część 3 - rozdz. 42
-Co tu robisz?- podniósł głos patrząc na Damiana.- Chcesz wpierdol, że tu przyjechałeś?
-Nie szukam guza.- odpowiedział spokojnie Damian.- Chce tylko na spokojnie porozmawiać.
-Bo ci uwierzę. Nie po tym co jej zrobiłeś.- powiedział brunet i przyciągnął mnie bliżej siebie. Jakby chciał mnie przed nim ochronić.
-Chcę z nią porozmawiać.- powtórzył rudowłosy.
Zobaczyłam jak Alan zaciska ręce w pięści.
Po chwili już go przy mnie nie było. Siedział na Damianie i okładał go pięściami.
Przestraszona, że mógłby sobie coś zrobić. Podbiegłam do niego zanim zareagowali starsi.
Położyłam niepewnie dłoń na ramieniu Alana. Chłopak zamarł i odwrócił twarz w moją stronę.
-Alan, nie rób mu krzywdy.- powiedziałam zła i przestraszona patrząc mu w oczy.
-Będziesz go teraz bronić?! Po tym co ci zrobił?!- zapytał z jadem w głosie.
Pokręciłam przecząco głową, a moje oczy zaszły łzami.
-Powiedziałem ci. Zrób jej coś, a ci nogi z dupy powyrywam.- krzyknął wujek i chciał wstać od stołu ale ciocia go zatrzymała.
-Alan, zostaw go.- powtórzyłam łamiącym się głosem.
Chłopak potrząsnął głową, jakby wyrwał się z jakiegoś transu i spojrzał na mnie. Wstał z Damiana i podszedł do mnie. Wtuliłam się w niego mocno, a po moich policzkach spłynęło kilka łez.
-Przepraszam skarbie- powiedział z bólem.- Nie chciałem na ciebie na krzyczeć. Proszę nie płacz. Nie przeze mnie.- przy ostatnich słowa poczułam jak wypowiada je z bólem i ledwo przechodzą mu przez gardło.
Skinęłam delikatnie głową i stałam tak jeszcze chwilkę wtulona w niego.
-Możemy promować?- powtórzył swoje pytanie Damian.
Odsunęłam się lekko od Alana i spojrzałam na tego drugiego.
-Muszę ci o czymś powiedzieć.- powiedział i podrapał się po karku. Był zdenerwowany.
-Możesz mówić.- odpowiedziałam.
-Wolałbym w cztery oczy.
-Nie ma mowy.- podniósł głos Alan.-Nie zostawię cię z nią samego.
-Ta sprawa nie dotyczy ciebie.- odpowiedział mu rudowłosy.
Ciało Alana się spięło, a z jego ust wydobyło się warknięcie. Położyłam dłoń na jego ramieniu i spojrzałam mu w oczy.
-Al, nie warto.- powiedziałam mu kręcąc głową.
-Dobrze.- Odpowiedział i się rozluźnił.
Kątem oka zobaczyłam jak ciocia i wujek wychodzą z kuchni.
-O czym chcesz porozmawiać?- zwróciłam się do Damiana.
-Mówiłem, wolałbym w cztery oczy.- odpowiedział.
-Mówisz czy wychodzisz?- zapytałam.- Nie zostanę z tobą sama. Alan będzie ze mną. Możesz przy nim mówić.
-Dobrze.- westchnął w odpowiedzi.
Usiadł przy stole, Alan na przeciwko niego, a ja wgramoliłam się na kolana tego drugiego. Objął mnie ramionami i oparł brodę na moim obojczyku.
-Mów.- warknął patrząc na rudowłosego.
-Najpierw chciałbym cię przeprosić za to co ci zrobiłem.- zwrócił się do mnie puszczać mimo uszy słowa bruneta.
-Przyjmuje przeprosiny jeśli robisz to szczerze. Ale nie zapomnę o tym co mi zrobiłeś.- powiedziałam patrząc na niego.
-Robię to szczerze. Wiem, że nie zapomnisz. Przepraszam za to co ci zrobiłem. Nie ma na to wytłumaczenia, ale żałuję, że tak cię potraktowałem. A w szczególności teraz gdy się o tym wszystkim dowiedziałem...
-O czym się dowiedziałeś- przerwałam mu.
-Wiesz już kto jest twoimi biologicznym rodzicami?- zapytał, a ja patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami. Skąd on wie?
-Znam tylko matkę.- odpowiedziałam, a on skinął głową.
-A ja znam twojego ojca.- powiedział.
-Kto to?- zapytałam, ale nie byłam pewna czy chce znać prawdę.
-Właśnie w tej sprawie tu przyszedłem.- westchnął i położył ręce na stole. Podniósł na mnie swój wzrok.- Chciałbym najpierw za niego przeprosić. To co zrobił Rovenie jest okropne...
-Sam prawie zrobiłeś to samo jej.- przerwał mu warknięcie Alan.
-Wiem i żałuję, że w ogóle się do niej zbliżyłem.- odpowiedział.- To znaczy nie w tym sensie, że ten tylko no wiesz. Żałuję, że ci to zrobiłem. Ale wracając do tamtego. Najpierw chce za nim go przeprosić i uważam, że to co zrobił jest okrutne. Ja też źle postąpiłem i wiem o tym. Ale on ją zgwałcił...
-Damian- tym razem ja mu przerwałam.- Mów co masz mówić i odejdź.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale. Mów co masz mówić i idź stąd.- znów mu przerwałam.
-Okey- powiedział z westchnieniem i skinął głową.- Twoim ojcem jest mój ojciec.- powiedział szybko przez co ledwo go zrozumiałam.
Zamarłam gdy dotarło do mnie co powiedział.
-Że co?!- zapytałam w tym samym momencie co Alan.
-Mój ojciec jest twoim ojcem. Jesteś moja siostrą.- odpowiedział spokojnie.
-Ale jak?- zapytałam łamiącym się głosem. Miałam ochotę płakać.
Człowiek, który prawie mnie zgwałcił jest moim bratem, a jego ojciec, gwałciciel, moim ojcem.
-Po tym jak zgwałcił twoja matkę, zwiał. Uciekł do Waszyngtonu tam poznał moją matkę "zakochał się w niej"- zrobił cudzysłów palcami w powietrzu.- I ją też zapłodnił. Ale z nią został, ożenił się z nią, a potem urodziłem się ja. Moja matka zmarła przy porodzie wychowywał mnie sam. Miesiąc temu dowiedziałem się, że jesteś moją siostrą. Namówiłem twojego ojca do zrobienia badań DNA zgodził się. Dwa tygodnie temu otrzymał wyniki i okazało się, że to, że jesteś moja siostrą to prawda. Próbowałem się z tobą skontaktować, ale nie miałem jak. Dopiero dzisiaj mi się to udało.
-Mam ci współczuć?- zaczęłam.- Mam ci współczuć po tym wszystkim co się dzisiaj dowiedziałam? Po co mi to w ogóle mówisz? Po co w ogóle tu przyjechałeś?
-Pomyślałem, że chciałabyś o tym wiedzieć. W szczególności teraz gdy on za kilka miesięcy może umrzeć. Pomyślałem, że może chciałbyś go zobaczyć.
-Chyba sobie ze mnie kpisz- prychnęłam.- Ty prawie mnie zgwałciłeś. Twój ojciec zgwałcił moją ciotkę, która tak naprawdę jest moją matką. Do tego mój ojciec, który tak naprawdę nie jest moim ojcem chciał mnie tobie sprzedać. A ty teraz tu przychodzisz, mówisz mi kim jest mój ojciec i oczekujesz, że po tym wszystkim ja będę chciała się z nim spotkać?- przy ostatnim zdaniu podniosłam głos prawie do krzyku.
Już nie chciałam płakać. Byłam zła i to nawet mało powiedziane.
Potym wszystkim co mi zrobili oni liczą, że będę chciała się z nim spotkać?!
Jęknęłam głośno gdy poczułam silny ból brzucha i zgiełku się w pół i gdyby nie refleks Alana to leżała bym na podłodze.
-Skarbie co ci jest?- zapytał i położył ręce na moich biodrach.
-Brzuch mnie boli- jęknęłam.
Z jego ust wydobyło się ciche warknięcie.
-Powiedziałeś co miałeś powiedzieć. Możesz już iść. Nie chce żeby się denerwowała. Nie teraz. Idź już.- powiedział do Damiana i podniósł mnie jak pannę młodą.- Spokojnie kotku. Wszytko będzie dobrze. Nie denerwuj się Nie myśl o tym co się stało. Wszystko będzie dobrze.- mówił niosąc mnie na górę.
******
Przepraszam, że nie dookołam wczoraj rozdziału. Ale czytałam książę i byłam po prostu nie w humorze.
Pisaliście, że już jest.
Czytałam wasze komentarze i przepraszam, że nie dodałam.
Ale obiecuję, że kolejne będą pojawiać się tylko jak zobaczę kryteria i będę miała napisany rozdział.
Wybaczycie mi?
110 🌟 + 55 💬 = następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro