część 2-rozdz. 21
Było grubo po północy, gdy prawie zasypiałam. Nagle usłyszałam jak Alan się wydziera.
-Nie- krzyknął stanowczo.- W tej chwili wypierdalać mi stąd.- znów krzyknął.
-Przemyśl to- powiedział głośno, któryś chłopak.- Możesz wiele zyskać.
-Powiedziałem, wypierdalać mi stąd.- krzyknął po raz kolejny Alan.- Mam wszystko czego potrzebuje nie trzeba mi nic więcej. Nie ma mowy żebym ryzykował stracenie tego. Nie dawno znów pogodziłem się z Nad. Nie zamierzam kolejny raz wszystkiego spieprzyć, dałem jej słowo i go dotrzymam- wykrzyczał.
Przestraszona jego zachowaniem zerwałam się z łóżka i wyszłam z pokoju, zbiegła po schodach i weszłam do salonu.
-Co się dzieje?- zapytała sennie, ale rozbudziłam się gdy tylko zobaczyłam czterech wściekłych facetów. Stanełam między Alanem, a trzema chłopakami, obawiając się, że mogli by się pobić.
-Nic, panowie już wychodzili.- warknął Alan i przyciągnął moje plecy do swojego torsu. Popatrzyłam na nich pytająco.
-Wychodzicie czy stoicie?- zapytałam zła.
-Wychodzimy- odpowiedział szatyn, patrząc na mnie, a ja wtedy uświadomiłam sobie, że mama na sobie tylko bieliznę i koszulkę Alana, która zakrywa mi tyłek. Warknąłam na niego, a jego wzrok przeniósł się na Alana.- Przemyśl to co ci zaproponowaliśmy.
-Na twoim miejscu zrezygnował bym z tej panny.- powiedział patrząc na mnie pogardliwie. Alan warknął, a ja położyłam swoje dłonie, na jego dłoniach które były na moim brzuchu, chciałam go w ten sposób lekko uspokoić co chyba podziałało.- Możesz mieć wiele korzyści z tego co ci proponujemy. Kasę, dom większy niż ten i za miast jednej panny kilka panien, które będą na każde twoje zawołanie.- dokończył ten łysy.
-Kasę mam, większego domu mi nie trzeba, a gdybyś zaproponował mi te kilka panien kilkanaście miesięcy wcześniej to prawdo podobnie bym się zgodził. Ale nie teraz i po tem też nie. Mam Nadie ona zdecydowanie mi wystarczy, jest dziewczyną, której pragnę, jak tego nie rozumiesz to nie moja wina.
-A co ona może ci dać?- prychnął ten z kolorowymi włosami.- Założę się, że jeszcze ci dupy nie dała, cnotka się znalazła. Stary ona nic nie może ci dać.- Moja pewność siebie zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
Jego słowa zabolały mnie bardziej niż jakie kolwiek inne słowa. Odwróciłam się i wtuliłam w Alana. Zacisnełam mocno powieki i przygryzłam wargę, żeby tylko nie zobaczyli,że chce mi się płakać. Alan przyciągnął mnie bliżej siebie i pocałował w czubek głowy.
-Wypierdalajcie stąd w tej chwili i więcej mi się tu nie pokazuje.- krzyknął na nich. Zadrżałam lekko i mocniej się w niego wtuliłam. Objął mnie szczelniej ramionami i oparł swoją brodę na mojej głowie.- Nie słyszeliście?- warknął.
-Przemyśl to.- powiedził i usłyszałam jak zbliżają się do drzwi.
-Przemyślałem i moja decyzja brzmi Nie i się Nie zmieni.- powiedział głośno, a ja usłyszałam otwieranie drzwi. Gdy tylko się zamkłam, rozpłakałam się.
-Ciii skarbie.- brunet pogładził mnie po plecach i usiadł na fotelu, ciągnąc mnie na swoje kolana.- Wszystko będzie dobrze. Nie przejmuj się tym co oni powiedzieli.
-A jeśli oni mają rację? Co ja Ci mogę dać?- wychlipiałam.
-Skarbie.- wziął moją twarz w dłonie tak żebym na niego spojrzała, otarł łzy z moich policzków i zaczął mówić.- To co oni powiedzieli nie ma znaczenia, mogli by mi ofiarować tysiące panien i dziwek, a i tak nie przyjął bym ich oferty. Nie chce nic o prócz ciebie. Nie zależy mi na tobie dlatego, że chce cię zaliczyć. Zależy mi na tobie bo cię kocham.- na jego ostatnie słowa moje serce przyspieszyło.
-Ja też cie kocham.- wyszeptałam.- Ale boję się.
-Czego?- zapytał spokojnie.
-Że znów coś się stanie i nie będzie już nas, że zostaną mi tylko wspomnienia. Boję się być z tobą bo boję się, że znów coś pójdzie nie tak i to co jest między nami się skończy.
-To co jest między nami jest skomplikowane ale jest szczere i prawdziwe. To co jest między nami niego się nie skończy nie pozwolę na to. Będę o ciebie walczył choćby nie wiem co. Ja cie kocham i nie pozwolę ci odejść.
-Ja też cie kocham.- powtórzyłam patrząc mu prosto w oczy, a po tem wtuliłam się w niego mocno. W jego ramionach czułam się bezpiecznie i to w nich chciałam i chce co noc zasypiać.
-Co ja zrobiłem- wyszeptał cicho.
-Nic nie zrobiłeś.
-Nie chodzi mi o to. Gdybym ich tu nie wpuścił, to to wszystko co teraz się dzieje nie miało by miejsca. Ty byś nie płakała, tylko leżała wtulona we mnie i spała spokojnie.- powiedził cicho.
-Nie wiedziałeś, że tak będzie.- powiedziłam cicho.
-Wiedziałem, że ich wizyta nie wróży nic dobrego.- westchnął.- Zawsze jak się pojawiają w mieście to wszystko komplikują.
-Myślę, że powinniśmy już pójść spać.- wyszeptałam po dłuższej chwili i chciałam zejść z jego kolan.
-Myślę, że tak. Obejmij rękami moją szyję, zaniosę cię.- posłusznie zrobiłam o co prosi, a potem jedyne co pamiętam to to, że niesie mnie, kładzie na łóżko, całuje w czoło i kładzie się koło mnie, a po tem już nic nie pamiętam bo zasnęłam.
*****
Rozdziały będą się pojawiać często jeżeli będzie duża aktywności, jeśli aktywność będzie mała rozdziały będą pojawiać się rzadziej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro