część 2- rozdz. 16
Z perspektywy Nadi.
Czułam zapach szpitala i ból w prawej ręce. Moje powieki były ciężkie przez co otworzenie oczu zajęło mi dobre kilka minut.
Ledwo je otworzyłam, a już je zamknęłam, przez rażące mnie światło. Po ruszyłam delikatnie lewą ręką i poczułam, że jest w nią coś wbite ale nie myśłam nad tym zbyt wiele. Próbowałam zrobić to samo z prawa ręka ale była strasznie ciężka.
W końcu zebrałam w sobie wszystkie możliwe siły i determinację i zaczęłam mrugać oczam, a po chwili przyzwyczaiłam je do światła i mogłam mieć otwarte.
Pierwsze co zobaczyłam po odwróceniu głowy w bok. (Co inną droga było okropnie trudne). Tak więc pierwsze co zobaczyłam to czyjaś głowa obok mojego biodra. Po ruszyłam się się delikatnie. Chłopak mruknął, a po sekundzie zerwał się i spojrzał na mnie nie dowierzając.
-Alan?- zapytałam cicho nie wierząc, że tu jest.
-Doktorze- stanął w wejściu do sali i krzyknął.
-To szpital- skarcił go nie znany mi głos.
-Przepraszam- odpowiedział znudzony.- Wybudziła się.
Weszli razem do sali i podeszli do łóżka.
-Jak się czujesz w skali od 1 do 10?- zapytał doktor.
-8- odpowiedziałam po chwili.
-A te dwa pozostałe?
-Ból w prawej ręce i ta rurka podpięta do lewej, nie mogę nimi prawie ruszać.
-Siostro- do środka weszła jakaś kobieta.- Proszę podać pacjętce środki przeciw bólowe i wykonać podstawowe badania.- kobieta skineła głową i zrobiła o co poprosił.
Podała mi jakąś tabletkę, którą połknełam, a następnie pobrała mi krew i zadała kilka nie istotnych pytań. Typu czy nie jest mi słabo lub czy nie chce zwymiotować. Na obydwa odpowiedziałam przecząco.
-Pamiętasz co się stało?- zadał kolejne pytanie doktor świecąc mi czymś w oczy.
Zastanawiałam się chwilę, głową z każdą minuta zaczynała boleć mnie coraz bardziej. Ale gdy sobie przypomniałam co się stało ból minął.
-Tak- odpowiedziałam po dłuższej chwili na mysłu.
-Dobrze.- odpowiedział.- Zostaniesz kilka dni na obserwacji.
-Doktorz?- zapytałam gdy stanął w progu.
-Jak długo byłam nie przytomna?
-Trzy dni- uśmiechnął się i wyszedł z sali.
-Boże, Skarbie nie masz pojęcia jak się o ciebie martwiłem- powiedział Alan i złapał mnie za rękę delikatnie tak żeby nie dotknąć podłączone króplówki. Wyciągłam dłoń z jego dłoni i odwróciłam się plecami do niego.
-Gdzie jest Rafał?- zapytałam chłodno po chwili.
-Pojechał na chwilę do domu- odpowiedział z bólem.
Odwróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam na jego twarz. W jego oczach zobaczyłam, ból, rozczarowanie i smutek.
-Byłeś tu przez cały czas?- skinął głową.- Po co?- zadałam kolejne pytanie i odwróciła twarz w stronę okna.
-Musiałem wiedzieć co z tobą jest.
-Teraz już dobrze możesz iść- powiedziałam nie patrząc na niego.
-Nadia ja wiem, że spieprzyłem.- zrobił pauzę jakby zastanawiała się co powiedzieć.- Ale żałuję, przepraszam za to co wtedy powiedziłam... ja... ja nie wiem dlaczego to powiedziałem ale żałuję.- spojrzałam na jego twarz szukając na niej jakiego kolwiek cienia kłamstwa ale nic takiego nie znalazłam.
-Jedno przepraszam niczego nie zmieni- powiedziłam i znów odwróciłam twarz w stronę okna. Nie chciałam żeby widział moje łzy.
Obszedł łóżko i kucnął przy nim tak żeby widzieć moją twarz.
-Wiem, że jedno przepraszam niczego nie zmieni. Ale proszę daj mi szansę- ostatnie zdanie wypowiedział błagalnie.
-Czasami dać komuś drugą szansę to tak jakby dać mu drugą kulę bo nie trafił mas za pierwszym razem.- Za cytowanym mu tekst z jakiejś stronki, który zapamiętałam.-A tu swoją już miałeś i spieprzyłeś.
-Do trzech razy sztuka- wyszeptał.
-Na wszystko masz odpowiedź?
-Nie.- odpowiedział cicho.- Do trzech razy sztuka- powtórzył.- Proszę daj mi jeszcz jedną szanse obiecuje, że nie spieprzę.
-Muszę to przemyśleć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro