Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

część 3 - rozdz. 39

Obudziłam się nad ranem, a moje myśli od razu zalała fala wspomnień z wczorajszego dnia.

To, że Rovena jest moją biologiczną matką.

To, że jestem jej córką.

To, że prawdopodobnie jestem w ciąży.

I to, że prawdopodobnie za dziewięć miesięcy na świecie pojawi się nasze (moje i Alana) dziecko.

Wtuliłam się bardziej w chłopaka, a on szczelniej objął mnie ramionami.

-Nie spisz już?- zapytałam i uśmiechnęłam się smutno.

-Nie śpię- odpowiedział i pocałował mnie w tył głowy.- Nie martw się tak tym wszystkim. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.

-Mam nadzieję- westchnęłam cicho i złapałam dłońmi jego ręce.- Jak myślisz? Jeśli jestem w ciąży to będzie chłopczyk czy dziewczynka?

-Liczę na chłopczyka.- odpowiedział z wyraźną ulgą w głosie.- A ty?

-Ja też- odpowiedziałam.

-Ale w przyszłości liczę na małe Nadie.- powiedział z cichym śmiechem.

-Co?!- zapytałam z niedowierzaniem.

-W przyszłości liczę na małe Nadie.- powtórzył.- Będziemy mieli trójkę małych szkrabów, które będą naszym największym dowodem miłości.

-Trójkę?- jęknęłam.- Czy ty wiesz jak boli poród?

-Nie- odpowiedział.- A ty wiesz?

-Emm... no też nie- przyznałam.- Ale mówią, że boli.

-Ale będę przy tobie. Będziesz ściskać moją rękę jak będą z ciebie wychodzić nasze dzieci.- uderzyłam go z otwartej ręki w klatkę piersiową, a on się zaśmiał.

-Może skończmy ten temat co?- zapytałam lekko zawstydzona.-Nie wybiegajmy z planami tak na przyszłość. Na razie chciałabym skończyć szkołę. A potem kto to wie...

-Ej, ej.- przerwał mi.- Ale ja będę w tych twoich planach na przyszłość?- zapytał.

-A po co ty mi tam?- zapytałam oburzona.- Skończę szkołę, wyjadę na Karaiby, założę hodowle pomarańczy i będę życia długo i szczęśliwie jako boss, pomarańczowej mafii.

-Że co słucham?- krzyknął cicho Alan, a ja zaczęłam się śmiać.

-Żartowałam.- powiedziałam opanowując śmiech.- Oczywiście, że będziesz w mojej przyszłości. Jeśli oczywiście chcesz...

-Oczywiście, że chcę - przerwał mi.- Skończysz szkołę, oświadczę ci się, pojedziemy w podróż poślubną, na której spłodzimy nasze dzieci i wrócimy do kraju i będziemy żyć długo i szczęśliwie.- powiedział, a ja się zaśmiałam.

-Ciekawa opcja- powiedziałam.

Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Odsunełam się lekko od Alana.

-Mogę?- usłyszałam głos cioci.

-Tak- odkrzyknęłam.

Ciocia otworzyła drzwi i wstawiła głowę do środka, spojrzała na nas i się uśmiechnęła, a na moje policzki wpłynął rumieniec.

-Mogli byście już wstać? Śniadanie gotowe i gofry za chwile będą zimne- powiedziała.

Gdy usłyszałam słowo gofry zerwałam się z łóżka i wybiegłam w piżamie z pokoju.

Zbiegłam po schodach na dół i wpadłam do kuchni. Zajęłam szybko miejsce przy stole i usłyszałam śmiech wujka.

-Kiedyś się zabijesz, przez to bieganie.- powiedział ze śmiechem. Wystawiłam mu język i zaczęłam jeść swoją porcję. Do kuchni weszła ciocia i się zaśmiała widząc mnie przy talerzu, zajadającą gofry z zapałem jakiego nie ma nikt inny.

No co?

Czy to moja wina, że kocham gofry z dżemem truskawkowym i bitą śmietaną?!

Oczywiście, że nie.

Po chwili do kuchni wszedł Alan. Miał na sobie spodenki i białą koszulkę, która lekko opinała jego mięśnie. Zaśmiał się cicho widząc mnie, a ja wystawiłam mu język.

Usiadł obok mnie i zajął się swoją porcją.

-Musimy pojechać do miasteczka. Po radzicie sobie bez nas?- zapytała ciocia wkładając brudny talerz do zlewu.

-Tak- odpowiedziałam i wstałam.

Poczułam, że robi mi się niedobrze. Odłożyłam talerz do zlewu i uśmiechnęłam się do cioci.

Znów poczułam, że robi mi się niedobrze. Wyszłam szybko z kuchni i pobiegłam do łazienki na górę.

Zamknęłam za sobą drzwi i kucnęłam przy ubikacji.

Z perspektywy Alana.

Nadia wstała od stołu, zobaczyłem jak wygina usta w grymasie, ale zaraz przybrała normalny wyraz twarzy.

Odłożyłam talerz do zlewu i uśmiechnęła się z grymasem.

Wyszła szybko z kuchni i usłyszałem jak wbiega po schodach na górę, a po chwili zatrzaskuje drzwi.

Wyszedłem z kuchni i pobiegłam za nią na górę. W naszym pokoju jej nie było.

Wiedziałem, że w takim razie jest w łazience.

Skierowałem się w stronę wspomnianego pomieszczenia i wszedłem do środka.

Brunetka pochylała się nad ubikacją i wymiotowała.

Zamknąłem drzwi i podeszłem do niej wziąłem jej włosy w swoją dłoń i przytrzymałem jej je. Żeby było jej  wygodniej.

Kiwnęła lekko głową.

Po kilku minutach podniosła się z podłogi. Puściłem jej włosy i spojrzałem na nią zmartwiony.

Podeszła do umywalki i wyciągła ze swojej kosmetyczki szczoteczkę i pastę.

Umyła zęby i odwróciła się w moją stronę.

-Źle się czujesz?- zapytałem i podeszłam do niej.

Pokiwała głową i położyła ręce na brzuchu.

-Brzuch cię boli?- w odpowiedzi znów kiwnęła głową.

-Za szybko zjadłam gofry, to nic takiego. Zawsze gdy to zrobię za szybko to potem tak się czuje.-powiedziała z bólem w głosie.

Podszedłem do niej i podniosłem ją jak pannę młodą.

Objęła dłońmi moją szyję i się we mnie wtuliła.

Zaniosłem ją do naszego pokoju i położyłem na łóżku.

Położyłem się obok niej, ułożyłem dłonie na jej brzuchu i zacząłem go lekko masować.

Po kilkunastu minutach usłyszałem jej miarowy oddech.

Pocałowałem ją w czoło i wstałem z łóżka. Przykryłem ją kołdrą i wyszedłem z pokoju.

-Źle się czuje?- zapytała jej ciocia gdy wszedłem do kuchni.

-Tak- odpowiedziałem i usiadłem przy stole żeby dokończyć swoje śniadanie.- Boli ją brzuch ale zasnęła.- dodałem widząc jej minę.

-Zawsze tak ma gdy zje tyle gofrów na raz.- odpowiedziała i uśmiechnęła się.

Nie bardzo chciałem wieżyc, że to przez gofry.

Ale też nie mieliśmy jeszcze pewności czy jest w ciąży.

Tak więc nic nie wiadomo.

***

120🌟+ 50 💬 = następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro