Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

część 3 - rozdz. 62


Alan wybudził się dwa tygodnie temu.

Na szczęście oprócz złamanej ręki nic poważnego się mu nie stało.

Za co dziękował w duchu.

Nie wiem co bym zrobiła gdyby coś mu się stało.

Weszłam do sali, na której był i uśmiechnęłam się gdy zobaczyłam go ubranego w dresy i koszulkę jak leży na łóżku i ogląda mecz, który leciał w telewizorze.

Zaśmiałam się i podeszłam do niego. Pochyliłam się nad nim i pocałowałam go w policzek.

Odwrócił twarz w moją stronę i przesunął się na łóżku, poklepał miejsce obok siebie dając mi znak żebym usiadła. Uśmiechnęłam się i usiadłam obok niego. Objął mnie ramieniem, a ręką z której trzy dni temu zdjęli mu gips, delikatnie pogładził mój brzuch.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam mocniej w jego bok. Skrzywił się lekko, a ja popatrzyłam na niego pytająco.

- Co jest? - zapytałam zmartwiona.

- Nic. - odpowiedział z uśmiechem ale ja wiedziałam, że to sztuczny uśmiech.

- Mów. - zażądałam.

- Źle czuje się z tym, że opuściłem tyle wizyt u ginekologa. Nie byłem na tylu wizytach razem z tobą. - powiedział.

Westchnęłam cicho i spojrzałam na niego.

- Już to przerabialiśmy. - powiedziałam. - To nie twoja wina.

- Moja. - zaprzeczył. - Gdybym cię wtedy posłuchał i nie wsiadł na ten motor, nie zrobiłbym nic głupiego i bylibyśmy teraz w Sydney. Nie opuściłbym żadnej wizyty u ginekologa, a tak to chodziłaś na nie sama.

- Alan. - zaczęłam. - Musiałeś odreagować, nie wiedziałeś jak to się skończy. Aczkolwiek mogłeś mnie posłuchać. - ostatnie zdanie było tylko cichym mruknięciem.

- Siemanko wszystkim. - powiedział Rafał i wszedł do sali, zamknął za sobą drzwi i podszedł do nas

Podwinął moją koszulkę lekko do góry tak, że odsłonił mój brzuch i pochylił się nad nim, a następnie go pocałował.

- Cześć dzieciaczki. - powiedział. - Wujek wrócił, cieszycie się?

- Spadaj pedale od mojej dziewczyny i dzieci. - powiedział Alan ze śmiechem i odsunął od mojego brzucha głowę Rafała.

Blondyn popatrzył z oburzeniem na bruneta i złapał się pod boki.

- Wujkowi z dziećmi nie dasz się przywitać? - zapytał oburzony. - Chrzestnym ojcem będę, więc daj mi z nimi sobie porozmawiać.

-To moje zadanie.- odpowiedział Alan.- Moje dzieci. - dodał z dumą.-I moja dziewczyna, więc spadaj. Znajdź sobie własną i zrób sobie sam dzieci, a od moich spadówa.

- Widzę, że humorek ci wrócił. - mruknął Rafał, a ja się zaśmiałam i naciągnęłam koszulkę na brzuch.

- Zostawię was samych, porozmawiajcie sobie. - powiedziałam i chciałam zejść z łóżka ale zatrzymały mnie ręce bruneta.

- Zostań. - powiedział. - Chcę żebyś przy mnie była, tęskniłem za tobą.

- Czułości zostawcie sobie na później. - mruknął Rafał i usiadł na krześle obok mnie. - Opowiadaj co u ciebie. - powiedział do Alana.

- Dobrze. - odpowiedział brunet. - Trochę tu ... nienormalnie, no ale lekarz powiedział, że do domu będę mógł wrócić dopiero za tydzień. Zaczyna mi się tu nudzić, chociaż tyle, że ona tu ze mną przesiaduje. - powiedział i kiwnął głową w moją stronę.

- Wielkie dzięki. - mruknęłam.

- Wiem. - wyszczerzył się Alan. - Chcę już wrócić do domu i zająć się pracą. - westchnął.

- Wiesz, że będziemy razem pracować? - zapytał Rafał, a brunet spojrzał na niego z niedowierzaniem.- Jestem twoim asystentem, twój ojciec powiedział, że masz mieć mnie za asystenta i zwolnił z pracy w Sydney wszystkie kobiety, które miały mniej niż trzydzieści lat. Wszystko po to żeby udowodnić tobie i Nadii, że możecie czuć się bezpieczni i żeby ona nie musiała się martwić o twój romans z pracownikami.

- Nie miałaby się o co martwić bo, żadnego by nie było. - oburzył się Alan. - Poza tym co on nagle taki troskliwy się zrobił?

-Był tutaj jak byłeś w śpiączce i mnie przeprosił. - powiedziałam cicho. - Wybacz ostatnio się tyle znowu działo, że zapomniałam ci o tym powiedzieć. Powiedział, że nam pomoże i jest z ciebie dumny. Jest dumny dlatego, że nie uciekłeś przed odpowiedzialnością tylko stanąłeś na wysokości zadania.

- Uwierzyłaś mu? - zapytał z uniesioną brwią.

- Tak. - odpowiedziałam z uśmiechem.
-Szkoda, że nie widziałeś jaki był dumny, gdy o tobie mówił. Jest naprawdę dumny z tego, że ma takiego syna. Zaczął się nawet z twoją mamą kłócić o płeć dziecka. - dodałam ze śmiechem.

- Nie wierze. - powiedział Alan kręcąc głową.

- Uwierz, bo mówi prawdę. - usłyszeliśmy od strony drzwi męski głos należący do taty bruneta.

Wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. Podszedł do nas i podał mi sok pomarańczowy, uśmiechnęłam się szeroko i podziękowałam mu.

- Przepraszam za to jak wtedy zareagowałem. - powiedział i przetarł twarz dłońmi, a potem spojrzał na bruneta. - Miałem wtedy ciężki dzień, a potem powiedziałeś o ciąży Nadii. W pewnym sensie się na was wyładowałem czego żałuje. Nie powinienem był, przepraszam. Jestem z ciebie naprawdę bardzo dumny. Zamiast uciec stanąłeś na wysokości zadania. Po tym jak wyszliście zrozumiałem, że stając na wysokości zadania jesteś starszy niż mi się wydawało. Dowiodłeś, że jesteś odpowiedzialnym człowiekiem i mimo czegoś czego nie planowałeś potrafisz sobie z tym poradzić. Że nie poddajesz się gdy życie rzuca ci kłody pod nogi, a idziesz dalej. Zobaczyłem też przez te kilka ostatnich dni jak bardzo jej na tobie zależy. - przeniósł wzrok na mnie. - Przepraszam, że się wtedy tak zachowałem, naprawdę myliłem się co do ciebie. Gdy Alan wylądował w szpitalu zamiast rozpaczać nad sobą i uciec czuwałaś przy nim dzień i noc. Nie odstępowałaś go nawet na chwilę i podtrzymywałaś moją żonę na duchu i mówiłaś żeby się nie martwiła. Pocieszałaś ją mimo, że sama miałaś tyle problemów i rzeczy na głowie, a właściwie to osób. - poprawił się. - Naprawdę jestem ci wdzięczny. Witaj w naszej rodzinie. - zakończył z uśmiechem.

- Dziękuję. - powiedziałam zawstydzona.

Poczułam mdłości więc szybko wstałam z łóżka, powiedziałam, że zaraz wracam i próbując powstrzymać wymioty dopadłam łazienki. Zamknęłam się w jednej z kabin i zaczęłam wymiotować.

Znowu się zaczyna pomyślałam i jęknęłam w duchu. Już miałam kilka dni spokoju i nie musiałam ciągle latać do łazienki żeby wymiotować.

Westchnęłam cicho gdy byłam pewna, że mdłości ustały podniosłam się z podłogi i przycisnęłam spłuczkę.

Po wykonaniu kolejnych koniecznych czynności po mdłościach żeby pozbyć się okropnego posmaku. Wyszłam z łazienki i wróciłam do pokoju, w którym siedział sam Alan.

****

170 🌟 + 80 💬 = następny rozdział.

Rozdział poprawiła: malu994





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro