część 2-rozdz. 23
- Nie stresuj się tak.- powiedział z uśmiechem Alan i złapała mnie za rękę.
-Obie ręce na kierownicy. Lubie swoje życie, nie chce zginąć.- powiedziałam z uśmiechem.
-Skarbie...- Nie dał radę dokończyć bo mu przerwałam.
-Proszę tylko nie skarbie.- jęknęłam.
-To jak ma ci mówić?- zapytał i spojrzał na mnie kątem oka.- Myszko, kotku, kwiatuszku, pysiu, żabciu, rybko, książeczko?- zapytał ze śmiechem.
-Wystarczy jakieś zdrobnienie mojego imienia- powiedziłam i skrzywiłam się na to co mi zaproponował.
-Na, Nad, Nadi, Dia czy może Adi?- zapytał ze śmiechem.
-Jak kolwiek. Misiu- zaakcentowałam ostatni wyraz.
-Możesz powtórzyć?- zapytał z niedowierzeniem.
-Misiu- powiedziłam wzruszając ramionami i próbowałam powstrzymać śmiech.
-Może być- powiedział wzruszając ramionami.
-Możesz powtórzyć?- tym razem ja zapytałam z nie dowierzeniem.
-Możesz mówić do mnie Misiu- powiedział i się wszczerzył w moją stronę.
-Patrz na drogę- upominałam go, brunet zaśmiał się cicho ale zrobił co powiedziałam.- Ty serio z tym miśkiem?- zapytałam po chwili z niedowierzeniem. Kiwnął głową z uśmiechem.
-Serio- powiedział. Wzięłam głęboki oddech.
-Żartowałam- powiedziałam. Zrobił smutną minę, ale w jego oczach zobaczyłam rozbawieniem.
-Jesteśmy już na miejscu- powiedział po chwili chłopak i zaparkował przed niewielkim jednorodzinnym domem.
Mój stres, o którym na chwilę zapomniałam powrócił. A ręce zaczęły mi lekko drżeć.
-Ej skarbie- powiedział z uczuciem i troską.- Nie stresuj się.
-Mhym- mruknełam nie przekonana.- Łatwo ci powiedzieć.
-Przed Bożym Narodzeniem i spotkaniem z moimi rodzicami stresowałaś się mniej niż teraz.- powiedział i złapał mnie za rękę.
-Bo tam te spotkania były trochę... jak by spontaniczne.- wyjaśniłam.
-Mimo wszystko, nie stresuj się tak. Alison na pewno Cię polubi, po za tym sama zaproponowała żebyś ze mną przyjechała.
-Skąd ona o mnie wie?
-Pamiętasz mała blondynkę przez którą się spotkaliśmy w parku?- kiwnęłam głową i zalałam się wspomnieniami.
"-Sami?- usłyszałam ten dobrze znany mi głos, moje serce przyspieszyło.- Sami, dlaczego uciekłaś?- stał przed nami ale mnie nie poznał bo miałam pochylona głowę i patrzyłam w ekran telefonu, który w tym momencie był bardzo ciekawy.
-Bo się nie chciałeś ze mną bawić?- powiedziła z wyrzutem i stanęła na ławce i przeszła po niej, tak że teraz stała za mną.
-Musiałem porozmawiać z przyjacielem.- odpowiedział jej.
-Miałeś się ze mną bawić.- z tego co wyczułam założyła ręce pod piersiami.
-Przepraszam musiałem porozmawiać z Rafem. Kto ci związał włosy?- zapytał i mimo że nie widziałam jego twarzy wiedziałam, że się uśmiecha.
- Ona.- dziewczyna wzięła moją twarz w dłonie i przekręciła ją tak, że teraz musiałam spojrzeć na Alana.
-Nadia?- zapytał z niedowierzaniem.
-To wy się znacie?- zapytała z nie dowierzeniem blondynka.
-Tak... jakby.- powiedziałam jej.
-Co znaczy tak jakby?- dopytywała.
-Sami idź się pobawić z innymi dziećmi.- powiedział łagodnie Alan.
-Ale chcę wiedzieć skąd się znacie- tupneła nogą.
-Ze szkoły.- powiedziłam.
-Chodziliśmy ze sobą- powiedział w tym samym momencie Alan.
-Zdecydujecie się.- powiedziła blondynka i zaskoczyła z ławki, a po tem pobiegła na plac zabaw.
Między nami zapadła cisza, ja powstrzymywałam się od łez, a ona patrzył na swoje palce.
-Przepraszam za moją kuzynkę jest bardzo ciekawska- odezwał się po chwili.
-Nie szkodzi.- powiedziałam starając się żeby mój ton brzmiał obojętnie.
Między nami znowu zapadła cisza, ale nie na długo bo przerwała ją Sami.
-Stało się coś?- zapytał Alan.
-Tam się nie ma z kim bawić. Po baw się ze mną.- powiedziła i zrobiła słodkie oczka.
-O nie, nie ma mowy- powiedział szybko Alan.
-Ale dlaczego?- jęknęła.-Zresztą nie ważne mam nową koleżankę. Masz gumki do włosów?- zwróciła się do mnie.
-Tak...- odpowiedziałam nie pewnie.
Dziewczyna stanęła na ławce, a następnie za mną.
-Daj. Po bawię się twoimi włosami.
-Sami ona nie lubi jak ktoś jej dotyka włosy.- powiedział Alan. Pamiętał?
-Nie szkodzi.- powiedziłam i uśmiechnęłam się smutno, a następnie podałam jej gumki.
-Sami, musimy już iść, mama będzie się o ciebie martwić.- powiedział po chwili.- Podwieźdź cie?- zwrócił się do mnie.
-Nie trzeba mam blisko.- skłamałam.
-Wiem gdzie mieszkasz. Chodź podwiozę cie mam po drodze.
-Nie masz po drodze.- powiedziłam mu.
-Dzisiaj mam.
-Zgódź się.- zaklaskała w dłonie moja fryzjerka.
-Dobrze.- zgodziłam się i poszłam z nimi w stronę samochodu Alana."
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro