część 3- rozdz. 38
Patrzyłam na wynik testu z szeroko otwartymi oczami i nie zrozumieniem.
-Co to znaczy?- zapytał Alan i wziął ode mnie test. Przyjżał mu się bardziej.
-Nie wiem- odpowiedziałam.- Nie jestem pewna. Jedna oznaczałaby, że nie jestem, a dwie, że jestem.
-Wiem- odpowiedział Alan.- Ale co oznacza ten wynik?- zapytał.
Test wskazywał jedną kreskę i drugą lekko widoczną.
-To chyba znaczy, że mogę być w ciąży.- odpowiedziałam cicho.
Przez moje ciało po raz kolejny tego dnia przeszło tysiące emocji.
Zadrżałam.
-I co teraz?- zapytałam szeptem.- Co my teraz zrobimy?
-Pójdziemy do ginekologa- odpowiedział Alan.
-Co?- zapytałam.
-Pójdziemy do ginekologa. Jutro umówisz się na wizytę i pójdziemy.
-Razem?- zadałam kolejne pytanie.
-Jeśli chcesz to razem.- odpowiedział i przyciągnął mnie bliżej siebie.
Dłońmi zjechał na mój brzuch i zaczął go lekko masować i zataczać na nim dziwne wzroku opuszkami palców.
Wszystko robił delikatnie i z czułością, jakby bał się, że może mi zrobić krzywdę.
Położyłam swoje dłonie, na jego dłoniach i spojrzałam na niego. Przeniósł swój wzrok na moją twarz i nasze oczy się spotkały.
-Alan, boję się.- powiedziałam łamiącym się głosem.
-Nie bój się- powiedział i położył jedną dłoń na moim policzku, a ja się w nią wtuliłam.-Jestem przy tobie i przy tobie będę. Nie bój się.- dodał ze spokojem w głosie.
-Jak możesz być taki spokojny?- zapytałam z lekko drżącymi dłońmi.
-Bo wiem, że wszystko będzie dobrze.-odpowiedział i wziął dłoń z mojego policzka. Położył ja na moim biodrze i posadził mnie wygodniej na swoich kolanach.- Nie bój się kotku. Wszystko będzie dobrze. Nie zostawię, ani ciebie, ani naszego maleństwa. Wszystko będzie dobrze. Nie martw się, a tym bardziej się nie denerwuj. Możesz oddychać- dodał, a ja dopiero wtedy zorientowałam się, że na chwilę wstrzymałam oddech.- Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Poradzimy sobie. Nie zostawię cię. Nie popełnił drugi raz tego samego błędu, co kilka miesięcy temu. Kocham cię i cię nie zostawię.- dodał, a ja się w niego mocno wtuliłam.
Objął mnie mocniej ramionami i przyciągnął bliżej siebie o ile było to wogólę możliwe.
Położyłam głowę pomiędzy jego głową, a moim ramieniem, które było na obojczyku chłopaka. Siedziałam tak wtulona w niego z poczuciem bezpieczeństwa i pewnością, że wszystko będzie dobrze.
Z perspektywy Alana.
Zgasiłem światło w pokoju i wsunąłem się na łóżku obok Nadii.
Przykryłem nas kołdrą i prze rzuciłem rękę przez jej brzuch. Przyciągnąłem ją bliżej siebie, wszystko to robiąc jak najdelikatniej i jak najostrożniej.
Nie chciałem zrobić jej krzywdy, ani maleństwu, które może w sobie nosić.
Nie bałem się. Byłem pewien, że wszystko dobrze się ułoży.
Po za tym nie mogę okazywać strachu. Ona się boi, a nie chce żeby się bała. Chcę żeby czuła się bezpiecznie i pewnie.
Jest moim maleństwem, moją kruszynką. Całym moim światem.
Muszę zapewnić jej bezpieczeństwo i to wszystko czego potrzebuje.
A wiem, że teraz przede wszystkim potrzrbuje moje obecności.
Wtuliła się we mnie mocniej i położyła dłonie na moją rękę, która była przeżucona przez jej ciało.
Minęło kilka godzin, a ja nadal nie spałem i czułem, że dziewczyna też nie śpi.
Wierciłam się delikatnie i przekręcała z boku na bok. Poluzowałem lekko uiścić, żeby dać jej większą swobodę.
Po chwili poczułem jak siada na łóżku i podwaja pod siebie nogi. Przez światło padającego przez okno księżyca zobaczyłem jej postać.
Brodę miała oparta na kolanach, nogi objęte rękami i wpatrywał się w ścianę. Po chwili usłyszałem jej cichy szloch.
Poczułem ukłucie w sercu i ból. Nie lubię gdy płacze.
Jej łzy są dla mnie jak ciosy zadane w brzuch.
Zadają mi okropny ból.
Każda jej łza mnie boli.
No chyba, że jest ze szczęścia, ale nie o tym teraz mowa.
Dziewczyna nadal płakała, a ja leżałem ze ściśniętym sercem. Nie wiedząc czy ją przytulic czy nie.
W końcu wybrałem tę pierwszą opcję.
Usiadłem na łóżku po turecku i posadziłem ją sobie na nogach. Wtuliła się we mnie mocno, a ja zacząłem głaskać ją po plecach, chcąc dodać jej otuchy.
-Boję się- wyszeptała.- Boję się,że jestestem w ciąży i sobie z tym nie poradzę. Że nie poradzę sobie z wychowaniem dziecka. Przecież ja mam dopiero siedemnaście lat.- powiedziła cicho lekko drżącym głosem. Ale nie z płaczu ale ze strachu. Przestała płakać, a ja poczułem ogromną ulgę, że nie słyszę jej szlochu.
Nie nawidzę gdy płacze, czuję się wtedy taki bezbronny jak bym nie mógł je pomóc.
-Nie bój się.- powiedziałem cicho.- Wiek to tylko liczba. Masz siedemnaście lat. Ale jesteś odpowiedzialna, mądra, zaradna, czuła i opiekuńcza. Jestem pewien, że będziesz świetną mamą. Nie bój się. Poradzimy sobie. Nie zostawię cię. A ty będziesz świetną mamą. Jesteś bardzo mądra i bardzo dużo wiesz. Poradzimy sobie.
-A co jeśli...- zaczeła ale ją ucieszyłem przykładając jej palec do ust.
-Nie myśl o tym co jeśli. Teraz jest teraz. Poradzimy sobie. Nie martw się. Będziesz świetną mamą. Po za tym nie mamy jeszcze pewności, że na pewno jesteś w ciąży. Ale nawet jeśli jesteś. To, to jest nasze wspólne maleństwo i sobie z nim poradzimy. Je jestem przy tobie, a ty jesteś przy mnie. Nie martw się wszystko będzie dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro