część 2-rozdz. 7
-Uciekaj, dziwko i tam cie znajdę- powiedział spyderczo rudzielca i zaczął mnie szukać.
Siedziałam za szafką i prosiłam po cichu żeby tylko mnie nie znalazł.
-No widzisz? Znalazłem cie- powiedział ze śmiechem i zaczął ciągnąć mnie za włosy, a następnie rozsunał swój rozporek od spodni.
Momentalnie usiadłam na łóżku, zerwana przez koszmar po mojej twarzy zaczęły spływać łzy. Moim ciałem zawładneły dreszcze miałam wrażenie, że brakuje mi tlenu. Że zaraz przestanę oddychać.
-Co...- przerwał w połowie zaczętego pytania gdy zobaczył w jakim jestem stanie. Usiadł na łóżku i przyciągnął mnie do siebie. Zaczął szeptać w moje włosy słowa, które wogólę do mnie nie docierały ale po woli zaczynałam spokojnie oddychać mimo że po mojej twarzy nadal spływały łzy.- Ciii... skarbie nic cię się nie stanie.
-Boję się- wyszeptałam jąkając się.
-Jesteś ze mną nie bój się.- położył nas na łóżku. Jedno ramię wsunął pod mój kark, a drugim oplutł mnie i przyciągnął do swojej piersi.
-Boję się- wyszeptałam łamiącym się głosem.- Boję się, że to wszystko to tylko jakiś pieprzony sen. Że zaraz się obudzę i ciebie przy mnie nie będzie boję się, że znów cie stracę, a on znowu mi to zrobi.- wyrzuciłam z siebie wszystko co w tamtej chwili byłam wstanie powiedzieć.
-Nie pozwolę na to. To nie jest sen i gdy się obudzisz będę przy tobie. Obiecuję, że Cię nie zostawię, a z rudzielcem i twoim ojcem jeszcze się policzę.
*****
Obudziłam się rano bo było mi trochę zimno. Czułam pod sobą coś trochę twardego. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że leżę na Alanie. Chciałam się przeturlać tak żeby leżeć koło niego ale zatrzymały mnie jego ramiona.
-Zostań wygodnie mi tak- wychrypiał i przykrył nas kołdrą.
Wyciągłam spod przykrycia jedną rękę, żeby ogarnąć z twarzy włosy do tyłu. Gdy to zrobiłam brunet złapał moją rękę w nadgarstku i przyciągnął bliżej swojej twarzy. Na początku nie wiedziałam o co chodzi ale po chwili zorientowałam się, że jest to ta ręką, na której mam blizny. Szybko wyrwałam rękę z jego uścisku i schowałam pod kołdrą.
-Nadia?- zaczął powoli i spokojnie.- Możesz mi to wytłumaczyć?
-Na to nie ma wytłumaczenie.- odpowiedziałam cicho nie patrząc na niego.
-Próbowałaś się zabić?-zapytał ze spokojem.
-Nie- odpowiedziałam szybko i cicho zgodnie z prawdą.- Nie chciałam to samo się...- Nie wiedziałam jak to powiedzieć.- To tak samo z siebie.- mój głos drżał gdy to mówił ale starałam się to ukryć.
-Dlaczego to zrobiłaś?- wzruszyłam ruinami w odpowiedzi. Prze chwilę jego nie uwagi sturlałam się z jego ciała tak, że teraz leżałam koło niego.
-Nie wiem.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą, nie wiem dlaczego to zrobiłam to była chwila, teraz tego żałuję, bo tych kilka blizn zostanie na całe moje życie.
-Myślę, że powinniśmy porozmawiać- westchnął i przytulił mnie mocno.
-Nie ma o czym rozmawiać, to była chwila, nie wiem dla czego to zrobiłam.- przyznałam zawstydzona.
-Chyba pora wstawać.- westchnął i podniósł się razem ze mną. Po czekałam przykryta aż opuści pokój i dopiero wtedy się ubrałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro