Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

część 3 - rozdz. 41


-A co sadzisz o tym?- zapytał Alan gdy zwiedziliśmy trzeci dom.- Bo mi nie bardzo się podoba.

-Za duży moim zdaniem.- odpowiedziałam.- Chyba potrzebujemy czegoś mniejszego. Co nam z wielkiego domu?

-Masz rację- powiedził z uśmiechem i odwrócił się w stronę pani Shawn, która zajmuje się sprzedażą nieruchomości.-Ma pani coś mniejszego?... Bardziej rodzinnego?

-Myślę, że mam coś specjalnie dla was. W drugiej dzielnicy. Niewielki dom z dużym podwórkiem. Myślę, że się wam spodoba. Do tego jest tam jeszcze basen.

-A co sadzisz o tym?- zapytał Alan gdy zwiedziliśmy wspomniany dom.

-Idealny.- powiedziłam z rozmarzeniem.

-Bierzemy ten.- powiedził patrząc na panią Shawn.

-Idealnie.- odpowiedział z uśmiechem.- Gratuluję wyboru. Myślę, że się wam tutaj spodoba. Dzielnica jest bezpieczna, a sąsiedzi mili.

Po załatwieniu wszystkich formalności wróciliśmy do samochodu.

-Gdzie teraz?- zapytał Alan i włączył silnik.

-Po żelki i sok pomarańczowy.-odpowiedziałam i zapiełam pasy.

-Zjadłaś już dwa opakowania kotku i wypiłaś trzy soki pomarańczowe. Nie żałuję ci ale czy nie sądzisz, że to trochę nie zdrowe?- zapytał z troską w głosie.

-Jeśli mam być szczera to wiem o tym.- odpowiedziałam.- Ale mam na to straszną ochotę.

- Sok możemy kupić, ale żelek już nie. Zamiast żelek owoce. Co ty na to?- zapytał patrząc na mnie przez chwilę, a po tem znów przeniósł wzrok na jezdnię.

-Okey.- odpowiedziałam.

-W drodze powrotnej pojedziemy jeszcze do szpitala, zapisać cię na wizytę do ginekologa.- powiedział, a na moje policzki wpłynął rumieniec.

No co ja poradzę, że krępujące mnie te tematy.

-Musimy?- jęknełam i usiadłam wygodniej w fotelu. Położył rękę na moim kolanie, a ja położyłam na niej swoją. Kątem oka zauwarzyłam, że się na to uśmiecha.

-Musimy.- odpowiedział.- Nie mamy pewności czy jesteś. A musimy wiedzieć. Nie chce żeby potem coś ci się stało.

-Dobrze.- odpowiedziałam cicho i odwróciłam głowę w stronę okna, oparłam o nie głowę i zamknęłam oczy.

Poczułam, że robi mi się niedobrze, ale po chwili to uczucie zniknęło.

-Wszystko w porządku?- zapytał Alan i potarł palcami moje kolano.

-Chyba tak.- odpowiedziałam cicho.

-Chyba?

-Trochę źle się czuje.- powiedziła i zobaczyłam, że na jego twarzy maluje się zmartwienie.- To naprawdę nic. Nic mi nie jest.

-Martwię się o ciebie- powiedził i kątem oka na mnie spojrzał.

-Naprawdę to nic. Przeszło mi, już się lepiej czuję.

-Jesteś pewna?

-Tak, jestem pewna.- zapewniłam go z uśmiechem.

-No dobrze, niech Ci będzie. Ale jeśli będziesz się źle czuć to masz mi od razu powiedzieć.

-Dobrze.- odpowiedziałam i się delikatnie uśmiechnęłam.

Po niewielkich zakupach, wróciliśmy do samochodu.

Po tem tak jak Alan mówił w drodze powrotnej wstąpiliśmy do szpitala i na oddział położniczy i zapisałam się do ginekologa.

Super wizytę mam na jutro. Szybciej się nie dało. Mam nadzieje, że czujecie ten sarkazm.

Wróciliśmy do domu mojej cioci i wujka.

Zdziwiłam się gdy zobaczyłam na podjeździe nieznany mi samochód.

Pomyślałam, że zapewne ciocia i wujek mają gościa no bo w końcu, prowadzą stadninę koni.

Uśmiechnęłam się i wyszłam z samochodu.

Alan podszedł do mnie i z reklamówkami w dłoniach ruszyliśmy w stronę domu.

-Wróciliśmy.- powiedziłam tak żeby ciocia usłyszała i weszłam do domku, a Alan za mną.

Ściągłam buty w przedpokoju i ruszyłam w stronę kuchni.

Stanełam w progu jak wryta, gdy GO zobaczyłam.

-Co jest?- zapytał Alan gdy wpadł na mnie.

Zaczęłam się powoli wycofywać przestraszona. Alan objął mnie od tyłu rękami w pasie i przyciągnął moje plecy do swojego torsu.

Podniósł wzrok na osobę, która spędziła obok mojego wujka i z jego ust wydobyło się głośne warknięcie.

******

110🌟+ 55 💬= następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro