część 3 - rozdz. 39
Obudziłam się nad ranem, a moje myśli od razu zalała fala wspomnień z wczorajszego dnia.
To, że Rovena jest moją biologiczną matką.
To, że jestem jej córką.
To, że prawdopodobnie jestem w ciąży.
I to, że prawdopodobnie za dziewięć miesięcy na świecie pojawi się nasze (moje i Alana) dziecko.
Wtuliłam się bardziej w chłopaka, a on szczelniej objął mnie ramionami.
-Nie spisz już?- zapytałam i uśmiechnęłam się smutno.
-Nie śpię- odpowiedział i pocałował mnie w tył głowy.- Nie martw się tak tym wszystkim. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.
-Mam nadzieję- westchnęłam cicho i złapałam dłońmi jego ręce.- Jak myślisz? Jeśli jestem w ciąży to będzie chłopczyk czy dziewczynka?
-Liczę na chłopczyka.- odpowiedział z wyraźną ulgą w głosie.- A ty?
-Ja też- odpowiedziałam.
-Ale w przyszłości liczę na małe Nadie.- powiedział z cichym śmiechem.
-Co?!- zapytałam z niedowierzaniem.
-W przyszłości liczę na małe Nadie.- powtórzył.- Będziemy mieli trójkę małych szkrabów, które będą naszym największym dowodem miłości.
-Trójkę?- jęknęłam.- Czy ty wiesz jak boli poród?
-Nie- odpowiedział.- A ty wiesz?
-Emm... no też nie- przyznałam.- Ale mówią, że boli.
-Ale będę przy tobie. Będziesz ściskać moją rękę jak będą z ciebie wychodzić nasze dzieci.- uderzyłam go z otwartej ręki w klatkę piersiową, a on się zaśmiał.
-Może skończmy ten temat co?- zapytałam lekko zawstydzona.-Nie wybiegajmy z planami tak na przyszłość. Na razie chciałabym skończyć szkołę. A potem kto to wie...
-Ej, ej.- przerwał mi.- Ale ja będę w tych twoich planach na przyszłość?- zapytał.
-A po co ty mi tam?- zapytałam oburzona.- Skończę szkołę, wyjadę na Karaiby, założę hodowle pomarańczy i będę życia długo i szczęśliwie jako boss, pomarańczowej mafii.
-Że co słucham?- krzyknął cicho Alan, a ja zaczęłam się śmiać.
-Żartowałam.- powiedziałam opanowując śmiech.- Oczywiście, że będziesz w mojej przyszłości. Jeśli oczywiście chcesz...
-Oczywiście, że chcę - przerwał mi.- Skończysz szkołę, oświadczę ci się, pojedziemy w podróż poślubną, na której spłodzimy nasze dzieci i wrócimy do kraju i będziemy żyć długo i szczęśliwie.- powiedział, a ja się zaśmiałam.
-Ciekawa opcja- powiedziałam.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Odsunełam się lekko od Alana.
-Mogę?- usłyszałam głos cioci.
-Tak- odkrzyknęłam.
Ciocia otworzyła drzwi i wstawiła głowę do środka, spojrzała na nas i się uśmiechnęła, a na moje policzki wpłynął rumieniec.
-Mogli byście już wstać? Śniadanie gotowe i gofry za chwile będą zimne- powiedziała.
Gdy usłyszałam słowo gofry zerwałam się z łóżka i wybiegłam w piżamie z pokoju.
Zbiegłam po schodach na dół i wpadłam do kuchni. Zajęłam szybko miejsce przy stole i usłyszałam śmiech wujka.
-Kiedyś się zabijesz, przez to bieganie.- powiedział ze śmiechem. Wystawiłam mu język i zaczęłam jeść swoją porcję. Do kuchni weszła ciocia i się zaśmiała widząc mnie przy talerzu, zajadającą gofry z zapałem jakiego nie ma nikt inny.
No co?
Czy to moja wina, że kocham gofry z dżemem truskawkowym i bitą śmietaną?!
Oczywiście, że nie.
Po chwili do kuchni wszedł Alan. Miał na sobie spodenki i białą koszulkę, która lekko opinała jego mięśnie. Zaśmiał się cicho widząc mnie, a ja wystawiłam mu język.
Usiadł obok mnie i zajął się swoją porcją.
-Musimy pojechać do miasteczka. Po radzicie sobie bez nas?- zapytała ciocia wkładając brudny talerz do zlewu.
-Tak- odpowiedziałam i wstałam.
Poczułam, że robi mi się niedobrze. Odłożyłam talerz do zlewu i uśmiechnęłam się do cioci.
Znów poczułam, że robi mi się niedobrze. Wyszłam szybko z kuchni i pobiegłam do łazienki na górę.
Zamknęłam za sobą drzwi i kucnęłam przy ubikacji.
Z perspektywy Alana.
Nadia wstała od stołu, zobaczyłem jak wygina usta w grymasie, ale zaraz przybrała normalny wyraz twarzy.
Odłożyłam talerz do zlewu i uśmiechnęła się z grymasem.
Wyszła szybko z kuchni i usłyszałem jak wbiega po schodach na górę, a po chwili zatrzaskuje drzwi.
Wyszedłem z kuchni i pobiegłam za nią na górę. W naszym pokoju jej nie było.
Wiedziałem, że w takim razie jest w łazience.
Skierowałem się w stronę wspomnianego pomieszczenia i wszedłem do środka.
Brunetka pochylała się nad ubikacją i wymiotowała.
Zamknąłem drzwi i podeszłem do niej wziąłem jej włosy w swoją dłoń i przytrzymałem jej je. Żeby było jej wygodniej.
Kiwnęła lekko głową.
Po kilku minutach podniosła się z podłogi. Puściłem jej włosy i spojrzałem na nią zmartwiony.
Podeszła do umywalki i wyciągła ze swojej kosmetyczki szczoteczkę i pastę.
Umyła zęby i odwróciła się w moją stronę.
-Źle się czujesz?- zapytałem i podeszłam do niej.
Pokiwała głową i położyła ręce na brzuchu.
-Brzuch cię boli?- w odpowiedzi znów kiwnęła głową.
-Za szybko zjadłam gofry, to nic takiego. Zawsze gdy to zrobię za szybko to potem tak się czuje.-powiedziała z bólem w głosie.
Podszedłem do niej i podniosłem ją jak pannę młodą.
Objęła dłońmi moją szyję i się we mnie wtuliła.
Zaniosłem ją do naszego pokoju i położyłem na łóżku.
Położyłem się obok niej, ułożyłem dłonie na jej brzuchu i zacząłem go lekko masować.
Po kilkunastu minutach usłyszałem jej miarowy oddech.
Pocałowałem ją w czoło i wstałem z łóżka. Przykryłem ją kołdrą i wyszedłem z pokoju.
-Źle się czuje?- zapytała jej ciocia gdy wszedłem do kuchni.
-Tak- odpowiedziałem i usiadłem przy stole żeby dokończyć swoje śniadanie.- Boli ją brzuch ale zasnęła.- dodałem widząc jej minę.
-Zawsze tak ma gdy zje tyle gofrów na raz.- odpowiedziała i uśmiechnęła się.
Nie bardzo chciałem wieżyc, że to przez gofry.
Ale też nie mieliśmy jeszcze pewności czy jest w ciąży.
Tak więc nic nie wiadomo.
***
120🌟+ 50 💬 = następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro