Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 35


- Ej nie stresuj się tak, nie będzie tak źle.- pocieszał mnie chłopak gdy jakieś piętnaście minut potem siedzielismy w samochodzie i jechaliśmy w stronę jego domu.

-A co jak pomyślą, że jestem... no sama nie wiem... inna...

-Posłuchaj, nie obchodzi mnie co pomyśli o tobie moją rodzina.- oderwał na chwilę wzrok od drogi i  spojrzał na mnie.- I tak będę chciał z tobą być, bez względu na wszystko. Rozumiesz?- pokręciłem twierdząco głową i westchnęłam cicho pod nosem. Brunet odwrócił twarz w stronę drogi i dalej jechaliśmy w ciszy.

 
    Wyszłam powoli z samochodu, Alan pomógł mi wziąść rzeczy i razem ruszyliśmy w stronę drzwi. Jeszcze za nim zdążyliśmy dojść, otworzyła nam je mama chłopaka i przywitała nas radosnym uśmiechem.

-Wejdź.- zaprosiła mnie gestem ręki do środa, uśmiechnęłam się do niej uprzejmie i wykonałam jej polecenie. Podałam jej placka, którego trzymałam w rękach i spojrzałam na Alana, który dawał wszystkie upominki pod choinkę.- Sama uciekłaś tego placka?- zapytała kobieta z szeroko otwartymi oczami gdy weszłyśmy do kuchni.

-Tak.- odpowiedziałam i spojrzałam na nią niepewnie.

-Podziwiam Cię.- uśmiechnęła się co odwzajemniłam i spojrzałam na zwykłego placka z jabłkami.- Mi nigdy nie wychodzą, żadne ciastka i ciasta- dodała ze śmiechem i położyła go na blacie obok innych potraw.
  Po chwili do kuchni wszedł Alana i spojrzał na nas pytająco, wyruszyłyśmy tylko ramionami i ja uśmiechnęłam się w stronę bruneta.

-Możecie już usiąść, tata zaraz będzie.- zwróciła się do bruneta. Położył swoją dłoń na mojej talii,  przez co czułam się trochę nie komfortowo w obecności jego mamy ale dałam się tak zaprowadzić do salonu, w którym znajdowało się już rodzeństwo brata i jak się domyśliłam babcia i dziadek.

-Dzień dobry.- powiedziłam gdy podeszłliśmy do starszej pary.

-Dzień dobry.- odpowiedzieli mi w tym samym momencie i spojrzeli na mnie.

-Babciu Dziadku, to jest moja dziewczyna Nadia.- podałam im nie pewnie rękę, ale z odetchnełam z ulgą kiedy ją uścisneli.

  Cała wigilia minęła w dość dobrym nastroju i wogólę. Tylko nie wiem czemu ciągle miałam dziwne wrażenie, że ojciec Alana, Phill mnie nie lubi. Nawet przy składaniu sobie życzeń mówił jakby miał formółkę wyuczoną na pamięć. Po wigili każdy każdemu dawał prezenty przez co bardzo się zdziwiłam kiedy od każdego coś dostałam. Jedynie Alan szepnął mi na ucho, że od niego dostane coś później. Dla mnie było to nie konieczne ponieważ wystarczała mi sama jego obecność ale on się uparł.

  Gdy już było po wszystkim Alan odwiózł mnie do domu i zdecydował, a raczej zgodził się żeby zostać na noc, tak więc teraz leżymy na łóżku.

-Nad czym tak myślisz?- pytaniem przerwał moje rozmyślania.

-Mam wrażenie, że twój ojciec mnie nie polubił.- powiedziłam cicho z westchnieniem. Chłopak podparł się na łokciu i spojrzał na mnie z góry. Druga ręką przeżócił mój kosmyk włosów na ramię.

-Ja mam całkiem inne wrażenie.- podniosłam pytająco brew.- Przy składaniu życzeń powiedziła mi, że wyglądasz na bardzo miła i grzeczną dziewczynkę.

-Grzeczną dziewczynkę? Serio?- zapytałam sarkastycznie.

-Tak serio.- przybliżył swoją twarz do mojej i złożył na moich ustach delikatny pocałunek.-Ale ty jesteś grzeczna ale nie dla mnie.-powiedził pomiędzy pocałunkami.- A dla mnie powinnaś być grzeczna.- dodał i odsónął się od mnie. Uśmiechnęła się gdy zobaczył, że na jego słowa zrobiłam się cała czerwona.

-Idę pod prysznic.- powiedziłam cicho i wstałam z łóżka, gdy to zrobiłam poczułam rękę bruneta na moim pośladku ale nie odwróciłam się gdyż zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona. Wyciągłam z szafy trochę za długa koszulkę i jakieś spodenki do spania, z komody wyciągłam jeszcze świeżą bieliznę i skierowałam się w stronę łazienki.

  Ściągłam z siebie wszystkie rzeczy i stałam tylko w bieliźnie kiedy usłyszałam, że drzwi do łazienki się otwierają i jak gdyby nigdy nic wchodzi do niej Alan. Spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmiechem i błyskiem w oku. Zamknął drzwi i podszedł do mnie.

-Emmm... Alan, możesz wyjść? Chce się umyć.- powiedziłam zażenowana. No bo halo nigdy wcześniej nikt nie widział mnie nago czy chociaż by w bieliźnie. Basen się nie liczy, bo i tak tam nie chodzę.

-Skarbie, przecież widziałem cię już nago, co za różnica, trzeba oszczędzać wodę.- odpowiedzi mi i zaczął ściągać z siebie ubrania i został tak jak ja tylko w samej bieliźnie czym w jego przypadku były bokserki od Calvina. Moje policzki zapiekły z zawstydzenia. Nagle poczułam ręce bruneta na moich plecach, a po chwili nie miałam już na sobie stanika. Pochylił się na demną i zaczął całować moją szyję co bardzo mnie rozpraszało, zresztą jak każdy jego bardziej odważy dotyk na moim ciele. W między czasie pozbył się też naszej dolnej bielizny. Zapiszczałam  cicho gdy nagą podniósł mnie jak pannę młoda i wniósł pod prysznic. Postawił mnie w brodzik i włączył odpowiednio ciepła wodę. Po naszych ciałach zaczęły spływać ciepłe krople wody. Odgarnęłam z twarzy kilka mokrych kosmyków i niepewnie spojrzałam na bruneta, który patrzył na mnie z pożądaniem.

-Moja mała i bezbronna dziewczyna.- powiedział cicho i oparł mnie o ścianę. Powoli i namiętnie zaczął całować moje usta co było dla mnie nowością, bo przeważnie robił to szybko. Jęknęłam głośno gdy poczułam jego członka na moim brzuchu. Najwidoczniej na niego też to zadziałało, bo jęknął w moje usta. Spojrzałam w dół gdy się od siebie oderwaliśmy. Jego kolega był bardzo nabrzmiały.

-Widzisz jak na mnie działasz?- wyszeptał mi do ucha. Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Nagle do głowy przyszedł mi pewien pomysł, ale bałam się go zrealizować.

-Emm... Alan.- szepnęłam cicho i nie pewnie, podnosząc swój wzrok spowrotem na jego twarz.

-Hym?- odpowiedział pytaniem.

-No bo... ja ten... tego... no...- zaczęłam jąkając się gdyż nie wiedziałam jak to ująć, powiedzieć? No bo przecież nie zapytam prosto z mostu: "O Alan widzę, że jesteś bardzo podniesiony, może cię pomóc się pozbyć tego uczucia, co?". No sorry jeszcze mnie nie pogieło żeby tak powiedzieć poza tym nigdy tego nie robiłam, no więc nie bardzo wiem jak się za to zabrać.

-Co ten tego...- przerwał i popatrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, a potem na swojego członka jakby zorientował się o co mi chodzi.- Skarbie ja nie wiem, to zależy od ciebie. Jesteś pewna, że chcesz?- powiedziła z troską w głosie.

-Nie wiem, nigdy tego nie robiłam.- przyznałam cicho i spuściłam wzrok, chłopak położył dwa palce na moim podbródek i podniósł go do góry tam żebym spojrzała mu w oczy.

-To zależy od ciebie, jeśli chcesz to możesz, ale jeśli nie to nie. Nie będę robił nic w brew twojej woli. Jeśli myślisz, że jesteś gotowa to możesz.- ostatnie słowo powiedział niepewnie jakby się martwił.

-Sama nie wiem, wiesz że nigdy tego nie robiłam nie wiem jak.- odpowiedziałam z nieśmiałym uśmiechem.

-Jeśli chcesz to ci pomogę.- powiedział juz pewniej i przyciągnął mnie do siebie przez co jego członek, znów otarł się o mój brzuch na co jęknął głośno w moje włosy.

-Kiedyś musi być ten pierwszy raz.- powiedziłam z nie pewnym uśmiechem kiedy się od niego troszkę odsonełam. Opuszkami palców dotknęła jego nabrzmiałego penisa przez co gwałtownie wciągnął powietrze. Kolejny raz przejechałam dłońmi po jego penisie tylko tym razem pewniej. Chłopak jęknął cicho położył swoje ręce na moich ramionach i popchnął mnie w dół. Spojrzałam na niego z dołu, na jego twarzy.- Co dalej?- zapytałam cicho.

-Weź go do ust.- wysapał odchylając głowę do góry. Złapałam go dłonią i włożyłam go do ust na początku czułam się trochę dziwnie ale potem sama nie wiem jak to nazwać...
  Brunet wplatałam swoje palce w moje włosy i zaczął poruszać moją głową, położyłam dłonie na jego biodrach i przyciągnęłam go bliżej, żeby było mi lepiej.- Nadia Kurwa...- wydyszał po chwili.- Zaraz dojdę... wiec lepiej się odsuń.- wykonałam jego obecnie i odsunełam się trochę do tyłu, a sperma chłopaka wylądowała na moim policzku i  brzuchu. Podniosłam się z kolan i niepewnie uśmiechnęłam się w jego stronę.-To było boskie.- wydyszał i otarł palcam resztę cieczy z mojego policzka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro