część 3 - rozdz. 34
-Alan?- zapytałam szeptem gdy leżeliśmy na łóżku przytulani do siebie.
-Tak?- zapytał.
-Możesz mi powiedzieć dlaczego nasze relacje są takie dziwne?- zapytałam.
-Nie rozumiem.- odpowiedział.
-Wiesz tydzień temu, się pokłuciliśmy, ja tak nagle wyjechałam. A ty i tak za mną pojechałeś. Praktycznie na koniec świata. Przyleciałeś tu za mną. Mimo że ja się tak zachowałam.
-Bo cię kocham.- powiedział.
-Nie zasługuje na twoją miłość.- powiedziłam i mocno się w niego wtuliłam.- Ostatnio byłam dla ciebie na prawdę bardzo niemiła, sprawiłam ci tyle przykrości, a ty i tak pojechałeś za mną na koniec świata. Przyleciałeś do mnie. Jesteś ze mną. A ja jestem dla ciebie taka niemiła.
-Nadia, zawsze za wszytko się obwiniasz. Nie będę ci mówił, że to nie twoja wina. Bo oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że zbyt gwałtownie zareagowałaś. Nie będę cię bronił. Ale wiem, że żałujesz tego jak postąpiłaś. Wiem ze wiesz, że zbyt gwałtownie zareagowałaś. Ale cię kocham. Nie mogę ci pozwolić tak po prostu odejść. Myślę, że ta przerwa dobrze nam zrobiła. Oboje potrzebowaliśmy trochę czas żeby to sobie wszystko przemyśleć.
-Dziękuję. Dziękuję za to, że ze mną jesteś. Przepraszam, że się tak zachowywałam. Po prostu..., ja sama nie wiem. Nie ma żadnego wytłumaczenia na moje zachowanie. Ale żałuję, wiem, że nie powinnam tak postępować.
Kilka godzin leżeliśmy w pokoju i rozmawialiśmy. Alan tłumaczył mi, że muszę się nauczyć panować nad emocjami.
Nie miałam mu za złe tego, że mi to mówi. Przynajmniej był szczery, a ja wiedziałam, że chce mi pomóc, że chce dla mnie dobrze.
Wieczorem zeszliśmy na kolacje i wtedy sobie przypomniałam o liście.
Przez cały tydzień nie miałam czasu o nim myśle, bo pomogłam cioci lub myślałam o moim beznadziejnym zachowaniu. Lub o Alanie.
Nie miałam ochoty płakać, ani nic innego. Byłam przygotowana na najgorsze. Byłam do tego nastawiona jak do wezwania, przeszkody, którą muszę pokonać.
Niech się dzieje co ma się dziać.
Co będzie to ma być.
Chcę znać prawdę i to jest ważne.
Będę się starać panować nad swoimi emocjami. Po za tym wiem, że mogę liczyć na pomoc, ze strony Alana.
Za co jestem mu wdzięczna bo jest ze mną mimo mojego tak okropnego wcześniejszego traktowania.
-Ciociu?-zapytałam niepewnie po kolacji.- Możemy porozmawiać?
Rovena spojrzała na mnie takim wzrokiem jak by wiedziała o co chce zapytać.
-Skarbie idźcie z Alanem, muszę porozmawiać z Nadią.- zwróciła się do swojego męża.
Spojrzał na nią porozumiewawczo i wstał. Poklepał Alan po plecach i on też wstał podeszedł do mnie i pocałował mnie w głowę szepnął mi żebym się nie bała i nie martwiła i wyszli.
-Myślę, że wiem o czym chcesz ze mną porozmawiać.- Powiedziła cicho ciocia i usiadła na krześle na przeciw mnie.-Chodzi o twoich rodziców, prawda?
-Tak, dostałam list. Było w nim napisane, że oboje nie są moimi rodzicami.- powiedziłam cicho.
-I myślisz, że ja znam prawdę?- pokiwałam głową.- Jesteś już dorosła myślę, że należy ci się prawda. Obiecaj mi jednak, że wysłuchasz mnie do końca.
-Obiecuje.- zapewniłam.-Tylko proszę ciociu nie owijaj w bawełne, chce znać prawdę. Mów prosto z mostu. Choć by była to najgorsza prawda. Chcę wiedzieć. Chcę ją znać.
-Twoi rodzice nie byli twoimi rodzicami ale byli twoja rodziną, a twoja mama na pewno. Twój ojciec ten biologiczny był człowiekiem okrutnym. Kobieta, która jest twoją matką uciekła od niego. On ją zgwałcił. Uciekła od niego i znalazła schronienie u twojej matki. Ona nie mogła mieć dzieci, a ta która została zgwałcona zaszła w ciążę. Twoja matka ta nie biologiczna oczywiście powiedziała tej kobiecie, że może czuć się u nich bezpiecznie ale w zamian zgwałcona za bezpieczeństwo będzie musiał dać jej dziecko do opieki. Kobieta nigdy nie chciała oddać dziecka, ale za każdym razem gdy o nim myślała... Myślała, że będzie jej przypominać o tym dniu. Ale prawda jest taka, że jej o tym, nie przypomina. Twój ojciec ten nie biologiczny, nie było go w tym czasie w kraju miał roczną pracę za granicą. Twoja matka powiedziała mu, że jest z nim w ciąży. Wiedziała, że obcego dziecka nie będzie chciał. W ten sposób on nie wiedział, że tak na prawdę nie jesteś jego dzieckiem.- w jej oczach pojawiły się łzy. Wtedy zrozumiałam ta kobieta to ona.
-Tą kobietą jest ty prawda?- zapytałam.
-Tak- odpowiedziała i zacisnęła usta w wąska linie, a po jej policzku spłynęła łza.-Przeprasza, że ci to zrobiłam. Teraz już wiem, że nie powinnam była cię wtedy oddawać. Nie przypominasz mi o tym co się stało. Żałuję, że tak postawiłam. Ale się bałam. Bałam się, że będzie to dla mnie... zbyt bolesne.
****
Jesteście wspaniali.
A ja jak to ja nie mogę się powstrzymać.
Więc maraton czas zacząć!!! <dziki wrzask>
To jest pierwszy rozdział maratonu. Niestety kolejny pojawi się dopiero jutro rano. 😔
Za co przepraszam.
A wszystko przez to, że ten tydzień jest jakiś... sama nie wiem.
Ale wiem jedno, nigdy w życiu nie podejmujcie decyzji pod wpływem tymbarka.
Ja to zrobiłam i wylądowałam na konkursie.
Dlatego rozdział kolejny dopiero jutro i jutro też dodam kolejne pięć.
Bo cały maraton składa się z 6 rozdziałów ten jest 1.
Mam nadzieję, że się podoba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro