Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

część 3 - rozdz. 19


Do końca dnia nie miałam czasu myśleć o liście, bo byłam zajęta zabawą z Nallą (bo tak nazwaliśmy szczeniaka) i gadaniem z Alanem o jakichś błahych sprawach, a do tego śmialiśmy się z pieska.

Dopiero teraz wieczorem, gdy suczka już spała, a ja się wykąpałam i nie miałam co robić, temat listu do mnie powrócił.

Znów w moje głowie pojawiły się te same pytania, a nawet było ich więcej.

Znów miałam ochotę płakać, ale nie chciałam tego robić przy Alanie, żeby się nie martwił. Spróbowałam odgonić od siebie wszystkie te myśli ale nic to nie dało.

Westchnęłam i zeszłam z łóżka, podeszłam do drzwi balkonowych i otworzyłam je. Wyszłam na balkon i oparłam ręce na zimnej poręczy. Spojrzałam na niebo na gwiazdy i przypomniałam sobie jak kiedyś jak byłam mała i wszystko się układało i życie było prostsze.

Leżałam z ojcem na trawie i patrzyłam w gwiazdy każdego letniego wieczoru tak robiliśmy. Kładliśmy się na trawie i patrzyliśmy w gwiazdy do puki mama nie zawołała nas do domu.

Westchnęłam cicho na te wspomnienia. Ile ja bym dała, żeby znów być dzieckiem, którego jedynym problemy było to z kim się jutro pobawi. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza ale szybko starałam ja dłonią.

-O tutaj jesteś.- powiedział Alan i wszedł na balkon.- Wszędzie cię szukałem.

Objął mnie w pasie od tyłu i przyciągnął do siebie położyłam dłonie na jego rękach i oparłam się o niego.

-Stało się coś?- zapytał.- Wyglądasz na zamyśloną i jesteś jakaś smutna.

-Wspominałam dziecięce lata.- odpowiedziałam.- Nic się nie stało.

-Widzę, że coś jest nie tak.- powiedział.- Co się stało? Powiesz mi?

-Nic się nie stało naprawdę.- skłamałam.- Wszystko w porządku.

-Wiem, że coś jest nie tak.- powiedział i obrócił mnie w swoją stronę.- Ale nie będę naciskał, będziesz gotowa to mi powiesz.- powiedział i pocałował mnie w czoło, a potem przyciągnął mnie bliżej siebie. Wtuliłam się w niego mocno i zaciągnęłam się jego zapachem, w jego ramionach czułam się naprawdę bardzo bezpiecznie.

Tak jakby nikt i nic nie mogło zrobić mi krzywdy. Jakby cały świat nagle zniknął i byliśmy tylko my. Czułam się jak w takim moim własnym osobistym niebie. Takim, który jest tylko dla mnie i taki, który daje mi to poczucie bezpieczeństwa.

-Skąd wiesz, że coś jest tak naprawdę nie tak?- zapytałam cicho.

-Bo jesteś bardzo zamyślona, i nawet nie zobaczyłaś jak wcześniej wszedłem na balkon.- odpowiedział.- Powiedz mi co się stało?- zapytał.

-Jeszcze nie teraz. Nie jestem na to gotowa.- odpowiedziałam cicho.

-Jesteś w ciąży?- zapytał i odsunął się ode mnie na długość swoich ramion.

-Co? Nie.- odpowiedziałam od razu.- Gdybym była w ciąży był byś pierwszą osobą, która by o tym wiedziała, po za mną.- odpowiedziałam pewnie.

- To dobrze- odetchnął. - Już się bałem, że jesteś w ciąży i boisz mi się o tym powiedzieć. To dobrze że będę pierwszą sobą, która się o tym dowie, nie licząc ciebie.

-W końcu to będzie twoje dziecko więc będę musiała ci powiedzieć. Poza tym mieszkam w jednym domu i śpimy w jednym łóżku. Jak miałbyś nie zauważyć że coś dzieje się z moim brzuchem.- powiedział z cichym śmiechem. Sama sobie dziwię się jak on zmienił mój humor. Sama jego obecność sprawia, że czuję się lepiej.

-W sumie masz rację- powiedział.- Dziwne było by gdybym nie zauważył.- dodał ze śmiechem.- Ale teraz chodźmy już do środka.- skinęłam głową i wróciliśmy do pokoju.

Leżeliśmy na łóżku już chyba godzinę, a ja nadal nie mogłam zasnąć, ciągle myślałam o tym liście. Wierciłam się po całym łóżku, przekręcałam z boku na bok. To leżałam na plecach, to na brzuchu, i nadal nic. Po prostu nie mogłam zasnąć.

-Kurwa Nadia- jęknął Alan gdy się przekręciłam.

-Przepraszam- szepnęłam.- Nie chciałam cię obudzić. Po prostu nie mogę zasnąć. Pójdę do salonu żebyś mógł się wyspać.

Powiedziałam i chciałam zejść z łóżka.

-Nie chodzi o to- powiedział.

-To o co?- zapytałam i odwróciłam twarz w jego stronę. W pokoju było ciemno, jedynie światło księżyca padło do środka i lekko go oświetlało.

-Wierciłaś się po całym łóżku.- powiedział.- I co chwila się o mnie ocierałaś- jęknął pod koniec zdania gdy znów się poruszyłam.

Poczułam jak coś ociera się o moje udo i wiedziałam o co mu chodzi.

-Przepraszam. Robiłam to nie chcący nie wiedziałam.- powiedziałam z rumieńcem na twarzy.

-Nie możesz przez to spać?- zapytał i pogłaskał mnie po policzku. Usiadł na łóżku i posadził mnie sobie na kolanach.

-Jak możesz myśleć o mnie i o moich problemach jak ci stoi?- zapytałam zawstydzona. Objął mnie ramionami i przyciągnął bliżej siebie.

-Ty jesteś na pierwszym miejscu. Moje potrzeby są później.- powiedział.- Nie możesz przez to spać?- zapytał. Skinęłam głową.

*******

120 🌟 + 35 💬 = następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro