część 3 - rozdz. 60
Alan leży w szpitalu już miesiąc. Codziennie przy nim jestem. Dzień i noc.
Z każdym dniem coraz bardziej obawiam się, że on już nigdy się nie wybudzi.
Że już nigdy nie spojrzy na mnie tymi swoimi pięknymi brązowymi oczami przepełnionymi miłością.
Że już nigdy mnie nie pocałuje. Że już nigdy mnie nie przytuli.
Że już nigdy nie usłyszę jego głosu, szeptu. Że nigdy z jego ust nie usłyszę już tych dwóch słów.
Że zostanę sama.
Że nigdy nie poczuję tego pięknego zapachu jego perfum, że już nigdy nie usłyszę jego śmiechu. Że już nigdy nie będę mogła się do niego przytulic. Posłuchać co ma do powiedzenia, że już nigdy nie będę mogła zasnąć obok niego z poczuciem bezpieczeństwa.
Tego wszystkiego obawiam się najbardziej. Że już nigdy go przy mnie nie będzie.
A właściwie to przy nas. Bo jest jeszcze dziecko, a właściwie to dzieci. Jestem już w szóstym tygodniu ciąży, a mojego brzucha nadal nie widać. To znaczy pojawia się po jedzeniu, a po tem znika i tak cały czas. Do szkoły nie chodzę, każdą wolną chwilę spędzam w szpitalu przy łóżku Alana. Właściwe to cały czas tutaj jestem.
Ze szpitala prawie wogólę nie wchodzę. Wszystko co mogę załatwiam przez telefon.
Mama Alana kilka razy była w szpitalu i przeprosiła mnie za zachowanie męża. On sam natomiast był tylko raz. Przeprosił mnie i powiedział, że mi pomoże.
Nie byłam i nie jestem na niego zła ponieważ rozumiem, że to był dla niego szok. A poza tym mam teraz na głowie o wiele ważniejsze rzeczy, a właściwie osoby, ważniejsze, niż kłótnia.
Muszę uważać na wszytko co jem i pije, nie mogę się denerwować, a za razem ciągle martwię się o Alana.
Nasze dziecko, a właściwie dzieci rozwijają się prawidłowo, pani ginekolog, która prowadzi moje badania powiedziała, że będą to bliźniaki. Nie znam płci dzieci i nie chce znać. Chcę poczekać, dowiedzieć się o tym razem z Alanem. Poza tym będę mogła ją poznać dopiero w dwudziestym tygodniu ciąży. Mam nadzieję, że do tego czasu Alan się wybudzi.
Zresztą co ja mówię, ja chcę żeby on się już wybudził. Boję się, że to nigdy się nie stanie.
Cały czas mam nadzieję, że on się wybudzi i znów mnie przytuli, pocałuje i powie kocham cię. Że będzie przy mnie, a właściwie to przy nas, bo jeszcze dzieci.
Kocham go i nie mogę go ponownie stracić, tracąc jego stracę siebie. On jest częścią mnie, moim dopełnieniem, osobą, którą kocham. Z którą chcę spędzić resztę życia.
-Alan, błagam cię nie zostawiaj mnie.- wyszeptałam z łzami na policzkach.- Ja cię kocham, błagam nie zostawiaj mnie. Proszę. Błagam. Nie zostawiaj mnie. Jesteś wszystkim co mam. Potrzebuje cię, twojej obecności. Twoich ramion. Bezpieczeństwa, które mi dajesz. Błagam. Proszę. Nie zostawię mnie. Nie zostawiaj nas. Jestem w ciąży. Noszę pod sercem nasze dzieci. Błagam cię nie zostawiaj nas. Nie poradzę sobie bez ciebie. Jesteś wszystkim co mam.
Z perspektywy Alana.
-Alan, błagam cię nie zostawiaj mnie.- usłyszałem szloch dziewczyny.- Ja cię kocham, błagam nie zostawiaj mnie. Proszę. Błagam. Nie zostawiaj mnie. Jesteś wszystkim co mam. Potrzebuję cię, twojej obecności. Twoich ramion. Bezpieczeństwa, które mi dajesz. Błagam. Proszę. Nie zostawię mnie. Nie zostawiaj nas. Jestem w ciąży. Noszę pod sercem nasze dzieci. Błagam cie nie zostawiaj nas. Nie poradzę sobie bez ciebie. Jesteś wszystkim co mam.
Nie wiem ile dni, tygodni czy miesięcy jestem nie przytomny, ale codziennie słyszę jej słowa.
Chciałbym ją przytulic powiedzieć, że jestem przy niej i nic mi nie jest. Pocałować ją, odpowiedzieć jej, że ją kocham. Zobaczyć na USG nasze dzieci.
Być przy niej. Wspierać ją.
A tym czasem leżę na łóżku, przygwożdżony do łóżka i nie mogę się poruszyć. Chciał bym chociaż móc ścisnąć jej dłoń, żeby wiedziała, że ją słyszę. Dać jej jakikolwiek znak, że wiem, że przy mnie jest i ją słyszę.
Poczułem w całym ciele ogromną potrzebę ściśnięcia jej dłoni, czy choćby jakiegokolwiek innego dania znaku, że ją słyszę i że przy niej jestem. Że nie mam zamiaru jej zostawiać.
Zebrałem w sobie całe możliwe siły i przeniosłem je w dłoń, za którą ona mnie ściskała. Ale to było na nic. Nie dałem rady uścisnąć jej dłoni. Chociaż wciąż chciałem.
Nie mogłem.
Nie dałem rady.
Nie miałem na tyle siły.
Spróbowałem jeszcze raz ale też nic.
Byłem na siebie wściekły. Za, to że nie mogłem tego zrobić. I pokazać jej, że ją kocham i że ją słyszę.
****
170 🌟 + 80 💬 = następny rozdział.
Ten rozdział poprawiła: heartsom.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro