To Niemożliwe.
Cisza, która nastała między nimi była nie do zniesienia. Obaj stali, jakby sparaliżowani nie uświadamiając sobie nadal do końca, co właśnie się wydarzyło.
Seokjin czuł jakby jego ciało i tak by się nie poruszyło nawet jeżeli jego mózg wydałby mu jakiekolwiek polecenie. Jego ręka piekła tak, jakby przeszyło ją milion płomieni. Nigdy nie czuł jeszcze takiego bólu. To była jedyna rzecz o której mógł teraz myśleć. Reszta jakby jeszcze do niego nie docierała. Nie wiedział, czy to przez ten cholerny ból, czy szok. Tego wszystkiego było za dużo.
Kiedyś jednak cisza ich ogarniająca musiała zostać przerwana. Na szczęście dla Seokjina uwolnił ich od niej Jungkook.
- To jakiś żart, prawda? - zdołał wybełkotać.
Starszy w końcu zdołał na niego spojrzeć. Jungkook wyglądał źle. Blady, spocony i trzęsący się zupełnie nie przypominał tego złośliwego dzieciaka, którego nauczyciel tak dobrze znał. Jedyne co wyróżniało się spośród bladości, jaka ogarnęła jego ciało był czerwony znak na dłoni.
"No tak" - przypomniał sobie Seokjin - "on też go ma".
Wtedy to sobie uświadomił.
Jeon Jungkook jest jego bratnią duszą.
Nagle zachciało mu się wymiotować.
"Cholera".
- Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał żeby to był żart - odpowiedział mu po dłuższej chwili. - Ale chyba obaj dobrze wiemy, że tak nie jest.
- To Twoja wina - krzyknął Jungkook z widocznym wysiłkiem. - Po co mnie dotknąłeś?
- Moja?! Jakbyś nie był takim aroganckim smarkaczem do niczego by nie doszło - Seokjin znowu dał mu się wyprowadzić z równowagi. Nie chciał tego. Chciał być starszy i dojrzalszy. Jednak ten dzieciak zawsze tak na niego działał.
Jungkook chciał mu coś odpowiedzieć, ale nauczyciel szybko mu przerwał. Nie chciał się kłócić. Nie teraz, kiedy nie miał na to siły, znak piekł niemiłosiernie, a w jego głowie myśli krążyły jak oszalałe. Muszą to jakoś rozwiązać.
- Dobra, nie kłóćmy się o to czyja to wina, bo to nic nie da. Stało się. Prędzej, czy później i tak by do tego doszło, bo jesteśmy... - przez chwilę nie mogło mu to przejść przez gardło. - bratnimi duszami. Musimy coś wymyśleć i postarać się to jakoś rozwiązać.
- Rozwiązać? O nie, nie mam zamiaru tego z Tobą rozwiązywać. Najlepsze co możemy zrobić to po prostu to zignorować - odpowiedział mu uczeń.
- Myślałem, że jesteś trochę mądrzejszy, Jeon - westchnął wyraźnie zirytowany Seokjin. - To jest kwestia bratnich dusz. Tego, do cholery, nie da się zignorować!
- A co chcesz zrobić? - krzyknął Jungkook - Jesteś moim nauczycielem, staruszku. 5 lat starszym ode mnie! Wyobrażasz sobie co się stanie, kiedy w szkole się o tym dowiedzą?
- To co będą mówili w szkole to chyba akurat najmniejszy problem. Musimy to jakoś rozwiązać, bo inaczej nie będziemy w stanie normalnie funkcjonować.
- Nie martw się, ja dam sobie radę. A jeżeli chcesz to możesz wyjechać, ja nie mam zamiaru opuszczać mojego kraju i zmieniać całego swojego życia przez jakąś cholerną bratnią duszę, której w ogóle nie chciałem - powiedział Jungkook. - I wiesz co, nie mam ochoty już na ten temat gadać, na pewno nie dzisiaj. Idę do domu.
Po czym ruszył w stronę wyjścia ze szkoły.
- Nie zachowuj się jak dzieciak, Jeon - krzyknął za nim Seokjin. - Obaj musimy to przemyśleć. Dobrze wiesz, tak jak ja, że nie da się tego zignorować. I tak będziemy musieli znaleźć rozwiązanie, czy tego chcesz, czy nie.
Młodszy już mu nie odpowiedział. Nawet nie odwrócił się w jego kierunku.
Seokjin nie miał już na nic siły. Znak piekł niemiłosiernie, a on był zmęczony jak nigdy. Wiedział, że tak to się zaczyna. A do tego jego cholerna bratnia dusza nawet nie starała się pomóc mu wyjść z tej sytuacji. Na razie nie widział żadnej możliwości rozwiązania tego... problemu. Opcja wyjechania w jego przypadku także nie wchodziła w rachubę. Był w trakcie robienia doktoratu, przez nim stały drzwi otwarte do kariery uniwersyteckiej. Nie było możliwości odtworzenia tego wszystkiego zagranicą.
Seokjin jak nikt inny chciał znalezienia swojej bratniej duszy. Nie wiedział tylko, że okaże się nią najbardziej znienawidzony przez niego dzieciak, w dodatku jego uczeń. Dotarło do niego jak bardzo jest w dupie. I mimo że był inteligentny zupełnie nie wiedział co ma z tym zrobić.
Jedyne co mu pozostawało to pójść do domu i przede wszystkim odpocząć. Później myśleć.
___________________________________________________________
Jeon Jungkook chyba nigdy nie był tak wkurzony. A jakby jeszcze było tego mało był zmęczony jak cholera, a znak nie dawał mu spokoju. Wracając do domu z ostatkiem sił kopnął śmietnik obok którego przechodził i głośno przeklął. Lepiej żeby nikt i nic nie stawało już na jego drodze, bo może to się źle dla tego czegoś albo kogoś skończyć.
Nie chciał tego. Nie chciał mieć żadnej bratniej duszy. Nie był w ogóle tym zainteresowany. Więc dlaczego mu się to przytrafiło? Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe? I to jeszcze z nim - Kim Seokjinem. Przecież ten koleś jest jego nauczycielem - 5 lat starszym od niego. Dobra, to jeszcze można jakoś przeżyć. Ale oni zupełnie do siebie nie pasowali! Nienawidzili się! Jak ten cholerny "los" łączy w takim wypadku ludzi? Przez zupełny przypadek?
Wiedział, że nie jest jedyną "ofiarą". Nie chciał być samolubny. Nawet trochę współczuł Seokjinowi, bo wiedział, że w końcu nauczyciel przeżywa to samo co on.
Już sobie wyobrażał śmiechy i gadanie ze plecami innych uczniów, kiedy się dowiedzą. Jakby wystarczająco go nie lubili. Pojawiła się w jego głowie także wizja turlającego się ze śmiechu Taehyunga. Jeszcze dzisiaj o tym gadali. Na pewno niedługo do niego zadzwoni spytać jak rozwiązała się kłótnia z Seokjinem. Miał ochotę pójść do domu, zamknąć się w pokoju i z nikim nie gadać. Nigdy.
Wyłączył telefon. Na pewno dzisiaj nie ma zamiaru nikogo o tym informować, ani o tym myśleć. Wiedział, że ludzie prędzej, czy później się o tym dowiedzą, nie było innej opcji, ale chciał to przeciągnąć najdłużej jak się da.
Miał nadzieję, że objawy jakie towarzyszą osobą, które nie zdecydują się na relację ze swoją bratnią duszą nie będą tak straszne, jak mówią. Bo na pewno nie miał zamiaru wchodzić w ŻADNE relacje z Kim Seokjinem. Nigdy w życiu. Wolałby już chyba żeby znak wypalił mu rękę.
Doszedł do domu. Wiedział, że przez zataranowaniem się w swoim pokoju czeka go jeszcze starcie z mamą, która wróciła z pracy dwie godziny temu. Schował rękę do kieszeni i liczył na szczęście. Otworzył drzwi i już był na schodach prowadzących do jego pokoju, kiedy usłyszał:
- Kookie, to Ty? Co tak późno?
- Tak mamo, to ja. Mieliśmy dzisiaj dodatkowe zajęcia i to dlatego - odpowiedział. Modlił się w duchu żeby nie wyszła z kuchni. Tak, oczywiście, że to zrobiła.
- Rozumiem. Chcesz obiad? - spytała jednak po chwili przypatrywania się swojemu dziecku dodała - Słuchaj, czy Ty przypadkiem nie jesteś chory? Jesteś cały blady i spocony. Nie masz gorączki?
- Nie mamo. Jestem po prostu zmęczony. Położę się już. Nie chcę nic jeść.
- No dobrze kochanie, ale nie wyglądasz za dobrze. Jakbyś w razie źle się czuł to zejdź na dół i dam Ci jakieś tabletki.
- Dobrze, dziękuję. I gdybyś mogła to powiedz Jungwoonowi (jego młodszy brat) i tacie żeby już dziś do mnie nie wchodzili, bo idę spać.
- Nie ma problemu. Śpij dobrze.
Jungkook nie wierzył w swoje szczęście. Przynajmniej na dzisiaj ma spokój. Wszedł do pokoju i nawet się nie przebierając położył się do łóżka i przykrył kołdrą całe swoje ciało. Czuł się cholernie źle - i psychicznie i fizycznie. I coś mu podpowiadało, że to dopiero początek.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, przepraszam za tak długą przerwę. Teraz będę starała dodawać rozdziały w miarę regularnie. Jak Wam się podoba? Tęskniliście? :>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro