część 3 - rozdz. 68
- Spokojnie, skarbie, jego już tu nie ma, nie płacz. Nie bój się.- powiedział i podszedł do mnie.
Otarł z mojej twarzy łzy, o których ja nie miałam pojęcia, że tam są, do puki mi nie powiedział.
Objęłam dłońmi jego brzuch i wtuliłam głowę w jego klatkę piersiową. Przyciągnął mnie do siebie i opiekuńczo objął ramionami. Tak jakby chciał mnie ochronić przed całym tym złem tego świata. Mnie i nasze dzieci.
Jedną dłoń przeniósł na moje włosy i zaczął mnie głaskać i szeptać jakieś słowa, ale nie bardzo wiedziałem co. Za bardzo skupiałam się na tym, żeby się uspokoić, a sama jego obecność bardzo mi w tym pomagał
Poczułam jak zbiera mi się na wymioty, odsunęłam się gwałtownie od Alan.
-Gdzie jest łazienka?- zapytałam.
-W lewo i ostatnie drzwi po prawej.- odpowiedział.- A czemu pytasz?
Ale mnie już nie było. Opuściłam pokój i po chwili znalazłam się w łazience. Gdy pochyliłam się nad ubikacją, drzwi do łazienki się otworzyły.
Po chwili usłyszałam z za drzwiami od kabiny głos bruneta.
-Skarbie, otwórz- powiedział łagodnie.- Słyszysz? Martwię się o ciebie. Otwórz te cholerne drzwi. Albo je zaraz wyważę.
Stanęłam na równych nogach i otworzyłam drzwi kabiny. Ze względu, że nie zwymiotowałam, moje mdłości nadal miały miejsce.
-Wracajmy do domu.- poprosiłam go cicho.- Jestem zmęczona.
-Dobrze.- odpowiedział.- Tylko podam jeszcze Rafałowi odpowiednie dokumenty, ale to nie zajmie mi dużo czasu. Masz kluczyki idź do samochodu i poczekaj tam na mnie.
Skinęłam głową i odebrałam od niego wspomną rzecz. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy. Uśmiechnęłam się smutno i razem z Alanem wyszłam z łazienki.
Potem się rozdzieliliśmy, on poszedł podać jakieś dokumenty Rafałowi, a ja poszłam na dół.
Nie chciałam jechać sama windą, ponieważ bałam się, że ta może stanąć pomiędzy piętrami albo coś innego, dlatego wybrałam schody.
Co chyba nie było najlepszym pomysłem zważywszy na moje mdłości, które przybrały na sile. Usiadłam na schodach i schował głowę między kolanami. Wzięłam kilka głębszych oddechów co pomogło, bo mdłości trochę się zmniejszyły.
-Przepraszam.- usłyszał kolo sobie damski głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że prze de mną stoi o rok lub dwa młodsza dziewczyna, o rudych włosach i zielonych oczach. Na policzkach miała kilka piegów, ale dzięki nim wygląda tylko uroczo.- Pomóc pani w czymś?
-Jestem Nadia.- przedstawiłam się.- Nie po prostu źle się poczułam.
-Ja jestem Mel. Może jednak ci pomogę? Przynajmniej zejść na dół. Bo nie wyglądasz najlepiej.
-A jak wyglądam?- zapytałam z uśmiechem.
-Jak byś miała za chwile zwrócić to co zjadłaś.- odpowiedziała.
-I dokładnie tak się czuje.- odpowiedziałam.- Jeśli to nie dla ciebie problem, to mogła byś mi potowarzyszyć.
-I tak wychodziłam. Byłam tylko odwiedzić mamę.- powiedziała.
-Pracuje tutaj?- zapytałam i wstałam, a następnie zaczęłyśmy schodzić na dół.
-Tak, ma na imię Viven.- odpowiedziała.
-Poznałam ja dzisiaj. Jest bardzo miłą kobietą.- Powiedziałam.- Nie myślałam, że ma dziecko.
-Urodziła mnie gdy miała piętnaście lat.- powiedziała cicho.- Pewnie teraz myślisz, że była albo jest jakąś dziwką. Ale ona po prostu była zakochana.
-Nie myślę, że była dziwką.- Powiedziałam od razu.- Sam nie chodzę do szkoły bo jestem w ciąży. Mam siedemnaście lat. Powinnam chodzi do szkoły, ale pojawiły się dwa małe nie planowane urwisy.- sam nie wiem dlaczego jej to powiedziałam.
-Jesteś w ciąży?- zapytała z uśmiechem, zdziwiona.
-Tak- odpowiedziałam.
Resztę drogi na dół do parkingu, który jest pod budynkiem, spędziłyśmy rozmawiając, jakbyśmy znały się od lat. Dowiedziałam się, że dziewczyna jest ode mnie o dwa lata młodsza i nie ma rodzeństwa, ale za to ma psa.
-Nadia.- usłyszałam za sobą głos, w którym była ulgą. Odwróciłam się w stronę właściciela głosu i uśmiechnęłam się.- Wszędzie cie szukałem, myślałem, że coś ci się stało. Wszystko w porządku?
-Dzień dobry panie Alanie.- powiedziała Mel.
-Cześć Ml.- odpowiedział z uśmiechem.-Wszystko w porządku?- zawrócił się do mnie.
-Tak. Już tak, źle się poczułam i usiadłam sobie na chwilę na schodkach, a potem pojawiał się Mel i mnie zagadała i zapomniałam o mdłościach.
-Dziękuję- powiedział jej Alan.
-Nie ma za co.- odpowiedziała.- Ja już pójdę. Pa Nadia, do widzenia panie Alanie.
-Zaczekaj, podwieziemy cię.- powiedział Alan.- Z tego co mi wiadomo mieszkasz na tej samej ulicy, co my tylko jeden dom dalej.
Dziewczyna skinęła głową i skierował się razem z nami w stronę samochodu.
Droga powrotna minęła bardzo miło, tylko ja znów dostałam mdłości. Mel obiecała, że odwiedzi mnie w poniedziałek po szkole. Naprawdę znam ją od nie całej godziny, a mam wrażenie jakbyśmy się znały od lat.
Gdy weszłam do domu byłam tak zmęczona, że zasnęłam na kanapie w salonie. Pamiętam jeszcze tylko tyle, że potem czułam jak Alan mnie podnosi i niesie do naszej sypialni, a Nalla biega po domu i szczeka radośnie, a brunet próbuje ją uciszyć, żeby mnie nie obudziła.
************
170 🌟 + 80 💬 = następny rozdział.
(Ale i tak nie wiem czy dodam jeszcze jakiś dzisiaj, idę spać. Dobranoc.)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro