część 3 - rozdz. 67
-Kocham cię.- powiedział Alan gdy staliśmy w windzie i jechaliśmy na górę do jego biura, na spotkanie z tym facetem.
-Ja ciebie też.- szepnęłam i stanęłam na palcach. Złożyłam na jego ustach krótki pocałunek, a on mnie do siebie przytulił.
-Nadal o tym myślisz?- zapytał. Wiedziałam o co mu chodzi.
-Nie- przyznałam cicho i spuściłam wzrok.- Twoje słowa są dla mnie bardzo ważne, bardzo dużo dla mnie znaczą. Zawsze wiesz co powiedzieć, żebym czuła się przez ciebie kochana.
-To dobrze. Bo ty jesteś ważna dla mnie i nie chcę żebyś myślała, że tak nie jest i że może być ktoś lepszy od ciebie. Może i gdzieś tam na świecie jest ktoś lepszy od ciebie, lecz nie dla mnie. Dla mnie zawsze najlepsza i najważniejsza będziesz ty. Zawsze będziesz najlepsza i najważniejsza ty.- powtórzył dla podkreślenia swoich słów.- I nasze dzieci.- uśmiechnęłam się na jego słowa i wtuliłam mocniej w jego ciało.
Wyszliśmy z windy,trzymając się za ręce. Podeszliśmy do sekretarki.
-Viven- powiedział Alan.- To moja moją dziewczyną Nadia.- kobieta skinęła głową wstała i podała mi rękę.
-Dzień dobry.- powiedziałam.
-Cieszę się, że mogę cię nareszcie poznać. Pan Rafał bardzo dużo o panience mówił.- powiedziała przyjaznym głosem z uśmiechem.
-Rafał?- zapytałam.- Zapewne same kłamstwa. Proszę mówić mi po imieniu.
-Jak sobie panienka życzy. To znaczy jak sobie życzysz.- poprawiła się widząc moją minę.- Pan Rafał czeka na was w swoim gabinecie, jest tam razem z nim ten mężczyzna.- powiedziała patrząc na Alan.
Chłopak skinął głową i ruszyliśmy w stronę drzwi, na które pokazała sekretarka.
Brunet otworzył drzwi bez pukania i przepuścił mnie w nich przodem. Wszedł za mną i zamknął je.
-Hej Rafał.- Powiedziałam cicho i spojrzałam na tył głowy mężczyzny, który przed nim siedział.
Zdziwiłam się gdy zobaczyłam, że ma rude włosy. Nie jestem nie tolerancyjna, ale po prostu zdziwiłam się. W końcu jest to dość rzadko spotykany kolor włosów.
Odwrócił się w moją stronę i wstał z krzesła na którym siedział.
-Witaj córciu.- powiedział z uśmiechem, spojrzałam na niego jak na idiotę.- Nie patrz tak na mnie. No chodź przytul się do tatusia.
-Ja pana nie znam.- powiedziałam cicho i cofnęłam się o krok do tyłu i wpadłam w Alan, który objął mnie od tyłu w pasie.
-Taty nie poznajesz?- zapytał. Pokręciłam przecząco głową.- Dawid ci nie mówił o mnie?
-Mówił tylko, że jego ojciec jest w szpitalu.- Powiedziałam.
-A jego ojciec to też twój ojciec.- odpowiedział mężczyzna.- No chodź przytul się do tatusia.
-Chyba sobie kpisz.- powiedziałam i wyrwałam się z uścisku Alana. Szybkim krokiem podeszłam do rudego mężczyzny i z całej siły uderzyłam go wyrwałam twarz. Zatoczył się do tyłu i spojrzał na mnie wściekły.
-Ty...- zaczął ale nie pozwoliłam mu skończyć.
-Nie jesteś moim ojcem.- powiedziałam.- Zgwałciłeś moją matkę, a potem uciekłeś. Nie masz prawa nazywać się moim ojcem. Nawet nie licz na to, że kiedykolwiek usłyszysz z moich ust słowo "tato", skierowane do twojej osoby. Nigdy ci nie wybaczę tego co zrobiłeś mojej matce. Dla mnie nie istniejesz.
-Widzę, że pyskata jesteś.- powiedział z perfidnym uśmiechem na twarzy.- To dobrze, przynajmniej widzę, że coś po mnie odziedziczyłaś.
-Nic po tobie nie odziedziczyłam poza DNA, które gdybym mogła to bym zmieniła. Jesteś zwykłym tępym chujem, dla mnie już nie istniejesz, jesteś nikim.- powiedziałam.- Możesz mi się więcej na oczy nie pokazywać.- warknęłam.- I jeszcze jedno. To za mnie i za to, że cię nie było.- uderzyłam go w twarz.- A to za a to co zrobiłeś mojej mamie.- uderzyłam go po raz kolejny.
- Ty mała suko.- warknął i złapałam mnie za nadgarstek gdy chciałam go po raz kolejny uderzyć.
Alan w mgnieniu oka znalazł się przy mnie i przygwoździł mężczyznę do ściany.
-Jeszcze raz chuju.- krzyknął.-Nazwiesz ją tak jeszcze raz, a będziesz mógł sobie kopać grób. Masz się do niej odnosić za szacunkiem.
Do środka wpadło dwóch ochroniarzy. Stanęli w drzwiach i rozglądnęli się po pokoju.
-Słyszeliśmy niepokojące hałasy.- powrócił jeden za nich i skinął głową.
-Pan już wychodził.- powiedział Alan i odsunął się od mężczyzny.- Dopilnujcie żeby wyszedł z budynku.- mężczyźni skinęli głowami i podeszli do rudego.
Obaj załapali go pod ramiona i wyszli z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
****
170 🌟 + 80 💬 = następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro