Przemyślenia.
To było żałosne. Śmieszne. Pozbawione sensu.
Bolesne. Smutne. Rozczarowujące.
A także bardzo, bardzo popieprzone. Jungkook miał tego świadomość zaraz po wyjściu z domu i krocząc ulicami bez celu, po prostu tak daleko od tego człowieka, jak tylko może. Każda dodatkowa sekunda w jego obecności spaliłaby go na popiół, zepsuła umysł – było miło w końcu nie słyszeć żadnego narzekania ani usprawiedliwienia, które Seokjin wymyślał przez cały czas.
To było wredne, w porządku. Nie mógł się doczekać weekendu, naprawdę. Ale kiedy rozmawiali o więzi nagle Jungkook stał się tak bardzo wściekły, że nie mógł już dłużej sobie z tym poradzić. Te rzeczy wciąż były bardzo żywe i realne - złe nastawienie Seokjina, jego wymówki, oczywiste obrzydzenie do całego problemu, kiedy to wszystko się zaczęło.
Jungkook musiał jednak przyznać, że było już trochę lepiej – była bliskość i pocałunki, a Seokjin rzeczywiście zaprowadził go do swojego domu, by spędzić razem czas. Tylko dlaczego to zrobił? Ponieważ młodszy był nieugięty i poniekąd zmusił go do tego. Ponieważ ciągle dokuczał i narzucał się, a nauczyciel zdecydował w końcu, że fakt, najwyraźniej niemoralne byłoby pozostawienie ich bez kontaktu. „Tak, dobrze, zróbmy to, jakoś to przeżyję". Tak jakby to było tylko czymś przejściowym.
Jednak to nie powinno tak być. Posiadanie bratniej duszy było cholernie ciężką próbą. I tak głupio, jakby to nie brzmiało - to było także błogosławieństwo mieć kogoś tak blisko ciebie, kogoś, z kim możesz dzielić wszystko, idealnie dopasowanego do ciebie.
A jednak dla Seokjina było to chyba zbyt trudne. Jungkook był całkowicie pewien, że gdyby istniał sposób na cofnięcie czasu, nauczyciel zrobiłby to w mgnieniu oka.
Myślał, że wyboista droga, którą razem przeszli należała już do przeszłości. Ale najwyraźniej tak nie było, ponieważ Jungkook był zraniony, wkurzony i zmęczony, a rozmowa którą przeszli tylko dolała oliwy do ognia na tyle, by rzucić to wszystko i nie wracać.
Prawdopodobnie by tego żałował. Albo następnego dnia, albo po miesiącu, nie wiedział. Kiedy właśnie przechodził przez ulice, nie mając żadnego konkretnego celu swojej podróży nic tak naprawdę nie miało właściwej formy ani czasu.
Czy znak pulsował na jego dłoni tak bardzo dlatego, że chciał dać znać, że to co robi jest niewłaściwe? Oboje wzięli to za coś, co musieli zrobić, co było właściwe, zamiast za coś, czego chcieli. Może źle się do tego zabrali? Natłok myśli przytłaczał chłopaka jeszcze bardziej.
Zatrzymał się na rogu jakiejś ulicy, nie zadając sobie nawet trudu by sprawdzić gdzie dokładnie jest i wyjął telefon z kieszeni.
Pięć nieodebranych połączeń. Pięć wiadomości. Od Seokjina.
„Nie" - wymamrotał do siebie, ukrywając powiadomienia i wybierając numer do swojego najlepszego i jedynego przyjaciela.
Nie chciał widzieć Seokjina. Nie chciał z nim rozmawiać. Potrzebował czasu, aby opanować siebie, aby zmniejszyć pieczenie, które rozprzestrzeniało się po jego ciele powodując u niego nieprzyjemny ból, który powoli stawał się nie do zniesienia.
Bliskość zazwyczaj mu pomagała, musiał to przyznać. Jednak całowanie pogarszało sprawę. NAMIĘTNE całowanie, co było dla Jungkooka niezrozumiałe. Minęło już trochę czasu, czy nie powinno być lepiej? Jak długo będą cierpieć? A może ich związek miał być po prostu... platoniczny? Ale przecież związek bratnich dusz nie na tym polega, prawda? Albo polega? Z pewnością bratnie dusze nie muszą prowadzić „życia seksualnego", to nie jest wymagane, Jungkook osobiście znał takie pary. Ale on sam tego chciał, a i Seokjin wyglądał tak, jakby nie miał nic przeciwko intymności, więc gdzie był problem?
- Jungkook? – głos Taehyunga tak go przestraszył, że niemal nie wyrzucił telefonu z dłoni. – Co tam?
- Hej - przywitał go po cichu, odwracając się w stronę ściany, z dala od ludzi. – Nie preszkadzam? Jesteś zajęty?
- Nie, spokojnie - odpowiedział z niepokojem w głosie i Jeon poczuł się trochę lepiej, gdy wiedział, że nie musi przed nim udawać. Bo nie było z nim w porządku. A Taehyung to wyczuł. - Chcesz się spotkać?
- Jesteś w domu? - zapytał z nadzieją. Bycie w miejscu publicznym otoczonym ciągłym hałasem wydawało się złym pomysłem.
- Jeszcze nie, ale będę za pół godziny. Wpadniesz? - zaproponował bez zbędnych pytań, a Jungkook podziękował mu za to w duchu wyrażając od razu aprobatę na jego propozycję jednym słowem – „tak". Nie był nawet pewien, czy ma mu coś do powiedzenia, ale po prostu musiał coś zrobić. Nawet jeśli miałoby to oznaczać płacz na ramieniu, co w rzeczywistości wydawało się teraz realną opcją zważywszy na to jak czuję się psychicznie i fizycznie.
- A więc do zobaczenia u mnie – powiedział Taehyung rozłączając się, a Jungkook dopiero wtedy zaczął rozglądać się wokoło szukając wskazówek gdzie może się właśnie znajdować.
__________________________________________________________________________
-... więc uciekłeś – dokończył Tae, kiedy Jungkook nic więcej nie mógł już powiedzieć. Siedział zwinięty w kłębek na sofie z kocem rzuconym na ramiona.
- Tak - wymamrotał wpatrując się w swój kubek z herbatą z lekkim zmarszczeniem brwi.
- I jak? Czujesz się lepiej? - zapytał cicho, a Jungkook pokręcił głową. – Wasza więź jest cholernie popieprzona.
- No nie gadaj – westchnął zmęczony. Czuł się wyczerpany, ale wiedział, że ból i tak nie pozwoliłby mu zasnąć. Jego telefon od czasu do czasu informował go, że dostał nową wiadomość, ale nawet na niego nie patrzył.
- Czytałem, że bratnie dusze zaczynają czuć do siebie mocniejszy pociąg seksualny po niecałych dwóch tygodniach od pojawienia się znaku – zaczął Taehyung poważnym tonem głosu. – Czyli odpowiadałoby to waszej sytuacji?
- Mniej więcej – Jeon wzruszył ramionami, co spowodowało mu spory ból.
- Ale w sumie każdy przypadek jest indywidualny i różnie to może być – dokończył. – A z tego co wy przechodzicie widać, że jesteście tym „mega" indywidualnym przypadkiem.
- "Mega" indywidualnym? – zdziwił się Jungkook.
- Sam przyznaj, że nie zaczęliście zbyt dobrze i to wszystko może być tego powodem – kontynuował Taehyung. – No wiesz, na początku oponowałeś i w ogóle tego nie chciałeś.
- Nie tylko ja...
- No dobra, Sekojin też tego nie chciał. I kłóciliście się o to. Nie powinieneś być zdziwiony, że on może jeszcze tego nie czuć.
- Masz może coś mocniejszego niż to? – przerwał mu Jungkook wskazując na kubek z herbatą. Miał dość jej smaku, a cała rozmowa sprawiała, że był wkurzony i chciał się jakoś odstresować. Wiedział, że on i Sekojin prawdopodobnie wygraliby nagrodę w plebistycie „najgorsza para bratnich dusz", ale usłyszenie tego z ust osoby postronnej z pewnością nie pomogło - chociaż wiedział, że Taehyng próbował go zrozumieć i pomóc. Zastanawiał się, czy jest coś, co można z tego zrozumieć. O pomocy nie wspominając.
Taehyung spojrzał na niego zdziwiony, lecz nic nie mówiąc zostawił go samego w pokoju i poszedł do kuchni.
Poważnie nie wiedział, co ma teraz zrobić – potrzebował zaprzestania myślenia. Po prostu zapomnieć na chwilę, przestać rozdrabniać na czynniki pierwsze każdą drobnostkę, którą tworzył wokół zachowania Seokjina, oczekując najgorszego. To nie było zdrowe i normalne. Znak był prawdopodobnie oznaką tego, jak bardzo go ukarano.
Jednak myśli coraz bardziej napełniały jego głowę. Dlaczego Seokjin nie był gotowy na kolejny krok, kiedy Jungkook, którego miał być to pierwszy raz mógłby to zrobić bez problemu? Może Seokjin robił to tyle razy, że bał się skrzywdzić młodszego? A może aktualnie kogoś ma z kim robi to od czasu do czasu? Przyjaciela z korzyściami? Przecież mogło tak być, młodszy z nim nie mieszkał i nie wie jak wyglądało jego życie zanim się w nim pojawił.
Jin był przecież atrakcyjnym facetem, mającym coś do powiedzenia, a kiedy nie zachowywał się jak cholerny dzieciak można było nawet stwierdzić, że jest czarujący. Więc dlaczego nie mógłby spotykać się z innymi ludźmi? Albo z jedną konkretną, z którą nie łączyła go żadna więź? Może dlatego ich więź nie zadziałała? Bo Seokjin lubił kogoś innego.
Jungkook wziął drżący oddech, a w jego głowie pojawił się obraz Seokjina, który tolerował go tylko ze względu na znamię, podczas gdy tak naprawdę tęsknił za ukochaną osobą, którą przed nim ukrywał. Zachciało mu się płakać i wymiotować jednocześnie, a przypływ zazdrości, którą poczuł w sercu sprawił, że musiał złapać się za klatkę piersiową, jakby próbując uspokoić jego drżenie.
„To bardzo prawdopodobne" – podpowiedział mu umysł, kiedy uświadomił sobie, że to za każdym razem on inicjował pocałunki, a Seokjin jako „w porządku gość", którym przecież był, odwzajemniał je by go nie skrzywdzić jeszcze bardziej.
„Nie, on nie mógłby...". Seokjin był miły. Wyglądał na troskliwą, mądrą i odpowiedzialną osobę, która lubiła spokój i ciszę. To, że Jungkook nagle zniszczył tę starannie utrzymaną równowagę, musiało być szokiem, więc nic dziwnego, że zaczął go odpychać.
Ale dzisiaj... dzisiaj tego nie zrobił, prawda? Dzisiaj sam to zapoczątkował. I był też zazdrosny o Junkooka.
Chłopak westchnął i sięgnął po telefon. To nie było w porządku. Seokjin musiał zrozumieć. A jeśli jest ktoś inny... to też musiało zostać rozwiązane. W najmniej bolesny sposób dla nich wszystkich.
Otworzył okno z wiadomościami od nauczyciela i przewinął je wszystkie na początek z bijącym sercem.
Od Seokjin - 21:20 - Jungkook, odbierz telefon.
Od Seokjin - 21:25 - Tak nie powinno być. Musimy porozmawiać, rozumiesz to, prawda?
Od Seokjin - 21:31 - Jungkook, proszę, po prostu odpisz mi.
Od Seokjin - 21:40 - Przysięgam, że doprowadzasz mnie do szału z powodu tego ignorowania. Przynajmniej wyślij smsa, że wszystko w porządku!
Od Seokjin - 21:45 – Mam nadzieję, że wszystko z Tobą okej. Gdzie zniknąłeś?
Od Seokjin - 22:10 - Okej, rozumiem, że jesteś wkurzony, ale sprawy się zmieniły. Ja się zmieniłem. Naprawdę staram się, aby to się udało, a te wszystkie kłótnie to już przeszłość. Chciałem spędzić więcej czasu razem i pomyliłem się co do ciebie, zanim w pełni cię nie poznałem. Przepraszam.
Od Seokjin - 22:20 – Proszę, wróć.
_______________________________________________________________________
bezsilny
1. «nieumiejący sobie z czymś poradzić, niemogący czemuś podołać»
2. «wyrażający niemożność poradzenia sobie»
Seokjin tak właśnie się czuł. Był strapiony i bezradny, tym bardziej, że czas biegł bez żadnej odpowiedzi od jego bratniej duszy. Ani jednej próby kontaktu. Jego telefon milczał nawet po tych wszystkich wiadomościach, które do niego wysłał, wszystkich połączeniach i próbach dotarcia do niego. To było jak surowa kara, której nie spodziewał się nawet w najstraszniejszych koszmarach.
Po około siedmiu lub ośmiu wiadomościach, nie otrzymując żadnych informacji zwrotnych, które pomogłyby mu się choć trochę rozluźnić, zmusił się do zrzucenia telefonu obok niego i powstrzymywania się od jego ponownego dotknięcia.
Miał wszystko naprawić. Jego umysł był mocno osadzony na ten prosty cel, jakim było zmienienie jego strefy komfortu, wpuszczenie Jungkooka do środka, ponieważ tylko tak to wszystko mogło się udać i to też było coś, do czego, o dziwo, był skłonny i gotowy. W chwili, gdy Jungkook odszedł, poczuł się zagubiony ze straszliwym chłodem, który go ogarnął i nawet pieczenie jego znaku nie mogło mu pomóc tego zmienić. Jedyne co chciał zrobić to przytulić go mocno i trzymać tak kilka godzin.
Im dłużej Jungkooka nie było, tym bardziej cierpiał. Im dłużej był ignorowany, tym bardziej był zdesperowany. Wędrował po pokoju, po czym po chwili usiadł na kanapie żeby po 5 minutach znowu chodzić po całym mieszkaniu. Rozważał pójście do domu Jungkooka, ale był niemal pewien, że Jungkooka nie było w domu, bez względu na to, co powiedział przed wyjściem. Był to również powód, dla którego strach tak mocno go ogarniał - nie wiedząc, gdzie mógłby pójść i co robić.
Po jakimś czasie zaczął dzwonić telefon budząc nauczyciela, który nawet nie wiedział kiedy udało mu się zasnąć. Minęło około 5 sekund zanim zdał sobie sprawę, że trzymał telefon blisko ucha.
- Jin?
Głos przeleciał przez niego jak błyskawica i serce zaczęło gwałtownie bić, prawie tak, jakby dostał właśnie ataku serca. Podniósł się do pozycji siedzącej - tylko mgliście zauważył, że leżał właśnie na kanapie z telewizorem, grającym w tle jakieś bzdury - i mocniej chwycił telefon.
- Jungkook! - udało mu się wykrzyczeć i poczuł nagły przypływ ulgi i strachu. Nie był pewien, w jaki sposób udało mu się zasnąć, ale wyczerpanie prawdopodobnie załatwiło sprawę. Szybki rzut w kierunku zegara powiedział mu, że jest czwarta rano, a niebo było jeszcze ciemne.
Chciał zapytać chłopaka o jego stan, o miejsce pobytu, o cokolwiek, naprawdę, ale słowa utknęły mu w gardle z czystego bólu. Oczywista konieczność posiadania Jungkooka przy sobie była prawie jak kara, tak jak mówienie mu, że nie ma cholernego sposobu, by walczyć z tym nawet z powodu dumy.
I szczerze mówiąc – walka z tym była naprawdę czymś, czego Seokjin wcale nie chciał robić. Nigdy więcej. Nigdy.
Panowała przeraźliwa cisza. Chyba żaden z nich nie wiedział co powiedzieć, mimo że bardzo chcieli w końcu zacząć ze sobą rozmawiać.
- Czy będziesz na mnie krzyczeć? - spytał w końcu chłopak. Seokjin zamknął oczy i wypuścił powietrze w pośpiechu. Brzmiał łagodnie, co było zaskakujące.
- A spodziewasz się, że będę krzyczeć? - zapytał - spokojniej niż przypuszczał - i usłyszał oddech Jungkooka po drugiej stronie słuchawki.
- Trochę - przyszła odpowiedź i Seokjinowi się to nie podobało. Czy naprawdę czekał, aż wybuchnie? Cóż, prawdopodobnie to nic dziwnego, po tych wszystkich rzeczach, które przeszli na początku, ale teraz? - W sumie nie miałbym do ciebie o to żadnych pretensji.
- Nie mam zamiaru krzyczeć - Seokjin zapewnił go i zdał sobie sprawę, że jego dłonie drżą. Nie mógł ich powstrzymać bez względu na to, jak bardzo się starał. – Naprawdę. Więc proszę, wróć.
- Naprawdę tego chcesz.
„To nie było pytanie" - zauważył Seokjin. To było proste stwierdzenie, które Jungkook właśnie sobie uświadomił. W tonie jego głosu można było wyczuć nutę lekkiego niedowierzania.
- Tak – odpowiedział i usłyszał jak chłopak zachichotał, lecz chichot ten był pozbawiony radości.
- Przepraszam - powiedział chłopak, a serce Jina prawie się zatrzymało.
„Przepraszam?" – co on przez to rozumiał? Chce to zakończyć? Odsunąć się od niego na zawsze? Zostawić go?
Ta możliwość sprawiła, że poczuł, jak jego żołądek zaciska się jak pięść i zachciało mu się wymiotować.
- Jungkook... - próbował zacząć, ale powstrzymał go szmer.
- Nie twierdzę, że nie było przyczyny, ale nie powinienem był odejść - następne zdanie dało mu nadzieję, choć tylko nieznaczną. – I naprawdę próbowałem zignorować twoje smsy. Ale kiedy je przeczytałem, po prostu nie mogłem... Wiem, że zajęło mi to trochę czasu.
Seokjin milczał, mimo że chciał zapytać go o wiele rzeczy. Ale strach przed Jungkookiem zamykającym się na niego ponownie - był silniejszy niż potrzeba domagania się odpowiedzi.
- Wiem, że teraz się starasz. Wiem, że tak jest - ciemnobrązowy chłopak zaczął mówić znowu, teraz trochę łagodniej. - Tak mi przykro, że zrujnowałem tę próbę. Zwykle to twoja robota, uciekanie od wszystkiego.
Seokjin nie mógł powstrzymać się od krótkiego śmiechu. On się nie mylił. Ale to była przeszłość i musiał to zobaczyć.
- Tak było - zgodził się cicho. Drżenie powoli ustało, a może tylko zmieniło się na chwilę na jego głos. Wziął głęboki oddech, aby jakoś je zatrzymać i usłyszał, że Jungkook zrobił to samo po drugiej stronie.
- Dasz mi kolejną szansę? - Seokjin zapytał cicho. To była prawdopodobnie najbardziej samolubna rzecz, o jaką mógł prosić, ale także najbardziej przerażająca - ta decyzja należała tylko do Jungkooka, a on czuł się tak, jakby stracił wszystkie prawa, aby go do tego przekonać lub próbować zmienić zdanie. Jeśli Jungkook uznałby, że nie jest to tego warte, Seokjin nie mógł nic na to poradzić. Takie były fakty. Zbyt mocno go skrzywdził.
- To brzmi tak słabo - głos Jungkooka znów był stał się bardziej bezczelny, tak jakby na chwilę powróciło jego stare „ja", co pozwoliło nauczycielowi uspokoić się na chwilę. - To przecież nie jest tak, że gramy właśnie w jakiejś romantycznej dramie, nie?
- Nigdy nic nie wiadomo - Seokjin sprzeciwił się w żartach i poczuł rosnące oczekiwanie w jego sercu. Zdecydowanie było tam ukryte „tak", którego nie mógł się doczekać by usłyszeć i przynajmniej trochę uspokoić się i powrócić do tego co było. Potrzebował tego słowa tak bardzo, ale nie chciał go wymuszać na młodszym.
Słyszał, że Jungkook gdzieś szedł, prawdopodobnie właśnie zamykając drzwi i nie mógł przestać się zastanawiać gdzie był. Z kim? Co on robił do tej pory?
- Niedługo u ciebie będę – powiedział w końcu młodszy tak jakby nic się nie stało, a Seokjin poczuł, że jego serce bije coraz mocniej.
- Odbiorę cię - szybko zaproponował - bez zastanowienia, naprawdę, po prostu wystrzeliło to z jego ust, zanim zdążył się powstrzymać. Chciał wiedzieć dokąd poszedł Jungkook i przede wszystkim czy był bezpieczny.
- Nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo, Jin – powiedział jakby czytając w jego myślach.
- Pozwól mi – nalegał nauczyciel. – Tak żebym wiedział, że wszystko jest w porządku.
- Dowiesz się jak do ciebie dotrę.
- Przecież jest ciemno... - Seokjin był nieustępliwy.
- To prawda - powiedział Jungkook sucho, a Seokjin wyobraził sobie, jak przewraca oczami. - A ty spałeś, więc jesteś zmęczony. Poważnie, nie przejmuj się...
- Jeon Jungkook!
- Ugh, dobrze - padła zirytowana odpowiedź, ale Seokjin samolubnie uznał, że to po prostu gra chłopaka, by wydawać się twardszym. A może to tylko Jin, który tak cholernie chciał czuć się potrzebny i stał się nadopiekuńczy? I chyba właśnie w tym momencie uświadomił sobie, że to było to. On jest jego bratnią duszą.
____________________________________________________________________
Zauważył go od razu gdy wjechał na parking - siedział cicho na poręczy, zakładając kaptur by chociaż częściowo uratować się przed spadającymi na niego kroplami deszczu. Jedną rękę trzymał w kieszeni, a wzrok utkwił w samochodzie Seokjina i przez chwilę przypominał mu łowcę obserwującego swoją zdobycz.
Seokjin nie zadał sobie trudu z odpowiednim zaparkowaniem i zatrzymał się tuż przed nim, wychodząc z samochodu, zanim chłopak mógł zeskoczyć z poręczy i wejść do pojazdu. Czuł jak jego ciało napina się przy każdym kolejnym kroku, przyśpieszył tempo, a Jungkook pozostał nieruchomo na swoim miejscu, jakby nie mógł się ruszyć.
- Będziesz krzyczeć - powiedział w kierunku zbliżającej się postaci nauczyciela, a w jego dało się wyczuć lekką nutkę paniki, jakby nie był pewien, jak zareagować.
- Nie - Seokjin nie zgodził się z tym twierdzeniem i doszedł do niego, zatrzymując się przed nim ze zmarszczonymi brwiami. Przeskanował wzrokiem twarz chłopaka jak radar, ale kiedy nie zauważył śladu zranienia, odetchnął cicho z ulgą.
- Wyglądasz tak jakbyś chciał – stwierdził Jungkook spokojnie.
- Chcę cię zabrać do domu - Seokjin zignorował to stwierdzenie i zanim młodszy zdążył zareagować, nauczyciel złapał go za talię i podniósł go z poręczy, aby za chwilę móc postawić go na ziemi. Kontakt natychmiast wysłał palącą falę do jego nadgarstka - ale nie bolesną, wręcz przeciwnie, zwłaszcza wtedy, gdy jego dłonie pozostały na ciele Jungkooka, utrzymując kontakt, którego tak bardzo pragnął.
- Do domu moich rodziców...? - spytał chłopak z lekkim zawodem w głosie.
- Mój dom – przerwał mu szybko Seokjin. – Jest „domem".
Zobaczył, że oczy Jungkooka zaświeciły się na te słowa. Młodszy kiwnął szybko głową i po chwili położył oparł twarz na klatce piersiowej nauczyciela wzdychając głęboko.
- Więc zabierz mnie do domu - wyszeptał cały czas pozostając w tej samej pozycji, a Seokjin otoczył ramiona wokół jego ciała i musiał przyznać, że już czuł się jak w domu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A więc wróciłam (: Przepraszam Was za taką długą przerwę, ale naprawdę ciężko było mi znaleźć czas i wenę. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze czyta to opowiadanie i będzie szczęśliwy, że jest kontynuowane. Nie mam zamiaru go zawieszać, po prostu nie mogę obiecać wam, kiedy dodam kolejny rozdział, ale obiecuję, że na pewno będzie, także nie usuwajcie opowiadania ze swojej biblioteki (:
Za wszystkie błędy przepraszam, chciałam dodać rozdział jak najszybciej. Pozdrawiam was i czekam na komentarze, bo tak naprawdę do dla was spięłam się i napisałam kolejną część <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro