Rozdział 1
Weszłam zła do domu. Trzasnęłam drzwiami. Ściągnęłam buty i poszłam do kuchni. Nalałam sobie do szklanki mojego ulubionego soku pomarańczowego i usiadłam przy stole, leżała na nim jakaś kartka, więc ją wzięłam.
„Musiałem pojechać na pilną delegację. Wrócę najpóźniej za dwa tygodnie. Kupię Ci coś.
Kocham Cię Tata."
Jak zwykle, pomyślałam i dopiłam resztę soku. Tata myśli, że wszystko może wynagrodzić mi drogimi prezentami lub kasą, dlatego w szkole nikt mnie nie lubi. Wszyscy mają mnie za rozpieszczoną dziewczynkę, ale nikt nie próbuje poznać mnie lepiej. W sumie dla mnie to nawet dobrze, bo z natury jestem samotnikiem, jak to mówią „bo w życiu wychodzę z założenia, że wolę słuchać ciszy niż głupiego pierdolenia". Wzruszyłam ramionami odstawiłam szklankę. Wyszłam z kuchni i ruszyłam w stronę swojego pokoju, biorąc plecak po drodze.
Usiadłam na łóżku , wyciągnęłam wszystkie potrzebne mi książki, laptopa i zabrałam się za odrabianie lekcji, żeby jakoś szybciej minął mi czas. Gdy skończyłam była już około osiemnastej.
Przebrałam się w czarne spodnie i czarną bluzę. Zamknęłam dom i poszłam do garażu, w którym stał mój motocykl. Wyprowadziłam go i zamknęłam garaż. Powoli wyjechałam na ulicę. Nie mogłam się powstrzymać, więc przyspieszyłam trochę, nie było dużego ruchu, ale wolałam nie jechać za szybko.
Dojechałam do parku, zeszłam z motocyklu, wzięłam kluczyki i skierowałam się w miejsce, gdzie ostatnio dużo przebywałam. Jak na listopad było ciepło, więc mogłam usiąść na trawie. Siedziałam tak i myślałam. Nie lubiłam, gdy ktoś mnie przezywał, dlatego każde przezwisko działało na mnie jak płachta na byka, właśnie dlatego wyszłam ze szkoły. Zrobiło się zimniej, więc wstałam z ziemi i ubrałam bluzę. Chodziłam dookoła jeziora, które tu było. Chciałabym teraz móc porozmawiać z przyjaciółmi, ale ja nie mam przyjaciół. Westchnęłam i skierowałam się w stronę mojego ścigacza. Jechałam powoli, więc moją uwagę zwróciły dwie postacie na motocyklach, zapewnię się ścigali. Coś mnie pokusiło, więc pojechałam za nimi. Dotarłam na obrzeża miasta, stało tu dość dużo motocykli i samochodów sportowych. Było tu też bardzo dużo ludzi. Większość dziewczyn było ubranych skąpo, ale nie zwracałam na nie uwagi. Zeszłam z motocyklu i skierowałam się na początek tłumu. Stał tam chłopak, a obok niego ścigacz. Wydawało mi się, że skądś znam tego bruneta, ale nie byłam pewna, nie widziałam go za dobrze, ponieważ stało koło niego kilka dziewczyn.
Chłopak podniósł głowę do góry, wtedy już wiedziałam skąd go znam.
Chodzi do tej samej szkoły co ja!
Odwróciłam wzrok, gdy zorientowałam się, że mnie zobaczył. Gdy zauważyłam, że zaczął kierować swoje kroki w moją stronę przeraziłam się i jak najszybciej skierowałam się w stronę mojego motocyklu.
Usiadłam na nim i odpaliłam go. Ruszyłam przed siebie, nagle spostrzegłam, że jestem na torze, na którym się ścigają.
- Brawa dla dziewczyny, która odważyła się zmierzyć z przywódczynią.- Usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny. W co ja się wpakowałam. Zastanawiałam się nad ucieczką, ale nie wchodziła ona w grę, nie chciałam wyjść na idiotkę.
- Gotowe? - zapytała jakaś dziewczyna, stająca przede mną. Już nie raz byłam na wyścigach, ale nigdy nie brałam w nich udziału. Nie licząc tego jednego razu, gdy się zbuntowałam. Skinęłam głową w tym samym momencie co moja rywalka.
- Raz - zaczęła odliczać, dziewczyna przed nami.
- Dwa
- Trzy - wrzasnęła z zaciętym uśmiechem się, a my ruszyłyśmy. Dziewczyna wyprzedziła mnie, wiedziałam, że nie mam z nią szans, ale przyspieszyłam i udało mi się ją wyprzedzić. Na pierwszym okrążeniu to ona była pierwsza, ale zostało jeszcze jedno. Postanowiłam dać z siebie wszystko, bo w końcu co mam do stracenia? Przyspieszyłam i jechałam najszybciej jak tylko mogłam. Adrenalina wzrosła. Dziewczyna jechała na równi ze mną, ale ja znowu przyspieszyłam. Jak to możliwe, że jeszcze nie straciłam panowania nad kierownicą. Ze wszystkich sił staram się odpędzić rozpraszające myśli.
- Nie wyhamuje! - usłyszałam krzyki z tłumu. Wiedziałam, że to niebezpieczne i nie powinnam tego robić, ale strach minął. Dziewczyna zwolniła trochę zapewnię bojąc się, że zginie, ale ja wiedziałam co mam robić.
Wszyscy wstrzymali oddech , gdy mój prędkościomierz jeszcze odrobinkę poruszył się w prawo, wskazując większą prędkość. Czas dla mnie stanął, liczyło się teraz tylko to, czy przeżyję. Pewność powoli malała i zastępował ją strach. Zaczęłam powoli hamować. Zatrzymałam się w ostatnim momencie obracając o trzysta sześćdziesiąt stopni z dymem i wtedy zorientowałam się, co się stało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro