Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IV

Harry's Pov;

To co teraz zobaczyłem, sprawiło, że poczułem się okropnie i nawet nie zauważyłem spływających łez po moich zaczerwienionych policzkach.

Louis leżał na trawie. Jego twarz była cała posiniaczona, a z jego nosa i wargi leciała krew. Poczułem jak nogi się pode mną uginają. Stałem jak wryty i nie zauważyłem nawet, że muzyka ucichła.

Zrobiło się małe zgromadzenie obok leżącego. Pobiegłam do niego prosząc innych, żeby pomogli mi go zanieść do środka.

-Impreza skończona! Nic się nie stało, możecie już wracać do domu. Na dzisiaj koniec - krzyknął Niall i ponownie złapał Louisa i przenieśliśmy go do mojego pokoju.

-Możecie już iść, myślę, że sobie poradzę. Dzięki za wszystko.

-Na pewno Harry? Jak chcesz możemy zostać na noc i pomóc ci przy Louisie - martwi się Liam, który jest najbardziej zszokowany całą tą sytuacją. Muszę się dowiedzieć co się tam stało.

-Nic mi nie jest, nie umieram - wtrąca Lou - już jest lepiej.

-Nie wydaje mi się, żeby było dobrze, musieliśmy cię wnosić do domu Louis.

-Naprawdę nic mi nie jest, to tylko mała bójka - dalej się upiera.

-Wydaje mi się, że już sobie poradzimy - wtrącam się w rozmowę, która mam wrażenie, że trwałaby wieczność.

Louis - uparty
Liam - uparty

-Jakby się coś działo to dzwońcie - z tymi słowami wychodzą z pokoju.

Później słyszymy już tylko zamykane drzwi i zostajemy sami.

Biorę Louisa za rękę i prowadzę go w ciszy do łazienki. Lou siada na brzegu wanny, a ja szukam apteczki, jeśli w ogóle ją mamy. Po kilku minutach szukania mam już ją w rękach. Staję pomiędzy nogami starszego i patrzę mu prosto w oczy, po czym wzdycham i namaczam wacik wodą utlenianią, dalej się nie odrywając. Kończąc przytrzymuje policzki Louisa i kieruje jego głowę tak, aby patrzył mi w oczy. Chwilę tak patrzymy na siebie, gdy Lou się odzywa.

- Dziękuję - wzdycha - za wszystko.

Nie wiem czemu, ale boję się zapytać co się tam stało. Zrobię to jutro przy śniadaniu. Nie chcę go teraz męczyć, bo widzę, że nie ma ochoty o tym rozmawiać.

Mam chęć go pocałować i tak robię. No może prawie. W ostatniej chwili się wycofuję i udaję, że chciałem wziąć ręcznik.

Wychodzę z pomieszczenia zostawiając zdezorientowanego chłopaka. Jak jeszcze nigdy wcześniej, zasypiam bardzo szybko, rozmyślając nad powodem takiego stanu Louisa.

Budzi mnie poranne słońce, które przedostało się przez roletę. Rozciągam się przed wyjściem z łóżka. Wszystko robię bardzo wolno, ponieważ obawiam się rozmowy z Lou. Gdy Brook chciała mi coś pokazać, myślałem, że po prostu będzie to coś głupiego. Gdy ta dziewczyna jest pijana, rozśmieszy ją nawet głupie kichnięcie. Nie spodziewałem się pobitego Louisa. To był naprawdę okropny widok.

Schodząc na dół słyszę, że Lou jest już w kuchni. Szczerze mówiąc, wygląda jeszcze gorzej niż wczoraj. Tak cholernie mi go szkoda. Pocałowałbym każdy centymetr jego posiniaczonej twarzy.

-Louis - chłopak na dźwięk swojego imienia się spiął. Pewnie domyśla się o czym chce z nim porozmawiać - Co się wczoraj stało?

-Harry, myślę że to nic takiego, żebyś się tym przejmował. Po prostu zapomnij.

-Zawsze mówiłeś, że nie warto wdawać się w bójki, a głupie komentarze puścić koło uszu. Musiało się coś stać skoro...

-Dobra powiem ci, ale wysłuchaj mnie do końca i mi nie przerywaj - nie daje mi dokończyć. Kiwam głową na znak potwierdzenia, a Louis wzdycha i prowadzi mnie za rękę do salonu. Siedzimy w ciszy, ale nie odzywam się. Czekam aż zacznie.

-Znasz Stana, prawda? - śmieje się, ale nie jest to jego prawdziwy śmiech - Jasne, że znasz, co to za pytanie. Więc - spuszcza wzrok na swoje ręce, a ja zaczynam się niecierpliwić - Graliśmy w butelkę. Głupia gra, w którą gramy na każdej imprezie. Graliśmy - poprawia się - wypadło na mnie, więc wybrałem jako pierwszy wyzwanie. Bo czemu nie? - zapytał retorycznie - Miałem iść do ciebie i się z tobą przelizać. Powiedziałem wtedy, że ani ty, ani ja nie jesteśmy homo i, że nie chcę później wysłuchiwać żadnych głupich plotek. On stwierdził, że wolisz mężczyzn i nie miałbyś nic przeciwko temu. Mówił jeszcze, że i tak zachowujemy jak typowa para homo, ale jeżeli ja nie chce, to on to zrobi - zacisnął usta w wąską linie - i wtedy - znowu się zatrzymał - ughh. Harry, to było dziwne, po prostu nie chciałem, żeby ktoś inny cie całował. Rzuciłem się na Stana, byłem cholernie wstawiony i nie wiedziałem co robię. On mi oddał, niestety dwa razy mocniej. Straciłem równowagę, a Brook zaczęła piszczeć. Chwilę później pojawiłeś się ty.

Wow, tego się nie spodziewałem. Czy on... czy on był zazdrosny? Zazdrosny o mnie?

- Loueh, ja nie wiem co powiedzieć.

- Hazz, zapytam wprost - tylko nie to - czy ty jesteś gejem?

- Ja...um...pff...znaczy...mam na myśli, że jeśli by się zastanowić to Bóg stworzył kobietę i mężczyznę, po to, aby stworzyli rodzinę itd., ale myślę, że to nie jest złe, każdy ma prawo do szczęścia. To, że chłopak ubiera się inaczej, czy lubi kolor różowy, nie znaczy, że jest od razu gejem. Ostatnio nawet oglądałem fajny film, myślę, że mogę ci go polecić - błagam oby nie wspominał o tym więcej. Mam nadzieje, że zapomniał jakie zadał pytanie.

- Też tak myślę Harry, ale nie odpowiedziałeś na pytanie.

To już mój koniec.

                   ___________________

Jednak dodaje dziś😇

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro