Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

część 3 - rozdz. 24


Droga powrotna do domu nie minęła w najlepszej atmosferze.

Wiedziałam, że to moja wina.

Przez resztę wieczoru, prawie w ogóle nic nie mówiłam. Siedziałam cicho i miałam na ustach sztuczny uśmiech. Myślami byłam całkiem gdzie indziej. Po prostu cały czas miałam w głowie i przed oczami list i te chwile z dzieciństwa spędzone razem z rodzicami. Którzy tak na prawdę nie są moimi rodzicami.

Chłopak zatrzymał się pod domem. Odpięłam szybko pasy i wyszłam z samochodu, odbierając wcześniej klucze do domu od Alana.

Otworzyłam drzwi i szybko weszłam do środka ściągnęłam buty i złapałam się za głowę, a po mojej twarzy zaczęły spływać łzy. Nie dałam rady, po prostu nie dałam rady dłużej wytrzymać. Miałam dość tego wszystkiego. Tych wszystkich ludzi, tych wszystkich problemów. Tego cholernego, pieprzonego, zakłamanego życia.

Poczułam jak ręce Alana oplatają mnie w tali i przyciąga moje plecy do swojego torsu. Nie opierałam się, nie miałam siły. Odwróciłam się przodem do niego i mocno w niego wtuliłam, a on mocniej oplótł mnie ramionami.

-No już skarbie, wszystko będzie dobrze.- powiedział spokojnie.

-Nic nie będzie dobrze.- odpowiedziałam.- Nie okłamuj mnie Alan. Ja wiem, że nic nie będzie dobrze.- prawie wykrzyczałam.

Byłam zła, nie na niego ale na wszystko i wszystkich oprócz niego.

-Powiedz mi w końcu, co się stało?- westchnął cicho.- Zrozum kotku, że chce ci pomóc ale jeśli nie powiesz mi o co chodzi to nie dam rady ci pomóc. Porozmawiaj ze mną proszę. Przecież widzę, że coś jest nie tak. Że coś cię dręczy. Ktoś ci coś zrobił? Powiedział? Skrzywił cie?

-Nie o to chodzi Alan.- powiedziałam cicho.-Całe moje życie to jedno wielkie kłamstwo.

-Nie rozumiem.- powiedział.

Odsunęłam się od niego i uwolniłam się z jego ramion. Weszłam do salonu, a on za mną. Wzięłam z szafki książę i otworzyłam ją tam gdzie włożyłam kopertę z listami. Podałam mu kopertę i usiadłam na sofie, a on obok mnie.

-Przeczytaj- powiedziałam szeptem i spuściłam wzrok na ręce, które położyłam na kolanach.

Powoli wyciągnął z koperty dwie karty i odłożył jedną na stolik. Otworzył mniejszą kartę, tą z pismem ojca i przeczytał. Warknął głośno i odłożył ja na stół obok koperty. Rozłożył drugą kartkę i chwilę czytał to co na niej jest.

Wciągnął głośno powietrze i odłożył kartkę na stolik, spojrzał na mnie, a ja na niego.

-To przez to?- zapytał spokojnie,a ja skinęłam głową ze łzami w oczach.- Skarbie, przepraszam, nie wiedziałem.- powiedział cicho i położył dłonie na moich biodrach, posadził mnie sobie na kolanach. Objęłam rękami jego szyję i wtuliłam się w niego.- Zabiję go. Zabiję gnoja.- warknął.

-Nikogo nie zabijaj- powiedziałam przestraszona.- Pójdziesz w tedy do więzienia. Nie wolno ci go zabić.

-To była przenośna- mruknął, a ja odetchnęłam z ulgą.- Nie zabił bym go. Nikogo nie mógł bym zabić. Mógł bym co najwyżej mocno pokierować. Bardzo mocno. Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu?- zapytał z bólem.

-Nie wiem... nie chciałam o tym rozmawiać. To było dla mnie trudne i jest nadal. Po prostu... nie wiem.

-Spokojnie. Wszytko się ułoży zobaczysz.- powiedział.

Do salonu wbiegła Nalla i zaczęła radośnie szczekać. Wskoczyła na kanapę, a następnie na moje nogi. Mimowolnie uśmiechnęłam się i zaczęłam ja głaskać. Po chwili Alan dołączył do mnie i obydwoje ją głaskaliśmy.

-Chcesz pójść na spacer?- zapytał.

-Pytasz ją czy mnie?- zapytałam.

-Ciebie.

-Ale jest już ciemno.- powiedziałam i pogłaskałam suczkę za uchem.

-To nic.- wzruszył ramionami.

-Ok, ale muszę się przebrać.- powiedziałam i zeszłam z jego kolan. Złapał mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę.

-Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Jakoś się ułoży. Jestem przy tobie zawsze możesz na mnie liczyć.- powiedział patrząc mi w oczy. Kiwnęłam głową, wzięłam rękę z jego uścisku i wyszłam z salonu.

Weszłam schodami na górę i do naszego pokoju. Wyciągnęłam z szafy czarne rurki z przecięciem na kolanach, ściągłam spódnice i ubrałam je na siebie. Koszule też przebrałam, na czarną bokserkę i z półki Alana wzięłam sobie jego szarą bluzę. Myślę, że nie będzie miał nic przeciwko.

Gdy zeszłam na dół, Alan stał juz w korytarzu z suczka na smyczy. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się gdy zobaczył, że mam na sobie jego bluzę, nie pewnie oddałam uśmiech i podeszłam do szafki. Wyciągnęłam z niej o moje trampki i ubrałam je na stopy.

-Możemy iść- powiedziałam.

Wyszliśmy z domu, zabrałam Alanowi smycz z ręki i uśmiechnęłam się.

Dopiero płakałam, a już się uśmiecham. Na prawdę ułożyło mi gdy powiedziałam o wszystkim Alanowi. Poza tym sama jego obecność sprawia, że czuje się lepiej.

-Musisz częściej chodzić w moich bluzacha- szepnął mi Alan na ucho i splótł nasze palce.

-Chętnie- odpowiedziałam z uśmiechem.- Są bardzo wygodne.

Chodziliśmy tak z dwie godziny i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Potem zrobiło się chłodno i wróciliśmy do domu.

Suczka najwyraźniej była zmęczona spacerem bo gdy tylko weszliśmy do domu pobiegła do swojego legowiska i zasnęła.

****

120 🌟 + 35 💬 = następny rozdział.

Zapraszam wszystkich na moje nowe opowiadanie "Aiyana Jordan".

Jest ono o dziewczynie, która lubi grać w kosza i jest córką biznesmena. Że względu na listy z pogróżkami ojciec przydziela jej ochroniarza. 18 letniego Matta.

Na razie jest tylko polega ale jak będzie duże zainteresowanie to kolejne rozdziały szybko się pojawią.

Zapraszam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro