i pociągnęłem za nią.
-Zależy mi na tobie - wyszeptał.
-Mi na tobie też Lou.
-Co jeśli ktoś się dowie? - spoglądam na niego zdziwiony. Co z tego? Wstydzi się mnie?
-Co z tego? - spuszczam wzrok.
-Nic - odpowiada po chwili ciszy i dotyka mojego policzka znowu łącząc nasze usta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro