Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

część 2-rozdz. 23


- Nie stresuj się tak.- powiedział z uśmiechem Alan i złapała mnie za rękę.

-Obie ręce na kierownicy. Lubie swoje życie, nie chce zginąć.- powiedziałam z uśmiechem.

-Skarbie...- Nie dał radę dokończyć bo mu przerwałam.

-Proszę tylko nie skarbie.- jęknęłam.

-To jak ma ci mówić?- zapytał i  spojrzał na mnie kątem oka.- Myszko, kotku, kwiatuszku, pysiu, żabciu, rybko, książeczko?- zapytał ze śmiechem.

-Wystarczy jakieś zdrobnienie mojego imienia- powiedziłam i skrzywiłam się na to co mi zaproponował.

-Na, Nad, Nadi, Dia czy może Adi?- zapytał ze śmiechem.

-Jak kolwiek. Misiu- zaakcentowałam ostatni wyraz.

-Możesz powtórzyć?- zapytał z niedowierzeniem.

-Misiu- powiedziłam wzruszając ramionami i próbowałam powstrzymać śmiech.

-Może być- powiedział wzruszając ramionami.

-Możesz powtórzyć?- tym razem ja zapytałam z nie dowierzeniem.

-Możesz mówić do mnie  Misiu- powiedział i się wszczerzył w moją stronę.

-Patrz na drogę- upominałam go, brunet zaśmiał się cicho ale zrobił co powiedziałam.- Ty serio z tym miśkiem?- zapytałam po chwili z niedowierzeniem. Kiwnął głową z uśmiechem.

-Serio- powiedział. Wzięłam głęboki oddech.

-Żartowałam- powiedziałam. Zrobił smutną minę, ale w jego oczach zobaczyłam rozbawieniem.

-Jesteśmy już na miejscu- powiedział po chwili chłopak i zaparkował przed niewielkim jednorodzinnym domem.

Mój stres, o którym na chwilę zapomniałam powrócił. A ręce zaczęły mi lekko drżeć.

-Ej skarbie- powiedział z uczuciem i troską.- Nie stresuj się.

-Mhym- mruknełam nie przekonana.- Łatwo ci powiedzieć.

-Przed Bożym Narodzeniem i spotkaniem z moimi rodzicami stresowałaś się mniej niż teraz.- powiedział i złapał mnie za rękę.

-Bo tam te spotkania były trochę... jak by spontaniczne.- wyjaśniłam.

-Mimo wszystko, nie stresuj się tak. Alison na pewno Cię polubi, po za tym sama zaproponowała żebyś ze mną przyjechała.

-Skąd ona o mnie wie?

-Pamiętasz mała blondynkę  przez którą się spotkaliśmy w parku?- kiwnęłam głową i zalałam się wspomnieniami.

"-Sami?- usłyszałam ten dobrze znany mi głos, moje serce przyspieszyło.- Sami, dlaczego uciekłaś?- stał przed nami ale mnie nie poznał bo miałam pochylona głowę i patrzyłam w ekran telefonu, który w tym momencie był bardzo ciekawy.

-Bo się nie chciałeś ze mną bawić?- powiedziła z wyrzutem i stanęła na ławce i przeszła po niej, tak że teraz stała za mną.

-Musiałem porozmawiać z przyjacielem.- odpowiedział jej.

-Miałeś się ze mną bawić.- z tego co wyczułam założyła ręce pod piersiami.

-Przepraszam musiałem porozmawiać z Rafem. Kto ci związał włosy?- zapytał i mimo że nie widziałam jego twarzy wiedziałam, że się uśmiecha.

- Ona.- dziewczyna wzięła moją twarz w dłonie i przekręciła ją tak, że teraz musiałam spojrzeć na Alana.

-Nadia?- zapytał z niedowierzaniem.

-To wy się znacie?- zapytała z nie dowierzeniem blondynka.

-Tak... jakby.- powiedziałam jej.

-Co znaczy tak jakby?- dopytywała.

-Sami idź się pobawić z innymi dziećmi.- powiedział łagodnie Alan.

-Ale chcę wiedzieć skąd się znacie- tupneła nogą.

-Ze szkoły.- powiedziłam.

-Chodziliśmy ze sobą- powiedział w tym samym momencie Alan.

-Zdecydujecie się.- powiedziła blondynka i zaskoczyła z ławki, a po tem pobiegła na plac zabaw.

Między nami zapadła cisza, ja powstrzymywałam się od łez, a ona patrzył na swoje palce.

-Przepraszam za moją kuzynkę jest bardzo ciekawska- odezwał się po chwili.

-Nie szkodzi.- powiedziałam starając się żeby mój ton brzmiał obojętnie.

Między nami znowu zapadła cisza, ale nie na długo bo przerwała ją Sami.

-Stało się coś?- zapytał Alan.

-Tam się nie ma z kim bawić. Po baw się ze mną.- powiedziła i zrobiła słodkie oczka.

-O nie, nie ma mowy- powiedział szybko Alan.

-Ale dlaczego?- jęknęła.-Zresztą nie ważne mam nową koleżankę. Masz gumki do włosów?- zwróciła się do mnie.

-Tak...- odpowiedziałam nie pewnie.
Dziewczyna stanęła na ławce, a następnie za mną.

-Daj. Po bawię się twoimi włosami.

-Sami ona nie lubi jak ktoś jej dotyka włosy.- powiedział Alan. Pamiętał?

-Nie szkodzi.- powiedziłam i uśmiechnęłam się smutno, a następnie podałam jej gumki.

-Sami, musimy już iść, mama będzie się o ciebie martwić.- powiedział po chwili.- Podwieźdź cie?- zwrócił się do mnie.

-Nie trzeba mam blisko.- skłamałam.

-Wiem gdzie mieszkasz. Chodź podwiozę cie mam po drodze.

-Nie masz po drodze.- powiedziłam mu.

-Dzisiaj mam.

-Zgódź się.- zaklaskała w dłonie moja fryzjerka.

-Dobrze.- zgodziłam się i poszłam z nimi w stronę samochodu Alana."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro