Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

część 3 - rozdz. 67


-Kocham cię.- powiedział Alan gdy staliśmy w windzie i jechaliśmy na górę do jego biura, na spotkanie z tym facetem.

-Ja ciebie też.- szepnęłam i stanęłam na palcach. Złożyłam na jego ustach krótki pocałunek, a on mnie do siebie przytulił.

-Nadal o tym myślisz?- zapytał. Wiedziałam o co mu chodzi.

-Nie- przyznałam cicho i spuściłam wzrok.- Twoje słowa są dla mnie bardzo ważne, bardzo dużo dla mnie znaczą. Zawsze wiesz co powiedzieć, żebym czuła się przez ciebie kochana.

-To dobrze. Bo ty jesteś ważna dla mnie i nie chcę żebyś myślała, że tak nie jest i że może być ktoś lepszy od ciebie. Może i gdzieś tam na świecie jest ktoś lepszy od ciebie, lecz nie dla mnie. Dla mnie zawsze najlepsza i najważniejsza będziesz ty. Zawsze będziesz najlepsza i najważniejsza ty.- powtórzył dla podkreślenia swoich słów.- I nasze dzieci.- uśmiechnęłam się na jego słowa i wtuliłam mocniej w jego ciało.

Wyszliśmy z windy,trzymając się za ręce. Podeszliśmy do sekretarki.

-Viven- powiedział Alan.- To moja moją dziewczyną Nadia.- kobieta skinęła głową wstała i podała mi rękę.

-Dzień dobry.- powiedziałam.

-Cieszę się, że mogę cię nareszcie poznać. Pan Rafał bardzo dużo o panience mówił.- powiedziała przyjaznym głosem z uśmiechem.

-Rafał?- zapytałam.- Zapewne same kłamstwa. Proszę mówić mi po imieniu.

-Jak sobie panienka życzy. To znaczy jak sobie życzysz.- poprawiła się widząc moją minę.- Pan Rafał czeka na was w swoim gabinecie, jest tam razem z nim ten mężczyzna.- powiedziała patrząc na Alan.

Chłopak skinął głową i ruszyliśmy w stronę drzwi, na które pokazała sekretarka.

Brunet otworzył drzwi bez pukania i przepuścił mnie w nich przodem. Wszedł za mną i zamknął je.

-Hej Rafał.- Powiedziałam cicho i spojrzałam na tył głowy mężczyzny, który przed nim siedział.

Zdziwiłam się gdy zobaczyłam, że ma rude włosy. Nie jestem nie tolerancyjna, ale po prostu zdziwiłam się. W końcu jest to dość rzadko spotykany kolor włosów.

Odwrócił się w moją stronę i wstał z krzesła na którym siedział.

-Witaj córciu.- powiedział z uśmiechem, spojrzałam na niego jak na idiotę.- Nie patrz tak na mnie. No chodź przytul się do tatusia.

-Ja pana nie znam.- powiedziałam cicho i cofnęłam się o krok do tyłu i wpadłam w Alan, który objął mnie od tyłu w pasie.

-Taty nie poznajesz?- zapytał. Pokręciłam przecząco głową.- Dawid ci nie mówił o mnie?

-Mówił tylko, że jego ojciec jest w szpitalu.- Powiedziałam.

-A jego ojciec to też twój ojciec.- odpowiedział mężczyzna.- No chodź przytul się do tatusia.

-Chyba sobie kpisz.- powiedziałam i wyrwałam się z uścisku Alana. Szybkim krokiem podeszłam do rudego mężczyzny i z całej siły uderzyłam go wyrwałam twarz. Zatoczył się do tyłu i spojrzał na mnie wściekły.

-Ty...- zaczął ale nie pozwoliłam mu skończyć.

-Nie jesteś moim ojcem.- powiedziałam.- Zgwałciłeś moją matkę, a potem uciekłeś. Nie masz prawa nazywać się moim ojcem. Nawet nie licz na to, że kiedykolwiek usłyszysz z moich ust słowo "tato", skierowane do twojej osoby. Nigdy ci nie wybaczę tego co zrobiłeś mojej matce. Dla mnie nie istniejesz.

-Widzę, że pyskata jesteś.- powiedział z perfidnym uśmiechem na twarzy.- To dobrze, przynajmniej widzę, że coś po mnie odziedziczyłaś.

-Nic po tobie nie odziedziczyłam poza DNA, które gdybym mogła to bym zmieniła. Jesteś zwykłym tępym chujem, dla mnie już nie istniejesz, jesteś nikim.- powiedziałam.- Możesz mi się więcej na oczy nie pokazywać.- warknęłam.- I jeszcze jedno. To za mnie i za to, że cię nie było.- uderzyłam go w twarz.- A to za a to co zrobiłeś mojej mamie.- uderzyłam go po raz kolejny.

- Ty mała suko.- warknął i złapałam mnie za nadgarstek gdy chciałam go po raz kolejny uderzyć.

Alan w mgnieniu oka znalazł się przy mnie i przygwoździł mężczyznę do ściany.

-Jeszcze raz chuju.- krzyknął.-Nazwiesz ją tak jeszcze raz, a będziesz mógł sobie kopać grób. Masz się do niej odnosić za szacunkiem.

Do środka wpadło dwóch ochroniarzy. Stanęli w drzwiach i rozglądnęli się po pokoju.

-Słyszeliśmy niepokojące hałasy.- powrócił jeden za nich i skinął głową.

-Pan już wychodził.- powiedział Alan i odsunął się od mężczyzny.- Dopilnujcie żeby wyszedł z budynku.- mężczyźni skinęli głowami i podeszli do rudego.

Obaj załapali go pod ramiona i wyszli z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.

****

170 🌟 + 80 💬 = następny rozdział.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro