Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🎆 Wystarczyła chwila...

Witam Was w dodatku do Brightness na 500 obserwujących!! Przypominam o konieczności znajomości 1 części, notatka na dole, enjoy <3

(part 1/3)

°•°•°•°•° ◇ °•°•°•°•°

suga_swag:

myg  debut (zrobiłem to tylko po to, żeby mieć więcej lików od @JKkook )

 #topmodel #teraz_serio #sesja #royalmodelssk # no moda... coś tam...

Polubione przez: 5673 użytkowników

ViTae: dlaczego dopiero teraz?!?!

arirang: patrz, następny...

°•°•°•°•° ◇ °•°•°•°•°

Jeongguk uśmiechnął się do telefonu. Natychmiast wybrał numer Yoongiego, żeby krzyknąć: "a nie mówiłem?!", chociaż zostawił mu już piętnaście podobnych wiadomości na poczcie.

– Zablokuję twój numer – usłyszał w zamian.

– Zrobiłbyś to już dawno, top modelu. Musisz mieć coś na tej swojej czarnej, pesymistycznej duszy, skoro w ogóle odebrałeś.

– Nie..? – na dłuższy moment po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. – No dobra, tak. Taehyung komentuje mi wszystkie zdjęcia. I ciągle do mnie wypisuje – wyszeptał. – Możesz dać mu coś ode mnie?

– Co, buziaka? – zaśmiał się. Wiedział od dawna, że tych dwóch ewidentnie coś do siebie ma, ale Yoongi nigdy się do tego nie przyzna.

– Chodziło mi o prawy sierpowy. Gratulacje, teraz jesteś drugi w kolejce – rozłączył się.

– Ten nasz Yoongi, co, Jimin? – uśmiechnął się, gładząc kciukiem grzbiet jego dłoni. Blondyn nie odpowiedział.

Szedł obok niego, obserwując tętniący życiem Seul. Nie widział tu niczego nowego, niczego ciekawego. Miasto było niezmienne, chodził tymi samymi ścieżkami, w te same miejsca i do tych samych ludzi. Jedynie on cały czas się zmieniał i to pozwalało mu nie oszaleć. Chociaż wiele ludzi nazywało go wariatem. Nie mówili mu tego wprost, ale i tak wiedział. Było mu trudno to znosić i nie zaprzeczać (chociaż nigdy się też nie zgadzał). Brał te wszystkie tabletki tylko dlatego, że zbyt przerażało go, że Jeongguk odejdzie, jeśli się zbuntuje. Wiele razy mu tym groził.

Byli ze sobą już od roku, a Jimin miał wrażenie, że czas się zatrzymał. Spędzili wiele miesięcy zamknięci w domu, przestraszeni czyhającymi na nich porywaczami i złymi duchami, które nie miały wstępu do mieszkania.

To wszystko odeszło tak nagle i niespodziewanie trzy miesiące temu. Jimin nie wiedział co się stało ze złymi ludźmi, ale cieszył się, że nareszcie przestali ich nachodzić i mogą z Jeonggukiem wrócić do pracy.

Zależało mu na tym, żeby ten dzień był wyjątkowy, ale Jeongguk ciągle znikał, przynosił i zanosił papiery w jakieś miejsca. Wchodził, całował go przelotnie i wychodził. A Jimin nie mógł znieść tej samotności...

°•°•°•°•° ◇ °•°•°•°•°

wyświetl post archiwalny: 18 luty 2019

Prince_Jimin:

MÓJ narzeczony! @JKkook

Polubione przez: 146398 użytkowników

°•°•°•° ◇ °•°•°•°

Jeongguk wpatrywał się w ekran z otwartymi ustami. Wielokrotnie był świadkiem wstawiania przez Parka tego typu zdjęć, często też bardziej go kompromitujących. Włożył oświadczenie o ograniczonej zdolności do wykonywania zawodu do teczki i pognał do ich wspólnego mieszkania w szklanym wieżowcu. Nie lubił zostawiać go samego, nawet teraz, gdy wreszcie czuł się dobrze, a psychoza przeszła w stan wyciszenia. Jimin wciąż miał swoje dwie twarze i nigdy nie było do końca wiadomo, której używa. Szczególnie, że ta jedna bardzo często nie odbierała telefonu.

– Jimin? – zawołał, wchodząc do środka. Drzwi nie były zamknięte na klucz, lecz panowała tu taka cisza, że mogło się zdawać, iż mieszkanie jest puste. Martwił się, bo cisza zawsze zwiastowała coś gorszego niż jego krzyki.

Przeszukał wszystkie pokoje, ale go nie znalazł. Powoli zaczynał panikować i chciał już biec do sąsiadki, żeby zapytać, czy Jimin gdzieś wyszedł, ale...

Wtedy usłyszał ciche pukanie w drzwi garderoby. Odwrócił się, a w szczelinie pokazała się jego ukochana zguba.

 Dlaczego się tu ukrywasz?  uśmiechnął się, kładąc torbę na wyspie kuchennej.

 Bo tu zawsze zapominasz zajrzeć  odpowiedział, wciągając go do środka. Kiedy zamknął drzwi, w pomieszczeniu zrobiło się tak ciemno, że nie widzieli swoich twarzy. Jeongguk sięgnął do włącznika, ale Jimin go uprzedził i zacisnął dłoń na nadgarstku wyższego. Jego oczy już przyzwyczaiły się do sytuacji i doskonale to wykorzystywał.

 Czemu tak podpisałeś ostatnie zdjęcie? Wyglądam na nim jak twoja zdobycz.

Jimin zaśmiał się słodko. Znienacka go pocałował, a usta smakowały jak cukierek.

 No właśnie moja. Tylko moja, tak?

 Tak  Jimin nie pozwolił mu się nawet dotknąć. Jak zawsze trzymał go w szachu, jak zawsze wystarczyło, żeby wytrącił go z równowagi na krótką chwilę, by zyskać nad nim kontrolę.

 Chcę, żebyś był mój już zawsze. Zgodzisz się?  położył ręce na jego dekolcie i połaskotał oddechem szyję.

 Jasne, oczywiście, że tak  przylgnął do niego, całował po włosach i upajał bliskością chłopaka, którego miał przy sobie każdego dnia. A mimo to zachowywał się, jakby dotykał go pierwszy raz w życiu.

 Ale zapal pierw światło!  warknął z wyrzutem.

Wypełnioną po brzegi ubraniami garderobę rozświetliła żółta żarówka. Rzuciła cień na idealny profil Jimina.

 No... co... – chciał odgarnąć grzywkę z jego czoła i wtedy coś mignęło na jego palcu. Złoty pierścionek o zupełnie prostym wzorze, podobny do obrączki.  Czy ty mi się oświadczasz?

Pokiwał głową potwierdzająco. Jeongguk uniósł go w powietrze i okręcił się dwa razy. Czy musiał w ogóle odpowiadać?

 Tak, zgadzam się!

°•°•°•°•° ◇ °•°•°•°

Pierwszą rzeczą, jaką zdobił Jeongguk po przejęciu opieki nad Jiminem od Jina i Taehyunga była zmiana jego beznadziejnego psychiatry. Silne stany psychozy nie były jednostką chorobową samą w sobie. Wystarczyło jedno spotkanie Parka z Beomsoo, żeby ten stwierdził zaburzenia osobowości, które siedziały w nim od wieku nastoletniego.

Określił go jako osobowość chwiejną emocjonalnie, podtyp impulsywny. Znaczyło to mniej więcej tyle, co byli w stanie zaobserwować – nagłe i nieoczekiwane zmiany nastroju, brak refleksji na temat niektórych decyzji, duża wrażliwość na bodźce.

Jednak prędko okazało się, że to nie jest cały psychologiczny obraz Jimina, bo nie wyjaśniało skąd brała się powracająca cyklicznie psychoza. A wszystko utrudniał on sam, nie zdradzając żadnej z tajemnic swojego dzieciństwa. Nie miało znaczenia czy rozmawiał z terapeutą sam czy przy Jeongguku. Był oporny w leczeniu i wysyłał sprzeczne sygnały.

W jednych chwilach zachowywał się jak przestraszony chłopiec, trzymał się kurczowo swojego ukochanego i chował za jego plecami, a później wybuchał złością i niszczył wszystko, co miał na drodze. Często nie było nic pomiędzy. Chyba że liczyć sen i otępienie.

Na terapii nie chciał współpracować, raz mówił, że nie będzie zwierzać się facetowi, za chwilę, że nienawidzi kobiet. Oczywiście, że Beomsoo miał swoje teorie odnośnie tego, jak traktowała go matka, najprawdopodobniej również zaburzona. Jednak dopóki nie znalazł brakującego elementu, o którym musiał powiedzieć mu sam Jimin, nie mógł skutecznie pchnąć leczenia do przodu, ani robić nic innego niż przepisywać kolejne dawki leków.

Jimin był doskonałym kłamcą i nigdy nie przyznał się nikomu, że i tak uważa się za osobę zdrową. Robił wszystko, żeby jego najbliżsi uwierzyli w jego wersje zdarzeń, zawsze mówił to, co chcieli usłyszeć. Wiedział, że tylko tak zapewni sobie spokój. Niech więc mówią co chcą, byleby kiedyś w końcu przestali wciskać mu do gardła tabletki.

Usiadł na jednym z dwóch krzeseł w gabinecie terapeuty. Strasznie nie lubił wystroju, który wręcz krzyczał: "czuj się tu przytulnie!", mimo że w swojej opinii znajdował się w najbardziej oziębłym pokoiku na świecie. Do tego też się nigdy nie przyznał.

– Jak się dziś czujesz, Jimin? – spytał Beomsoo, uśmiechając się do niego przyjaźnie. Przez swoje okulary i dziwne zaczesanie kojarzył mu się z fotografem, który zawsze chwalił go za "obłęd w oczach". Zdjęcia zyskiwały przez to niespotykanego wyrazu. A to Jimin lubił. Wyrazistość.

– Okej – wzruszył ramionami. Wewnątrz gotował się ze złości. Nie cierpiał tych spotkań. Ani tego zegara, który mruczał coś nad drzwiami, za jego plecami. Irytujące.

– Słyszałem, że szykujecie się z Jeonggukiem na wielki dzień.

Co cię to obchodzi? – pomyślał.

– Tak, chcę, żeby wyszedł za mnie.

Kątem oka dostrzegł jak Jeongguk się rumieni. Był wciąż tak samo uroczy jak wtedy, gdy się poznali. Często próbował to ukryć, ale jego miłość była młoda i niewinna, pełna wstydu i zaciekawienia. Jimin właśnie to nazywałby szaleństwem, nie siebie. Przecież jego Kookie skończył już studia.

Wiedział, że przyszedł tu po oświadczenie, które pozwoli mu na zawarcie związku małżeńskiego. Przez to, że leczył się psychiatrycznie było ono niezbędne. Więc tak, jakiś obcy facet decydował o tym, czy Jimin jest zdolny do bycia mężem czy nie. Absurd. Irytował go też fakt, że wszyscy zwracają się do niego jak do dziecka i są ostrożni, jakby obchodzili się z jajkiem. Już od dawna czuł się dojrzale i żeby dowiedzieć się czegoś istotnego (zazwyczaj o samym sobie) musiał uciekać się do podstępu, wstawać w środku nocy, by przejrzeć obciążające go dokumenty.

Czuł się jak więzień informacyjnej bańki, w której nieustannie powtarzano mu, jaki to jest nieporadny. Nie potrafił się przed tym ochronić, bo wybuchy złości działały w odwrotną stronę.

Pragnął, by Jeongguk wdał się z nim w kłótnię, może nawet trochę się z nim poszarpał. Cokolwiek, byle by nie tulił go i nie przepraszał za dopuszczenie do pogorszenia jego stanu.

Męczyła go nieustanna kontrola. Czasem sam chował się w garderobie i nie dawał znaku życia tylko po to, żeby Jeongguk wyszedł i dał mu trochę swobody.

Od trzech miesięcy trafiały się momenty, kiedy rzeczywiście był sam ze sobą. Nie słyszał żadnych śmiechów, duchów, mama z nim nie rozmawiała. Ta cisza okazała się dla niego tak rozkoszną pokusą, że odtąd próbował wszystkiego, by trwać w niej jak najdłużej. Z doświadczenia wiedział, że jest niestety krótkotrwała, bo mama i duchy nie lubią wyjeżdżać na długo. Teraz zwiedzały Casablance i bawiły się tam dobrze.

Wyłączył się na resztę rozmowy. Wrócił do rzeczywistości dopiero kiedy Jeongguk pociągnął go do wyjścia z papierkiem w dłoni. W jego codzienności było tyle niepotrzebnego papieru...

– Mamy zielone światło, Jimin – złapał go za ramiona. – Możemy wydać fortunę na wesele, co ty na to?

W jego oczach była żywa radość. Uczucia Jeona zawsze potrafił odczytać z łatwością. Te piękne oczy pokazywały całą jego duszę. Jednolicie, bez żadnych zniekształceń. Chyba tylko dzięki temu był w stanie bezgranicznie mu zaufać w każdej kwestii swojego życia. Od razu zauważyłby, gdyby kłamał.

"To nie ja zjadłem ostatnią czekoladkę!"

Oczywiście... Jeongguk nigdy go na to nie nabierze.

°•°•°•°•° ◇ °•°•°•°•°


Prince_Jimin:

Człowiek to jednostka, a nie sieć połączonych ze sobą maszyn, które pracują na jego utrzymanie.

Polubione przez: 185463 użytkowników

>< komentarze do tego posta zostały wyłączone ><

°•°•°•°•° ◇ °•°•°•°

Od powrotu do domu Jeongguk wciąż tylko dzwonił i dzwonił, a Jimin zasypiał na kanapie po zbyt wysokiej dawce popołudniowych leków. Mama powiedziała mu kiedyś, że to na smutek. Mimo że nie czuł się smutny przeszło od pół roku, to wciąż musiał je brać. Próbował skupiać się na głosie Jeona. Wybudzał go podniesiony ton, ale trwało to zaledwie chwilę, po której głowa znów opadała.

– Tak, tak. A kiedy najbliższy termin? Za pół roku... tak? Coś się zwolniło, kiedy? Za miesiąc?! – Jimin gwałtownie się wyprostował, spoglądając na chodzącego w kółko jak rybka w okrągłym akwarium narzeczonego. – Nie, oczywiście, że nie za szybko. Dziękuję bardzo, proszę nas wpisać. Do widzenia!

Rozłączył się i westchnął, łapiąc się za głowę.

– Co? – mruknął Jimin, ale został zignorowany.

– Sala... jak ja znajdę salę weselną w miesiąc? Ja nawet nie znam tego miasta! Seokjin, Seokjin, gdzie jest jego numer...Znowu nie odbiera. Może chociaż Namjoon... Halo? Kim, potrzebuję tu Kima, natychmiast. Albo w sumie dwóch Kimów. To sprawa życia i śmierci! Kim, załatw mi dwóch Kimów na wczoraj!

Kim, Kim... kim był Kim? Jimin bez udziału świadomości położył się na kanapie. To było jak rozkaz od jego ciężkiej głowy.

– Taehyung? Posłuchaj, Asami-san wcisnęła nas w termin za miesiąc! Tak, to dobrze, bo zaświadczenie będzie jeszcze ważne, ale jak ja w tak krótkim czasie załatwię salę weselną w Tokio?! Wiem, właśnie dlatego potrzebuję Seokjina! Przyjdziesz do Jimina? Raczej będzie spał, ale wiesz... nie chcę, żeby zostawał sam...

Jimin zacisnął pięść. Przecież nie był dzieckiem!

I nie będzie spał. Zwykle nie buntował się rozkazowi ciężkiej głowy. To trudne, ale będzie musiał.

Z trudem znów usiadł na kanapie. Wodził wzrokiem za Jeonggukiem, który wciąż kręcił się jak oszalały i pakował coś do torby. Nie nadążał za nim.

– Gdzie idziesz? – zapytał cichutko.

– Ja? Załatwić dla nas salę weselną – złapał jego drobniutkie dłonie. – I przy okazji odebrać garnitury. Chcesz czegoś ze sklepu?

– Mogę jechać z tobą? – spojrzał na niego maślanymi oczami. Czekał aż się złamie, ale tym razem to na niego nie działało.

– Lepiej nie, skarbie.

– Dlaczego? Przecież to my bierzemy ślub. Dlaczego nie mogę przy tym być?

– No... – wyciągnął rękę, żeby go pogłaskać, ale Jimin odsunął się. Znał te zagrywki. Będzie teraz krążył wokół tematu, zamiast powiedzieć, że wariat mu przeszkadza. – Jesteś trochę otępiały po lekach, nie chcę cię niepotrzebnie ciągać po mieście, wiesz...

– To przestań mnie nimi faszerować... – chciał być obecny w życiu Jeongguka, we własnym życiu. Wciąż był przesuwany z kąta w kąt, wszystkim tak przeszkadzały jego nierozłączne duchy, że woleli go z nimi zamykać, niż się ich pozbyć. Jimin też chciał, żeby sobie poszły, ale nie wiedział jak je wyprosić. Jego głowa samoistnie przyjmowała gości.

Nie lubił z nimi zostawać w tym ciasnym mieszkaniu. Też chciał czasami gdzieś wyjść bez konsekwencji, przespacerować się bez przyzwoitki (Taehyunga), chciał znowu wyjeżdżać w dalekie trasy, zamawiać różowe makaroniki do pokoju Jina, kiedy byli w Anglii. Wstyd przyznać, ale czasem chciał żyć tak jak to było przed poznaniem Jeongguka.

– Odpocznij, będę wieczorem – pocałował go w czoło, a Jimin prychnął, wycierając się z obrzydzeniem.

Taehyung wprosił się do środka, a Jeongguk szepnął do niego:

– Jednak nie śpi, będzie marudny.

Jimin nie wytrzymał. Wstał z kanapy, zamrugał szybko, by odpędzić sen i poszedł do sypialni, trzaskając drzwiami tak mocno, że wydawało mu się, jakby zadrżał cały wieżowiec. Albo cały Seul.

°•°•°•°•° ◇ °•°•°•°•°

ViTae:

Siedzę z @Prince_Jimin i czekamy na jego przyszłego męża ♡

@suga_swag chyba niedługo się spotkamy! #jikook_wedding

Polubione przez: 85465 użytkowników
Pokaż więcej komentarzy:

suga_swag: nie spotkam się z tobą, tylko z moim przyjacielem i jego miss korea :/

ViTae: przecież ja też tam będę!

suga_swag: jesteś dla mnie jak powietrze

ViTae: nie możesz beze mnie żyć? Awwwww 💖💗💗💕💖❤

suga_swag: nie, po prostu nie jestem w stanie cię dostrzec

°•°•°•°•° ◇ °•°•°•°•°

– Dziękuję ci, Seokjin, jesteś najlepszym menadżerem pod słońcem! – powiedział, powstrzymując się od wycałowania go na środku chodnika. Kim klepnął go w plecy.

– Przecież wiem. Beze mnie wasze kariery wciąż byłyby w powijakach – zaśmiał się, machając do kogoś po drugiej stronie ulicy. Seokjin znał ludzi na całym świecie. Wystarczył jeden telefon, trafiony żart i stara anegdotka, żeby załatwić restaurację w Tokio dla swoich podopiecznych. Haczyk był taki, że poza gośćmi weselnymi każdy mógł tam wejść. Ale im to nie przeszkadzało, nawet lepiej, bo nie zapraszali zbyt wielu ludzi. Nie mówiąc o tym, że połowa nawet nie da rady wyrwać się z pracy.

– A jak tam z Jiminem? – zapytał, wyrzucając tekturkę po makaronikach do kosza.

– U Jimina... okej. Beomsoo dobrze się nim zajmuje. Znaczy... robi co może, bo Jimin nie za wiele chce powiedzieć. Ostatnio jakoś dziwnie się zachowuje. Znaczy, rozumiesz, on zawsze zachowuje się trochę dziwnie, ale teraz mam wrażenie, że-

– Jeongguk – zatrzymał się i złapał go za ręce. Nie potrzebował jego nieskładnego monologu, żeby zauważyć jaki jest zestresowany. Od paru tygodni w pracy był kłębkiem nerwów. Teraz też był rozkojarzony, ciągle wybuchał śmiechem bez powodu, jakby chciał ukryć swoje prawdziwe emocje. – Nie chodzi mi o terapię, chodzi mi o was. Siadaj.

Wskazał na oddaloną od gwaru ulicy ławkę. Po chwili wznowili rozmowę:

– Zmieniłeś się. Zachowujesz się jak jego prywatna pielęgniarka, a nie jak przyszły mąż. Przecież on sobie naprawdę dobrze radzi, może powinieneś dać mu trochę swobody?

– Swobody? Tak jak ty? Zaprowadziłeś go do jakiegoś szamana, który przez miesiące nie potrafił go zdiagnozować i pozwoliłeś mu zostać sam na sam z lekami! Nikt go nie pilnował, prawie by się zabił przez tą waszą swobodę! – jego kolana zaczęły podskakiwać, a ręce uderzać o uda. Wbił wzrok w ziemię.

– Robiłem wtedy co mogłem. Nie mam doktoratu z psychologii, nie możesz zarzucać mi, że szkodziłem mu specjalnie. Tak czy inaczej uważam, że trzymacie go z Taehyungiem pod kloszem.

– Ty nie wiesz jaki on jest... – wyszeptał.

Seokjin zdzielił go teczką w głowę.

– Ja nie wiem? Ja go nie znam? Byłem pierwszym, którego szesnastoletni Jimin zobaczył wchodząc do siedziby Royal Models!

– Poznałeś zaburzonego nastolatka, nic dziwnego, że nie jesteś obiektywnym obserwatorem. Ty po prostu myślisz, że to normalne.

– Nie myślałem, że jesteś dla niego taki okrutny – Jin miał ochotę odejść. Czuł się urażony jego oskarżeniami, a to, jak nazywał Jimina za jego plecami zwyczajnie sprawiało mu ból. – Kiedy ty ostatni raz widziałeś go na sesji? Kiedy ostatni raz rozmawiałeś z nim, jak z dorosłym człowiekiem? Jimin przed aparatem odżywa. Rozmawia z fotografami i ekipą, współpracuje, daje własne propozycje. Serce mi pęka, kiedy odwodzę Namjoona od zagranicznych sesji, bo TY mu na to nie pozwalasz! Prawda jest taka, że Jimin powinien w końcu wyjechać na sesję. Nawet nie wiesz jak tęskni za Anglią.

– Co sugerujesz?! Że go nie kocham?! Że chcę go skrzywdzić?! – wstał z ławki, zrzucając przy tym swoją torbę.

– Nie, Jeongguk. Chodzi mi o to, że jesteś dla niego niesprawiedliwy!

Kłótnię przerwał telefon od Taehyunga. Zanim brunet spytał co się stało, usłyszał brzęk zbijanych naczyń w tle.

 Jimin dostał jakiegoś ataku, przyjedź szybko.

– Co? Ale co się stało? – połączenie się przerwało. – I widzisz? Masz tą swoją swobodę!

Seokjin zrezygnowany poszedł za nim do auta.

Kiedy dotarli do mieszkania, krzyki Jimina było słychać już na klatce schodowej. Jeongguk wparował do środka jak burza. Zobaczył przede wszystkim bałagan – odłamki szkła, porozrzucane poduszki i zerwaną zasłonę. Park rzucił ceramicznym talerzem prosto w drzwi, kiedy Jeongguk wchodził.

– Niech on się stąd wynosi, niech oni wszyscy się wynoszą! – wskazał na przerażonego Taehyunga, który bał się do niego podejść, mimo że bez problemu mógłby go unieruchomić. Szybko zrozumiał dlaczego – nóż. Ten sam co zawsze. Jak on go znowu wyciągał?

– Przepraszam, to stało się tak nagle, nawet nie wiem czemu się wściekł, nic mu nie powiedziałem – wyjaśnił, usuwając się z pola widzenia rozwścieczonego chłopaka.

– W porządku, poradzę sobie, lepiej idźcie.

– Nie jestem niczyją własnością! Nikt nie będzie mówił mi co mam robić! – wrzeszczał, zrzucając figurki z komody.

– Jesteś pewien?

– Przecież mam doświadczenie – uśmiechnął się gorzko.

– Zrób to, zrób tamto, słodki, mały Jiminnie. A jak rozwalę całe to więzienie, to co?! Dalej będę uroczy?! – wbił nóż w ścianę. Z każdym uderzeniem odpadała z niej farba i tynk. Podnosił kurz, który drapał jego zdarte gardło, aż zaczął się krztusić.

– Twoje doświadczenie go do tego doprowadza – odezwał się Seokjin. – Posłuchaj co on mówi.

– Wiesz, że ma psychozę – zirytował się Jeon.

– To dziwne, wczoraj wszystko było dobrze – uśmiechnął się ironicznie, ciągnąc Taehyunga do wyjścia. Nie chciał dalej brać udziału w tym cyrku, skoro żaden z nich by nie ustąpił.

– Jiminnie, przestań. Zostaw to, nikt ci przecież nie każe-

– Jak to nie? Ty mi rozkazujesz! Ciągle mi rozkazujesz! Nawet teraz każesz... nie dotykaj mnie! – odepchnął go od siebie, przewrócił się, uderzając głową w kant stołu. Miał łzy w oczach, ale wciąż był tak wściekły, że nie mógł przestać psuć wszystkiego co miał pod ręką.

– Jiminnie, skarbie... wszystko będzie dobrze, weźmiesz leki, położysz się, a jutro-

– Nie! Nie ma żadnego jutra! Nie będę więcej brać tych pieprzonych tabletek! Ja chcę żyć, Jeongguk, ŻYĆ! – załkał, opierając się o zniszczoną ścianę. – Nie mów na mnie Jiminnie, nie usprawiedliwiaj mnie, nie przepraszaj za to, że niszczę mieszkanie, nie sprzątaj tego za mnie! Ja już mam tego do-ość – zawył, osuwając się na podłogę, zmęczony własnym krzykiem, mdłościami i zawrotami głowy.

Jeongguk zaniemówił. Pierwszy raz podczas wybuchu Jimin wyglądał, jakby miał pełną świadomość tego co mówi i robi. Wydawał się żywy, pełny emocji, które przechodziły jedna w drugą, logicznie, jak łańcuch. Nie mówił do tych mistycznych, obcych mężczyzn, mówił do niego. To nie był epizod psychotyczny.

– Dobrze, dobrze. Żadnych leków, ja-

– Posprzątam, położymy się... wiem co chcesz powiedzieć. Sam sobie idź do sypialni, ja się zamknę w garderobie.

Nie zatrzymywał go. Był w zbyt dużym szoku, żeby poradzić sobie z nową sytuacją. Z nowym Jiminem, którego pojawienia się nawet nie zauważył...

°•°•°•°•° ◇ °•°•°•°•°

Jak zauważyliście, jestem zbyt niecierpliwa, by kazać wam czekać. Postanowiłam więc podzielić ten dodatek na trzy dłuższe rozdziały, żeby się trochę lepiej czytało. Dzięki temu już macie pierwszy, a ja mogę pisać taegi hehe

Proszę o wasze opinie i spekulacje. Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni

(wattpad ze mną nie współpracuje...)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro