Rozdział XVII
Harry's Pov;
Do moich uszu dociera charakterystyczny dźwięk, którego tak bardzo nie lubię. Chwila, czy ja jestem w szpitalu? Chcę otworzyć oczy, próbuję z całych sił, ale na marne. Co się dzieje?
-Co z nim doktorze? - ktoś łka. To chyba moja mama. Chcę się odezwać, powiedzieć, że wszystko jest w porządku.
-Niedługo powinien się wybudzić. Proszę nie mówić mu wszystkiego od razu. Z chłopcami będzie mógł spotkać się później - tłumaczy.
-A co z Louisem? - nie odpowiada - proszę mi powiedzieć - krzyczy przez płacz, a ja zaczynam się denerwować jeszcze bardziej. O co kurwa chodzi?!
-Porozmawiamy później - zbywa ją i chyba wychodzi, ponieważ słyszę zamykane drzwi.
Czuję uścisk na mojej prawej dłoni, po czym Anne, tak sądzę, przykłada ja do ust i całuje.
-Synku - jej głos się łamie - skarbie, obudź się, proszę. Jesteś tak młody Harry. Dlaczego was to spotkało. Mam tyle pytań. Obiecuję ci, że znajdziemy tych, którzy wam to zrobili - mocniej ściska moją rękę.
Czuję dziwne mrowienie w nogach i próbuję poruszyć ręką. Chyba mi się to udaje, ponieważ mama, aż podskakuje wołając lekarza.
-Harry dasz rade! - mówi głośno.
Otworzę oczy. Zrobię to dla niej. Dam radę. Powtarzam sobie cały czas. Jestem silny.
Po walce naprawdę udaje mi się to. Robię to powoli, a obraz z początku jest niewyraźny, ale po chwili wszystko wraca do normy, za to moja głowa strasznie pulsuje. Próbuję wstać, chcę poszukać Louisa.
-Harry, połóż się - mówi poważnym tonem wysoki brunet na co na mojej skórze pojawiają się ciarki.
-Gdzie jest Louis? - szepczę i czuję jak łzy napływają do moich oczu, dlatego mrugam chcąc się ich pozbyć jednocześnie trzymając się za głowę.
-Połóż się i weź tabletki - podaje mi kubek z wodą, a zaraz po tym dwa małe świństwa, które muszę połknąć
-Chcę porozmawiać - mówię - z mamą - dodaję chamsko.
-Dobrze, ale miałem zapytać, czy będziesz w miarę na siłach, żeby opowiedzieć policjantom o całej sytuacji - Nialla i Liama juz przesłuchali - mówi, po czym wychodzi z pomieszczenia, gdy stwierdzam, że dam radę jeszcze dziś z nimi porozmawiać i zostawia mnie sam na sam z mamą.
-Synku, jak się czujesz? - unoszę kciuk w górę - chcesz porozmawiać?
-Tak, pamiętam tyle, ze wracaliśmy do domu, bo ciocia Zayna zadzwoniła i powiedziała, że chciałby spędzić kilka dni w tym domku z rodziną - przerywam, gdy przypomina mi się wszystko z tamtej nocy - O boże - szepczę zakrywając usta. Nie próbuję powstrzymać już łez, które teraz spływają po moich policzkach - Mamo - szlocham.
-Nie musisz nic mówić - przytula mnie i w tym momencie do sali wchodzą dwaj dosyć wysocy mężczyźni uśmiechając się przyjaźnie.
-Cześć Harry -podają mi dłoń jeden po drugim - przyszliśmy porozmawiać. Dasz radę? - skinam głową - to zaczynaj. Pamiętaj, że nie musisz teraz wszystkiego mówić, dopiero się wybudziłeś, rozumiemy jeżeli jesteś zmęczony, ale myślę, że im szybciej załatwimy to, tym szybciej będziesz miał to z głowy -mówi wyższyz
-Dam radę - przecieram twarz i próbuje usiąść powoli - wracaliśmy do domu z domku letniego cioci Zayna - przełykam głośno ślinę i kontynuuje - jechaliśmy szybko, ponieważ ktoś cały czas siedział nam na ogonie. Później zaczęli nam zjeżdżać drogę i Boże, to było okropne. Zaczęli w nas uderzać swoim autem próbując zepchnąć nas z drogi i..i Zyana wtedy stracił kontrolę nad kierownicą. Ostatnim co widziałem to - przerywam próbując się nie rozpłakać - to Louis, który przeleciał do przodu i jego zakrwawioną twarz. Cholera, mówiłem mu, żeby zapiął pasy. Co z nim? Co z chłopakami? - spoglądam na nich przerażony.
-Cóż - mówi Alex, bynajmniej tak wyczytałem z jego plakietki - to naprawdę okropne. Macie podejrzenia kto to mógł być?
-Nie - naprawdę nie wiem - proszę mi powiedzieć co z chłopakami.
-Musisz zapytać o to kogoś innego. Musimy już iść. Dziękujemy i trzymaj się - uśmiechają się smutno.
-Mamo - odzywam się, gdy tylko ci dwaj zamykają za sobą drzwi - powiedz mi wszystko. Chcę wiedzieć! - krzyczę już z bezradności.
-Tylko bądź spokojny - zaczyna - z Niallem i Liamem jest już w porządku i podobnie jak ty, zostaną wypisani już niedługo - pokazuję ręką, żeby kontynuowała - Zayn się jeszcze nie wybudził, ale jego stan jest stabilny.
-A Louis? - pytam - mamo - irytuję się, gdy nie otrzymuję długo odpowiedzi.
-Skarbie, z Louisem jest gorzej, nie był zapięty i przeleciał przez przednie siedzenia.
-Czy on umrze? - pytam wprost. Czuje jak się cały pocę.
-Nie! Nawet tak nie mów - krzyczy i pierwsze łzy spływają po jej twarzy - po prostu nie wiemy kiedy się obudzi. Będzie dobrze.
-Każdy tak mówi. Będzie dobrze, a jak zawsze się to kończy? - panikuje
-Harry przestań, z Louisem nie jest, aż tak źle. Wydobrzeje. Zmieńmy temat.
-Mam nadzieję - wzdycham - Ile byłem nieprzytomny?
-Tydzień - odpowiada krótko.
Kładę się na bok chcąc pokazać, że nie mam już ochoty rozmawiać i zasypiam.
Budzi mnie delikatne szturchanie w ramię. Przecieram oczy rozciągając się lekko na co sycze, ponieważ czuję jakby ktoś wbijał mi szpilki w plecy.
-Harry, mały Harry - śmieje się ktoś. No właśnie ktoś. Kto to jest? Mam wrażenie, że skądś go znam. Patrzy na mnie z niezbyt przyjaznym uśmiechem i przechyla glowe na bok.
-Kim jesteś? - pytam lekko wystraszony.
-Znajomym Louisa. Jak z nim?
-Nie jesteś jego znajomym - zaprzeczam szybko - znam ich wszystkich, ciebie jakoś nie kojarzę.
-Ohh, nie mówił ci nic o mnie? Jak tylko się wybudzi to koniecznie zapytaj go o Paula - mówi i wychodzi zostawiając mnie osłupiałego.
Nie mam zamiaru się nim zamartwiać. Tym bardziej od razu pytać o niego Louisa.
Słyszę głośne pukanie do drzwi i kurwa, czy ja nie mogę mieć chwili spokoju? Mówię ciche "proszę", ale na tyle głośne, że po drugiej stronie ktoś to usłyszał, po czym zauważam Nialla i Liama oraz Toma i mamę wraz z doktorem.
-Mamy dobre wieści - zaczyna ten dziwny doktorek - jako iż przespałeś znowu dwa dni - że co? Myślałem, że minęło tylko kilka godzin - i nie ma żadnych przeciwwskazań, możesz już jutro wziąć wypis.
Ignoruje go. Nie przypadł mi do gustu. Spoglądam na moich przyjaciół i cholera, nie wyglądają najlepiej. Liam ma posiniaczony nos i spuchniete oko. Niall wygląda jeszcze gorzej. W sumie to nie chcę wiedzieć jak ja wyglądam.
-Jak się czujecie? - pytam, gdy starsi wychodzą z pomieszczenia.
-Średnio - odpowiada za dwóch blondyn. - Harry mieliśmy ci na razie nic nie mówić, ale byli tu dwaj podejrzeni goście. Nikt nie ma pojęcia kto to był - mówi cicho, jakby bał się, że ktoś usłyszy.
-Jak wyglądali?
-Jeden był wysoki, drugi już nie tak bardzo i byli ubrani na czarno i...
-Jeden był u mnie - przerywam mu szybko.
-Jak to był u ciebie? Co ty mówisz?
-Naprawdę. Powiedział, że jest znajomym Louisa i kazał zapytać go o Paula jak się wybudzi.
-Kurwa Harry, oni byli jacyś podejrzani. Co o tym myślisz Horan? - spoglądamy na blondyna, który stał się dziwnie cichy.
-Bo... - zaczyna i spuszcza wzrok na swoje palce - ja..ughh...podczas, gdy jechaliśmy z na równi z tym autem, widziałem jednego z nich, tego wysokiego. Tak mi się wydaje, nie jestem pewny.
Nie wiem co powiedzieć. Widzę, że Liam również. Zastanawia mnie co Lou miał mieć z tym wspólnego. To wszystko jest bardzo skomplikowane i tajemnicze.
-Musimy komuś o tym powiedzieć - planują miedzy sobą.
-Nie, nie możemy narazie. Musimy najpierw porozmawiać o tym z Louisem - proponuję, naprawdę nie wiem co mam o tym myśleć. Wydaje mi się, że Lou będzie coś więcej wiedział, a nasze podejrzenia do niczego nie doprowadzą.
-Tak, to dobry pomysł - przytakuje Niall.
-Może pójdziemy do niego? - pytam z nadzieją.
-Chyba możemy - mówią równocześnie wstając.
Chwieję się trochę, ale to normalne, przez tydzień nie chodziłem. Błądzimy chwilę po korytarzach, gdy wreszcie znajdujemy drzwi z numerkiem 228. Spinam się trochę bojąc się tego co zobaczę. Oddycham głośno, po czym łapię za klamkę i od razu go zauważam. Nie płaczę, jestem silny.
-Harry, może zostaniesz z nim sam? My pójdziemy zabrać swoje rzeczy, żeby jutro nie było zamieszania - kiwam entuzjastycznie głową i podchodzę bliżej mojego chłopaka dotykając jego zimnej dłoni. Przyciskam ja do piersi i całuję.
Będę silny - powtarzam sobie bez przerwy. Słyszałem co mówiła do mnie moja mama, gdy spałem, wiec on może też wszystko słyszy.
-Louis - dotykam jego policzka - wiem, że nie obudzisz się teraz, ale myślę, że to słyszysz. Głupku, dlaczego nie zapiąłeś tych cholernych pasów?! - śmieję się smutno - Tak bardzo Cię kocham. Chciałbym Ci to powiedzieć kiedy będziesz przytomny. Daję ci tydzień i musisz do mnie wrócić, jasne? Kocham cię - wtulam się w jego szyję.
Siedzę przy nim bardzo długo, a wnioskuję to przez to, że mój tyłek boli. Przez ten caly czas wspominałem wszystkie chwile, które spędziłem z Lou. Chciałbym, aby był już przy mnie.
-Harry, tu jesteś. Wszędzie cie szukaliśmy - podskakuję na głos mojej rodzicielki - chodź już zabrać swoje rzeczy.
Podnoszę się z twardego krzesła z głośnym westchnięciem i mijam się w przejściu z Tomem, który jak słyszałem, dwoił się i troił, aby być i przy mnie i przy Louisie.
_________________
Zbliżamy się do końca ^-^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro