Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

część 2-rozdz. 21


Było grubo po północy, gdy prawie zasypiałam. Nagle usłyszałam jak Alan się wydziera.

-Nie- krzyknął stanowczo.- W tej chwili wypierdalać mi stąd.- znów krzyknął.

-Przemyśl to- powiedział głośno, któryś chłopak.- Możesz wiele zyskać.

-Powiedziałem, wypierdalać mi stąd.- krzyknął po raz kolejny Alan.- Mam wszystko czego potrzebuje nie trzeba mi nic więcej. Nie ma mowy żebym ryzykował stracenie tego. Nie dawno znów pogodziłem się z Nad. Nie zamierzam kolejny raz wszystkiego spieprzyć, dałem jej słowo i go dotrzymam- wykrzyczał.

Przestraszona jego zachowaniem zerwałam się z łóżka i wyszłam z pokoju, zbiegła po schodach i weszłam do salonu.

-Co się dzieje?- zapytała sennie, ale rozbudziłam się gdy tylko zobaczyłam czterech wściekłych facetów. Stanełam między Alanem, a trzema chłopakami, obawiając się, że mogli by się pobić.

-Nic, panowie już wychodzili.- warknął Alan i przyciągnął moje plecy do swojego torsu. Popatrzyłam na nich pytająco.

-Wychodzicie czy stoicie?- zapytałam zła.

-Wychodzimy- odpowiedział szatyn, patrząc na mnie, a ja wtedy uświadomiłam sobie, że mama na sobie tylko bieliznę i koszulkę Alana, która zakrywa mi tyłek. Warknąłam na niego, a jego wzrok przeniósł się na Alana.- Przemyśl to co ci zaproponowaliśmy.

-Na twoim miejscu zrezygnował bym z tej panny.- powiedział patrząc na mnie pogardliwie. Alan warknął, a ja położyłam swoje dłonie, na jego dłoniach które były na moim brzuchu, chciałam go w ten sposób lekko uspokoić co chyba podziałało.- Możesz mieć wiele korzyści z tego co ci proponujemy. Kasę, dom większy niż ten i za miast jednej panny kilka panien, które będą na każde twoje zawołanie.- dokończył ten łysy.

-Kasę mam, większego domu mi nie trzeba, a gdybyś zaproponował mi te kilka panien kilkanaście miesięcy wcześniej to prawdo podobnie bym się zgodził. Ale nie teraz i po tem też nie. Mam Nadie ona zdecydowanie mi wystarczy, jest dziewczyną, której pragnę, jak tego nie rozumiesz to nie moja wina.

-A co ona może ci dać?- prychnął ten z kolorowymi włosami.- Założę się, że jeszcze ci dupy nie dała, cnotka się znalazła. Stary ona nic nie może ci dać.- Moja pewność siebie zniknęła tak szybko jak się pojawiła.

Jego słowa zabolały mnie bardziej niż jakie kolwiek inne słowa. Odwróciłam się i wtuliłam w Alana. Zacisnełam mocno powieki i przygryzłam wargę, żeby tylko nie zobaczyli,że chce mi się płakać. Alan przyciągnął mnie bliżej siebie i pocałował w czubek głowy.

-Wypierdalajcie stąd w tej chwili i więcej mi się tu nie pokazuje.- krzyknął na nich. Zadrżałam lekko i mocniej się w niego wtuliłam. Objął mnie szczelniej ramionami i oparł swoją brodę na mojej głowie.- Nie słyszeliście?- warknął.

-Przemyśl to.- powiedził i usłyszałam jak zbliżają się do drzwi.

-Przemyślałem i moja decyzja brzmi Nie i się Nie zmieni.- powiedział głośno, a ja usłyszałam otwieranie drzwi. Gdy tylko się zamkłam, rozpłakałam się.

-Ciii skarbie.- brunet pogładził mnie po plecach i usiadł na fotelu, ciągnąc mnie na swoje kolana.- Wszystko będzie dobrze. Nie przejmuj się tym co oni powiedzieli.

-A jeśli oni mają rację? Co ja Ci mogę dać?- wychlipiałam.

-Skarbie.- wziął moją twarz w dłonie tak żebym na niego spojrzała, otarł łzy z moich policzków i zaczął mówić.- To co oni powiedzieli nie ma znaczenia, mogli by mi ofiarować tysiące panien i dziwek, a i tak nie przyjął bym ich oferty. Nie chce nic o prócz ciebie. Nie zależy mi na tobie dlatego, że chce cię zaliczyć. Zależy mi na tobie bo cię kocham.- na jego ostatnie słowa moje serce przyspieszyło.

-Ja też cie kocham.- wyszeptałam.- Ale boję się.

-Czego?- zapytał spokojnie.

-Że znów coś się stanie i nie będzie już nas, że zostaną mi tylko wspomnienia. Boję się być z tobą bo boję się, że znów coś pójdzie nie tak i to co jest między nami się skończy.

-To co jest między nami jest skomplikowane ale jest szczere i prawdziwe. To co jest między nami niego się nie skończy nie pozwolę na to. Będę o ciebie walczył choćby nie wiem co. Ja cie kocham i nie pozwolę ci odejść.

-Ja też cie kocham.- powtórzyłam patrząc mu prosto w oczy, a po tem wtuliłam się w niego mocno. W jego ramionach czułam się bezpiecznie i to w nich chciałam i chce co noc zasypiać.

-Co ja zrobiłem- wyszeptał cicho.

-Nic nie zrobiłeś.

-Nie chodzi mi o to. Gdybym ich tu nie wpuścił, to to wszystko co teraz się dzieje nie miało by miejsca. Ty byś nie płakała, tylko leżała wtulona we mnie i spała spokojnie.- powiedził cicho.

-Nie wiedziałeś, że tak będzie.- powiedziłam cicho.

-Wiedziałem, że ich wizyta nie wróży nic dobrego.- westchnął.- Zawsze jak się pojawiają w mieście to wszystko komplikują.

-Myślę, że powinniśmy już pójść spać.- wyszeptałam po dłuższej chwili i chciałam zejść z jego kolan.

-Myślę, że tak. Obejmij rękami moją szyję, zaniosę cię.- posłusznie zrobiłam o co prosi, a potem jedyne co pamiętam to to, że niesie mnie, kładzie na łóżko, całuje w czoło i kładzie się koło mnie, a po tem już nic nie pamiętam bo zasnęłam.

*****

Rozdziały będą się pojawiać często jeżeli będzie duża aktywności, jeśli aktywność będzie mała rozdziały będą pojawiać się rzadziej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro