część 2-rozdz. 20
Leżenie i oglądanie filmu, przerwał nam dzwonek do drzwi. Westchnęłam cicho i chciałam wstać, ale zatrzymały mnie ręce bruneta.
-Siedź ja pójdę- powiedził i pociągnął mnie spowrotem na sofę.
-Nie, ty siedź.- podniosłam się z kanapy i spojrzałam na niego.- Jak by coś to mam się czym bronić.- powiedziłam ze śmiechem i podniósłam do góry rękę z gipsem. Chłopak zaśmiał się cicho pokręcił głową i powrócił do oglądania filmu.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je mówiąc żeby to było coś ważnego.
Otworzyłam szerzej oczy gdy do środka, bez zaproszenia weszło trzech chłopaków.
-A panowie do kogo?- podniosłam brew do góry i spojrzałam na nich.
-Do Alana.- odpowiedział, któryś.
-Kto przy...?- zaczął Alan, ale urwał gdy zobaczył chłopaków.- Co wy tu robicie?- zapytał zdziwiony.
-Co kumpla już nie można odwiedzić?- zapytał jeden z nich.- Dużo się u ciebie zmieniło.- mówiąc to spojrzał na mnie.
- Można. Mogliście powiedzieć, nastawił bym się do tego psychicznie przynajmniej- dodał ze śmiechem.- Dawno was tu nie było.- przybił z każdym piątkę.- Co was sprowadza?
-Potrzebujemy twojej pomocy- powiedziła jeden z nich.
-W piciu?- brunet podniósł pytająco brew do góry i pokazał na butelki w ich rękach.
-Alan?- zapytałam niepewnie i podeszłam do niego. Stanełam na palcach i szepnęłam mu na ucho.- Kim oni są?
-Wybacz skarbie- powiedział i objął mnie ramieniem w tali. Chłopcy spojrzeli na niego z nie dowierzeniem i zdziwieniem.
-Stary nie mów, że znalazłeś sobie dziewczynę- powiedził ten w szatynowych włosach.
-No...- zaczął Alan, popatrzył na mnie i podrapał się po karku. Kiwnęłam głową widząc pytanie w jego oczach.- Znalazłem. Nadia to jest Bruno- wskazał na szatyna- To jest Dorian- wskazał na chłopaka z włosami pofarbowanymi na zielono- A to jest Zack.- wskazał na chłopaka, który był ogolny prawie na łyso.- Chłopaki to Nadia.
-Nie wierze- powiedział jeden z nich.- A tak mówiłeś, że miłość jest do dupy i nigdy się nie zakochasz.- powiedział kręcąc głową szatyna. Spojrzałam na Alan, na jego twarzy zobaczyłam zakłopotanie.
-Ludzie się zmieniają- powiedział brunet drapiąc się po karku.
-Pogadajcie sobie- powiedziałam z uśmiechem na zachowanie Alana.- Ja idę na górę do sypialni- szepnęłam Alanowi, a na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.- Wal się- syknełam, wiedząc o czym pomyślał.
-Tylko z tobą- szepnął i ścisnął mój tyłek, z moich ust prawie wydobył się jęk, prawie, bo go powstrzymłam.
-Pogadajcie sobie.- powiedziłam tak żeby tamci też usłyszeli.- Tylko go nie upijcie- powiedziłam i pomachałam palcem.- Bo jak to zrobicie to poczujecie gips na ciele.- zaśmiali się na moje ostrzeżenie, a ja razem z nimi. Odwróciłam się i skierowałam się w stronę schodów.
-Niezła dupa- usłyszałam, jeszcze głos, któregoś z chłopaków.
-Trzymaj się od niej z daleka.- odwarknął mu Alan.- Nie dotykaj jej nawet.- Mimowolnie uśmiechnęłam się na to co powiedział.
*****
35🌟+10💬= następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro